Kolejny upalny dzień na japońskich drogach. W okolicy Sendai jest niewiele zamków, więc żeby się dostać do najbliższego potrzebowałem całego dnia. Zamek Shiroishi-jō był moim dzisiejszym celem.
Jadąc po ulicach Sendai, natrafiłem na rozwieszone lampiony. Okazało się, że to z okazji jakiegoś festiwalu w pobliskim chramie. Wielka brama torii zapraszała do środka, więc wszedłem na chwilę i przypomniało mi się, że już raz odwiedziłem ten chram – Ōsaki Hachiman-gū, ale wtedy wjechałem od północy. Festiwal zaczynał się najprawdopodobniej wieczorem, bo stragany z jedzeniem dopiero były rozstawiane.
Wyjechałem z miasta i trafiłem na drogi, które znałem z niejednej wyprawy. Okolice Sendai powoli przestają zaskakiwać. Góra Zaō, którą miałem na oku, dzisiaj również była okryta chmurami, więc ponowna wspinaczka na nią odpadała. Miałem bliziutko do miasta Shiroishi, więc szybko dojechałem na miejsce i odnalazłem zamek, kierując się znakami turystycznymi.
Wydawało mi się, że muszę kupić bilet w automacie, ale nie działała opcja najdroższa, czyli standardowo bilet indywidualny dla dorosłego. Kupiłem więc tańszy z nadzieją, że mi to wybaczą. Gdy wszedłem za mury, a potem dostałem się na wieżę zamkową, wszystko się wyjaśniło. Nie musiałem kupować biletu, aby zobaczyć zamek. W środku trwało jakieś wydarzenie i dwa piętra zostały zamknięte. Stąd pewnie niemożliwość kupienia całego biletu. Widok ze szczytu nie był jakiś specjalny, a wnętrza były puste (jak w większości japońskich zamków), więc trochę żałowałem wydanych pieniędzy.
Niestety zbliżał się wieczór, więc musiałem szybko wracać. Zaplanowałem ruszyć z biegiem rzeki w kierunku oceanu. Mimo to trafiłem na kilka pagórków. Na wałach przeciwpowodziowych wjechałem na kilka ślepych dróg. Pamiętam, jak
wiosną jechałem długą drogą z Ogawary w kierunku ujścia rzeki. Tym razem znalazłem się po złej stronie rzeki i narobiłem sobie kłopotów z błądzeniem. Potem jakoś przedostałem się na drugą stronę i nadrobiłem kawał drogi do Sendai, pokonując trasę w dużej mierze tymi samymi drogami, co wtedy. Do domu dotarłem późno i byłem wykończony. Nie było mowy o żadnych festiwalach.