Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Polska

Dystans całkowity:111070.90 km (w terenie 10068.58 km; 9.07%)
Czas w ruchu:4476:46
Średnia prędkość:19.77 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:536682 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:219415 kcal
Liczba aktywności:1506
Średnio na aktywność:73.75 km i 3h 22m
Więcej statystyk

Zamek Kamieniec

  93.09  04:56
Gorąc doskwierał od rana. Do tego było parno, choć daleko naszej wilgotności do tego, co jest latem w Japonii. Przejechałem kawałek krajówki, ale ruch był zbyt ciężki, więc uciekłem na boczne, pagórkowate drogi. Dzisiaj też nie było atrakcji. W Krośnie rozkładał się jarmark. Miałem ruszyć do Jasła, ale prognoza pogody nie wyglądała zbyt optymistycznie. Potem i tak jeszcze ze dwa razy dokonałem korekty.
Za Krosnem zauważyłem zamek i akurat mój nowy plan się o niego ocierał. Niewielka ruina, remontowana chyba w wolnych chwilach, bo wyblakłe tablice informowały o zakończeniu robót w 2016 roku. Następnie w Strzyżowie zobaczyłem tunel schronowy na dawnym odcinku kolejowym. Bił stamtąd przyjemny chłód. Niby miało padać, a chmury pojawiły się tylko na chwilę. Potem znów smażyło. Pokonałem kilka wzniesień i znalazłem się w Rzeszowie. Po deszczu nie było ani śladu.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami

Solińskie Zakopane

  90.07  04:52
Dosyć łażenia po górach, bo nóg nie czuję. I tak prognoza pogody wygląda źle. W nocy popadało, po niebie wciąż snuły się chmury. Ruszyłem szutrowym szlakiem wzdłuż rzeki Wetlina. Potem wojewódzką do Soliny. Słońce zaczęło przypiekać, a na drodze spotkałem przekrój gruzów z całej Polski. Jak można taki złom dopuszczać do ruchu?
O Solinie gdzieś przeczytałem, że przypomina Zakopane i dzisiaj się o tym przekonałem. Ludzi i tandety było co nie miara. Nie pojmuję, co przyciąga turystów. Nawet jedzenie jest drogie, zwłaszcza pozycje z Bieszczadami w nazwie, a spróbowałem cepelinów bieszczadzkich i bardziej smakowały mi na Podlasiu, gdzie nazywają je kartaczami.
Dojechałem do Leska, gdzie nad horyzont dotarła ciemna chmura. Grzmiało i błyskało. Wkrótce zaczęło padać. Schroniłem się w przydrożnym barze, gdzie skusiłem się na proziaka, czyli bułkę na sodzie podawaną zwykle z masłem z czosnkiem niedźwiedzim. Ale one są maleńkie. Teraz rozumiem, czemu widziałem je zwykle w sekcji przystawek.
Większa chmura przeszła, ale nadciągała kolejna. Ciapało, czasem popadało mocniej, to chowałem się pod zadaszeniem, ale nawet nie zakładałem ciuchów od deszczu. Temperatura w końcu spadła do przyjemnych 20 °C.
Od Sanoka jechałem krajówką, byle zdążyć do hostelu. Deszcz się wypadał i można było dojrzeć jakieś widoki, ale gonił mnie czas. Po dotarciu odwiedziłem jeszcze lokalną karczmę, gdzie mieli knysze z ziemniakami i czosnkiem niedźwiedzim. Farsz był bardzo zielony, ale smaczny.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami, terenowe

Połonina Wetlińska

  28.88  01:29
W końcu jakieś zaskoczenie. W nocy popadało, a nad ranem parę chmur kręciło się po niebie, dzięki czemu nie było aż tak gorąco. Zjadłem śniadanie i pokonałem dwa znajome podjazdy z serpentynami, dostając się do miejsca noclegu. Zostawiłem rower i poszedłem na przystanek autobusowy. Nie miałem sił na długi dystans. Spóźniłem się 2 minuty, odczekałem z 20 i już kończyłem rezerwować miejsce w autokarze jadącym godzinę później, gdy nadjechał spóźniony bus.
Początkowo planowałem ruszyć szlakiem czerwonym z Brzegów Górnych, ale szlak żółty od Przełęczy Wyżnej miał mniejsze przewyższenie. Tam też zacząłem wędrówkę. Szlak był wydeptany, do tego minąłem hordy ludzi. Na szczycie było ich jeszcze więcej. Zachmurzenie stało się całkowite, zruszył się wiatr. Widoki już tak nie zachwycały, jak wczoraj.
Kontynuowałem szlakiem czerwonym, zostawiając Połoninę Caryńską na okazję kolejnej wizyty w Bieszczadach. Szlak stawał się coraz mniej zadeptany, bo dystans do najbliższego parkingu szybko rósł. Zaczęło kropić, ale miałem lekką, choć nieoddychającą pelerynę, którą dostałem od zatroskanego Japończyka. Wystarczyła, by uchronić elektronikę przed przemoknięciem.
Opad kilka razy powrócił z różną intensywnością. Dzisiaj zamiast latających mrówek było mnóstwo podlotów. Szlak robił się coraz bardziej dziki, gdy ścieżka kurczyła się, a roślinność przewyższała turystów. Im bliżej Smereka, tym spotykałem mniej ludzi. Deszcz dodatkowo rozmiękczał glinianą ścieżkę, która momentami nie dawała pewności na bezpieczne zejście. Było ślisko, a moje buty nadawały się tylko do prania. Na szczęście dzisiaj nie zaliczyłem żadnej wywrotki. Po powrocie zjadłem fuczki, czyli placki z kapusty kiszonej. Takie kwaśniejsze placki ziemniaczane.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami

Tarnica

  47.76  03:07
Kolejny dzień bez zaskoczenia. Miałem do wyboru cofnąć się kawałek po drodze z wczoraj lub pojechać po szlakach. Zaledwie 100 m różnicy w pionie, więc wybrałem nową trasę. Zaczęło się grubym szutrem i, poza stromym odcinkiem pokrytym asfaltem, reszta drogi wyglądała niemal identycznie. Było gorąco, jusznice atakowały, kamienie wyślizgiwały się spod kół. Wjechałem na kawałek pokonany przed kilku laty. W końcu też udało mi się znaleźć otwarty sklep. Potem widziałem jeszcze ze dwa zanim znalazłem się u celu.
Miałem rezerwację na dwie noce, ale pani coś pokręciła i za dużo osób miało przyjechać. Zasugerowała zapytać u sąsiada. Był dostępny pokój, ale tylko na jedną noc. W sumie tyle mi wystarczało, więc poszedłem na rękę roztrzepanej gospodyni.
Został mi kawał dnia. Zapakowałem plecak i ruszyłem pieszo na szlak. Ludzi było okropnie dużo. Szlak był strasznie zadeptany, czego nie spodziewałem się. Dla kontrastu szlak do źródła Sanu był ledwo widoczny w wysokiej trawie. Nie mam kondycji do wspinaczki, ale gdy pojawiły się widoki, znalazły się i siły, by wejść na szczyt. Skrzydlate mrówki trochę natarczywie utrudniały ostatnie podejście. Widoki ze szczytu Tarnicy nie różniły się wiele od tych na drodze na górę. Szybko więc zszedłem do przełęczy. Tam łączyło się kilka szlaków. Zdecydowałem się wrócić na około, przez Ustrzyki. Dopiero wtedy bieszczadzkie krajobrazy zachwyciły mnie. Tarnica z Tarniczką widoczne z Szerokiego Wierchu wyglądały jak malowane. Powinienem częściej wychodzić w góry.
W Ustrzykach odwiedziłem jedną z restauracji. Lokalne dania nie ciekawiły tak bardzo. Rozważałem powrót busem, ale już nic nie jeździło, a taksówka pewnie kosztowałaby majątek, więc zrobiłem sobie spacer przed zmrokiem. Straż graniczna działa intensywnie na tym obszarze, sprawdzając każdego poruszającego się drogą, więc pewnie nawet nie złapałbym stopa, gdyby ktokolwiek jechał do Wołosatego.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami

Arboretum w 20 minut

  126.35  06:20
Kolejny gorący dzień. Ruszyłem do Tarnogrodu. Było sporo borów pełnych kwitnących wrzosów i niekończących się pagórków. Potem droga do Sieniawy pod słońce, bez grama cienia, że na liczniku wybiło 36 °C. W dodatku jeden odcinek był tak koszmarny, że pękła szprycha. Po zbadaniu koła znalazłem urwane aż dwie.
Niedziela przyniosła kolejne problemy, bo w Sieniawie wszystkie sklepy i restauracje były pozamykane. Na szczęście trafiłem na bar, gdzie mogłem coś zjeść. Przedostałem się przez San po jednym z nielicznych mostów i bocznymi wertepami dojechałem do Jarosławia. W drodze do Radymna wjechałem na kawałek krajówki. Dużo rowerzystów, ale pobocze nie nadawało się do jazdy.
Z Radymna ostatkami sił dojechałem do arboretum. Późno, bo nieco ponad 20 minut przed zamknięciem, ale po tej całej gonitwie nie mogłem odpuścić. Zrobiłem szybki spacer, rezygnując z wdawania się w szczegóły. Przegapiłem wiele atrakcji, ale i tak było warto. To miejsce wymaga przynajmniej dwóch godzin, by je poznać, a co dopiero przystanąć przy każdej roślinie.
Zostało mi dostać się do Przemyśla po szlaku Green Velo. Tam zjadłem gołąbki po przemysku. Podobne do gołąbków z ziemniakami, tylko nie wyczułem żadnych dodatków. Roztoczańskie łupcie w Zamościu bardziej mi smakowały. Dzisiaj zatrzymałem się w akademiku.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami, góry i dużo podjazdów

Spacer po Roztoczu

  100.00  04:54
Miałem zupełnie inne plany, ale nie wyszło, więc mając zaplanowany urlop, wpadłem na inny pomysł, który chodził za mną od paru lat. W Bieszczadach byłem 8 lat temu, więc pora odświeżyć sobie wspomnienia. Akurat zapowiadał się pogodny tydzień. Spakowałem sakwy i ruszyłem.
Zanosiło się na upalny dzień, ale nie było źle. Pojechałem znanymi drogami przez Rejowiec, Krupe i Krasnystaw. Potem odcinkami Green Velo do Szczebrzeszyna i w końcu do Zwierzyńca. Ruch na drogach był duży, trafiłem na zjazd głośnych motorów i trasę dwóch rajdów rowerowych. Zwierzyniec był przeładowany turystami. Miałem trochę obaw, ale zostawiłem rower na parkingu i wszedłem na szlak. Nie było tak tłoczno, jak sądziłem. Nad stawami Echo było za to mnogo plażowiczów. Wszedłem jeszcze na szlak na Piaseczną Górę, gdzie ruch niemal zamarł.
Mając trochę czasu w zapasie, znalazłem restaurację z wolnym stolikiem i zjadłem smacznego pieroga roztoczańskiego z jogurtem, który jest w sumie pierogiem biłgorajskim, tylko pewnie nazwa nie pasowała. Pozostało mi pokonać szlak po drogach leśnych, aż dotarłem do starej szkoły, którą przekształcono w schronisko.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, setki i więcej, z sakwami, wyprawy / Bieszczady 2023

Dwie złote minuty

  20.80  00:56
Oddałem rower do serwisu, żeby wymienili parę rzeczy, w tym urwaną linkę. Zawiedli mnie, bo rower wrócił cały w smarze, dwa pancerze są za krótkie, a jeden tak długi, że mogę go owinąć o kierownicę. Do tego owijka wyglądała, jakby została założona przez pierwszoklasistę. Gorzej niż amatorszczyzna. Po prostu ręce opadają.
Wyszedłem na chwilę, bo mało jeżdżę po powrocie z Azji. Na szczycie jednego wzgórza trafiła mi się złota godzina, która trwała ze dwie minuty. Było jak z obrazka.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji

Lipiec 2023 (Fuji)

  58.17 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Fuji, kraje / Japonia

Pod Chełmem

  24.06  01:03
Wyszedłem przed wieczorem na chwilę. Było przyjemnie, może ciut za ciepło, ale nadal dalekie to do letniego koszmaru z Japonii.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, Chełmski Park Krajobrazowy

Letnie „Czahary”

  71.34  03:26
Ostatnio po „Czaharach” spacerowałem, gdy te były pełne wody. Wiało trochę w plecy, trochę z boku, więc sprawnie dostałem się do celu. Obawiałem się tłumów, bo minąłem kilkadziesiąt osób na drodze do ścieżki, ale na ścieżce tylko minąłem się z głośnym „bydłem”. Potem mogłem w samotności odpędzać komary, muchy i jusznice. Temperatura była przyjemniejsza niż rok temu, więc i ścieżka jakoś lepiej wyglądała, ale nadal uważam, że to wiosenne i jesienne scenerie są tam najlepsze. Poza owadami spotkałem kilka jaszczurek i przynajmniej jednego zaskrońca. Po niebie rozchodził się odgłos gęsi, a na końcu ścieżki zestresowałem żerującego boćka.
Powrót trochę pod wiatr, więc jechało się ciężej. Temperatura nawet odrobinę spadła i zanosiło się na opady, ale dotarłem do domu suchy.
Kategoria Chełmski Park Krajobrazowy, kraje / Polska, Poleski Park Narodowy, Polska / lubelskie, rowery / Trek, terenowe

Kategorie

Archiwum

Moje rowery