Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

za granicą

Dystans całkowity:49248.03 km (w terenie 1277.72 km; 2.59%)
Czas w ruchu:2950:56
Średnia prędkość:16.69 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:418083 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:23072 kcal
Liczba aktywności:661
Średnio na aktywność:74.51 km i 4h 27m
Więcej statystyk

Pagoda przy leśnej ścieżce

  103.41  06:46
Rano było chłodno. Do tego wiał wiatr, który nie był mi na rękę. Jechałem wzdłuż rzeki na północ. Po drodze niepotrzebnie skręciłem i wjechałem na nieprzyjazne drogi wiodące wśród pól ryżowych. Nieosłonięte od wiatru psuły radość z jazdy.
W sumie w najbliższym miasteczku nie było lepiej. Dopiero droga wiodąca przez góry przyniosła odrobinę odpoczynku. Przynajmniej od wiatru, bo pod górę było ciężko.
Trafiłem na kilka kwitnących drzew wiśni, a także na zaspy topniejącego śniegu. Na horyzoncie mogłem również dostrzec ulewę. Nie miałem żadnej w planach.
Olśniło mnie, gdy dojechałem do stacji drogowej (Michi-no-Eki). Jechałem tą samą drogą, co półtora roku temu, a do tego wtedy zatrzymałem się w tym samym hotelu, z którego wyruszyłem dzisiaj. Już wiedziałem, że reszta będzie z górki. Przynajmniej miała być.
Kilka kilometrów dalej lunęło. Udało mi się schować pod jednym z zadaszeń na drodze. Po kilku minutach deszcz ustał niczym woda z prysznica na monetę na Islandii. Potem jeszcze tak kilka razy, aż dojechałem do rozwidlenia dróg. Miałem w planie zobaczyć pewną pagodę i akurat pojawiła się na znaku drogowym, więc ruszyłem we wskazanym kierunku. Źle to rozegrałem.
Po kilku kilometrach za plecami pojawiła się burza z czarnymi chmurami i piorunami. Myślałem, że przejdzie bokiem, ale nic z tego. Kilka kilometrów dalej mnie złapała. Zmokłem tylko trochę zanim schowałem się pod dachem pobliskiej poczty. Deszcz przeszedł, ale potem wrócił jeszcze kilka razy. Na szczęście ze zmniejszoną siłą.
Doszedłem do momentu, gdy trzeba było zrobić podjazd. Nie miałem już wyjścia, więc metr po metrze piąłem się w górę. Na szczycie, który był trzykrotnie wyższy niż to sobie wyobrażałem, trafiłem na płatną drogę dla aut. Jeszcze kasjer wyszedł ze swojej budki, aby krzyknąć, że rowerem nie można. Sprawdziłem swoje opcje i... ruszyłem w dół. Kończył mi się czas, więc stwierdziłem, że sobie daruję atrakcję.
Jadąc w dół, jeszcze skręciłem w drogę, która biegła przy punkcie, który oznaczyłem na mojej mapie jako wejście do chramu. Zaskoczył mnie napis informujący o 10-minutowym spacerze. Tylko tyle zrozumiałem po japońsku, więc pomyślałem, że mogę zobaczyć, co takiego udostępnili.
Wszedłem do na leśną ścieżkę. Minąłem kilka klimatycznych widoków, dziesiątki potężnych drzew, kilkanaście kapliczek i dojrzałem mój cel. Pagoda Hagurosan Gojūnotō stojąca wśród drzew. 600-letnia wieża stała się niestety komercyjną atrakcją turystyczną, więc doczepili do niej schody, obok postawili kilka stoisk z pamiątkami i punkt opłat za wejście do wnętrza. Mimo to wygląda przepięknie.
Wróciłem do roweru i dokończyłem zjazd do miasta. Mogłem w sumie darować sobie podjazd i dotrzeć do pagody łagodniejszą drogą, ale cóż, uparłem się. Po drodze trafiłem na drogę dla rowerów, która obiecywała zabrać mnie do celu, ale biegła ona niestety dłuższą trasą, aby ominąć ruchliwe drogi, więc gdy zauważyłem podstęp, zjechałem na krajówkę i tak dostałem się do Tsuruoki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ku nowej przygodzie

  57.38  03:08
Ruszam na kolejną wyprawę. Nie wiem jeszcze dokąd mnie doprowadzi, bo mam drobne problemy, ale trzeba być dobrej myśli. Musiałem wstać wcześnie rano, bo prognoza przewidywała opady deszczu. Dobre i to, bo początkowo prognozowano deszcz codziennie przez 2 tygodnie.
Pojechałem najpierw w kierunku centrum, aby nie błądzić w zawiłej sieci japońskich ulic, a potem prosto na zachód. Droga przeze mnie już znana i mieszanymi uczuciami obdarowywana. Dzisiaj był ostatni dzień złotego tygodnia, czyli serii świąt, podczas której miliony obywateli cierpiących na pracoholizm musiało odpocząć od pracy. Wielu wyjechało do innych miast i dzisiaj trwał masowy powrót, który objawiał się masowym zakorkowaniem dróg. Wymuszało to konieczność jazdy po chodnikach, nie zawsze szerokich i wygodnych, a gdy taki chodnik się kończył – bo chodniki na przedmieściach w Japonii są jak drogi dla rowerów w Polsce – to trzeba było przejść na drugą stronę. Czasem to trwało, bo ludzie zmęczeni powrotem nie myślą o przepuszczeniu pieszego na przejściu, więc trzeba czekać.
W końcu wygoda się skończyła i trzeba było wjechać na drogę. Niestety bez pobocza, więc w dużym ruchu, gdzie każdy chciał przejechać jak najszybciej, byłem wyprzedzany na gazetę. Pocieszała mnie myśl, że to tylko dzisiaj.
Równo o godz. 11 – zgodnie z prognozą pogody – zaczęło kropić. Na kilka kilometrów przed tunelem łączącym dwie prefektury. Już myślałem sobie, jaka to prefektura Yamagata jest zła, bo ile mnie przykrych rzeczy w niej spotkało (deszcz u celu, kapeć następnego dnia czy nieplanowany zmrok), a za tunelem było sucho. W lusterku tylko widziałem czarne chmury i choć widok był przepiękny, wręcz fotogeniczny, wolałem korzystać z ciszy przed burzą i mknąłem w dół. Na liczniku utrzymywała się prędkość przynajmniej 45 km/h. Kierowcom to nie przeszkadzało w wyprzedzaniu mnie (limit prędkości to 50 km/h).
W końcu, na kilka kilometrów przed celem, wyszło przeraźliwe słońce. Pozwoliłem sobie wyciągnąć aparat dla kilku ujęć. Gdy tylko dojechałem do hotelu, zaczęło kropić. Potem przyszła burza i rozpadało się na całego. W nocy powinno ustać.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Złote wzgórza

  76.30  04:25
Góry wiosną również potrafią być złote. Nieopodal Sendai jest jedno pasmo wzgórz, które upodobały mi się szczególnie. Zawsze czymś zaskakują, czy to w drodze do Kurihary, podczas zwiedzania Miyatoko, czy podczas powrotu z Miyato-jimy. To są chyba moje ulubione wzgórza w Japonii.
Ruszyłem trochę chaotycznie, z czego zdałem sobie sprawę po kilku kilometrach. Miałem pojechać na zachód, aby wjechać w góry, a ruszyłem prosto na północ, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ruszyłem wzdłuż doliny, nieco okrężną drogą, aby dojrzeć wzgórza skąpane w promieniach słonecznych.
Aby urozmaicić sobie trasę i odkryć nowe drogi, pojechałem nieco bardziej na północ, wśród pól ryżowych wypełnionych wodą. Przejechałem potem wzgórze, za którym biegła droga z ostatniej wycieczki. Owa droga po części zainspirowała mnie do dzisiejszej wyprawy. Pokonałem zaledwie jej odcinek, aby wjechać na kolejne wzniesienie. Minąłem zaskakująco dużo zabudowań. Droga zrobiła pętlę, więc przedostałem się na kolejną, która prowadziła nad sztuczny zbiornik. Obawiałem się, że droga wokół jeziora była tylko na mapie, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Znów zaskoczyła mnie liczba zabudowań, a droga ostatecznie przeprowadziła mnie przez kolejne wzgórze.
Znalazłem się w okolicy historycznej wsi Miyatoko. Skierowałem się do Sendai. W cieniu gór, a potem w świetle zachodzącego słońca wróciłem do domu. Dzisiejsza złota godzina trwała jakby przez cały dzień, oświetlając złote wzgórza.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Izumigatake

  74.60  04:55
Pogoda się popsuła. W prognozie prawie dwa tygodnie deszczu, ale dzisiaj pojawiło się okienko. Dlaczego tego nie wykorzystać? Rzuciła mi się w oczy jedna taka górska droga. Postanowiłem sprawdzić jej tajemnice.
Robiło się upalnie. Ruszyłem niespiesznie w kierunku zachodnim wzdłuż rzeki Nanakita-gawa. Niepokoił mnie duży ruch, a potem jeszcze doszedł wiatr w twarz. Rozpoznałem kilka znajomych dróg sprzed roku. Ale zaraz zaczął się właściwy podjazd.
Minąłem się z dziesiątkami kolarzy, którzy pędzili w przeciwnym kierunku, więc byłem dobrej myśli. Obawiałem się bowiem, że droga będzie zamknięta, jak to bywa zimą w górach.
Napełniony optymizmem, wspinałem się kilometr po kilometrze. Na drodze stanął tunel, ale nie prowadził przez żadną górę. Nie jestem pewien, dlaczego powstał, ale mam pewną teorię – element zaskoczenia. Zaraz za tunelem kwitły setki drzew wiśni. Hanami w tych górach trwało w najlepsze (w Sendai płatki opadły z większości drzew).
Dojechałem pod stok narciarski. Już bez śniegu, ale kilka zakrętów dalej, na kolejnym stoku, śnieg wciąż był widoczny. Oczywiście było chłodniej niż tych kilka zakrętów wcześniej.
Jechałem coraz wyżej, ruch malał, aż w końcu dotarłem do zwężenia. Tam minąłem ostatnie auto i miałem drogę tylko dla siebie. Ale co to za droga? Co kilkaset metrów leżał śnieg, aż w końcu droga asfaltowa zmieniła się w żwirową. Po raz pierwszy w Japonii jechałem po drodze terenowej. Zaskoczyło mnie to, bo podczas planowania droga wyglądała na w pełni asfaltową.
Jechałem wolno, obawiając się, że spotkam mieszkańca tych gór – niedźwiedzia. Droga mocno przypominała tę ze Słowacji, gdzie też nie planowałem terenu. Nie było za wygodnie, bo na kamieniach trzęsło jak w Górach Lewockich. Jak dobrze, że nie zaplanowałem jazdy w odwrotnym kierunku, bo wykończyłby mnie taki podjazd. Z drugiej strony, po męczącym podjeździe mogłem zjechać asfaltem jak dziesiątki rowerzystów, których spotkałem wcześniej. Zawiedli mnie, bo robili podjazd i zjazd tą samą trasą. Nie mogłem się poddać, choć była obawa, że w którymś momencie droga może się skończyć.
Na jednym rozdrożu nie spojrzałem na mapę i pojechałem źle, myśląc, że wybrana droga była tą właściwą. Okazało się inaczej, ale może nawet skróciłem sobie dystans w terenie.
W końcu wydostałem się do cywilizacji, choć po drodze minąłem kilka pustych aut, w tym jedno ze znakiem niedźwiedzia na masce. Miałem to już za sobą, więc zjechałem w dół, mijając dziesiątki pól ryżowych wypełnionych wodą. Sezon rolniczy się rozkręca w tym regionie.
Po powrocie do domu usłyszałem w telewizyjnych wiadomościach o śmiertelnym ataku niedźwiedzia na dwójkę turystów w mieście Aizu-Wakamatsu. Wycieczka się udała, ale lepiej uważać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, terenowe, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wieczorem do Sendai

  36.63  02:11
Wieczorem powróciłem do Sendai. Po zmroku droga się nieco dłużyła. Zrobiłem kilka zdjęć napotkanym restauracjom. Jak zwykle dorzucam do tego trochę zdjęć z ostatnich kilku dni z Sendai.
Kategoria kraje / Japonia, po zmroku i nocne, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, mikrowyprawa, rowery / Trek

Lalki kokeshi

  65.89  03:37
Moje wczorajsze poszukiwania naprowadziły mnie na dobry trop. Byłem we właściwym mieście, ale poszukiwane przeze mnie miejsce było w innej dzielnicy. Musiałem wybrać się w góry.
Dzień zapowiadał się upalnie, ale wiał silny wiatr – w twarz. Pół dnia pod górkę. W dzielnicy Iwadeyama trafiłem na aleję wiśniową. Rzeka obsadzona kwitnącymi drzewami przyciągała zaledwie kilka osób. Przypomniała mi się poprzednia wizyta w tej dzielnicy. Próbowałem jeszcze odnaleźć jedno historyczne miejsce, ale akurat skończyła mi się ważność danych w telefonie i szukanie po omacku skierowało mnie w zupełnie innym kierunku niż powinienem był szukać. Trudno, może innym razem.
Dalsza droga na północ pięła się lekko w górę. Jechałem wzdłuż doliny budzącej się do życia po zimie. Drzewa wiśni dopiero zakwitały. Góry są ciekawym sposobem na przedłużenie hanami. Tylko trzeba jeszcze wiedzieć, gdzie szukać drzew wiśni.
Dotarłem do mojego celu – Naruko-onsen. Jest to teren aktywny wulkanicznie, dzięki czemu jest bogaty w gorące źródła. Większą sławę jednak mają tutaj lalki kokeshi. W dzisiejszych czasach wykonywane w całej Japonii, ale najbardziej znane w regionie Tōhoku są kokeshi z Naruko. Ręcznie wyrabiane z drewna i malowane przez licznych w tej dzielnicy rzemieślników nie mają sobie równych. Mówi się, że każda figurka ma swoją duszę.
Przejechałem tylko główną ulicę i musiałem wracać. Planowałem zostać dłużej, odwiedzić jeszcze kilka miejsc, ale miałem zaledwie kilka godzin dla siebie, bo byłem umówiony, a większość czasu poszła na jazdę pod górę z wiatrem w twarz. Całe szczęście powrót przebiegł sprawnie. Wiało w plecy, do tego miałem ciągle w dół. Sama przyjemność.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wiśnie na Wielkanoc

  45.19  02:11
Rodzice Aki zaprosili nas na weekend. Wielkanoc w Japonii ma znikomą popularność w przeciwieństwie do komercyjnego Bożego Narodzenia. Mogłem więc spędzić ten czas dowolnie, mając 3 dni wolnego.
Chcąc zaoszczędzić na dojeździe, wybrałem rower, bo miasto rodzinne Aki jest bardzo blisko. Pogoda o poranku była idealna. Zachmurzone niebo i średnia temperatura dodatkowo zachęcały do wyjścia na rower. Ruszyłem na północ.
Wydostanie się z japońskiego miasta to zawsze logistyczny problem. Do tego liczba sygnalizacji świetlnych oraz aut nie zachęcają do mieszkania w mieście. Często musiałem uciekać na chodniki, aby nie wyjść na nieuprzejmego obcokrajowca (a takich niestety jest tutaj pełno). Przynajmniej na rowerze trekingowym jedzie się po tych chodnikach o wiele przyjemniej niż na kolarzówce.
Za autostradą wjechałem na główną drogę, po której dostałem się do docelowego miasta. Mając duży zapas czasu, chciałem odnaleźć pewne pomniki charakterystyczne dla tego regionu. Nie udało mi się, ale i tak trafiłem na kilka historycznych i ciekawych miejsc. Do tego dużo drzew wiśni wciąż tutaj kwitnie, bo w Sendai sezon się niestety skończył.
Ostatnim punktem dnia była wycieczka do sąsiedniej prefektury, gdzie drzewa wiśni dopiero zakwitły. Tam jednak dostaliśmy się autem, więc dołączam tylko kilka zdjęć z tej wizyty.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, mikrowyprawa, rowery / Trek

Tunel sakury

  71.60  04:04
Plan na dzisiaj był krótki, choć droga dłuższa. Chciałem dostać się do miasteczka Ōgawara, przez które przejechałem 2 tygodnie temu. Wtedy jednak drzewa wiśni czekały na rozkwit, a ten weekend był idealnym momentem na odwiedzenie ścieżki biegnącej wzdłuż rzeki obsadzonej drzewami wiśni.
Jazda na południe zabrała mi strasznie dużo czasu. Wiatr z południowego-wschodu mógł wtrącić swoje trzy grosze. Zatrzymał mnie też chram Takekoma-jinja, obok którego przejeżdżałem tyle razy, a nigdy nie wszedłem do środka. Dzisiaj w końcu to zrobiłem i okazał się dużo rozleglejszy niż można było sądzić po widoku z ulicy.
Dotarłem do rzeki Abukuma-gawa, skąd miałem idealną trasę biegnącą po wałach. Zero skrzyżowań, brak podjazdów. Już po drodze minąłem kilka drzew wiśni, a na horyzoncie można było dostrzec kilka tysięcy innych białych i różowych koron drzew.
Znalazłem się w miasteczku Shibata, gdzie zaczynała się właściwa trasa spacerowa przez tunele kwitnących wiśni. Oczywiście było tłoczno, zakaz jazdy rowerem. Przespacerowałem się kilkaset metrów i zdecydowałem wracać. Nie dotarłem do celu, który w sumie i tak nie różnił się wiele od tego, co zobaczyłem od czasu wejścia na teren spacerowy. Przedostałem się na drugą stronę rzeki, aby spokojniejszymi ścieżkami dostać się z powrotem na wschód. Było bardziej pod wiatr, ale w końcu, gdy skierowałem się na północ, droga była lekka i przyjemna. Niebo – w porównaniu z porankiem.
Powróciłem do Sendai, gdzie byłem umówiony ze znajomymi. Stąd również moja szybka decyzja o odwrocie, ale jak już wspomniałem – wiele nie straciłem. To już moja trzecia wizyta w tamtym miejscu. Pierwszy raz 2 lata temu.
Do kolekcji dorzucam kilka zdjęć z wczorajszego hanami w Sendai.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Śnieg w Sendai

  23.09  01:25
Zrobiłem sobie krótki wypad bez roweru do regionu Kansai (Nara, Kyōto, Ōsaka). Gdy wróciłem, przywitał mnie śnieg. Przynajmniej jego resztki, które zalegały na poboczach dróg jako zaspy lub na ulicach jako kałuże. Przynajmniej urlop się udał, bo przez większość czasu miałem ładną pogodę.
Dzisiaj chciałem zobaczyć drzewa wiśni w Sendai, bo przez okres mojej nieobecności zdążyły zakwitnąć. Pojechałem oczywiście do parku Tsutsujigaoka-kōen. Jakoś najlepiej mi się on kojarzy jako miejsce idealne na hanami (świętowanie okresu kwitnienia wiśni). Po szybkim spacerze ruszyłem w kierunku zamku.
Było trochę wspinaczki, bo zamek leży na wzgórzach, a dostałem się do niego od tyłu, ponieważ pomyliły mi się drogi. Pochmurne niebo przepuszczało niewiele słońca, więc spędziłem na górze trochę więcej czasu, spacerując i czekając na dogodny moment zrobienia doświetlonych zdjęć. Potem zjechałem szybko w dół, gdzie zahaczyłem jeszcze o park Nishi-kōen.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Poszukując ume w Sendai

  19.88  01:13
W końcu zrobiło się ciepło. Jazda w deszczu, chłodzie i wietrze mnie trochę rozłożyła, ale wracam do zdrowia. Dzisiaj postanowiłem poszukać kwitnących drzew prunus mume, znanych jako ume w Japonii albo morela japońska w Polsce. Rok temu polowałem na nie w regionie Kansai. Dwa lata temu nie miałem takiego szczęścia. Dzisiaj chciałem spróbować w Sendai, chociaż już podejrzewałem, że było po sezonie.
Ruszyłem do centrum, aby dostać się do parku Tsutsujigaoka-kōen. Zaskoczyło mnie, że wszystko było przygotowane do hanami, czyli okresu podziwiania kwitnienia wiśni. Kilka drzew wiśni już zaczęło kwitnąć. Moje nadzieje na zobaczenie kwitnących morel japońskich malały. Poszedłem jednak do pobliskiego chramu Tsutsujigaoka Tenman-gū, o którym prawie 2 tygodnie temu pisano w mediach, że zakwitło tam 30 białych i różowych drzew ume. Na miejscu zaskakująco zastałem kilka z tych drzew z wciąż rozwiniętymi kwiatami. Sukces!
Poszwendałem się po parku i pojechałem dalej. Chciałem pojechać nad rzekę, a po drodze przypomniałem sobie o jednym drzewie, które dokładnie rok temu odwiedziłem podczas jednej z poprzednich wizyt w Sendai. Choć otoczenie lekko się zmieniło (prace drogowe tuż przy wspomnianym miejscu), to rozwinięte kwiaty wiśni przyciągały wielu ludzi.
Zaczął kończyć mi się czas, więc szybko dokończyłem plan jazdy do rzeki Hirose-gawa, ale zabłądziłem nad nią. Przypadkiem trafiłem pod park Nishi-kōen, który jest kolejnym miejscem, w którym mieszkańcy Sendai spędzają hanami. Tam jednak nie spostrzegłem żadnego kwitnącego drzewa. Ruszyłem do centrum, aby powrócić do domu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery