Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

ze znajomymi

Dystans całkowity:7297.43 km (w terenie 1303.78 km; 17.87%)
Czas w ruchu:407:47
Średnia prędkość:16.99 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:55571 m
Suma kalorii:2609 kcal
Liczba aktywności:99
Średnio na aktywność:73.71 km i 4h 23m
Więcej statystyk

Puszcza Białowieska

  120.22  07:26
Zacząłem pakowanie o 7, ale w międzyczasie zaczęło kropić, więc musiałem przyspieszyć, żeby nie spakować przemoczonego namiotu. Kolejnym problemem był wyjazd z kempingu. Bramka, którą dostałem się wczoraj, była zamknięta, bramę tylną ktoś w nocy także zamknął. Stała jeszcze jedna brama, ale zamknięta od wczoraj. Jakimś łutem szczęścia ktoś przez nią wjechał i mogłem się wyślizgnąć. Pewnie była sterowana pilotem, ale w jaki sposób kierowcy kamperów mogą się stamtąd wydostać?
Padać przestało po kilku kilometrach jazdy. Niedzielny poranek na przedmieściach to nie najlepszy moment na poszukiwania śniadania. Wszystko zamknięte, nawet jeśli godziny otwarcia na drzwiach oznajmiały coś innego. Wjechałem na szlak Green Velo i na najbliższym Miejscu Obsługi Rowerzystów ugotowałem owsiankę, którą kupiłem jeszcze w Poznaniu specjalnie na takie dni. Dobrze, że miałem zapas wody.
Już miałem ruszać w dalszą drogę, gdy zatrzymał mnie rozgadany, starszy rowerzysta o dużym doświadczeniu. Zaczęliśmy rozmawiać o Green Velo i o szlakach w Polsce. Czas uciekał, więc przejechaliśmy wspólnie parę kilometrów i w Supraślu ruszyliśmy we własne strony.
Droga wiodła przez lasy. Przejechałem się odcinkiem znanym z poprzedniej podróży po Podlasiu. Po krótkim czasie słońce wyszło zza chmur i zaczęło uprzykrzać mi jazdę. Jedynym ratunkiem był cień drzew; do czasu, aż lasów zabrakło. Zrobiło się paskudnie gorąco. Zacząłem odpoczywać w każdym napotkanym cieniu, a tych było jak na lekarstwo. Do tego zgłodniałem po niewielkim śniadaniu. Jak na złość albo nie było sklepów, albo były pozamykane. Na szczęście po kilkudziesięciu kilometrach, w większej wiosce znalazłem sklep. Był oblegany przez dziesiątki ludzi, że aż zrobiła się kolejka przed wejściem – w tym prażącym słońcu. Przecierpiałem to i zjadłem coś lekkiego, chłodząc się przy okazji lodem.
Wjechałem do Puszczy Białowieskiej. Jest ona przepełniona maleńkimi rezerwatami o nazwie Lasy Naturalne Puszczy Białowieskiej. Nie potrafiłbym powiedzieć, gdzie są granice tych rezerwatów. Widziałem za to dużo martwych świerków. Próbowałem dostrzec jakiegoś żubra, jednak bezskutecznie. Na wieży widokowej też nie miałem szczęścia, ale może chroniły się przed upałem, tak jak ja.
Dotarłem do Białowieży. Była zasypana turystami. Znalazłem restaurację na uboczu i zamówiłem z menu kartacze, bo widziałem je w wielu miejscach w Podlaskiem. W smaku przypominały kluski mojej babci. Zatrzymałem się w gospodarstwie agroturystycznym. Pechowo obok mnie stanął wóz z rzężącą klimatyzacją. Było wciąż wcześnie, więc połaziłem trochę po wsi i odwiedziłem lokalny bar, gdzie w menu wypatrzyłem kruszonkę oraz kwas. Kruszonka była smacznym, pokruszonym jabłecznikiem przykrytym lodami oraz dziesiątką owoców. Kwas z kolei piłem pierwszy raz w życiu. Niby kwas chlebowy smakuje chlebem, jak to opisują, ale mnie zaskoczył śliwkowym smakiem. Może to ja nigdy prawdziwego chleba nie jadłem? Aż wziąłem całą butelkę, coby sprezentować go rodzinie i zapytać o zdanie, bo w dzieciństwie wypiekaliśmy chleb w piecu kaflowym i może tak właśnie on smakował.
Kategoria kraje / Polska, pod namiotem, Polska / podlaskie, setki i więcej, z sakwami, ze znajomymi, wyprawy / Green Velo I 2020, rowery / Trek

Deszczowy Chełm

  21.67  01:30
Wybrałem się dzisiaj do miasta, żeby kupić bilety. Za kilka dni jedziemy do Poznania, bo już się dopytują kiedy wracam do pracy w biurze. Dołączyła do mnie Aki, więc powoli pojechaliśmy bocznymi drogami. W mieście niestety zaczęło padać, więc schroniliśmy się w kilku miejscach i przemieszczaliśmy, gdy padało lżej, ale niestety do końca dnia towarzyszył nam deszcz. Wróciliśmy przemoczeni.
Mój telefon, który przemókł w Japonii podczas deszczowej wycieczki, był nie do naprawienia. Dałem go do diagnozy i jak zaczęli wymieniać, co trzeba naprawić, rozmyśliłem się. Zdecydowałem się wymienić cegłę na nowy kawałek działającej elektroniki. Chrońcie swoje urządzenia. Nie bądźcie tak nierozważni, jak ja.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, ze znajomymi, rowery / GT

Po polsku

  6.40  00:35
Zapakowałem rower w karton, aby wysłać go kurierem do Tōkyō, a sam wsiadłem do autobusu. Na lotnisku okazało się, że przekroczyłem wagę bagażu o 3 kg. Niestety kosztowało mnie to, ale zaledwie ok. 40 zł. Po 18 godzinach lotu znalazłem się w Warszawie. Odwiedziłem rodzinę przed powrotem do Poznania.
Właściwie to razem ze mną przyleciała Aki. Pokazałem jej miejsca, w których się wychowywałem i dzisiaj wypadło na miejscowość, do której chodziłem do szkoły. Mocno się pozmieniało. Mam wrażenie, że kiedyś było więcej drzew.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, ze znajomymi, rowery / GT

Ogrody Arashiyamy

  8.16  00:39
Po raz kolejny wybrałem się z Aki do Arashiyamy. Na liście miejsc do odwiedzenia było kilka z tamtejszych ogrodów. Poszliśmy do świątyń Jōjakkō-ji oraz Giō-ji. W pierwszej było dużo do zobaczenia, a druga bardziej kameralna, ale też piękna. Przespacerowaliśmy się jeszcze po historycznej ulicy Saga-Toriimoto, gdy zimno zmusiło nas do zrezygnowania z dalszego zwiedzania i trzeci ogród zostawiłem na inny raz.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Północna Arashiyama

  8.80  00:47
Dzisiaj pojechałem z Aki do Arashiyamy. Przespacerowaliśmy się odrobinę wśród tłumów nad rzeką Katsura-gawa, pod popularnymi świątyniami, przez lasek bambusowy i dotarliśmy do świątyni Nison-in. Nie ma co tutaj opowiadać, to trzeba zobaczyć.
Spędziliśmy dużo czasu na spacerowaniu po ścieżkach usłanych jesiennymi liśćmi. W tym czasie niestety zrobiło się chłodno i późno, więc plan odwiedzenia kolejnych ogrodów i świątyń odłożyliśmy na inny raz.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Jesień w Japonii

  20.96  01:51
Wspólnie z Aki pojechaliśmy odwiedzić Gion. Było słonecznie, ale wietrznie, przez co temperatura nie przekraczała 10 °C. Do tego zaczęło padać... przez chwilę. Krople deszczu ładnie wyglądały w słońcu.
Zaparkowaliśmy rowery w przypadkowym miejscu, przespacerowaliśmy się po parku Maruyama-kōen, po chramie Yasaka-jinja, po uliczce Ishibe-kōji i trafiliśmy do Starbucksa. Jest on na tyle wyjątkowy, że powstał w japońskim stylu. Po odstaniu pół godziny w kolejkach znaleźliśmy się na piętrze, gdzie znajdowało się kilka pokojów. Część z nich była wyłożona matami tatami (tradycyjna wykładzina podłogowa), stoliki i poduszki zamiast krzeseł. Dla kogoś, kto nie miał możliwości odwiedzenia domu w japońskim stylu, jest to pewien sposób, aby poczuć tradycyjną Japonię. Dla mnie to nic specjalnego, bo nasiedziałem się w takich miejscach wystarczająco dużo czasu, ale i tak przyjemnie było spędzić tam czas.
Zapadł zmrok i ruszyliśmy do świątyni Kiyomizu-dera. Zaczęli wpuszczać odwiedzających na nocny pokaz. Podświetlone drzewa w jesiennych kolorach to coroczne wydarzenie, które przyciąga niezliczone liczby ludzi. Kolejki do kas rosną nawet do kilometra. Dzisiaj nam się poszczęściło i do świątyni dostaliśmy się szybko. Przeszliśmy standardową trasę, ale słabo wychodziło mi robienie nocnych zdjęć. Trochę się pozmieniało, bo od lata, gdy byłem tam ostatnim razem, nadal trwa remont głównej świątyni, ale jedną mniejszą budowlę skończyli odnawiać. Skusiliśmy się jeszcze na zaproszenie do Jōjū-in, świątyni z ogrodem, ale przewodnicy mówili po japońsku i zakazywali robić zdjęcia.
Temperatura spadła do 5 °C, więc trzeba było powoli wracać. Bardzo powoli, bo odwiedziliśmy jeszcze niedrogą restaurację z sushi. Będzie mi brakowało dobrego sushi po powrocie do Polski.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Zakupy w Kyōto

  16.80  01:19
Pojechałem z Aki w kierunku Gionu, ale plan do końca nie wyszedł. Aki chciała zobaczyć jedno miejsce i skończyło się na tym, że zrobiliśmy spacer po alejach handlowych. Odwiedziłem kilkanaście sklepów z pamiątkami, kilka świątyń i zaczął się zbliżać czas pracy, więc wróciłem do domu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Spacer po Arashiyamie

  9.39  00:47
Odwiedziła mnie Aki z Sendai, która wracała z USA. Zatrzymała się w Kyōto na kilka dni, więc wybraliśmy się razem do Arashiyamy. Tam zawsze można znaleźć coś ciekawego dla siebie. To taki Gion na zachodzie Kyōto.
Przespacerowaliśmy się po brzegu rzeki Katsura-gawa, po której ktoś puszczał ręcznie sterowaną miniaturową gondolą. Zabawka zwracała dużą uwagę na tle gondol transportujących turystów. Wspiąłem się na taras widokowy z niewielką panoramą na dolinę rzeki, przeszedłem obok lasku bambusowego. Odwiedziliśmy kilka sklepów z pamiątkami, przeszliśmy obok kilku zatłoczonych atrakcji turystycznych i to w sumie tyle. Musiałem wracać do mieszkania, bo praca czekała.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Tanbo āto

  95.51  05:00
Wczoraj nad Tōhoku przeszedł tajfun, dlatego nie wychylałem za bardzo nosa i zostałem dodatkową noc nad jeziorem Towada-ko. Po południu przestało na chwilę padać, więc wyszedłem z aparatem zobaczyć okolicę. Dużo gałęzi walało się po drogach, kilka drzew zakończyło żywota, namioty stojące za hostelem odleciały (nocleg w nich kosztował tyle samo, co mój w holu; dobrze, że nie próbowałem szczęścia pod gołym niebem).
Wraz ze mną zatrzymał się Kazuki, który również podróżował na rowerze. Postanowił do mnie dołączyć, bo jechaliśmy w tym samym kierunku. Zaczęliśmy tą samą drogą, co podczas mojego objazdu sprzed wczoraj. Na rozstaju dróg zostawiłem przyczepkę z bagażem pod punktem widokowym i namówiłem Kazukiego do dołączenia do mnie. Zgodził się bez zastanowienia i bardzo się ucieszył, gdy wjechaliśmy na 1000 m. Tym razem mogłem spojrzeć na jezioro za dnia, chociaż słońce prześwitujące przez chmury trochę raziło po oczach.
Mieliśmy długą drogę w dół. Po tajfunie zostało sporo liści i gałęzi na jezdni. Ktoś musiał z grubsza uprzątnąć ten bałagan, bo wczoraj podczas spaceru widziałem wiele zniszczeń. W każdym razie, zjazd nie był przyjemny, bo trzeba było uważać na śliskie liście i patyki, a rower na końcu i tak wyglądał tragicznie z błotem i liśćmi przylepionymi do ramy.
Zatrzymaliśmy się na stacji Michi-no-Eki Nijinoko, żeby coś zjeść. Przy okazji kupiłem bardzo tanie jabłka. To był znak, że znalazłem się w prefekturze Aomori, określanej jako owocowa prefektura.
Skończyła się droga przez las i trafiliśmy na drogi pełne aut. Do tego słońce zaczęło prażyć. Okazało się, że mój dzisiejszy cel – i właściwie cel całej mojej wyprawy – znajdował się na wspólnej drodze mojej i Kazukiego. Pojechaliśmy więc najpierw do miejsca mojego noclegu, abym mógł zostawić bagaż i przyczepkę, a potem ruszyliśmy w drogę. Były dwa miejsca, gdzie można zobaczyć tanbo āto, czyli sztukę na polu ryżowym. Pojechaliśmy do pierwszego, gdzie znajdowało się jedno pole ryżu przedstawiające morską wyprawę (symboliki nie jestem w stanie odczytać) oraz dwa inne obrazy ułożone z kolorowych kamieni. Oczywiście wjazd na wieżę widokową był płatny.
W oddali dostrzegłem rzęsisty deszcz, którego zacząłem się obawiać. Mimo to pojechaliśmy jeszcze w drugie miejsce, które znajdowało się zaraz za miejscowym ratuszem. Sam ratusz też niczego sobie, bo udawał zamek. Trochę się oszukałem, gdy próbowałem zrozumieć cennik. Okazało się, że wejście na wieżę to dodatkowa opłata, ale zupełnie nieopłacalna, bo widok na rysunek w ryżu był w pełni widoczny z tarasu obok wieży. Znów pojawił się motyw morski z potworem oraz wojownikiem.
Ostatnim moim punktem do odwiedzenia był zamek Hirosaki-jō. Był on w trakcie remontu, a właściwie to mury, na których powinien stać zamek. Został on tymczasowo przesunięty, ale wciąż dało się do niego wejść. Nie rozciągały się z niego żadne widoki, ale z platformy obok zamku można było zrobić mu zdjęcie na tle góry Iwaki. Wczesnym rankiem pewnie ładnie to wyglądało. Ja tymczasem musiałem wracać. Pożegnałem się z Kazukim, który zaplanował zatrzymać się w parku pod namiotem, i pojechałem prosto do domu gościnnego. Na szczęście żaden deszcz mnie nie złapał. Zachodzące słońce pięknie oświetlało krajobrazy na mojej drodze.

Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Akita, Japonia / Aomori, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Dzień tulipanów

  70.95  03:36
Na dzisiaj zaplanowałem wybrać się do Gosen, miasta, w którym można zobaczyć pola tulipanów rozległe po horyzont. Zebranie się trochę mi zeszło i w tym czasie wróciła Shalaka, u której się zatrzymałem i która również jest rowerzystką. Dołączyła do mnie.
Wcześnie rano słońce wyglądało zza chmur bardzo chętnie, ale potem się obraziło. Zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie. Jedyny plus, że nie wiało, bo miałem już dość. Shalaka dobrze znała trasę, więc poprowadziła nas wzdłuż dróg położonych na wałach rzecznych. Jedne zamknięte dla ruchu drogowego, inne zapełnione autami, ale dojechaliśmy na miejsce i nawet słońce się pokazało.
Wyobrażałem sobie te pola tulipanów ciut większe, ale i tak widoki były piękne. Porobiliśmy mnóstwo zdjęć. Najbardziej podobał mi się widok tulipanów z górami w tle, ale słaby ze mnie fotograf, więc zdjęcia nie wyszły tak, jak chciałem. Potem pojechaliśmy do miasta coś zjeść – tym czymś były warzywa i krewetki w tempurze na ryżu. Nazwy nie znam, ale polecam.
Powrót do domu okazał się być trudny. Zruszył się wiatr. Na szczęście daleko mu było do tego z ostatnich dni, ale przemarzliśmy mocno. Mimo wszystko byłem zadowolony, bo po raz pierwszy nie byłem ani zły, ani sfrustrowany na japońskich drogach, ponieważ na trasie było minimum świateł i krawężników.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery