Padało pewnie jeszcze kilka godzin. Poszedłem spać w deszczu. Poranek był pochmurny i chłodny. Zjadłem w ośrodkowym barze i ruszyłem dalej, na południe po szlaku Green Velo. Wczoraj nie zwróciłem uwagi, pewnie przez upał, że to szlak boczny o numerze 206. Główny zatem nie biegnie przez województwo mazowieckie, a jednocześnie jest nieprzejezdny przez nieczynną przeprawę promową.
Spotkałem Marcina, rowerzystę, który zaplanował w 3 tygodnie pokonać cały szlak. Grafik miał napięty, ale tempo podobne do mojego, więc przejechaliśmy wspólnie kilkadziesiąt kilometrów, wymieniając doświadczenie. W międzyczasie wyszło słońce. Wiatr nam sprzyjał, bo wiało z północnego-zachodu. Marcin musiał wyrobić dzienną normę, więc rozdzieliliśmy się, gdy szlak skręcił.
W Terespolu zatrzymałem się na obiedzie. W znalezionej restauracji oferowali tylko kuchnię polską, więc moja nadzieja na coś regionalnego przepadła.
Kontynuowałem podróż na południe. Lubelszczyzna zaskoczyła mnie brakiem dróg terenowych na szlaku. Co prawda, kostka czy dziurawy asfalt wciąż pojawiały się, ale przynajmniej nie musiałem się męczyć, jak wczoraj.
Trafiłem na odcinek lasu, który wyglądał jak po wojnie. Setki połamanych lub powyrywanych drzew otaczały drogę. Tam musiała przejść olbrzymia tragedia.
Na niebie pojawiły się ciemne chmury. Zaczęło wiać z boku. Mimo to zmieniłem plan. Miałem szukać miejsca na namiot przez brak czegokolwiek w okolicy, ale zdecydowałem się pojechać kilkadziesiąt kilometrów dalej na kemping. Przede mną było ponad 20 kilometrów asfaltowej drogi dla rowerów (w większości wygodnej). We Włodawie niestety zmieniła się w drogi dla kaskaderów z kostki Bauma. Minąłem też dużo niepotrzebnych zakazów wjazdu rowerem. Bareja byłby dumny.
Zrobiło się chłodniej. Dotarłem na pole namiotowe przed zachodem słońca i poczułem, że zmarzły mi ręce. Do tego komary mnie pogryzły, gdy rozbijałem obóz. Chyba miałem szczęście, bo trafiłem do innego miejsca niż zamierzałem. Przyjrzałem się cennikowi drugiego kempingu i wygląda na to, że zapłaciłbym za nocleg dwukrotnie więcej niż na najdroższym miejscu noclegowym do tej pory. Dziwię się, że znajdują się tacy, co płacą takie ceny.