Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

z sakwami

Dystans całkowity:60872.05 km (w terenie 3351.33 km; 5.51%)
Czas w ruchu:3573:27
Średnia prędkość:16.85 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:459343 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:60871 kcal
Liczba aktywności:702
Średnio na aktywność:86.71 km i 5h 08m
Więcej statystyk

Wonju

  77.03  04:31
Akurat zaczęło kropić, gdy ruszałem. Szybko jednak przestało. Na niebie kłębiły się grube chmury, więc jechało się w przyjemnej temperaturze.
Musiałem odwiedzić bank. Poszło nawet sprawnie. Pani myślała, że chciałem kupić obcą walutę i zaproponowała mi dobry (dla mnie) kurs, ale gdy zobaczyła mnie liczącego obce banknoty, szybko poprawiła wynik na kalkulatorze. Pod bankiem z kolei podszedł jakiś człowiek i zaczął mamrotać do siebie. Podszedł do niego drugi Koreańczyk i nawet zaczął coś do mnie mówić, ale nic nie rozumiałem. Nagle podszedł jeszcze jeden i stwierdziłem, że przyciągam za dużą uwagę, więc pospiesznie wrzuciłem klamoty do sakw i odjechałem stamtąd.
Miałem trochę pod wiatr, ale z ładnymi widokami zapewnionymi przez pochmurne niebo. Szlak jest coraz gorzej oznaczony, bo kilka razy źle skręciłem i nawet o mało nie przegapiłem punktu z pieczątką.
Problem ze znalezieniem noclegu zawiódł mnie daleko od szlaku. Z początku jechałem jakimś starym szlakiem rowerowym, ale potem włączyłem się do ruchu, aby jakoś skrócić sobie dystans. Dużo aut, spalin, zaśmieconego pobocza, kilka gór i dojechałem do Wonju.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Górskie Chungju

  110.18  06:36
Kolejny upalny dzień. Dzisiaj chciałem przejechać kolejny szlak – Saejae. Tym razem krótszy i pierwszą pieczątkę wbiłem przedwczoraj. Mam jednak wrażenie, że coś pomieszałem. Na mapie szlaków miejsca odbioru stempli są w tym samym miejscu dla dwóch szlaków, a jednak na wykazie stempli są dwie różne grafiki. Nie widziałem jednak ani dwóch budek ze stemplami, ani dwóch stempli w odwiedzonej budce, więc użyłem tej samej pieczątki. Mam nadzieję, że mi ten błąd uznają. Może lepiej będę siedział cicho.
Znalazłem kolejny sklep rowerowy. Tym razem mieli odpowiadającą mi oponę, choć nie była ona składana. Kupiłem ją, aby się zabezpieczyć, bo jazda jest coraz mniej przyjemna, więc moment awarii zbliża się nieubłaganie. Oponę położyłem na sakwach i przywiązałem linką otrzymaną od sprzedawcy, coby się nie zsunęła podczas jazdy.
Droga wiodła lekko w górę. Szlak był chyba w remoncie, bo gdzieś mi uciekł na chwilę. Potem prawie przegapiłem punkt z pieczątką. Ostatnio widuję je mocno ukryte. Na domiar złego ktoś wyszlifował pieczątkę, bo nie było nic widać na odbitce. A jak nie to, wtedy mało tuszu i weź tu myśl, gdy nawet w ustach sucho.
Zaczął się stromy podjazd. Dwie drogi przecinające górę tunelem nie były dla mnie. Kolejny punkt z pieczątką znajdował się na wysokości ponad 500 m n.p.m. Podjazd w upale nie był przyjemny, ale na szczycie zjadłem loda i ruszyłem w dół, zatrzymując się co chwila na kolejne zdjęcie doliny.
Została jeszcze jedna góra, już mniej stroma, a za nią długa droga wzdłuż rzek. Zatrzymał mnie miejscowy, posługujący się dobrym angielskim. Zadał mi kilka pytań, bo planuje otworzyć miejsce noclegowe w okolicy. Szkoda, że nie tam, gdzie tych noclegów brakuje.
Po dojechaniu do Chungju musiałem posłużyć się intuicją. Szlak zaczyna być coraz gorzej oznaczony. Pobłądziłem trochę, ale znalazłem ostatni punkt z pieczątką.
Było mi mało, więc ruszyłem po jeszcze jedną pieczątkę, kolejnego już szlaku, aby nie musieć tego robić nazajutrz. Na niebie pojawiły się czarne chmury. W prognozie był deszcz. Dojechałem do celu o zmierzchu i coś mnie podkusiło, aby nie wracać po własnym śladzie. Poleciałem przez góry, robiąc dodatkowe podjazdy. Drogę oświetlały błyski na niebie. Zbliżała się burza, ale na szczęście przedostałem się do centrum miasta przed jakimkolwiek opadem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Deszczowy Mungyeong

  84.83  05:14
Padało całą noc. Gdy ruszałem tylko mżyło. Temperatura była bardzo przyjemna, jednak wiało z północy. Narzuciłem na siebie lekką bluzę, coby mnie nie przewiało.
Po kilkunastu kilometrach jazdy na horyzoncie ukazały się nieprzyjemne widoki kroczącego opadu. Po kilkunastu minutach zaczęło mżyć. Dojechałem do pierwszej stacji z pieczątką, założyłem kurtkę i pojechałem dalej. Mżawka zamieniła się w deszcz i przez kilka kolejnych godzin miałem kalejdoskop pogodowy.
Koreańczycy to podli egoiści. Nie raz widziałem jak walili pieczątkami w punktach kontrolnych na szlaku rowerowym, przez co jakość odbitki jest najczęściej fatalna. Zostawiają też otwarte pudełko z tuszem, przez co szybciej wysycha i kolejni eksploratorzy mogą mieć problemy. Pomijam to, że z powodu deszczu wszystko było mokre wewnątrz każdej budki, ale dzisiaj przerośli samych siebie. Trafiła mi się pieczątka z uchwytem w całości uwalonym tuszem. Po prostu brak słów.
Trafiło mi się kilka krótkich podjazdów, z czego jeden miał całkiem ładne widoki. Nie potrafiłem oprzeć się widokom i wyciągnąłem kilka razy aparat, choć nie było to zbyt mądre. On nie jest wodoszczelny.
Ostatnie kilometry przejechałem w niewielkim deszczu, który zdążył ustać, gdy dotarłem do celu. W końcu zatrzymałem się w kwaterze, a nie motelu, więc mogłem wymienić kilka zdań z właścicielem. Jestem już w połowie drogi do stolicy. Kto wie, może uda mi się zrealizować większość planów.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Gumi

  55.74  03:09
Bynajmniej nie o jagodach dzisiaj będzie. Ruszyłem niespiesznie, bo dzienny dystans zaplanowałem niewielki. Chciałem go skrócić jeszcze bardziej, więc pojechałem głównymi drogami przez wzgórza. Wygody nie było, bo pobocze wąskie i zasypane kamykami, plastikiem, szkłem i wszystkim, co może odpaść z koreańskiego pojazdu, a odpaść może wszystko. Taka chińska jakość.
Jutro ma spaść jakiś deszcz, więc dzisiaj się zachmurzyło. Przedpołudnie nawet nadawało się do jazdy ze względu na niższą temperaturę, choć indeks UV nie zachwycał. Potem warstwa chmur przerzedziła się i zrobiło się gorąco.
Dojechałem do szlaku, odebrałem kolejną pieczątkę i zacząłem rozglądać się za sklepem rowerowym. Od kilku dni przy szybkiej jeździe czuję bicie; jakbym założył na dętce kilka łatek w tym samym miejscu. Na oponach nic nie znalazłem, szprychy również są całe, nawet koła nie scentrowały się jeszcze od wylotu z Polski. Wczoraj zauważyłem nieznaczną wypukłość z boku opony. Tak jakby splot puścił. Jeśli to jest powodem mojego zmartwienia, to potrzebuję kupić zapasową oponę. Jedyny problem w tym, że wszystkie sklepy, które odwiedziłem zostały zlikwidowane. Ewentualnie Dzień Pamięci, który przypada na dzisiaj (wciąż mijałem flagi Korei opuszczone do połowy) wpłynął na otwarcie punktów, aczkolwiek nie jest to święto państwowe.
Dojechałem do kolejnego motelu. Brakuje mi hostelów. Są tańsze, a przede wszystkim można z kimś pogadać. Niestety Korea nie jest turystycznym krajem. Może w kilku dużych miastach da się kogoś spotkać i wymienić kilka zdań, ale na szlaku sami Koreańczycy, którzy ani trochę nie mówią po angielsku.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Daegu

  89.47  04:50
Oglądam ostatnio mało atrakcji, więc po śniadaniu odwiedziłem grobowce znajdujące się nieopodal. Wyglądały zachwycająco w promieniach porannego słońca.
Powrót na Szlak Czterech Rzek nie obył się bez problemów. Chcąc skrócić sobie drogę, najpierw pojechałem źle, a potem wjechałem na żwirową drogę, która poleciała łukiem. Ostatecznie wyszedł dłuższy dystans niż gdybym nie kombinował.
Na dzisiaj miałem przewidziane dwa podjazdy na szlaku. Nie czułem, aby mogły wnieść coś do mojej podróży, więc je po prostu ominąłem, skracając sobie odrobinę dystans.
Dzisiaj zebrałem aż dwie pieczątki do paszportu rowerowego. Było strasznie gorąco, nie miałem ochoty na jazdę, ale jakoś trzeba się było dostać do motelu. Przestudiowałem mapę i stwierdziłem, że do kolejnej pieczątki nie jest daleko; po części nawet po drodze. Ruszyłem.
Przejechałem po strasznej drodze. Piekło. Żar lał się jakby mocniej niż na innych odcinkach. Obszar był niezamieszkały, czasem minąłem kolarza z radiem, które jest rozpoznawalnym atrybutem koreańskich rowerzystów, a tak – sama przyroda i brak cienia.
Wbiłem trzecią pieczątkę i skierowałem się do mojego celu. Jak ja się cieszę, że wybrałem nocleg daleko od centrum, bo jazda po mieście Daegu była uciążliwa. Dużo dróg dla rowerów, które nie dość, że mieszczą pół roweru, to jeszcze są pozastawiane zaparkowanymi autami, a na ulicach duży ruch. Koszmar.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Changnyeong-eup

  71.33  04:05
Koreański jest mi kompletnie obcy. Czasem mam wrażenie jakbym słyszał japoński, ale to tylko kilka podobnych dźwięków. W przeciwieństwie do japońskiego, nie umiem nawet wymawiać liter. Wyrazy są kosmicznie długie, że aż nie chce się ich czytać. Po trzech dniach spędzonych w Korei mogę stwierdzić, że jest jeszcze długa droga do przyciągnięcia zagranicznych turystów, chociaż lokalna turystyka kwitnie całkiem nieźle. Prawie wszystko jest pisane hangulem (alfabet koreański), a gdy coś pojawi się w transkrypcji lub po angielsku, to jest powód do radości, bo w końcu można się doczytać. Z drugiej strony, po dzisiejszej wycieczce wiem jak wyglądają znaki tłumaczone jako motel.
Rano miałem przygodę w hotelu, gdy się okazało, że mój pobyt nie był opłacony, jak mnie zapewniła recepcjonistka poprzedniego dnia (byłem przekonany, że pobrali płatność z karty). Koreańczycy są jeszcze słabsi w angielskim niż Japończycy (może to jakiś nacjonalizm, bo spotykani przeze mnie Koreańczycy mówią dużo o swoim języku), więc recepcjonistka dała mi telefon z mężem na linii, a potem jeszcze zadzwoniła do syna, który w końcu mówił płynnym angielskim i wyjaśniliśmy sprawę. Pierwsza recepcjonistka pomyliła się i jednak nie ściągnęli pieniędzy z karty, a ja patrząc na wyciąg z konta, nie przyjrzałem się uważnie i szedłem w zaparte, że płatność została wykonana.
Wydostałem się z miasta, aby powrócić do jazdy Szlakiem Czterech Rzek. Powoli ten szlak staje się nudny. Ma kilka widoków, jest spokojny, ale może to ten upał mnie tak zniechęca do podróżowania. Nie wiem, czy nie zmienię swoich planów. Przez brak odpowiedniej bazy noclegowej dodatkowo mam sporo kłopotów.
Wbiłem kolejną pieczątkę do paszportu rowerowego i zjechałem ze szlaku. Dalsza droga nie miała sensu, bo nie znalazłbym żadnego hotelu wzdłuż rzeki, a do kolejnego punktu z pieczątką mogę dotrzeć inną drogą. Może straciłem kilka widoków, ale pewnie jeszcze sobie to odrobię. Tymczasem dojechałem do Changnyeong-eup, gdzie odwiedziłem kilka motelów (stąd też nauczyłem się znaków oznaczających motel w alfabecie hangul) i albo brak wolnych pokoi, albo kosmiczna cena. Gdy już miałem wyjeżdżać z miasta, zauważyłem motel z angielskim napisem. Mieli pokój za akceptowalną cenę. W samą porę, bo upał dawał się już we znaki.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Szlak Czterech Rzek

  70.75  04:01
Zaskakująco w Korei też jest upalnie. Wyobrażałem sobie bardziej umiarkowany klimat, ale może za mało uważałem na geografii. Ruszyłem rano. Wydostałem się z centrum Busan, mając na przeszkodzie parę gór. Niestety tunele biegnące przez te góry były niedostępne, więc zrobiłem zygzak.
Już powoli przyzwyczajam się do koreańskich dróg i kierowców. Nie są tacy źli. Trzeba trochę uważać przez ich agresywną jazdę i bezmyślne parkowanie, nawet tuż przed innym pojazdem, ale podobno taki charakter.
Musiałem kupić przejściówkę, bo choć w Korei używa się tej samej wtyczki elektrycznej, co w Polsce, to nie pomyślałem o zabraniu urządzeń z Polski. Miałem w głowie tylko Japonię i przez to prawie wszystkie moje urządzenia obsługiwały wtyczki japońskie. Odwiedziłem aż 3 sklepy i były tylko wtyczki w odwrotną stronę. Trzeba było pomyśleć w Japonii, miałbym więcej szczęścia.
Miałem dość poszukiwań, więc spróbowałem przedostać się na szlak rowerowy biegnący wzdłuż rzeki. Nie było to proste, bo dzieliły mnie ogrodzone tory albo autostrada. Wejście znalazłem przy ścieku, co poznałem po zapachu mydła; pewnie z koreańskich umywalek. Szkoda, że wcześniej nie wjechałem na tę drogę, bo była wystrzałowa. Miałem chyba z wiatrem, bo jechało się lekko i przyjemnie. Do tego nawierzchnia na wielu odcinkach była bajecznie wygodna – jakbym jechał po jakiejś autostradzie.
Minąłem setki rowerzystów. Może nawet wyłącznie Koreańczyków. Wszyscy z zasłoniętym ciałem, aby uchronić się przed promieniami. Wyglądali jak zamaskowani bandyci. W sumie ja też jeżdżę z zakrytą twarzą, żeby mi nos od tej opalenizny nie odleciał, więc teraz rozumiem, jak mnie widzieli Japończycy, gdy tak jeździłem po Japonii.
Niestety drzewa wzdłuż szlaku zostały posadzone niedawno, więc nie dawały dużo cienia, a upał dawał się we znaki. W przeciwieństwie do Japonii, tutaj dba się o szlaki rowerowe (przynajmniej o przejechany przeze mnie kawałek), bo trawa była przycięta, a nawierzchnia wolna od kamieni, czego jednak nie można powiedzieć o drogach dla aut czy chodnikach.
Wbiłem kolejną pieczątkę do paszportu rowerowego, podsmażyłem się jeszcze trochę na słońcu i zjechałem ze szlaku. Mój nocleg był ukryty gdzieś za górami, więc zrobiłem kilka podjazdów i dojechałem do... hotelu na godziny. Chyba będzie to częsty problem. Zarówno ze znalezieniem noclegu, jak i znalezieniem zwykłego hotelu, bo czytałem, że większość noclegów w Korei to motele. Przynajmniej dostałem przestronny i czysty pokój.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Przez Fukuokę na prom

  15.37  00:58
Znowu krótko. Ruszyłem wcześnie rano do Hakaty, dzielnicy Fukuoki, aby złapać prom. Wczoraj padało, dlatego zrobiłem sobie dzień spacerowy, jednak nie zdążyłem odwiedzić muzeum, gdzie była interesująca mnie wystawa, więc pojechałem tam dzisiaj. Jeszcze odczekałem na otwarcie muzeum, kręcąc się po okolicy i niestety nie udało się. Kolejka do kasy, którą zastałem w muzeum pobudzała wyobraźnię: musiałbym zmierzyć się z setkami innych zwiedzających wystawę oraz – z powodu czasu oczekiwania w kolejce, a potem przy obiektach na wystawie – mogłem nie wyrobić się na prom. Z bólem serca zrezygnowałem z atrakcji.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukuoka, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wzgórze herbaty

  82.96  04:37
Kolejny słoneczny dzień. Ruszyłem w dół, po własnym śladzie. Wiatr mnie spowalniał, ale chociaż przynosił ulgę od skwaru.
Zatrzymałem się w świątyni Reigan-ji, która wczoraj zwróciła moją uwagę swoimi formacjami skalnymi. Znalazłem szlak i wspiąłem się na szczyt, gdzie spotkałem mnicha. Technicznie rzecz biorąc, był to tylko pomnik, ale facet znalazł niezłe miejsce do medytacji.
Na chwilę pojawiły się chmury na niebie. Akurat dotarłem do miejsca, które przegapiłem wczoraj – wzgórz pokrytych krzewami herbaty. Niczym pod Shizuoką. Wjechałem na szczyt najwyższego wzgórza, skąd rozciągała się panorama na plantację i pobliskie miasta. Niestety plan przejazdu przez wzgórza zawiódł, bo droga skończyła się. Porobiłem trochę zdjęć i zawróciłem.
Kolejne kilometry nie były ciekawe. Miasta na prawo i na lewo, upał, duży ruch.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukuoka, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Herbaciane Yame

  47.33  03:23
Niebo było lekko zachmurzone, gdy ruszałem, ale upał szybko złapał i powróciłem do leniwej jazdy. Dzisiaj chciałem odwiedzić wioskę położoną w górach.
Jazda na południe do lekkich nie należała. Jechałem wzdłuż krajowej trójki, która była przepełniona ciężarówkami. W połowie drogi odbiłem na bardziej lokalną ulicę, a potem na jeszcze mniejszą, która doprowadziła mnie pod wzgórza herbaciane w mieście Yame. Niestety jakoś źle pojechałem i zobaczyłem tylko zbocze, gdzie wzgórza herbaciane miały swój początek. Zrobiłem postój na posiłek, gdzie zostałem zaczepiony przez siedemdziesięciolatków, którzy zrobili sobie przerwę w trakcie przejścia szlaku turystycznego, a potem, po stromym podjeździe, dotarłem na górską farmę. Tak tu cicho i spokojnie. Zostałbym tu kilka dni, ale mam już plany na następne dni.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukuoka, Japonia / Saga, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery