Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

z sakwami

Dystans całkowity:59910.10 km (w terenie 3342.42 km; 5.58%)
Czas w ruchu:3515:22
Średnia prędkość:16.85 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:449902 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:60871 kcal
Liczba aktywności:690
Średnio na aktywność:86.83 km i 5h 08m
Więcej statystyk

Ama-no-Hashidate

  51.82  03:16
Spędziłem wieczór i poranek w fantastycznym gronie. Jaka szkoda, że nie mogłem zatrzymać się na kilka dni, ale miałem już plany i ich zmiana byłaby trudna. W dodatku na południu wyspy Kyūshū, do której zmierzam, zaczęła się pora deszczowa. Zapowiada się ciekawie.
Dzisiaj kolejna krótka wycieczka. Chciałem zobaczyć zatokę, jeden z trzech japońskich pejzaży wybranych w 1643 roku. Dosłowne tłumaczenie nazwy atrakcji to „most do nieba”. Ze zbocza pobliskiej góry można zobaczyć porośniętą sosnami mierzeję łączącą brzegi zatoki. Owe połączenie ma przypominać most.
Najpierw zjechałem z gór po serpentynie. Po raz pierwszy zobaczyłem znaki po angielsku nakazujące rowerzystom zwolnić. Japonia staje się coraz bardziej międzynarodowa.
Przejechałem przez miasto Maizuru i prawie wydłużyłem sobie drogę. Zaskakująco na ujściu rzeki nie było mostu, a do najbliższego miałbym 5 km. Całe szczęście upewniłem się, spoglądając na mapę i przekroczyłem rzekę w odpowiednim momencie.
Minąwszy kilka ładniejszych brzegów, dotarłem do miasta Miyazu. Miałem szczęście trafić na festiwal. Kilka pochodów z lektykami przeszło bocznymi uliczkami i prawie przegapiłbym to wydarzenie, gdybym się uważnie nie rozglądał. Poświęciłem kilkanaście minut, aby przyjrzeć się kilku grupom ludzi w tradycyjnych ubraniach przemierzających uliczki. W informatorze, który dostałem rano, zwróciłem uwagę na nocne zdjęcie festiwalowe. Ciekawił mnie punkt kulminacyjny, ale niestety mój hostel był w innej części miasta.
Dojechałem do Ama-no-Hashidate. Niestety z poziomu morza nie przypominał mostu, a zwykły las. Zmęczony upałem, nie planowałem wspinać się na zbocze góry, choć była też możliwość wjazdu kolejką. Wjechałem na mierzeję, którą można przekroczyć pieszo lub jednośladem, choć droga została specjalnie pofalowana, aby pojazdy nie poruszały się zbyt szybko. Wolnym tempem, w cieniu sosen, dotarłem na drugi brzeg. Mając nadzieję zobaczyć atrakcję z góry, pojechałem do hostelu mieszczącego się na zboczu. Niestety widok przesłaniały drzewa. To tyle z mostu do nieba.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Obama

  83.01  05:08
Niebo było przepełnione chmurami, gdy ruszałem. Od czasu do czasu słońce przeciskało się między cieńszymi warstwami chmur. Było gorąco, ale lepsze to niż piekące słońce.
Miałem dwie drogi do wyboru – tęczową (jak została nazwana) biegnącą nad wybrzeżem oraz krajową. Wolałem zrobić jak najwięcej kilometrów przed deszczem, więc wybrałem lżejszą krajówkę, która była na pewno mniej malownicza.
Dojechałem do miasta Obama. Ciekawe, ile osób szukając powiązań byłego prezydenta z Japonią, trafiło na to miasto. Skusiłem się na jedną z atrakcji, którą znalazłem w przewodniku. Była nią uliczka Sancho-machi z historyczną zabudową. Takie małe Kyōto, jak określane są tego typu zabudowania. Zaskakująco byłem tam sam.
Już wyjeżdżałem z centrum Obamy, gdy nagle zaczęło padać. Schowałem się w tunelu, ale nie dość, że deszcz zaczął lać absurdalnie mocno, to pojawił się wiatr, który zmusił mnie do ucieczki prawie na środek tunelu, aby nie zmoknąć jeszcze mocniej.
Po kilkunastu minutach, gdy wydawało się, że było po wszystkim, ruszyłem dalej. Okazało się, że źle pojechałem, ale dzięki temu trafiłem na drogę w połowie pokrytą tunelami. W niektórych było nawet cieplej niż na zewnątrz, bo niestety znów zaczęło lać. Na ulicach pojawiły się jeziora i było po prostu okropnie.
Po nieco ponad godzinie deszcz prawie ustał. Znów mając dwie drogi do wyboru, pojechałem w głąb lądu. Trafiłem na drogę nr 1, która zaskakująco była prawie pusta. Lekki podjazd zamienił się w stromy kawałek góry, która okazała się odrobinę niższa niż myślałem. Zjechałem wzdłuż malowniczej doliny i dotarłem do wiejskiego domu, w którym mieścił się mój pensjonat.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Fukui, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Tsuruga

  56.65  03:14
Miałem do wyboru dwie drogi. Jedną nad wybrzeżem, a drugą przez góry. Tą pierwszą już jechałem, więc wypadło na góry. Kolejny upalny dzień.
Podjazd poszedł łatwo. Przeszkadzała duża liczba pojazdów ciężarowych, ale zawsze gdzieś znalazłem miejsce, aby je przepuścić. Po szybkim zjeździe tylko przejechałem przez centrum Tsurugi, pokonałem kilka tunelów i dojechałem do domu gościnnego. Jutro ma w końcu padać. Wolałbym, żeby było tylko pochmurno, ale lepsze to niż upał.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Fukui, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Haku-san

  6.81  00:26
Dzisiaj krótko. Sho, o którym wspomniałem wczoraj, zaproponował, że pokaże mi okolicę. Zabrał mnie w kilka miejsc, m.in. do chramu Heisen-ji Hakusan-jinja znajdującego się w mistycznym lesie (niczym ten sprzed kilku dni) pod górą Haku-san czy nad wybrzeże na wyspę O-shima. Potem podrzucił mnie kawałek, bo był zmęczony i ostatnie kilometry pokonałem na rowerze. Zmierzchało, więc nie robiłem już zdjęć. Wrzucam za to kilka z tych, które zrobiłem za dnia.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukui, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Autostrada, która udaje drogę

  144.14  08:28
Miałem do pokonania podobną drogę, co 2 lata temu. Tak kombinowałem ze skróceniem dziennego dystansu, że pokryłem zaledwie dwa niewielkie odcinki z tamtego okresu. Po niebie płynęło parę chmur, więc od czasu do czasu nie lał się żar. Przynajmniej podczas przedpołudnia. Potem było tak samo nieznośnie, jak wczoraj.
Dojechałem do Kanazawy i trafiłem do centrum. Minąłem mnóstwo turystów i kilka ładnych ulic, które przegapiłem podczas ostatniej wizyty w tym mieście. Nie zatrzymywałem się na zwiedzanie, aby zdążyć z dotarciem do celu.
Wjechałem na szerokie drogi z dwoma pasami ruchu dla każdego kierunku i dużym poboczem. Dodatkowo skrzyżowania zamieniły się w zjazdy, dzięki czemu kilka ładnych kilometrów mogłem pokonać bez zatrzymania, gdybym nie stanął na zrobienie zdjęcia. Po pewnym czasie nawet zacząłem się zastanawiać, czy aby nie jechałem autostradą, ale nie było znaków informujących o tym. Do czasu, gdy pojawiła się tabliczka z dopiskiem „IC”, co oznacza zjazd z autostrady. Dla pewności zjechałem z drogi, ale niczego szczególnego nie zobaczyłem. Nawet było przejście dla pieszych, więc to nie autostrada.
Kilka dni temu poznałem Sho. Zasugerował mi, abym odwiedził jedną świątynię, którą miałem po drodze. Niestety, gdy dotarłem na miejsce, było już zamknięte. Kontynuowałem jazdę, już bez wjeżdżania na tę niby-autostradę. Trafiłem na jeszcze jeden odcinek znajomej drogi i dotarłem do celu. Już po zmroku, ale zgodnie z planem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukui, Japonia / Ishikawa, Japonia / Toyama, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Drogi rowerowe nad morzem

  123.00  06:32
Wiatr się uspokoił, ale upał zaczął być nieznośny. Kontynuowałem podróż wzdłuż wybrzeża. Spotkałem też pierwszego od przylotu do Japonii sakwiarza. Potem jeszcze kilku kolejnych. Dlaczego dopiero dzisiaj?
Trafiła mi się droga dla rowerów. Wyjątkowa o tyle, że wybudowana na miejscu starej linii kolejowej. Było mnóstwo tunelów i spokojnych podjazdów. Przynajmniej przez 30 km, bo potem wygoda się skończyła, a ja włączyłem się do ruchu po krajówce. Zniknęły nawet pobocza, ale dzięki temu mogłem jechać po równych drogach. A za sprawą robót drogowych miałem całą drogę dla siebie i tylko przepuszczałem auta jadące w kolumnie (ruch wahadłowy).
Po przekroczeniu ostatnich gór znów trafiłem na drogę dla rowerów. Tym razem biegła wzdłuż wybrzeża i po spokojnych drogach. W pewnym momencie miałem wrażenie, że coś się stało, bo ruch zamarł. Niestety brak cienia oraz przebieg drogi (długość 100 km zdumiewała) skierowały mnie z powrotem na główne drogi. Całe szczęście szerokie pobocze pozwalało na jazdę równą ulicą.
Kilka dni temu popełniłem gafę, gdy robiłem rezerwację noclegów. Dzisiejszy nocleg w Toyamie zarezerwowałem z datą wczorajszą. Jechałem więc z obawą, że hostel mnie obciąży za mój błąd, ale udało się tego uniknąć, a do tego mieli wolne łóżko.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, Japonia / Toyama, po dawnej linii kolejowej, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wzdłuż wybrzeża, dzień drugi

  125.43  07:21
Wiało nudą. Znowu wybrzeże, choć było lżej niż wczoraj. Wyjeżdżając z Niigaty, rozpoznałem drogę sprzed dwóch lat. Aby nie jechać po własnym śladzie, skusiłem się na drogę wzdłuż linii brzegowej, więc poza widokami rodem z Islandii miałem też trochę podjazdów. Trafiłem na miasteczko Izumozaki, w którym znajduje się kilkadziesiąt chramów i świątyń, bo co chwila mijałem wejście do jakiejś. Zobaczyłem elektrownię jądrową, a właściwie ogrodzenie, które bardziej przypominało to w bazie wojskowej. Z nieba lał się żar, a u celu dojrzałem Japońskie Alpy. Reszta na zdjęciach.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ciągle pod wiatr

  144.48  09:18
Jeden z najcięższych dni, jakie spędziłem na rowerze. Nawet nie wiem od czego zacząć. Może od początku.
Był chłodny poranek. Do tego wiało, że czapki trzymać. Niestety wiatr był idealnie z kierunku, w którym zmierzałem. Nie mogłem zmienić planów, więc mozolnie ruszyłem na zachód.
Dotarłem do wybrzeża. Wiało jeszcze gorzej niż w centrum miasta. Dobrze przynajmniej, że fale nie wlewały się na drogę.
Po kilku godzinach jazdy, gdy minąłem pewne skrzyżowanie, w miarę szybko zauważyłem brak wiatru. Zdziwiony, dostrzegłem swój błąd. Jechałem w kierunku doliny. Skuszony ulgą od gnębicielskiego wiatru, nie zawracałem. Pojechałem przed siebie, przez kilka tuneli i pagórków, potem jeszcze przez kilka gór i przedostałem się ostatni masyw górski.
Pozostały drogi płaskie jak stół, a co najważniejsze – wiatr prawie ustał. Zastanawiam się, czy gdybym kontynuował jazdę wzdłuż wybrzeża, to pokonałbym drogę szybciej?
Wjechałem na drogę prefekturalną nr 3. Wyglądała bardziej jak droga osiedlowa, ale osłonięta zabudowaniami z obu stron zapewniała schronienie przed resztkami wiatru. Brakowało chodników czy nawet pobocza, jednak auta jeździły kolumnami, więc dawałem radę. Zorientowałem się nawet, że jechałem tamtędy 2 lata temu. Do celu dotarłem wykończony. Przydałby się dzień odpoczynku.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Pagoda przy leśnej ścieżce

  103.41  06:46
Rano było chłodno. Do tego wiał wiatr, który nie był mi na rękę. Jechałem wzdłuż rzeki na północ. Po drodze niepotrzebnie skręciłem i wjechałem na nieprzyjazne drogi wiodące wśród pól ryżowych. Nieosłonięte od wiatru psuły radość z jazdy.
W sumie w najbliższym miasteczku nie było lepiej. Dopiero droga wiodąca przez góry przyniosła odrobinę odpoczynku. Przynajmniej od wiatru, bo pod górę było ciężko.
Trafiłem na kilka kwitnących drzew wiśni, a także na zaspy topniejącego śniegu. Na horyzoncie mogłem również dostrzec ulewę. Nie miałem żadnej w planach.
Olśniło mnie, gdy dojechałem do stacji drogowej (Michi-no-Eki). Jechałem tą samą drogą, co półtora roku temu, a do tego wtedy zatrzymałem się w tym samym hotelu, z którego wyruszyłem dzisiaj. Już wiedziałem, że reszta będzie z górki. Przynajmniej miała być.
Kilka kilometrów dalej lunęło. Udało mi się schować pod jednym z zadaszeń na drodze. Po kilku minutach deszcz ustał niczym woda z prysznica na monetę na Islandii. Potem jeszcze tak kilka razy, aż dojechałem do rozwidlenia dróg. Miałem w planie zobaczyć pewną pagodę i akurat pojawiła się na znaku drogowym, więc ruszyłem we wskazanym kierunku. Źle to rozegrałem.
Po kilku kilometrach za plecami pojawiła się burza z czarnymi chmurami i piorunami. Myślałem, że przejdzie bokiem, ale nic z tego. Kilka kilometrów dalej mnie złapała. Zmokłem tylko trochę zanim schowałem się pod dachem pobliskiej poczty. Deszcz przeszedł, ale potem wrócił jeszcze kilka razy. Na szczęście ze zmniejszoną siłą.
Doszedłem do momentu, gdy trzeba było zrobić podjazd. Nie miałem już wyjścia, więc metr po metrze piąłem się w górę. Na szczycie, który był trzykrotnie wyższy niż to sobie wyobrażałem, trafiłem na płatną drogę dla aut. Jeszcze kasjer wyszedł ze swojej budki, aby krzyknąć, że rowerem nie można. Sprawdziłem swoje opcje i... ruszyłem w dół. Kończył mi się czas, więc stwierdziłem, że sobie daruję atrakcję.
Jadąc w dół, jeszcze skręciłem w drogę, która biegła przy punkcie, który oznaczyłem na mojej mapie jako wejście do chramu. Zaskoczył mnie napis informujący o 10-minutowym spacerze. Tylko tyle zrozumiałem po japońsku, więc pomyślałem, że mogę zobaczyć, co takiego udostępnili.
Wszedłem do na leśną ścieżkę. Minąłem kilka klimatycznych widoków, dziesiątki potężnych drzew, kilkanaście kapliczek i dojrzałem mój cel. Pagoda Hagurosan Gojūnotō stojąca wśród drzew. 600-letnia wieża stała się niestety komercyjną atrakcją turystyczną, więc doczepili do niej schody, obok postawili kilka stoisk z pamiątkami i punkt opłat za wejście do wnętrza. Mimo to wygląda przepięknie.
Wróciłem do roweru i dokończyłem zjazd do miasta. Mogłem w sumie darować sobie podjazd i dotrzeć do pagody łagodniejszą drogą, ale cóż, uparłem się. Po drodze trafiłem na drogę dla rowerów, która obiecywała zabrać mnie do celu, ale biegła ona niestety dłuższą trasą, aby ominąć ruchliwe drogi, więc gdy zauważyłem podstęp, zjechałem na krajówkę i tak dostałem się do Tsuruoki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ku nowej przygodzie

  57.38  03:08
Ruszam na kolejną wyprawę. Nie wiem jeszcze dokąd mnie doprowadzi, bo mam drobne problemy, ale trzeba być dobrej myśli. Musiałem wstać wcześnie rano, bo prognoza przewidywała opady deszczu. Dobre i to, bo początkowo prognozowano deszcz codziennie przez 2 tygodnie.
Pojechałem najpierw w kierunku centrum, aby nie błądzić w zawiłej sieci japońskich ulic, a potem prosto na zachód. Droga przeze mnie już znana i mieszanymi uczuciami obdarowywana. Dzisiaj był ostatni dzień złotego tygodnia, czyli serii świąt, podczas której miliony obywateli cierpiących na pracoholizm musiało odpocząć od pracy. Wielu wyjechało do innych miast i dzisiaj trwał masowy powrót, który objawiał się masowym zakorkowaniem dróg. Wymuszało to konieczność jazdy po chodnikach, nie zawsze szerokich i wygodnych, a gdy taki chodnik się kończył – bo chodniki na przedmieściach w Japonii są jak drogi dla rowerów w Polsce – to trzeba było przejść na drugą stronę. Czasem to trwało, bo ludzie zmęczeni powrotem nie myślą o przepuszczeniu pieszego na przejściu, więc trzeba czekać.
W końcu wygoda się skończyła i trzeba było wjechać na drogę. Niestety bez pobocza, więc w dużym ruchu, gdzie każdy chciał przejechać jak najszybciej, byłem wyprzedzany na gazetę. Pocieszała mnie myśl, że to tylko dzisiaj.
Równo o godz. 11 – zgodnie z prognozą pogody – zaczęło kropić. Na kilka kilometrów przed tunelem łączącym dwie prefektury. Już myślałem sobie, jaka to prefektura Yamagata jest zła, bo ile mnie przykrych rzeczy w niej spotkało (deszcz u celu, kapeć następnego dnia czy nieplanowany zmrok), a za tunelem było sucho. W lusterku tylko widziałem czarne chmury i choć widok był przepiękny, wręcz fotogeniczny, wolałem korzystać z ciszy przed burzą i mknąłem w dół. Na liczniku utrzymywała się prędkość przynajmniej 45 km/h. Kierowcom to nie przeszkadzało w wyprzedzaniu mnie (limit prędkości to 50 km/h).
W końcu, na kilka kilometrów przed celem, wyszło przeraźliwe słońce. Pozwoliłem sobie wyciągnąć aparat dla kilku ujęć. Gdy tylko dojechałem do hotelu, zaczęło kropić. Potem przyszła burza i rozpadało się na całego. W nocy powinno ustać.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery