Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / lubelskie

Dystans całkowity:9330.47 km (w terenie 1050.78 km; 11.26%)
Czas w ruchu:472:15
Średnia prędkość:19.76 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:40731 m
Suma kalorii:9227 kcal
Liczba aktywności:122
Średnio na aktywność:76.48 km i 3h 52m
Więcej statystyk

Dubienka – Dorohusk

  119.90  05:57
Wiało z południowego-zachodu, więc zaplanowałem pomęczyć się chwilę jazdą na południe, aby potem mieć chwilę spokoju. Ruszyłem przez Chełm po Green Velo. Już zapomniałem, że to jeden z najgorszych odcinków na szlaku. Potem było wcale nie lepiej. Słońce zaczęło wręcz podsmażać, a na drodze stanęło kilka podjazdów Pagór Chełmskich. Szczęście, że szybko dotarłem do drogi biegnącej na wschód, to przynajmniej wiatr zaczął mi sprzyjać.
Dotarłem do Dubienki. Drogę na północ częściowo przejechałem parę lat temu. Tym razem wpadłem na pomysł, żeby wjechać na szlak NSR – Nadbużański Szlak Rowerowy. Początek nie był udany, bo ktoś wykręcił znak i pojechałem w złą stronę. Dobrze, że miałem mapę. Ogólnie przez ostatni tydzień naprawiłem już kilka znaków, a do wielu innych nie miałem mentalnych sił. Jacyś kretyni mieszkają w tych stronach, bo dawno nie widziałem tylu aktów wandalizmu. Green Velo też straciło parę kolejnych znaków w Chełmie i okolicach. Skąd w ludziach tyle zła?
Wracając do szlaku – koszmar. Bug wylał niedawno i w wielu miejscach były brody, a część dróg nie nadawała się do jazdy w ogóle, bo koła zapadały się niczym w bagno. Potem tylko wydłubywałem błoto z roweru i z ubrań. Wróciłem na asfalt i podziwiałem z daleka, jak tereny zalewowe trzymały dużo wody.
W Dorohusku zgubiłem szlak, ale byłem bardziej skupiony na znalezieniu jedzenia. Potem szlak znów wrócił, chwilę pomęczyłem się, jadąc pod wiatr, aż dojechałem do rudego rejonu (coś w tym jest, bo tyle miejscowości w okolicy ma to słowo w swojej nazwie). W Rudzie skręciłem na Chełmski Park Krajobrazowy, aby drogę pod wiatr pokonać lasami. Akurat biegł tamtędy zielony szlak rowerowy. Nie był w pełni oznaczony, ale jedyna szutrowa droga pokrywała się ze szlakiem, więc tyle wystarczyło.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, setki i więcej, terenowe, Chełmski Park Krajobrazowy, rowery / Trek

Żółtańce – Rejowiec

  49.94  02:23
Znów się rozpogadza, tylko ten wiatr ani trochę nie pasuje. Pojechałem na południe, pod wiatr, żeby wrócić z wiatrem. I nie było lekko. W mieście jeszcze były budynki, to jechało się całkiem znośnie, potem wjechałem na kawałek starej drogi dla kaskaderów nad zalewem w Żółtańcach, to już trochę dmuchało, ale wtedy wymyśliłem sobie, że pojadę jeszcze na południe po szlaku Green Velo i było okropnie. Łyse wzgórza nie zatrzymywały wiatru, który mnie mocno spowalniał. Wpadłem na pomysł, że pojadę aż do Rejowca. Boczny wiatr smagał nie mniej niż wcześniej, a zbliżający się wieczór dodatkowo spowodował spadek temperatury. Na szczęście ostatnia prosta na północ miała być najłatwiejsza. Wiatru już nie było czuć, mogłem nawet odrobić straty w średniej prędkości. W Zawadówce wjechałem na leśną drogę. Kiedyś przyjemny asfalt, dziś rozlatująca się dziura na dziurze. Za lasem ukazała się ładna panorama, ale zapadł zmierzch i wiem, że trzeba będzie tam wrócić za dnia.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Trek

Bagno Serebryskie

  31.45  01:40
Sypnęło śniegiem przez noc, ale po południu było słonecznie i sucho. Wybrałem się na Bagno Serebryskie, które mijałem kilka dni temu. Było trochę błota, jeszcze więcej brodów, ale szlak przejechałem. Turyści poruszający się o własnych nogach z pewnością mają tam sporo kłopotów. Na wiosenne widoki i dźwięki trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Powrót miałem pod wiatr, który w parze z niską temperaturą mocno uprzykrzał mi jazdę.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, terenowe, Chełmski Park Krajobrazowy, rowery / Trek

Nadwieprzański Park Krajobrazowy

  100.05  05:24
Mimo diabelskiego wiatru zapowiadała się całkiem ładna pogoda. Szkoda mi było dnia wolnego, więc wsiadłem w pociąg i ruszyłem do Lublina. Miasto mało przyjazne, bo gdzie nie spojrzeć, tam jakiś remont. Ruszyłem rozpadającymi się drogami wzdłuż Bystrzycy, a potem było tylko gorzej, bo zero znaków doprowadziło mnie do kilku ślepych uliczek. Po drodze pojawił się nieoznakowany szlak Lublin – Wola Uhruska. W końcu wydostałem się z Lublina i nie tylko poprawiły się drogi, ale nawet szlak ujawnił swoje istnienie.
Na chwilę zboczyłem ze szlaku, aby sprawdzić drogę dla rowerów, którą ktoś dodał na mapie. Została wyłożona betonowymi płytami. Ktoś zdał sobie sprawę ze swojego błędu i zalecił naprawić nierówności między poziomami, ale nijak to wyszło. Pomijając kulawą nawierzchnię, to szlak prowadzi po całkiem ładnej okolicy.
Jechałem głownie z wiatrem, parę razy pod wiatr, aż przekroczyłem Wieprz, za którym szlak skręcał. Wtedy przekonałem się, z jak szatańskim żywiołem miałem do czynienia. Mozolnie wlekłem się do Łęcznej. Nie miałem nawet ochoty zbaczać z kursu, aby zobaczyć cel mojej podróży, czyli tytułowy Nadwieprzański Park Krajobrazowy.
Od Lublina nie mogłem trafić na żaden otwarty sklep czy w ogóle na jakikolwiek istniejący. W Łęcznej w końcu odnalazłem stację benzynową, na której nawet mieli małą gastronomię. Już traciłem nadzieję, że na Lubelszczyźnie panuje taka bieda, że ludzie nie jedzą na stacjach benzynowych.
Pełen energii ruszyłem pod wiatr, aby w końcu zobaczyć trochę tej przyrody. Zboczyłem z głównych dróg, wjechałem na stare, zarośnięte polne drogi, po których mało kto w ostatnim czasie jeździł. Udało mi się kilka razy dojrzeć meandrujący Wieprz, trafiłem na kilka brodów, a nawet zobaczyłem łosia (pierwszy raz w życiu). Szkoda, że on dojrzał mnie jako pierwszy i zdążył uciec zanim złapałem za aparat.
Jazda po półdzikich drogach mnie wykończyła, więc zrezygnowałem z dalszej jazdy wzdłuż parku i rzeki, choć planowałem pokonać jeszcze z drugie tyle, jak nie dojechać do Krasnegostawu. Droga na wschód była już ciut łatwiejsza, bo wiatr wiał najczęściej w plecy. Niepokoiło mnie całkowite zachmurzenie, które pojawiło się jeszcze przed decyzją o zmianie planów, ale ostatecznie nie było żadnych opadów do końca wycieczki.
Kategoria terenowe, setki i więcej, Polska / lubelskie, kraje / Polska, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Ruda – Sawin

  46.40  02:12
Miałem zrobić sobie dzień przerwy, ale tak spojrzałem na prognozę pogody i kolejne dni mogą być bardziej odpowiednie na odpoczynek. Postanowiłem ruszyć z planem z piątku, tylko w odwrotnym kierunku. Pojechałem przez Chełm na szlak Green Velo, potem ku Sawinowi. Po drodze złapała mnie ciężka chmura, ale spadł tylko mokry śnieg. Z Sawina miałem już prostą końcówkę. Temperatura była podobna do wczorajszej, ale wiatr wiał tak jakby ze wszystkich stron, bo co przystanek, to duło z innego kierunku.
Kategoria Polska / lubelskie, kraje / Polska, Chełmski Park Krajobrazowy, rowery / Trek

Ścieżka dydaktyczna „Czahary”

  95.99  04:47
Choć rano padało, to nie chciałem marnować dnia. I tak deszcz nie był straszny. Było sucho, gdy wyjeżdżałem, ale zaczęło kropić po kilkuset metrach od startu i było tak przez resztę dnia. Temperatura wahała się od 5 do 9 °C. Wiał lekki wiatr z północy lub zachodu (był chyba zmienny).
Plan na dzisiaj to Poleski Park Narodowy. Poprzednim razem nie zebrałem za dużo zdjęć, ale teraz miałem ze sobą aparat i liczyłem na parę ciekawszych ujęć. Aby nie jechać po własnym śladzie, zaplanowałem najpierw dostać się do Urszulina. Ale że nie lubię za bardzo planować, bo plany nigdy się nie trzymają drogi, to już za Wierzbicą trafiłem na pas rowerowy, który doprowadził mnie na Karczunek, gdzie zaczynały się granice parku. Tam znalazłem jakieś boczne, choć piaszczyste drogi i dojechałem do ścieżki dydaktycznej „Czahary”. Wiosna z wolna się tam budzi, bo niektóre płazy i owady się uaktywniły, ale roślinność dużo ślamazarniej zmienia swoje barwy. Widziałem mnóstwo kwitnących wierzb. Najbardziej jednak zafascynowała mnie drewniana kładka, na której została wyznaczona ścieżka dydaktyczna. Chyba oddali ją w zeszłym roku, ale świetnie komponowała się z niewybudzoną ze snu zimowego przyrodą. Ciekawe, jak tam jest późniejszą wiosną.
Zanim dotarłem do Urszulina złapał mnie silniejszy deszcz ze śniegiem. Przeczekałem go, ale nie napawał mnie optymizmem. W Urszulinie jednak wyszło słońce. W jedynym otwartym sklepie kupiłem coś do jedzenia i przeplanowałem swoją trasę. Na pierwotny plan nie mogłem sobie pozwolić, bo wróciłbym strasznie późno, więc wybrałem krótszy wariant. Z Lublina do Woli Uhruskiej biegnie szlak, którym to ruszyłem ku zachodowi. Przy okazji, ów szlak zasugerował mi parę ciekawych wycieczek w regionie. Tutaj jest, gdzie jeździć!
Dojechałem do Cycowa. Wiatr wciąż przeszkadzał. Rozważałem pojechać przez Sawin, aby zobaczyć drogę do Krobonoszy podczas złotej godziny, ale było nadal za wcześnie. Ruszyłem po własnym śladzie z Wierzbicy, jednak po drodze zmieniłem zdanie i wjechałem na odcinek terenu, aby urozmaicić sobie końcówkę dnia.
Kategoria terenowe, Polska / lubelskie, kraje / Polska, Poleski Park Narodowy, rowery / Trek

Sawin – Czułczyce

  32.11  01:29
Piątek po południu to najlepszy moment na poważne decyzje w pracy. Musiałem przez to zostać dłużej, więc plan na dzisiaj się mocno okroił. Było chłodno. Wczoraj 19 °C, dzisiaj tylko 8. Ruszyłem ku Sawinowi przy świetle złotej godziny. Planowałem objechać część Chełmskiego Parku Krajobrazowego, ale zbliżał się zmierzch i temperatura zaczęła lecieć w dół, więc pojechałem w drogę powrotną po wojewódzkiej. Była zbyt ruchliwa, więc skręciłem na boczne drogi. Gdy jednak zacząłem przemarzać w ręce, bo miałem lekkie rękawice, to wróciłem na ruchliwą drogę, żeby jak najszybciej dostać się do domu. Weekend nie zapowiada się najweselej.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Trek

Prawie wokół Chełma

  44.11  01:57
To nie żart, przeniosłem się. Minimum przez 2 tygodnie będę oddychał innym, niekoniecznie lepszym powietrzem. Było ciepło, lekko wietrznie. Pojechałem na zachód, potem kawałek na południe i miałem wracać, jednak wpadłem na pomysł objechania Chełma. W lasach zauważyłem kwitnące przylaszczki. Gdyby nie były one maleńkimi kwiatkami, to tworzyłyby leśne dywany, ciągnące się po sam skraj lasu.
Dotarłem na południe od Chełma, ale zaczęło zmierzchać, więc zacząłem okrajać plan, aż w końcu pojechałem prosto przez centrum. I tak plan nie powiódłby się, bo w jednym miejscu przekroczyłem granicę miasta, ale nie minąłem żadnego znaku, który uświadomiłby mnie. Szkoda, że nie wziąłem kolarzówki, bo ciężko się jeździ na tym starym Treku. A co do powietrza, to smog jest tutaj gorszy niż w Poznaniu. Mimo ładnych temperatur, ludzie i tak palą w piecach, ale też palą ogniska. Dobrze przynajmniej, że nie czuć palonego plastiku, jak w Poznaniu i okolicach.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Trek

Zagubiony w lesie, przemoczony w ulewie

  105.77  06:21
Padało w nocy. Poranek był chłodny. Od czasu do czasu pokropiło, ale bez szału. Kontynuowałem jazdę szlakiem Green Velo.
Lasy pod Józefowem wyglądały niczym z Puszczy Noteckiej. Jak ona za mną chodzi. Nie zdołałem jej odwiedzić przed urlopem i oto efekt. Potem było bez większych rewelacji. Utrzymywała się duża mgła, aż wrzuciłem na siebie kurtkę, bo zrobiło się chłodno.
Zacząłem skracać sobie drogę, gdy szlak leciał gdzieś w bok. Czasem to wychodziło, czasem nie. W Południoworoztoczańskim Parku Krajobrazowym dałem się zwieść łatwemu skrótowi przez lasy. Z początku wszystko szło zgodnie z planem – drogi zaznaczone na mapie istniały w rzeczywistości, ale im głębiej w las, tym ich istnienie stawało się coraz większą fikcją. Czasem zostawiałem rower i ruszałem w poszukiwaniu brakującej drogi i poza nieprzeniknionymi kniejami tylko jeden bunkier sugerował, że gdzieś w okolicy mogła kiedyś być droga. Sam bunkier jest jednym z kilku w tych lasach i prawdopodobnie wchodzi w skład bunkrów linii Mołotowa.
„Skrót” nie tylko wydłużył moją podróż, ale też ponownie zabłocił rower. Nie tak mocno, jak wczoraj, jednak łańcuch trzeszczał.
Dojechałem do wiosek przy granicy z Ukrainą. Nieodłącznym elementem tych stron są cerkwie, a im miejscowość mniejsza, tym ma ciekawszą architekturę. Nie zdołałem jednak sfotografować wszystkich, bo gdy po ostatnim zdjęciu skryłem się pod wiatą, aby obmyślić plan, zaczęło lać. Mój plan musiał stać się bardzo krótki. Opad przyszedł za wcześnie albo to ja za często się zatrzymywałem. Niewątpliwie obrane przeze mnie skróty również dołożyły swoją cegiełkę. Zostało mi kilkanaście kilometrów do hotelu. Myślałem, że dam radę, ale ulewa się wzmogła i cały przemokłem. Dojechałem na miejsce ostatkiem sił. W hotelowej restauracji oferowali szarlotkę, która osłodziła mi dzisiejsze niewygody.
Kategoria z sakwami, terenowe, setki i więcej, Polska / podkarpackie, Polska / lubelskie, kraje / Polska, góry i dużo podjazdów, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Green Velo – błotny powrót

  114.38  07:04
3 miesiące po dojechaniu do półmetku szlaku Green Velo powracam na jego ścieżki. Miałem zapakować się w 4 sakwy, ale zmieściłem się w dwóch. Tym razem ruszałem bez sprzętu biwakowego z planem nocowania w agroturystykach.
Prognoza pogody na najbliższe dni nie wyglądała na sprzyjającą. Jak się później okazało, nie sprawdzała się najlepiej. Mżyło, gdy ruszałem. Dotarłem do Chełma i wjechałem na koszmarne drogi dla kaskaderów poprzecinane przejściami dla pieszych. Za miastem już było wygodniej. Nawet wydostałem się spod chmury i mżawkę widziałem już tylko za sobą na horyzoncie.
Terenowy odcinek przez las do Krasnegostawu to pomyłka. Drogę rozjeździł ciężki sprzęt od wycinki drzew. Do tego widziałem tabliczki zakazu wstępu, ale nie zrobili objazdu, więc pojechałem przez całe to błoto. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to było nic w porównaniu z odcinkiem za Krasnymstawem. Szlak biegł tym razem po polnej drodze, która wyglądała jak przeorana. Nie miałem ochoty nią jechać, więc wybrałem objazd drogą, która budziła we mnie większe zaufanie. Z początku. Im dalej nią jechałem, tym bardziej zaczynałem się zastanawiać, czy nie popełniłem błędu. Momentami zrzucało mnie z siodła, a czasem musiałem pchać rower, któremu od ilości błota blokowały się koła. Kilka razy wydłubywałem to błoto. Wciąż myślałem o zawróceniu, ale grzebałbym się po tych wszystkich błotnych kałużach, a potem powracał sam szlak, który kompletnie zniechęcał do wjazdu.
W końcu wydostałem się na asfalt. Miałem dość terenu na dzisiaj. Łańcuch wyglądał jakby był nasmarowany błotem, sakwy oblepione, rower oblepiony, buty oblepione. Co mogłem, to usunąłem, a resztę zaplanowałem wyczyścić na myjni. Tylko gdzie jej szukać? Przejechałem kilka wiosek, dojechałem do Szczebrzeszyna i poddałem się. Rower za mocno piszczał. Błoto zdążyło zaschnąć, więc spędziłem przynajmniej pół godziny na zdrapywaniu co grubszych warstw. Pewnie z 2 kilo tego usunąłem, a nadal była to połowa sukcesu do czystego roweru. Pomyśleć, że latem tak się cieszyłem, że lubelski odcinek Green Velo to sam asfalt.
Przez chwilę pokropiło, ale nic poważnego. Zmierzch zaczął łapać mnie w Zwierzyńcu. Przez to błoto mój rower zwolnił. Szkoda, bo Roztoczański Park Narodowy o zmierzchu wyglądał przepięknie, a co dopiero zobaczyłbym za dnia. Potem nawet wjechałem na szlak przez ów park. Droga leśna, ale pokryta dobrej jakości szutrem. Mgła o zmierzchu dodawała atrakcyjności pustej drodze biegnącej przez leśną knieję.
Dotarłem do gospodarstwa agroturystycznego. Przed prognozowanym deszczem. Chciałbym wrócić do tego parku. Dzisiaj było w nim przepięknie. Jedno z urokliwszych miejsc na szlaku Green Velo.
Kategoria z sakwami, terenowe, setki i więcej, Polska / lubelskie, kraje / Polska, wyprawy / Green Velo II 2020, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery