Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

setki i więcej

Dystans całkowity:61323.98 km (w terenie 5379.79 km; 8.77%)
Czas w ruchu:3181:59
Średnia prędkość:19.03 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:413759 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:175271 kcal
Liczba aktywności:462
Średnio na aktywność:132.74 km i 6h 58m
Więcej statystyk

Z wiatrem do Kocka

  145.91  07:11
Weekend w Japonii był zabójczo gorący. Lot przebiegł spokojnie. Zaskoczyły mnie kałuże i… przyjemna temperatura. W cieniu nawet ciut szczypało chłodem. Złożyłem rower i ruszyłem w kierunku rodzinnych stron.
Jazda po Warszawie nie była przyjemna. Poczułem się niczym w Korei. Nawet para Koreańczyków wjechała mi pod koła, że ledwo wyhamowałem. Na przedmieściach jechało auto na aucie i gdy zabrakło śmieszek, wtedy robiło się ciasno.
Po kilkudziesięciu kilometrach zorientowałem się, że to nie noga podawała, a pchał mnie wiatr. Im bliżej południa, tym stawało się goręcej, ale wciąż dalekie to było latu w Japonii.
Od początku jazdy wrzucanie wyższego biegu nie przebiegało idealnie, aż w końcu zrozumiałem czemu, gdy pękła linka przedniej przerzutki. Przez kilkadziesiąt kilometrów musiałem jechać z wysoką kadencją, póki nie wpadłem na pomysł zablokowania przerzutki na blacie, co z kolei utrudniło jazdę pod górki, choć te trafiały się jak na lekarstwo. Latem będzie kłopot ze zrobieniem tego od ręki.
Po ponad 13-godzinnym locie nie dawałem rady usiedzieć w siodle. Pierwotnie i tak planowałem pokonać połowę dystansu, a zaszalałem, żeby dotrzeć do celu w ciągu dwóch dni.
Kategoria rowery / Fuji, setki i więcej, z sakwami, mikrowyprawa, Polska / lubelskie, Polska / mazowieckie, kraje / Polska

Odwołane urodziny

  100.94  05:52
Myślałem, że się wypadało, ale tylko wyszedłem i znów zaczęło kropić. Droga z mojego planu alternatywnego była zamknięta ze względu na intensywne opady. Kontynuowałem więc pierwotny plan. Wjechałem na przełęcz po pustej drodze. Tam przywitały mnie wiatr, deszcz i zamknięta droga ku szczytowi. Pomysł spędzenia urodzin na 3 tys. m. n.p.m. musiał zostać odwołany. Jeszcze wczoraj trafiłem na Japońskie Centrum Informacji o Ruchu Drogowym. Strona jest toporna w użyciu, ale znalazłem informację o zamknięciu drogi. Na innej mapie była informacja o zakazie ruchu, który nie dotyczy rowerów, więc łudziłem się. Nie wypaliło, więc ruszyłem w dół, żeby szukać objazdu.
Wpadłem na inny pomysł, bo nie miałem ochoty wracać się do centrum Takayamy po drodze z wczoraj. Zamiast do Matsumoto mogłem ruszyć na północ. Musiałem tylko wrócić się do dzisiejszego punktu startowego. Potem było w miarę prosto, bo droga biegła przeważnie w dół. Deszcz coraz bardziej słabł, aż nawet temperatura podrosła. Niestety nie cieszyłem się długo, bo po paru zakrętach znów lało. Buty szybko przemokły, opad miał różną intensywność.
Widoki dopisywały, więc często wyciągałem parasolkę i wykonywałem przeróżne akrobacje, by tylko złapać dobre ujęcia na przyrodę. Szumiący potok zamieniał się z każdym kilometrem w szalejącą rzekę, która niosła olbrzymie masy deszczówki. Trafiłem na starą linię kolejową, której odcinek został komercyjnie wykorzystany przez rowery kolejowe (ktoś oznaczył go jako drogę dla rowerów, więc zawiodłem się, że nie schowam się w tunelach przed deszczem). Było dużo tuneli i zadaszeń chroniących przed skałami oraz śniegiem, mosty pojawiały się jeden za drugim. Nawet zaskoczył mnie jadący pociąg, bo przeoczyłem skrzyżowanie zlikwidowanej linii z działającą. Mgła pojawiała się w przeróżnych postaciach – nad głowami, na drogach czy na rzece. Dzień pełen wrażeń, tylko było zbyt mokro.
Wyjechałem z zamglonej doliny do wielkiego miasta, kawałek po śladzie sprzed paru lat. Drogę miałem prostą, ale najeżoną sygnalizacjami świetlnymi. Do wyboru miałem zalane ulice lub chodniki poprzecinane studzienkami i krawężnikami. Dojechałem do hotelu, rozgrzałem się i wyskoczyłem na sushi.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Gifu, Japonia / Toyama, kraje / Japonia, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą

Machu Picchu w Gifu

  114.47  06:40
Kolejny upalny dzień. Wybrałem się w góry, żeby zobaczyć plantacje herbaty na wzgórzach, które nazwano Machu Picchu. Wjechałem najpierw na drogi przez miasta, potem wzdłuż rzeki, choć było ciasno, aż zaczął się podjazd. Z sakwami byłoby zdecydowanie niewygodnie. Dojechałem na górę i widok mnie nie poruszył tak bardzo, jak w Shizuoce czy Fukuoce. Zatrzymałem się na chwilę w kawiarni, a potem ruszyłem dalej, bo czułem niedosyt. Niedaleko znajdowały się tarasy ryżowe. Niestety po dotarciu do wioski zastałem same zamknięte drogi, więc nie zobaczyłem nic.
Opuściłem dolinę i ruszyłem na wschód. Akurat zbliżał się zmierzch, więc postanowiłem zobaczyć świetliki. W parku spotkałem ludzi, którzy mieli ten sam plan, ale stworzonka nie chciały się ujawniać. Być może było wciąż za wcześnie. Widziałem kilka pojedynczych błysków i dopiero na samym końcu parku trafiłem na świetlika migoczącego niczym latarnia. Jeden mi wystarczył, więc ruszyłem w drogę powrotną.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Aichi, Japonia / Gifu, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Japonia latem 2023, za granicą

Stara droga

  123.06  07:24
Już wczorajsze gwieździste niebo mówiło mi, że będzie źle. Upał zniechęcał od rana. Mozolnie ruszyłem w skwarze lejącym się z nieba. Czy to koniec tej dziwnej pory deszczowej?
Dotarłem do drogi, która miała być drogą prefekturalną. Na mapie OpenStreetMap była oznaczona jako nieprzejezdna, ale dostępna pieszo, więc ciekawość wzięła górę. Z początku było niepozornie, dało się jechać, potem pojawiły się kamienie i błoto. Czasem trzeba było popchnąć rower. Po wysokiej roślinności otrzepywałem się w obawie przed kleszczami. Pot lał się strumieniem. Byłem zbyt uparty, by zawrócić. Kilka pojedynczych wiatrołomów sprawiło niewielką trudność, aż tuż przed szczytem trafiłem na punkt krytyczny. Liczba wiatrołomów i roślin zagradzających drogę była tak duża, że w końcu dałem sobie spokój. Droga powrotna była mi bardziej znana niż jakbym miał trafić na coś gorszego za przełęczą.
Niestety mój plan się posypał. Chciałem zebrać zdjęcia postaci z komiksów rozlokowanych po miasteczku Fukusaki, a złapał mnie tam zmierzch. Pozostało dostać się do celu po ciemku, za to w świetle świetlików. Zatrzymałem się w muzeum. Domki były wykorzystywane jako dormitoria dla pracowników pobliskiej kopalni srebra. Wybudowane około 1876 roku, zostały odnowione i wypełnione eksponatami z minionej epoki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Hyōgo, Japonia / Okayama, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą

Przez Hiroshimę

  113.76  07:08
W nocy trochę popadało, zostawiając kałuże. Poranek był pochmurny, ale bezdeszczowy. Chcąc uniknąć jazdy po własnym śladzie, wybierałem boczne drogi. Dość pagórkowate. Najgorzej było, gdy słońce wyjrzało zza chmur. Termometr w liczniku nawet przekraczał 40 °C na słońcu.
Dojechałem do Hiroshimy. Miałem ominąć centrum, ale ciekawość mnie i tak tam zawiodła. Trafiłem na festiwal kwiatów. Było tak wielu ludzi, że tyle mi wystarczyło. Rzuciłem okiem na Pomnik Pokoju, jeszcze zahaczyłem o zamek i już byłem w drodze na północny-wschód. Niestety drogi nie były najciekawsze. Ratowałem się na lokalnych, których też nie było zbyt wiele. Dopiero wieczorem ruch trochę zamarł.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Hiroshima, Japonia / Yamaguchi, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą

Akiyoshidai

  119.18  07:28
Poranek zaczął się tak samo, jak wczoraj, czyli pochmurno. W prognozie były przelotne opady, ale słońce szybko zaczęło podpiekać. Ruszyłem na wschód. Drogi były całkiem puste. Jak dotarłem do starego szlaku rowerowego, to już w ogóle miałem go tylko dla siebie.
Dojechałem do Mine, gdzie znajdował się największy w Japonii płaskowyż krasowy Akiyoshidai. Prawie jak ten na Shikoku, tylko pokrywał wzgórza, a nie góry. Skały wystające z zielonych traw wyglądały niesamowicie. Przespacerowałem się chwilę po ścieżkach, ale słońce za bardzo smażyło, żeby wędrować po tych wzgórzach. Obok znajdowała się jeszcze jaskinia, jednak przejście jej zabierało pewnie ze dwie godziny, więc nie skorzystałem z atrakcji.
Wróciłem na szlak rowerowy, który trochę zarósł, ale doprowadził mnie do miasta Yamaguchi. Powiódł mnie drogami nad rzeką, dzięki czemu uniknąłem mnóstwa skrzyżowań i świateł. Dojechałem do świątyni Rurikō-ji, gdzie znajdowała się jedna z trzech słynnych pagód, jak głosiła tablica informacyjna (obok tych w Daigo-ji w Kyōto i Hōryū-ji w Ikarudze). Niestety w remoncie.
Miałem do pokonania jeszcze niemal połowę założonego dystansu. Niestety większość biegła drogą krajową. Na początku znalazłem objazd przez wioskę. Droga zaczęła być coraz bardziej stroma, śliska, a końcówka zarosła pospolitą roślinnością. Z braku alternatyw wróciłem na krajówkę, by po jakimś czasie uciec na drogę prefekturalną. Zaskoczył brak ruchu, ale przeszkadzały pagórki. Biłem się z myślą skręcenia na prostą krajówkę, ale jakoś dojechałem do końca, gdzie złapał mnie zmrok. Został mi zjazd. Biegł przez las. Prowadziły mnie najpierw światła w ciemnej dolinie, a potem już uliczne latarnie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Shimane, Japonia / Yamaguchi, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą

Grand Slam

  111.47  06:05
Dzień zacząłem wcześnie, żeby zdążyć z wykonaniem planu. Od rana słońce prażyło. Wróciłem do jazdy po szlaku na dawnej linii kolejowej, potem trochę drogami serwisowymi, trochę głównymi, aż przedostałem się przez jeden tunel. Był jeszcze drugi tunel, ale okazał się niedostępny dla rowerów, więc musiałem pojechać po własnym śladzie z poprzedniej podróży. Jak w Korei kierowcy wyprzedzają bezpiecznie, tak dzisiaj trafiło się aż kilku frustratów, którzy jechali specjalnie blisko prawej części pasa. Na jednym aż poczułem różnicę ciśnień.
Dojechałem do centrum certyfikacji, gdzie dostałem certyfikaty za pokonanie brakujących trzech szlaków oraz dyplom Grand Slam za ukończenie wszystkich szlaków. Kiedyś można było zdobyć statuetkę, ale chyba skończyli z tym. Były za to medale (dodatkowo płatne). Nie zdecydowałem się, bo już jeden miałem i uznałem, że wystarczy. Poznałem tam za to Giovanniego z Włoch, który ukończył szlak z Seulu i leciał na Czedżu.
Zostało mi dostać się do portu, by uzyskać informacji. Przejechałem przez dwa tunele i trochę powątpiewam, czy było można je pokonać na rowerze. Były znaki zakazu, ale założyłem, że nie dotyczyły chodników. Nikt mnie nie ścigał. W porcie wszystkie okienka operatorów promów były zamknięte. Strony internetowe były nieczytelne. Na jednej informowali, by dzwonić w sprawie rezerwacji, ale wątpię, by ktoś tam mówił po angielsku. W punkcie informacji dostałem tylko godzinę otwarcia okienka, żebym spróbował coś złapać, więc jutro albo popłynę, albo mój pobyt się przeciągnie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Droga do portu

  124.51  07:25
Niebo było nadal zachmurzone, choć temperatura nieco wyższa. Wydostałem się z miasta. Poruszałem się trochę po chodniku na dawnej linii kolejowej, trochę bocznymi ulicami. Wjechałem na główną drogę. Szeroka, z poboczem, ale o olbrzymim ruchu. Nie biegła daleko w moim kierunku, więc zjechałem na mniejszą, z równie mniejszym ruchem, choć pobocze było małe. Uciekłem na drogi lokalne. Bez pobocza, ale ze znikomym ruchem. Tylko miały więcej dziur i górek oraz były zabłocone przez maszyny rolnicze (pola ryżowe mocno oblepiają maszyny).
Przejechałem obok parku narodowego obejmującego skalisty masyw górski. Akurat słońce przedarło się przez chmury, więc zrobiło się ładnie. Potem dotarłem do wybrzeża. To już 2 tygodnie, jak go nie widziałem. Strasznie długo mi zeszła jazda na południe. Na szczęście dotarłem do powiatu, z którego być może uda mi się dostać na wyspę, na którą nie udało mi się ostatnim razem. W porcie było wszystko zamknięte, więc nazajutrz będę próbował w ciemno.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Kwiecisto-skalista Korea

  103.79  06:28
W prognozie pogody był deszcz. Niebo pokrywała gruba warstwa chmur, gdy ruszałem. Pojechałem nad brzeg rzeki, gdzie znajdowała się ścieżka wśród kwiatów. Tłum ludzi doprowadził mnie do kładki nad brzegiem rzeki. Rower można było jedynie prowadzić i choć szlak miał nieco ponad 1 km, to zrobił się nudny, gdy trzeba było się mijać z zajętymi sobą niedzielnymi spacerowiczami.
Wjechałem do parku narodowego, jednego z wielu w tym rejonie. Nie miałem szczęścia do zwierząt (prawdopodobnie wystraszyły je głośne motory, które rozpoczęły dziś sezon, bo takiego hałasu nawet w Japonii nie doświadczyłem), ale skaliste zbocza gór otaczające rzekę wyglądały niesamowicie. Pojawiło się trochę podjazdów i słońce zaczęło przypiekać. Skończył się zachwyt i zostało smażenie się przeplatane coraz częstszym pompowaniem koła. W końcu zatrzymałem się w cieniu i wyciągnąłem kawałek druta z opony, który zrobił dwie dziury w dętce. Wczoraj też zastałem kapcia, ale spowodowanego cierniem akacji. Ciekawe, czy któryś z nich był źródłem uciekającego powietrza sprzed tygodnia.
Rozpoznałem dwa szlaki, którymi jechałem najpierw na północ, a kilka dni później na południe. Raczej nic się nie zmieniły. Najwyżej nawierzchnia zrobiła się jeszcze bardziej nierówna i pokryta brudem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Zawróciło mnie wojsko

  105.88  06:23
Na dzień dobry dostałem dwie niespodzianki. Pierwszą był widok na przepiękne góry, których – przez brak przejrzystości powietrza – nie było widać z wybrzeża. Prawie jak w Zakopanem, tylko bez tych bezmyślnych reklam. Druga niespodzianka to prawie kapeć. Wczoraj serwisant w warsztacie rowerowym uparł się, że mam mało powietrza i z 3 atmosfer zrobił 4,5. Dzisiaj zostały może 2. Pewnie ciśnienie i poranny upał rozszczelniły jedną z łatek. Tylko dopompowałem powietrza i to wystarczyło na resztę dnia.
Słońce podpiekało, ale na wybrzeżu było trochę wiatru, pojawiły się jakieś chmury i wczorajsza mgła czasem wracała, więc nie było najgorzej. Szlak zrobił się brzydki, bo często go gubiłem i na oznaczonych odcinkach nie był wygodny. Do tego wydawało się, że zlikwidowali punkt z pieczątkami. Objechałem okolicę, nawet dotarłem do punktu informacyjnego. Najwidoczniej Koreańczycy – niczym Japończycy – wolą powiedzieć nieprawdę niż powiedzieć, że czegoś nie wiedzą. Szli w zaparte, że budka została zlikwidowana i centrum certyfikacji o tym wie. Zawiedziony jechałem dalej, by po kilometrze odnaleźć rzekomo zlikwidowaną budkę.
Wbiłem ostatnią pieczątkę na szlaku i ruszyłem dalej na północ, do punktu obserwacyjnego strefy zdemilitaryzowanej. Szlak istniał chyba tylko na mapie, bo znak nakazał mi wjechać na główną drogę, a tam zatrzymało mnie wojsko. Mundurowy nie mówił za bardzo po angielsku, ale powiedział, że dalej nie ma wstępu. Nie była to nawet strefa zdemilitaryzowana. Nie mogłem rzucić okiem na muzeum (aczkolwiek o tej porze było zamknięte), spojrzeć na granicę (o ile byłoby coś widać przez słabą przejrzystość powietrza) czy zajechać na stację kolejową donikąd (została zbudowana w nadziei na zjednoczenie narodów). Dopiero teraz przeczytałem, że wstęp uzyskać można obok miejsca, gdzie wbiłem ostatnią pieczątkę. Trudno, spodziewałem się tego i nie zależało mi aż tak bardzo. Przynajmniej mogłem dotrzeć wcześniej do noclegu.
Wjechałem na drogę krajową. Pustą, mimo że miała po dwa pasy w obu kierunkach. Zahaczyłem o miasto, by kupić coś do jedzenia i ruszyłem w góry. Koniec z morskimi zapachami, rowerowymi szlakami i z wieloma innymi udogodnieniami. Zatrzymałem się domu gościnnym na wsi.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Korea Południowa, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Korea 2023, z sakwami, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery