W nocy trochę popadało, zostawiając kałuże. Poranek był pochmurny, ale bezdeszczowy. Chcąc uniknąć jazdy po własnym śladzie, wybierałem boczne drogi. Dość pagórkowate. Najgorzej było, gdy słońce wyjrzało zza chmur. Termometr w liczniku nawet przekraczał 40 °C na słońcu.
Dojechałem do Hiroshimy. Miałem ominąć centrum, ale ciekawość mnie i tak tam zawiodła. Trafiłem na festiwal kwiatów. Było tak wielu ludzi, że tyle mi wystarczyło. Rzuciłem okiem na Pomnik Pokoju, jeszcze zahaczyłem o zamek i już byłem w drodze na północny-wschód. Niestety drogi nie były najciekawsze. Ratowałem się na lokalnych, których też nie było zbyt wiele. Dopiero wieczorem ruch trochę zamarł.