Dzień zacząłem wcześnie, żeby zdążyć z wykonaniem planu. Od rana słońce prażyło. Wróciłem do jazdy po szlaku na dawnej linii kolejowej, potem trochę drogami serwisowymi, trochę głównymi, aż przedostałem się przez jeden tunel. Był jeszcze drugi tunel, ale okazał się niedostępny dla rowerów, więc musiałem pojechać po własnym śladzie z poprzedniej podróży. Jak w Korei kierowcy wyprzedzają bezpiecznie, tak dzisiaj trafiło się aż kilku frustratów, którzy jechali specjalnie blisko prawej części pasa. Na jednym aż poczułem różnicę ciśnień.
Dojechałem do centrum certyfikacji, gdzie dostałem certyfikaty za pokonanie brakujących trzech szlaków oraz dyplom Grand Slam za ukończenie wszystkich szlaków. Kiedyś można było zdobyć statuetkę, ale chyba skończyli z tym. Były za to medale (dodatkowo płatne). Nie zdecydowałem się, bo już jeden miałem i uznałem, że wystarczy. Poznałem tam za to Giovanniego z Włoch, który ukończył szlak z Seulu i leciał na Czedżu.
Zostało mi dostać się do portu, by uzyskać informacji. Przejechałem przez dwa tunele i trochę powątpiewam, czy było można je pokonać na rowerze. Były znaki zakazu, ale założyłem, że nie dotyczyły chodników. Nikt mnie nie ścigał. W porcie wszystkie okienka operatorów promów były zamknięte. Strony internetowe były nieczytelne. Na jednej informowali, by dzwonić w sprawie rezerwacji, ale wątpię, by ktoś tam mówił po angielsku. W punkcie informacji dostałem tylko godzinę otwarcia okienka, żebym spróbował coś złapać, więc jutro albo popłynę, albo mój pobyt się przeciągnie.