Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Ogród japoński w Mierzęcinie

  57.15  03:24
Prognoza deszczowego weekendu nie podobała mi się. Za to pod Szczecinem miało nie padać. Wpadłem na pomysł mikrowyprawy. Wsiadłem po pracy w pociąg i ruszyłem do Mierzęcina.
Było gorąco, choć czasem nachodziły jakieś chmury. Pojechałem prosto do parku pałacowego. Zostawiłem rower na parkingu pod opieką portiera i poszedłem na spacer. W ogrodzie japońskim były brama torii, mostek i altana. Obszedłem staw, obfotografowałem to, co rzucało się w oczy, przespacerowałem się jeszcze pod pałacem i ruszyłem dalej.
Jechałem na zachód. Wolałem ominąć krajówkę, więc wjechałem na boczną drogę, która doprowadziła mnie do szlaku na leśnych drogach. Trafiła się nawet niewielka wieża widokowa. Zaraz za nią był mostek, a potem koszmar. Piach, dużo piachu. O dziwo dało się jechać, choć zarzucało rowerem. Gdy wydostałem się do asfaltów, zrezygnowałem z dalszego terenu i pojechałem dalej krajówką.
Strzelce Krajeńskie trochę się zmieniły od mojej ostatniej wizyty. Zrobili częściowo wygodną ścieżkę przy murach miejskich, więc objechałem całe centrum. Kupiłem coś na kolację i ruszyłem drogą przez wioski, a potem przez las. W lesie drogę pokrywały kocie łby, więc jechało się mozolnie. Zastał mnie zmierzch, a droga zmieniła się w piach. Tym razem musiałem momentami pchać rower.
Postanowiłem skorzystać z programu „Zanocuj w lesie” przygotowanego przez Lasy Państwowe. Dotarłem nad jezioro, do miejsca, gdzie miało znajdować się obozowisko harcerskie. Na miejscu zastałem motocykle i wędkarzy. Było już ciemno, ale nie miałem ochoty tam zostawać. Pojechałem dalej i co chwila mijałem światła latarek. Jezioro odpadało, ale nie chciałem jechać nie wiadomo dokąd. Wjechałem wgłąb lasu po bezdrożu, znalazłem kawałek równego terenu i rozbiłem się na suchych liściach. Mogłem zabrać zatyczki do uszu, bo byłem nadal zbyt blisko wieśniaków puszczających głośną muzykę w środku nocy.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po zmroku i nocne, pod namiotem, Polska / lubuskie, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Czwartkowy kapeć

  35.47  01:31
Dzień był upalny, ale przed wieczorem zrobiło się nawet przyjemnie. Wyskoczyłem na chwilę, bo miałem plany, ale złapałem kapcia. Dało się jechać z kilkoma przystankami na dopompowanie koła, póki nie stało się to irytujące, że zakleiłem dziurę, tracąc dużo czasu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Pomarańczowe w Poznaniu

  27.50  01:32
Ochłodziło się, więc wyskoczyłem wieczorem. Akurat naszły chmury. Miało padać przez większość popołudnia, ale nie widziałem nic za oknem. Za to zaczęło padać, gdy dotarłem do centrum. Wypadało się, więc pojechałem na Cytadelę i wróciłem do domu. Po drodze znów zaczęło padać i na koniec pokazała się tęcza, a niebo zrobiło się pomarańczowe. O!
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Letnia puszcza

  122.62  05:15
Nie miałem ochoty wychodzić, bo było gorąco, ale wyszło, że upał panował tylko w mieszkaniu. Na zewnątrz było całkiem znośnie, więc ruszyłem do Puszczy Noteckiej. Trochę wiało, ale wiatrem przyjemnym. Na szlaku minąłem niewielu rowerzystów. Znalazłem dwa pola słoneczników.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, rowery / GT

Kórnickie słoneczniki

  74.39  03:26
Musiałem się oderwać od pracy, choć upał nie zachęcał do wychodzenia. Było wciąż gorąco przed wieczorem, nawet gdy pojawiły się chmury. Ruszyłem do Kórnika z nadzieją na znalezienie jakichś słoneczników. Nie zawiodłem się, bo udało mi się znaleźć nieopodal miejsc z zeszłego roku: kilka przed miastem i całe pole za nim, choć te były jeszcze przed rozkwitem. Potem niespodziewanie w drodze do domu trafiłem na jeszcze dwa pola słoneczników (już przekwitających), więc wyszedł bardzo słonecznikowy dzień. O debilach w Poznaniu już nie mam siły pisać. Wspomnę, że jeden kretyn z samochodu krzyknął, że mam drogę rowerową obok. Ta była oczywiście zamknięta i oznaczona stosownymi znakami.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, po zmroku i nocne, rowery / GT

Park Śląski

  66.97  03:27
Było gorąco, gdy ruszyłem. Popołudniowe słońce świeciło w twarz, drzewa nie dawały cienia, a jak już zmieniłem kierunek jazdy na południowy, to znów nie było cienia, bo wycięli kawał lasu. Do tego jeździło tą drogą dziwnie dużo ciężarówek.
Dotarłem do Tarnowskich Gór. Planowałem zostać tu na nocleg, ale upał zniechęcał, a do tego brakowało atrakcji. Ruszyłem z innym planem dalej. Po drogach mniejszych i większych przejechałem przez Bytom do Chorzowa. Tam udało mi się znaleźć drogę do Parku Śląskiego. Chciałem zobaczyć dwie atrakcje: planetarium i ogród japoński. Nie udało mi się znaleźć drogi do pierwszej atrakcji, ale po ogrodzie przespacerowałem się. Szkoda, że mnie czas gonił, bo wpadło mi w oko rosarium, a po drodze też minąłem sporo interesujących miejsc. Pewnie jeszcze tu wrócę, bo jest tyle do zobaczenia.
Dotarłem do Katowic, gdzie czekał na mnie nocleg z bardzo ograniczoną czasowo godziną zameldowania. Może to i dobrze, bo zaplanowałem zakończyć podróż i wrócić nazajutrz wczesną porą do Poznania. Pętla po śląskim i małopolskim została zamknięta. Trochę odpocznę i mogę planować (lub znowu wyruszyć spontanicznie) kolejną podróż.

Kategoria kraje / Polska, Polska / śląskie, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Olsztyn Jurajski

  113.95  06:09
Zapowiadał się słoneczny dzień. Ruszyłem do Ogrodzieńca, do jedynej otwartej placówki pocztowej, żeby zjeść śniadanie. Potem po wiejskich drogach z dużą dawką podjazdów dotarłem do zamków w Bobolicach i Mirowie. Oba zostały ogrodzone, a zwiedzanie wymagało opłaty. Na tablicy informacyjnej zostało wyjaśnione, że właściciele mieli dość śmieciarzy i wandali, więc podjęli działania w celu ochrony tych zabytków.
Rowerowy Szlak Orlich Gniazd zmienił swój przebieg. Wjechałem na odcinek do Żarek, który był asfaltowy. Stary przebieg był piaszczystym koszmarem, więc jakiś plus, chociaż liczba aut i debilów na rowerach nadrabiała w irytowaniu.
Nie chciałem ryzykować, że szlak mnie wciągnie w piaszczystą otchłań, więc do Olsztyna pojechałem lokalnymi drogami. Całkiem sprawnie mi to poszło, więc kupiłem bilet wstępu do zamku i obszedłem kawałek ruin. Chmury, które pojawiły się przed południem, dawały kiepskie światło do zdjęć. Do tego spieszyłem się, więc szybko skończyłem zwiedzanie.
Ruszyłem w kierunku Częstochowy na spotkanie z Hubertem. Tak się złożyło, że miał w zapasie oponę. Bicie w starej było coraz bardziej odczuwalne i chciałem uniknąć kłopotów w trasie, gdyby opona pękła. Myślę jednak, że nie miałbym takich kłopotów ze znalezieniem opony, jak w Korei. Po wymianie koło z nowym bieżnikiem znów zaczęło mruczeć i kolejny problem miałem z głowy.
Przejechałem się po Częstochowie w poszukiwaniu jedzenia i ruszyłem na południe. Wpadł mi do głowy pomysł, żeby zobaczyć Wartę i odnaleźć Miłość. Wydłużyłem więc drogę przed dotarciem do noclegu.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / śląskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, ze znajomymi, rowery / Fuji

Szlak Orlich Gniazd

  101.47  06:08
W końcu dojechałem do Krakowa. Po zmianie planów myślałem o ominięciu go, ale ciągnęło mnie, żeby poprzeciskać się między tabunami turystów. Przejechałem się po Rynku, potem skoczyłem pod Wawel. Poranne słońce zapowiadało upalny dzień.
Początkowo planowałem spędzić w Krakowie kilka dni. (Marzyło mi się nawet kilka tygodni, ale to może w przyszłym roku). Plan przekształcił się w Szlak Orlich Gniazd. Już raz pokonałem tę trasę i nie podobała mi się ilość piasku, który pokrywał dużą część dróg. Postanowiłem, że trochę skrócę sobie mękę i ominę parę odcinków.
Ruszyłem na północ znanymi drogami. Część nic się nie zmieniła, część przeszła dużą metamorfozę. Budowa obwodnicy utrudniła przejazd, ale poziom zaawansowania prac pozwalał przedostać się. Dojechałem do Doliny Prądnika, w której też dawno mnie nie było. Nic się nie zmieniła. Wymienili tylko drewniane mostki na betonowe. Na niebie pojawiły się chmury i trochę utrudniały robienie zdjęć.
Przez Ojcowski Park Narodowy pojechałem do Olkusza. Podjazdy w upalnym słońcu nie były miłe. W końcu wjechałem na Szlak Orlich Gniazd. Nie pamiętam już wszystkich dróg, ale wydawało mi się, że poprawili ich jakość. Było sporo szutrów. Nie zabrakło jednak i grząskiego piachu. Ominąłem kilka kolejnych odcinków, żeby skrócić dystans i nie nadziać się na piach.
Dostałem się do Smolenia. Z ciężkich chmur, które towarzyszyły mi od Olkusza zaczęło lać. Schowałem się pod wiatą przy zamku Pilcza. Podczas poprzedniej wizyty zastałem tylko ruiny, ale parę lat temu zrekonstruowali kilka ścian i udostępnili go za opłatą. Było już zamknięte, więc tylko przespacerowałem się do bram, gdy właśnie zaczęło wychodzić słońce. Deszcz zbliżał się ku końcowi.
Kolejne podjazdy, które nie zapadły mi w pamięci, spowalniały podróż. Poczułem jednak bicie w tylnym kole. Jeszcze rano zauważyłem, że bieżnik zużył się do warstwy antyprzebiciowej, ale teraz dostrzegłem naderwany splot i wybrzuszenie z boku opony. Szkoda, że podróżuję po Polsce i wszystkie sklepy pozostaną zamknięte do poniedziałku.
Ostatni teren i grząski piach. Dojechałem do Podzamcza. Akurat zaczęło kropić z kolejnej chmury. Pojechałem do chyba ostatniej dostępnej dzisiaj kwatery. Poprzednim razem też nocowałem w okolicy.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / małopolskie, Polska / śląskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, Dolina Prądnika, rowery / Fuji

Czarny bocianie

  59.66  03:10
Po nocnej ulewie nie było ani duchoty, ani upału. Po niebie wędrowały chmury, więc i temperatura dawała się znieść. Kontynuowałem podróż do Krakowa.
Do Zatoru nie było nic ciekawego. Za miastem wjechałem na drogi wśród stawów. Tak się złożyło, że wypatrzyłem liska. Próbowałem go podejść, ale już się nie pokazał. Za to coś wystraszyło ptaki – lisek lub ja. Odleciało kilkanaście i zostały dwa: bociany czarne. Pierwszy raz je widziałem. Tak poza nimi były łabędzie, czaple, kaczki, mewy i pewnie wiele innych.
Trzeba było przekroczyć Wisłę. Nawigacja kierowała mnie na most kolejowy. Wyremontowany, żeby piesi i rowerzyści mogli bezpieczniej poruszać się po nim, ale był też napis zakazujący poruszania się. I tak nie miałem większego wyboru, bo przeprawa promowa, znajdująca się nieco dalej, była nieczynna, a mieszkańcy nie zgadzają się na budowę mostu drogowego, co demonstrują na przydomowych transparentach.
Przejechałem się kawałek po Wiślanej Trasie Rowerowej. Odcinek szutrowy stracił na jakości od mojej poprzedniej podróży po nim. Parę wiosek dalej wjechałem na odcinek leśny, który piął się w górę. Tam zobaczyłem zamek Tenczyn, który miał być dzisiejszą atrakcją, ale upraszczanie trasy pokrzyżowało mi plany.
Została mi już tylko prosta droga z kilkoma widokami i polem słoneczników. Pokonałem ją wielokrotnie, gdy spędzałem wakacje w Krakowie. Dojechałem do kolejnego noclegu. Wychodził taniej niż cokolwiek w Krakowie, więc podróż z Bielska-Białej do miasta królów rozłoży się na 3 dni. Ale nie to jest moim celem.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / małopolskie, terenowe, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Pechowa herbaciarnia

  33.14  01:29
Ostatni dzień w Bielsku-Białej. Przeniosłem się najpierw do kawiarni, żeby tam trochę popracować, bo to tylko praco-wakacje, a potem ruszyłem w kierunku Krakowa. Pomyślałem, że mogę wystartować wcześniej, aby odwiedzić ponownie ogród japoński i wstąpić do herbaciarni.
Chmurzyło się, więc spieszyłem się. W końcu zaczęło kropić. Myślałem, że lunie, ale nic z tego. Mijałem tylko mokre ulice, a na niebie pojawiło się słońce. Zrobiło się parno i gorąco. Pot lał się, jakbym naprawdę był w Japonii. Co za dzień. Dotarłem jednak do celu i mocno się rozczarowałem. Zamknęli wcześniej. Drugi raz to samo. Ja mam jakiegoś pecha. Mówią, że do trzech razy sztuka, ale kolejną próbę podejmę może za parę lat. Tymczasem obszedłem ponownie ogród i po powrocie do roweru zobaczyłem 42 °C na liczniku. Odczuwalnie było tyle samo.
Jechałem dalej, choć nie miałem daleko do kolejnego noclegu. Obawiałem się deszczu z prognozy pogody, więc zaplanowałem krótszy dystans. Akurat znowu pojawiły się chmury. Temperatura odrobinę zeszła, ale pozostawało ciężkie, wilgotne powietrze.
Kategoria kraje / Polska, Polska / małopolskie, Polska / śląskie, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery