Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / Fuji

Dystans całkowity:42355.04 km (w terenie 3759.08 km; 8.88%)
Czas w ruchu:2223:14
Średnia prędkość:16.96 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:258498 m
Liczba aktywności:676
Średnio na aktywność:62.66 km i 3h 33m
Więcej statystyk

Sierpień 2021 (Fuji)

  82.54 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Fuji

Wybrakowana Trasa Pojezierzy Zachodnich

  85.29  04:59
Było chłodno. Nie padało, gdy ruszałem. Dopiero po paru kilometrach pojawił się mokry asfalt, a im dalej, tym więcej kałuż. Na szczęście coś mnie ominęło.
Kontynuowałem jazdę Trasą Pojezierzy Zachodnich. Szlak przestał biec po dawnej linii kolejowej. Poprowadził kawałek po dziurawych asfaltach, by skręcić w teren. No, prawie, bo wzdłuż polnej drogi biegł świeży asfalt. Zero znaków, nawet terenu budowy, ale z planów wynikało, że to mój szlak. Całkiem wygodny, choć pagórkowaty, bo nie biegł po dawnej linii kolejowej.
Jechałem długo lokalnymi drogami i prawie do Myśliborza nie spotkałem nikogo. Niedzielny poranek. Tuż przed Myśliborzem skusiłem się na odcinek szlaku oznaczony jako propozycja. Biegł po nasypie innej linii kolejowej niż ta z wczoraj. Torowisko rozebrano i została mocno zarośnięta droga, która potem zmieniła się w błotnisty dojazd do pola. Po dojechaniu do asfaltu rezygnowałem z dalszej eksploracji.
Skusiła mnie obwodnica Myśliborza, którą wybudowali w miejscu dawnej linii kolejowej. Liczyłem, że zjadę do centrum na jakimś skrzyżowaniu, ale skutecznie mnie odciągnęli brakiem skrzyżowań. Wróciłem na szlak, chociaż co oni w tym Myśliborzu odwalili? Szlak kończył się przy kawałku obwodnicy oddanym do użytku. Dalej był zakaz, więc wjechałem na obwodnicę, a za nią nie zrobili żadnego połączenia z drogą dla rowerów. Musiałem przejść po grząskiej ziemi, na której posiali trawę, i ominąć barierki. Co za bezmyślność drogowców. Trzeba albo złamać zakaz wjazdu, albo jechać po pasie zieleni.
Słońce zaczęło prześwitywać przez chmury i temperatura podskoczyła. Szlak biegł dalej, aż do drogi ekspresowej. Tam nie zrobili żadnego tunelu. Był za to objazd przez wioski. Po drugiej stronie szlak nie był ukończony, więc wjechałem na ruchliwą wojewódzką, ale o szerokim poboczu. W Sulimierzu szlak znów wrócił, by urwać się po paru kilometrach. Całe szczęście nie było żadnego zakazu, a na tamtym odcinku już rozpoczęto prace. Pojawił się tłuczeń pod nową drogę, a w niektórych miejscach nawierzchnia została ujeżdżona. Jechało się całkiem dobrze i po śladach widziałem, że nie byłem tam jedyny.
Na odcinku do Barlinka na szlaku wrócił asfalt, który – pomijając drogi w miastach – biegł bez żadnych objazdów do samego Choszczna. W Barlinku pokręciłem się trochę, obszedłem szlak wzdłuż dawnych murów miejskich, zjadłem i ruszyłem w dalszą drogę, przekraczając 53. równoleżnik północny.
Pełczyce były tym pechowym miastem, w którym zaczęło padać. Musiałem ograniczyć zwiedzanie i sprężyć się z dojazdem do celu. Temperatura spadła i w dodatku zaczęło wiać. Założyłem coś od deszczu i mozolnie jechałem dalej. Kawałek szlaku przed Choszcznem był nieukończony. Asfalt już był, tylko brakowało znaków, więc pewnie szybko skończą. Dalej jednak trasa jest gotowa dopiero za Ińskiem, więc pewnie sobie poczekam, aż uzupełnią braki.
Dostałem się na stację w Choszcznie. Akurat zaczęło mocniej lać. Od ostatniej wizyty niewiele się zmieniła. Całe szczęście do pociągu miałem tylko kilkanaście minut. Było nawet miejsce na rower, ale tak absurdalnie zorganizowane, że nie da się wyciągnąć rowerów w innej kolejności, niż zostały wprowadzone.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, Polska / zachodniopomorskie, terenowe, rowery / Fuji

Most na Trasie Pojezierzy Zachodnich

  127.01  06:31
Zauważyłem, że na Trasie Pojezierzy Zachodnich otwarto kolejne odcinki. Nie mogłem wytrzymać i zaplanowałem je zobaczyć. Z początku chciałem wystartować z Choszczna, dokąd wybudowano najwięcej odcinków szlaku, ale nie podobał mi się kierunek wiatru i zacząłem kombinować. Ostatecznie i tak wiało ciągle w twarz. Zdecydowałem się na Gorzów Wielkopolski, co nie było najtrafniejszą decyzją, ale wszystko po kolei.
W Gorzowie znalazłem się dopiero koło południa. Od razu ruszyłem na zachód. Dopiero wtedy zorientowałem się, że kiedyś jechałem tamtędy. Dzisiaj wybrałem Gorzów tylko dlatego, aby sprawdzić (tę samą) drogę dla rowerów biegnącą do Kostrzyna. Co za niefortunny początek.
W Witnicy przespacerowałem się po Parku Drogowskazów i Słupów Milowych Cywilizacji, i ruszyłem leśnymi drogami ku dzisiejszemu celowi. Z początku planowałem kierować się do Kostrzyna, ale jechałbym po własnym śladzie. Wolałem skrócić sobie drogę. W ten sposób wypatrzyłem wrzosy. Właściwie trudno było je przegapić, gdy pokrywało całe runo leśne.
Szybko uciekłem z Dębna, bo był jakiś zlot hałaśliwych maszyn. Potem jeszcze złapali mnie w jednej z wiosek, ale zjechałem w teren i dzięki temu nie straciłem słuchu. Wyjechałem z tej drogi tuż koło znajomego kościółka. Ale ten świat mały.
Mieszkowice to bardzo ładne miasteczko. Ma mury obronne i ładną, choć sypiącą się architekturę. Pokręciłbym się tam dłużej, gdybym miał więcej czasu. Zostały mi ostatnie proste, aby dostać się do Odry. Tylko temperatura zaczęła spadać.
Most w Siekierkach został ukończony. Przynajmniej pierwszy, ale będę miał powód, aby tam wrócić, gdy skończą most nad samą Odrą. Zrobiłem tylko kilka zdjęć. Zostałbym tam dużo dłużej, bo przyroda wokół mostu była dość żywa, ale gonił mnie czas. Pozostało mi pojechać po własnym śladzie do Trzcińska-Zdroju. Droga nie zmieniła się od lutego. No, zrobiło się zieleniej. Złapał mnie zmierzch i wszędzie wokół latało mnóstwo nietoperzy. Chyba nawet jeden na mnie wpadł.
W Trzcińsku zrobiłem szybkie zakupy, zjadłem i po zmroku, po niedawno ukończonym odcinku szlaku, dotarłem do agroturystyki. Nie najgorsze miejsce na nocleg w trasie. Mam obawy o pogodę nazajutrz. Może mocniej popadać. Aczkolwiek dzisiaj też miało padać i nic z tego nie wyszło.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubuskie, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, dojazd pociągiem, po dawnej linii kolejowej, mikrowyprawa, rowery / Fuji

Pochmurny WPN

  56.64  02:51
Mimo pochmurnej aury i groźby deszczu pojechałem z aparatem zapolować na kaczki. Dawno mnie nie było na Trzcielińskim Bagnie, więc tam ruszyłem. Tym razem teren był całkiem znośny, bo pojechałem na gravelu. Na miejscu było kilku hałaśliwych ignorantów, ale z wieży widokowej upatrzyłem sporo gęsi, dwa żurawie i dwie czaple, pewnie też kilka kaczek maskowało się tam. Niespiesznie skierowałem się ku domowi. Wybrałem dłuższą drogę po szlaku (prawie) dookoła Poznania, aby przejechać się przez Wielkopolski Park Narodowy. Drogi były koszmarnie zniszczone przez blachosmrody. Ciekawe, jak jeździłoby się tam na fatbike'u.
Kategoria Wielkopolski Park Narodowy, terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Fuji

Po Poznaniu, część 44

  26.33  01:19
Odczuwalnie było chłodniej niż wczoraj. Do tego chmurzyło się, ale liczyłem, że tym razem nie będzie padać i pojechałem na krótką przejażdżkę po mieście.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Leniwa sobota

  29.18  01:27
Wyszedłem dopiero późnym popołudniem. Było gorąco i mocno wiało, więc pojechałem do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Wyczerpała mi się bateria i nie zdołałem zrobić ani jednego zdjęcia, a tak ładnie dzisiaj było.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Fuji

Lipiec 2021 (Fuji)

  101.30 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Fuji

Zabawa w piasku

  82.50  05:54
Zapowiadał się kolejny upalny dzień. Poranek spędziliśmy w towarzystwie niezwykle gościnnej gospodyni kempingu. Gdyby nie siła perswazji, najpewniej jechalibyśmy objuczeni dużą ilością jedzenia.
Odwiedziliśmy Książ Wielkopolski. Dalej, chcąc ominąć główne drogi, wpadliśmy na szutry, które jednak zaczęły zamieniać się w horror. Im dalej jechaliśmy, tym bardziej grząsko stawało się. Nie mieliśmy dużych możliwości ominięcia tego. Rowery nierzadko trzeba było pchać. Po dotarciu do cywilizacji zrezygnowaliśmy z dalszej zabawy w piasku i wróciliśmy na główne drogi, zahaczając o Sosnowiec. Przynajmniej pojawiły się chmury, które choć częściowo ograniczyły gorąc.
W Śremie przejechaliśmy po promenadzie nadwarciańskiej, a dalej bocznymi drogami po Nadwarciańskim Szlaku Rowerowym do lasów. Znów pojawiły się szutry, które na ostatnim odcinku wskrzesiły koszmar sprzed południa. Ktokolwiek rozwalił te drogi, powinien smażyć się w kotle wypełnionym gorącym piachem.
Piaskowa impreza nie zakończyła się na dobre, bo pod Mosiną zaliczyliśmy jeszcze odcinek terenu z piaszczystym finałem. Całe szczęście było to koniec tych absurdów. Głodni dojechaliśmy do Puszczykowa, zatrzymując się w niesamowitej restauracji o nazwie Lokomotywa. Wypełniona po brzegi elementami kolejnictwa, powinna zawrócić w głowie niejednemu fanowi pociągów.
Na koniec, w Luboniu, trafiliśmy na Szlak Architektury Przemysłowej, a przynajmniej jego kawałek. Z pewnością warto tam wrócić, żeby poszwendać się nieco więcej po dawnej zabudowie industrialnej.
Kategoria mikrowyprawa, kraje / Polska, pod namiotem, Polska / wielkopolskie, terenowe, z sakwami, ze znajomymi, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Fuji

Holenderski trip

  76.92  05:28
Kolejna weekendowa mikrowyprawa z Anią. Tym razem bez szczególnego tematu przewodniego ze względu na ograniczenia w bazie noclegowej, ale przygód nie zabrakło.
Ruszyliśmy standardowo do Kórnika. Było gorąco i mało przyjemnie. W Kórniku zrobiliśmy sobie przerwę na gofry. Chyba pierwszy raz jadłem gofra na mieście. Pewnie też ostatni, bo tak brudzącego jedzenia dawno nie jadłem.
W Bninie dostaliśmy się na półwysep Szyja, gdzie znajdowało się grodzisko. Pomoczyliśmy się trochę w jeziorze, żeby odetchnąć od upału. Pod Zaniemyślem eksplorowaliśmy przepiękne szlaki wzdłuż i wokół jezior. W Zaniemyślu dostaliśmy się na Wyspę Edwarda, gdzie znalazło się kilka ciekawych atrakcji. Most pontonowy sam w sobie był interesującym dodatkiem.
Tak się rozpędziliśmy, że przegapiając skrzyżowanie, wylądowaliśmy na nie najgorszych wałach rzecznych. Wśród malowniczych pól i łąk jechało się tak przyjemnie, że nie zbaczając z trasy, dotarliśmy do mostu kolejowego. Zwykle przekraczałem Wartę, jadąc drogą krajową, ale skoro był most, skracający dodatkowo dystans, to nie można było z niego nie skorzystać.
Dotarliśmy na kemping. Zaskakująco był prowadzony przez holenderskie małżeństwo, które 15 lat temu przyjechało do Polski w ramach wymiany miast partnerskich. Otworzyli w Polsce kemping w stylu holenderskim, dzieląc się kulturą i zwyczajami swojego kraju z gośćmi. W większości byli nimi obcokrajowcy, ale każdy jest mile widziany. Oby więcej takich gospodarzy.
Kategoria mikrowyprawa, kraje / Polska, pod namiotem, Polska / wielkopolskie, terenowe, z sakwami, ze znajomymi, rowery / Fuji

Słoneczniki pod Kórnikiem (bis)

  66.42  03:24
W weekend minąłem pole słoneczników, więc dzisiaj ruszyłem do Kórnika. Było ciut cieplej niż wczoraj i tak samo jechałem połowę wycieczki pod wiatr, który później ustał. Słoneczniki zdążyły rozwinąć się, ale większość była odwrócona od drogi. Zrobiłem parę zdjęć i wróciłem. A tak było rok temu (w innym miejscu).
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery