Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy / Nordkapp 2022

Dystans całkowity:3326.50 km (w terenie 138.93 km; 4.18%)
Czas w ruchu:223:02
Średnia prędkość:14.91 km/h
Maksymalna prędkość:65.46 km/h
Suma podjazdów:37600 m
Liczba aktywności:39
Średnio na aktywność:85.29 km i 5h 43m
Więcej statystyk

Kawałek z wiatrem

107.6306:33
Poranek był słoneczny z niewielkim zachmurzeniem. Odczuwalny był za to wiatr. Dokończyłem jazdę po lokalnym szlaku z Sundshopen do Berg i zobaczyłem mnóstwo miejsc na rozbicie namiotu. Gdybym tylko nie skusił się wczoraj na kemping, który okazał się być najdroższym do tej pory.
Jechało mi się ciężko po wczorajszej gonitwie na prom. Zachmurzenie zwiększało się, nawet spadło parę kropel, ale to w oddali widziałem porządną ulewę. Wyszło słońce i gdy dojechałem do deszczowego miejsca, ulice tonęły w kałużach, a każde auto bryzgało deszczówką. Przynajmniej nie padało z góry.
Wszystkie markety były zamknięte, a nie mają tu zbyt wielu sklepów. Nawet o stację benzynową ciężko. Pojechałem do miasta, które i tak miało otwarty tylko jeden market, któremu bliżej było do osiedlowego sklepu samoobsługowego. Przynajmniej był kasjer i przyjmował gotówkę.
Z miasta wyjechałem w mżawce, która szybko zamieniła się w deszcz. Przeczekałem to jednak pod wiatą na przystanku autobusowym. Znałem godzinę odpłynięcia promu, a miałem do niego niedaleko, więc i tak nie spieszyło mi się.
Na przystani były dwa promy. Zero informacji dokąd płyną. Nie wiem, jak ludzie sobie tu radzą, a co dopiero turyści. Jednym dało się dopłynąć do Tjøtty z przesiadką w porcie. Drugim trzeba było dodatkowo pokonać 16-kilometrowy odcinek, by wsiąść na kolejny prom do Tjøtty. Wybrałem opcję drugą i nie żałowałem.
Na promie znalazłem godziny rejsów kolejnego promu, bo w informatorze, który dostałem wczoraj, takiej informacji oczywiście nie ma.
Przywitały mnie przepiękne widoki oraz deszczyk, który z wolna przeszedł w ulewę. Nie przeszkodziło mi to w robieniu zdjęć. Po to taszczyłem ze sobą parasolkę. Do kolejnego promu miałem ponad 2 godziny, więc ponownie nie spieszyło mi się.
Droga szybko zleciała. Deszcz zdążył kilka razy ustać i powrócić. Pojechałem zbadać jeszcze dalszą część okolicy, gdzie natrafiłem na rysunki wyryte na kamieniach. Oczywiście jakiś matoł musiał wyskrobać coś obok.
Prom przypłynął godzinę później. Pewnie wypadł z kursu, bo nie byłem jedynym zawiedzionym. Przynajmniej poczekalnia była ciepła. Znalazłem stronę reisnordland.no, na której można sprawdzić połączenia w okręgu Nordland. Chociaż tyle, jednak i tak zaraz z niego wyjadę.
Po niemal godzinnym rejsie zobaczyłem przepiękne widoki. Słońce przedarło się przez chmury i krajobrazy były po prostu zachwycające. Odczuwalnie nasilił się też wiatr, ale przez cały dzień wiało z południa, więc chociaż kawałek wyprawy przez Norwegię miałem z wiatrem.
Zaplanowałem skorzystać nazajutrz z łodzi, więc chciałem znaleźć się jak najbliżej Sandnessjøen, żeby w razie deszczu (a nadawali jakiś, jak widziałem na promie) nie męczyć się za mocno. Jak zawsze, z miastem szło ryzyko, że będzie dom na domu, więc wcześniej znalazłem las z akceptowalnym nachyleniem terenu, żeby rozbić namiot. Śpiewom ptaków nie było końca.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Między dwoma promami

122.3007:33
Padało w nocy i nad ranem, ale przestało, gdy wychodziłem z namiotu. Podobały mi się takie pochmurne widoki, a jeszcze jakie cudne wysepki mijałem. Tylko spieszyłem się na prom i nie zatrzymywałem się. I tak na moście o ruchu wahadłowym byłoby ciężko.
Myślałem, że prom będzie o pełnej godzinie, ale musiałem czekać pół godziny (i tak nieźle, bo pływał co półtora godziny). Zjadłem w tym czasie śniadanie w portowej kawiarni.
Tym razem musiałem zapłacić za prom, bo zwykle są płatne od auta, a na tym odcinku od osoby. To już czwarta firma, z której promu skorzystałem. To ta od łodzi i ostatnich autobusów. Jest zakaz wprowadzania elektrycznych rowerów i hulajnóg na prom, ale co z elektrycznymi autami, których w Norwegii widuję bardzo dużo?
Po drugiej stronie kropiło, ale tak słabo, że nie zakładałem przeciwdeszczowych spodni. Po kilku godzinach zaczęło jednak padać na poważnie, a ja miałem dylemat. Za mną było czyste niebo, więc chmura miała przepaść lada moment i nie opłacało mi się przebierać. Ostatecznie stanąłem i przeczekałem to pod parasolką.
Zrobiło się słonecznie, ale nie tak strasznie, jak przez ostatnie dni. Spotkana Niemka powiedziała mi o informatorze z rozkładem rejsów promów. Widziałem je rano, ale zbytnio się nie zainteresowałem, bo wyglądały jak czyjaś własność. Gdy zdobyłem własny, okazał się być przeładowany reklamą jednego z przewoźników. Rozkład też był wybiórczy i obejmował tylko kilka z interesujących mnie promów. Zawsze to jednak coś.
Miałem niespełna godzinę do promu, jak dowiedziałem się od spotkanej Niemki, więc zacząłem na niego pędzić. Nie mogłem się jednak powstrzymać od robienia zdjęć. Dotarłem na dwie minuty przed założonym czasem, a 3 minuty po odpłynięciu promu. Pomyliłem się o 5 minut z czasem odpłynięcia, więc pojechałem zrobić trochę więcej zdjęć drogi, po której pędziłem. Potem jeszcze inną drogę zbadałem, ugotowałem kolację i stawiłem się o czasie na prom, który wypływał prawie dwie godziny po poprzednim.
Po drugiej stronie było tak pięknie i spokojnie. Do tego niezwykle płasko. Mnóstwo łąk i pól. Nie mogłem znaleźć skrawka ziemi pod obóz. Jeszcze na niebie pojawiły się chmury. Ostatecznie pojechałem na przypadkowo znaleziony kemping, moknąc odrobinę od przejściowego deszczu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Upalna Norwegia

106.8606:47
Ponieważ na tej szerokości geograficznej zmrok przestał zapadać, to straciłem wczoraj poczucie czasu i nie wyspałem się. Obudził mnie kolejny upalny dzień.
Wczoraj zmartwił mnie znak ślepej drogi, a dzisiaj dowiedziałem się, że droga kończyła się na szlabanie. Nowa droga przecięła starą. Nie miałem pewności, czy tunele na nowej drodze były przejezdne dla rowerów, więc ominąłem również drugi szlaban, żeby przejechać po starej drodze do jej końca. Ciekawe, że starą drogę dodatkowo zwęzili.
Do Namsos był całkiem spory ruch. Za miastem uspokoił się. Nie padało kilka dni i drogi zakurzyły się. Najgorsze tumany kurzu wznosiły ciężarówki.
Na niebie pojawiły się chmury. W końcu słońce przestało smażyć, choć zbliżał się wieczór, więc tak czy inaczej temperatura zmalałaby.
Dzisiaj miejsce na kemping udało się znaleźć w miarę szybko. Upatrzyłem sobie las z polaną. Ledwo skończyłem szykować się do wejścia do środka, gdy zaczęło lać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Trondheim

106.6607:16
Dzisiaj się nie wyspałem, ale miałem szczytny plan. Było przyjemnie pochmurno, gdy ruszyłem wczesnym rankiem na przystanek autobusowy. Nie mogłem go znaleźć, więc zacząłem jechać na kolejny, ale zauważyłem mój autobus wjeżdżający do miejscowości. Zacząłem go śledzić, aż dojechałem do przystanku ukrytego między budynkami. Zaskakująco kierowca nie mówił po angielsku i chciał, żebym zdjął przednie koło, bo miał wąskie klapy do luków bagażowych, a przynajmniej z jednej strony, bo z drugiej, jak mi pokazał, rower zmieściłby się, ale kierowca albo nie wierzył, albo niechętnie przewoził rowerzystów, więc machnął ręką i poszedł gdzieś. Mimo wszystko zapakowałem się, bo to niepierwsza podróż autokarem po Norwegii. Nie mogłem jednak dogadać się w sprawie płatności, więc miałem tylko zająć miejsce. Chodziło pewnie o to, że akceptowali wyłącznie płatności kartą, a ja wyciągnąłem gotówkę. Mógł chociaż wskazać terminal.
Widoki na drodze były ładne, nawet się przejaśniło. Dojechaliśmy do miasteczka Orkanger, gdzie miałem przesiadkę. Kierowca drugiego autobusu jeszcze bardziej niechętnie chciał mnie przewieźć, ale mówił po angielsku, więc wyjaśniłem, że właśnie przyjechałem tym drugim autokarem. Nie wydaje się, żebym był pierwszym rowerzystą w karierze tego kierowcy, więc dziwiła mnie jego postawa. Chyba że miał jakieś złe doświadczenie z rowerzystami. Mimo to zapakowałem się i mogłem jechać.
Znalazłem się w pochmurnym Trondheim. Z pomocą autobusów udało mi się odzyskać kolejny dzień z trzydniowego opóźnienia. Dalej mogłem jeszcze kombinować z pociągami, ale te lokalne nie miały możliwości przewozu rowerów, a ekspres z wagonem rowerowym jeździł raz dziennie koło północy. Ciężko byłoby coś z tego ugrać.
Na szybko zwiedziłem miasto i pojechałem do portu. Wybrałem inną przystań, żeby skrócić sobie drogę, bo szlak leciał trochę na około. Na nowym kursie pływała łódź, za którą trzeba było zapłacić – w przeciwieństwie do promów. Byłem jedynym rowerzystą, ale obsługa mówiła, że w sezonie mają pokład zapchany rowerami. Jak dobrze jest podróżować poza sezonem.
Znowu się przejaśniło i to już tak na dobre. Od razu dostałem duży podjazd z żarem na plecach. Rano było zdecydowanie przyjemniej. Gdzieś nawet pojawił się znak mojego szlaku nr 1 oraz EuroVelo 1, ale potem ich nie widziałem.
Ruch na drodze pojawił się falami – ile prom przewiózł do fiordu. Krajobrazy były wiosenne, bo mlecze dopiero zakwitły – w przeciwieństwie do wczoraj, gdy mijałem same łodygi po dmuchawcach zdmuchniętych przez wiatr.
Zjechałem z krajówki, bo szlak dalej biegł nie tylko dłuższą drogą, ale także z brzydszym profilem wysokości. Droga była niemal pusta. Najpierw biegła przez rolniczą dolinę, a potem po skalistym wybrzeżu. Zauważyłem, że im dalej na północ, tym więcej „trupów” jeździ po drogach. Niektóre zostawiają tyle toksyn w powietrzu, że oddychanie staje się bolesne.
Zbliżał się wieczór, więc rozglądałem się za miejscem na nocleg, ale albo były to skały, albo tereny prywatne. Długo jechałem zanim znalazłem polanę nad jeziorem. Wyglądała na teren publiczny. Zmartwił mnie tylko znak ślepej drogi, bo wybrałem starą drogę, która omijała tunele, a te mogły być zamknięte dla rowerów. Powstały na tyle niedawno, że nawet nie było ich na stronie o tunelach. Chociaż tutaj ślepa uliczka nie zawsze dotyczy rowerów, więc zaryzykuję.
Spojrzałem na mapę i okazuje się, że odrobiłem niemal całą trzydniową stratę. Brakuje tylko z 20 km. Teraz będę ciut spokojniejszy, choć w pierwotnym planie był jeszcze jeden dziwny rejs, który omijał sporą część szlaku. Mam jeszcze parę dni, żeby znaleźć wyjście z tej sytuacji.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, setki i więcej, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Znowu wiało

97.2706:38
Zapowiadał się zły dzień. Obudziłem się późno, a właściwie to deszcz mnie obudził. Szczęśliwie trwał tylko kilka minut, bo nie wyobrażam sobie, by jeszcze miało padać. Nadal wiało.
Załamałem się, bo po ruszeniu zorientowałem się, że nie spisałem statystyk z licznika. Kemping miał takie ciepłe pomieszczenie socjalne, że to tam naskrobałem wpis w dzienniku zamiast w namiocie, a że nie miałem przy sobie licznika, aby zapisać dane, to odłożyłem zadanie i o nim zapomniałem. Udało mi się wyliczyć część danych dzięki miesięcznym statystykom, które licznik tworzy, choć nie pasuje mi 300 metrów podjazdów – stanowczo za mało, jak na te wszystkie fiordy. Garmin też mi nie pomoże, bo dwa promy i autobus zawyżają dane. Będzie trzeba to ciąć i liczyć orientacyjnie.
Jazda wydłużyła się, bo wiatr nie odpuszczał. Droga 680 miała dwa przebiegi. Krajowy Szlak Rowerowy nr 1 biegł tym dłuższym wariantem. Także suma podjazdów była większa. Minusem krótkiego wariantu był wysoki podjazd przez przełęcz. Wybrałem krótszą drogę.
Przez większość dnia było niewielkie zachmurzenie, ale spadła temperatura i zachmurzyło się całkowicie. Obawiałem się, że zacznie padać, więc patrzyłem na każde auto, czy jest suche, żeby mieć pewność, że w głębi doliny nie pada. Przejechałem po serpentynach i nawet słońcu udało się przecisnąć przez chmury. Przynajmniej na chwilę.
Dojechałem do miejscowości Kyrksæterøra i zacząłem rozważać opcje. Przyjechałem za późno, żeby załapać się na autobus i odrobić trzydniową stratę. Do tego przemarzłem od stania i szukania wyjścia. Rozgrzałem się odrobinę w markecie i postanowiłem zostać w wiosce. Niestety nie udało mi się znaleźć miejsca na obóz, więc pojechałem na kemping. Jak na razie najtańszy w Norwegii. Wieczorem wiatr osłabł, a prognoza pogody jest optymistyczna.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Wietrzna Norwegia

93.9507:22
Nastał kolejny słoneczny dzień. Przejrzałem swoje plany i byłem 4 dni do tyłu. Daje to 360 km straty, żeby wykonać plan dotarcia na Przylądek Północny w urodziny. Nie jestem zadowolony z takich danych.
Mimo dnia roboczego na krajówce było duże natężenie ruchu. Na szczęście długo tam nie zabawiłem. Uciekłem na boczne drogi. Mój plan znów zawiódł, bo prowadził po prywatnej drodze. Musiałem jechać po szlaku dłuższą drogą z niespodziankami.
Wyjechałem kawałek z fiordu i zaczęło mocno wiać. W tej samej chwili powróciły oznaczenia Krajowego Szlaku Rowerowego nr 1. Co więcej, znaki były na każdym skrzyżowaniu, jak pod Bergen. Jednakże tylko wyjechałem z wioski i skończyły się. Za to wiatr wręcz przeciwnie. Tylko nabierał na sile. Jazda stawała się uciążliwa. Jeszcze nie był to koszmar z Islandii, ale Norwegia pokazała kły.
Dojechałem do przeprawy promowej. Prom już czekał, ale był to jeden z dwóch promów. Ten płynął na wysepki, na których potrzebowałbym aż trzech promów, mimo krótszego dystansu do przejechania na rowerze. Obawiałem się, że promy mogłyby pływać co godzinę albo i rzadziej. Doliczając czas na oczekiwanie i przeprawy, ryzykowałbym. Wybrałem w zamian dwa promy i nieco dłuższą jazdę na rowerze.
Na wyspach wciąż wiało, więc pojechałem od ich południowej strony, żeby ukryć się za górami. Częściowo pomogło, ale ugotowanie obiadu i tak było nie lada wyzwaniem przy okresowych podmuchach.
Dojechałem kilka minut za późno na prom i musiałem czekać na kolejny. Mój plan zakładał, że z Molde do Kristiansund dostanę się promem. Po drugiej stronie udałem się do miasta w poszukiwaniu informacji turystycznej. Na próżno zdały się poszukiwania, ale zadzwoniłem na infolinię przewoźnika, który obsługiwał autokary i promy. Dowiedziałem się, że mogę zabrać rower do autobusu. Akurat przyjechał mój, więc rower i sakwy władowaliśmy z kierowcą do luku bagażowego. Podróż trwała nieco ponad godzinę, co promem zajęłoby ponad 7 godzin, jak widziałem w ich ofercie w internecie. Być może to nie ostatnia taka nierowerowa wycieczka, bo powinienem być już dzień drogi za Trondheim.
Widziałem dobre miejsca na obóz, ale potrzebowałem zrobić pranie, więc zatrzymałem się na kempingu. Dzięki autobusowi odzyskałem jeden dzień z czterodniowej straty.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Znów na szlaku

117.7408:00
Rozpoczął się kolejny słoneczny dzień. Na początek podjazd, który okazał się być o 100 metrów niższy niż w profilu wysokości mapy.cz. Zawsze jakiś plus, bo szlak miał być już raczej bez szalonych podjazdów. Miał być.
W końcu wróciłem na szlak po wczorajszym problemie znalezienia promu we Florø. Nadal jednak żaden ze znaków nie informował o istnieniu szlaku na tych drogach. Musiałem więc podążać za planem wgranym w Garmina.
Po okrążeniu kilku fiordów znów pojawił się podjazd, za którym wjechałem do wietrznego fiordu. Wiatr mnie tak spowalniał, że spóźniłem się na prom. Na szczęście kursował on co pół godziny, więc zjadłem obiad i znalazłem się na drugim brzegu.
Miałem dzisiaj pecha spotkać bardzo dużo aut na niemieckich blachach. Ci debile wyprzedzali „na gazetę”. Ciężko będzie powrócić do Polski, gdzie jest jeszcze gorzej.
Na drogach dziwnie wzmógł się ruch. Nagle nawet norweskie blachy przestały oznaczać bezpieczeństwo. Do tego pojawiły się kolejne podjazdy. Na zjeździe z jednego z nich wyciągnąłem nieuważnie 62 km/h.
Umówiłem się z Barabaszem na krótką przejażdżkę rowerem. Nakreślił mi parę rzeczy, że trwa długi weekend i stąd sklepy były pozamykane – działały najwyżej wydzielone strefy nazywane butikami. Duży ruch też był wynikiem dłuższego wolnego. Widziałem ostatnio sporo ludzi na szlakach górskich, których jest w Norwegii niemało. Dojechaliśmy wspólnie do kolejnego promu, gdzie nastąpiło pożegnanie, podczas którego dostałem kilka norweskich łakoci.
Tym razem trafiłem na bardziej luksusowy prom. Miał czyste okna i obecna była obsługa w pokładowym sklepiku. Prom zabrał też dużo więcej aut niż zwykle. Na drugim brzegu miałem pół godziny, żeby uciec z głównej drogi zanim nadpłynęłaby kolejna kolumna aut z promu. Szlak mi w tym pomógł, bo po paru kilometrach uciekł na drogi lokalne.
Wjechałem do jakiejś metropolii, bo było strasznie duże zagęszczenie zabudowań, a nawet pojawiły się znaki rowerowe. Niestety nie prowadziły po moim szlaku, tylko do centrum tego urbanistycznego tworu.
Zrobiło się późno. Góry ładnie wyglądały w takim słońcu. Musiałem się wydostać z tego miasta i znaleźć miejsce na nocleg. Jechałem daleko, aż wypatrzyłem namiot rowerzysty nad brzegiem fiordu. Poszedłem w jego ślady i znalazłem kawałek w miarę równej trawy nieco dalej. Dzisiaj był całkiem ciepły wieczór.
Kategoria ze znajomymi, za granicą, z sakwami, wyprawy / Nordkapp 2022, setki i więcej, pod namiotem, kraje / Norwegia, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Tutaj nic nie pływa

114.8507:20
W nocy padało, ale poranek rozpoczął się słonecznie. Przynajmniej mogłem podładować baterie, bo panel słoneczny jest wydajniejszy od dynama.
Port we Florø to wielki plac budowy. Zero informacji o promach. Tak się łudziłem. Na stronie fjord1.no znalazłem najbliższy rejs nazajutrz pod wieczór. Najgorzej, że każdy przewoźnik ma swój system informacji i trzeba wiedzieć, co dokładnie pływa na danej linii. Nawet Norwegowie się w tym nie łapią.
Szkoda mi było czasu. Zmieniłem plany i olałem ten beznadziejny szlak na odcinku za Florø. Kosztem dwóch gór, ale nadrobię trochę straconego dystansu.
Niedziela w Norwegii to także pozamykane wszystko. Na szczęście ludzie są kreatywni. Z części jednego supermarketu został wydzielony kiosk z kasami samoobsługowymi. Widać potencjał do oszczędności i grupowych zwolnień.
Musiałem przejechać po krajówce kawałek, który wczoraj pokonałem w deszczu. Ruch był spory, jak na niedzielę. Potem zaczął się podjazd w gorącym słońcu. Powiedziałbym, że w upale, jak na norweską pogodę.
Na szczycie podjazdu był tunel. Tym razem 2,9 km długości, ale wyróżniała go stromizna. Osiągnąłem w nim niemal 50 km/h, ale tylko dlatego, że było mokro i nie wyobrażam sobie jechać w takich warunkach w drugą stronę. Chłodno, ciasno, ciemno, głośno.
Kolejny podjazd też w słońcu, ale z odrobiną pecha. Pękła szprycha. Było to tylko kwestią czasu, bo to już trzeci raz. Pojechałem na najbliższe miejsce biwakowe, które znajdowało się w sumie na szczycie podjazdu. Wymieniłem szprychę, bo miałem zapas, ale ukręciłem plastikowego nypla. Co za szajs – już kilka gwintów w tym rowerze zerwałem, a nie użyłem dużej siły. Dobrze, że miałem scyzoryk szwajcarski z kombinerkami. Inwestycja się zwróciła.
Robiło się późno. Zjazd wciąż przerywały mi widoki w lusterku, więc co chwila robiłem postoje. Gdy w końcu zjechałem na dół, promu nie było, nie było też rozkładu. Czekałem. Pół godziny zeszło, ale przypłynął. Zjadłem w tym czasie kolację. Po drugiej stronie nie znalazłem dogodnego miejsca na namiot, więc zatrzymałem się na kempingu.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Nordkapp 2022, setki i więcej, pod namiotem, kraje / Norwegia, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Zamknęli tunel z mojego powodu

121.6807:55
Nie padało nocą, rano było niewiele rosy, ale powitał mnie kolejny z rzędu zachmurzony dzień. Temperatura mi odpowiadała, choć na podjazdach i zjazdach trzeba było się rozbierać lub ubierać, a tych podjazdów trochę dziś było.
Wyjątkowo trafiło mi się kilka płaskich dróg. Nie sądziłem, że za nimi zatęsknię. Potem wróciły podjazdy, a na nich słońce przedarło się przez chmury i zrobiło się gorąco.
Przejechałem przez większą górę, po drugiej stronie wykręciłem ponad 60 km/h na stromym zjeździe, aż dotarłem do jednego z wielu tuneli. W tym był typowo zakaz wjazdu rowerem. Zgodnie z mapą mogłem objechać tunel starym odcinkiem. Tylko że ta droga była zagrodzona – pewnie jakieś prace drogowe. Jeszcze rano minąłem sakwiarza jadącego w przeciwną stronę. Czyżby odbił się od tego tunelu? Tylko czemu nic nie powiedział? Ja przynajmniej miałem plan. Poznany kilka dni wcześniej Joseph opowiedział mi o podobnej przygodzie. Zadzwoniłem do administracji dróg. Byli zamknięci w weekend, ale zamiast głuchego telefonu odezwał się automat w dwóch językach. Zadzwoniłem więc na numer podany przez automat, tam mnie jeszcze przekierowali do lokalnego biura i już byłem prawie w domu. Nie było innej drogi do Førde, więc zamknęli tunel dla ruchu, włączając tablice świetlne, żeby auta nie mogły wjechać, a ja dostałem w tym czasie pozwolenie na przejazd mimo zakazu wjazdu rowerem. Dość dziwne podejście, bo tunel był krótki, ale pewnie mają swoje normy bezpieczeństwa.
To już kolejne fiordy, jak nie widziałem znaków na Krajowym Szlaku Rowerowym nr 1. Mimo to jechałem zgodnie z trasą na osm.org. Szlak biegł po drodze krajowej. Ruch spory, ale to Norwegia – było bezpiecznie. Nawet trafił się tunel z chodnikiem. Słońce znów przepadło za chmurami i zaczęło chłodniej wiać.
Na drodze pojawił się kolejny tunel z zakazem wjazdu rowerem. Problem w tym, że objazd był wysoko w górach i wydłużał jazdę o 10 km. Nie miałem innego wyjścia. Nie zamknęliby 6-kilometrowego tunelu dla rowerzysty. A może? Po kilku kilometrach podjazdu stanął przede mną znak ślepej drogi, co mnie zaniepokoiło. Sprawdziłem stronę administracji dróg i nie było żadnej wzmianki. Zdecydowałem się jechać dalej. Najwyżej kombinowałbym po określeniu problemu. Po wyczerpującym podjeździe okazało się, że w tunelu stały bloki betonowe. Nie było żadnego znaku, więc rowerem dało się przejechać. Zabawne, że ktoś przyjechał autem, żeby szybko zawrócić, gdy dotarłem do tunelu. Pewnie tak samo nie ufał znakom, ale on wyjątkowo nie pokonałby blokady.
Zrobiło się chłodno. Wróciłem do jazdy drogą krajową. Pojawiła się mżawka. Zjadłem na przystanku kolację z nadzieją, że to minie, ale nic z tego. Ubrałem się i kontynuowałem jazdę, a opad zmienił się w deszcz. Czasem przestawało padać, ale w połączeniu z wiatrem nie była to żadna frajda.
Do Florø dotarłem późno. Na prom pewnie nie mogłem liczyć, więc – żeby nie szukać miejsca na nocleg – pojechałem na kolejny obsługiwany przez Polaków kemping. Tym razem był wyposażony, więc mogłem się odświeżyć. Mam tylko problem ze znalezieniem promu dalej na północ. Coraz mniej podoba mi się ten szlak. Może trzeba było od razu brać tę ekspresową łódź i nie bawić się w darmowe promy.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Nordkapp 2022, setki i więcej, pod namiotem, kraje / Norwegia, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

4 tunele i 2 promy

104.1006:55
W nocy trochę popadało, była rosa i dużo wilgoci. Zachmurzenie całkowite, wiatr słaby, ale odczuwalny, bo miałem w większości pod wiatr. Przynajmniej bez deszczu. Do czasu.
Miałem do pokonania fiord, więc czekała mnie dłuższa droga niż po linii prostej. Przy okazji zaczęło mżyć, aż dojechałem do większej miejscowości. Opad ustał i mogłem w końcu zjeść śniadanie złożone ze świeżych produktów, bo po drodze nie znalazłem żadnego sklepu. Potem pojechałem na prom.
Zbytnio zaufałem planowi wytyczonemu przez aplikację mapy.cz. Zakładał on, że popłynę łodzią ekspresową, jak wyczytałem z mapy połączeń wodnych w rejonie. Zapłaciłbym pewnie majątek, więc zmieniłem plan – kontynuowałem jazdę po Krajowym Szlaku Rowerowym nr 1, który niestety drastycznie wydłużał mój plan. I tak byłem już 2 dni w plecy i myślałem, że prom to poprawi, ale nazajutrz opóźnienie podskoczy do trzech dni. Będę musiał coś wymyślić.
Dojechałem do właściwej przeprawy promowej. Miałem 2 godziny do następnego rejsu. Jakiś mało popularny kierunek. Nie czekałem jednak sam, bo było sporo aut. Zjadłem obiad, wysuszyłem namiot na wietrze, przejrzałem swoje plany na najbliższe dni i w drogę.
O ile na poprzednim lądzie oznaczenia szlaku mogłem policzyć na palcach jednej dłoni, tak na nowym lądzie nie znalazłem ani jednego. Im dalej na północ, tym szlak stawał się tylko teoretyczny. W sumie stawia to na elastyczność wyboru dróg i odwiedzanych fiordów.
Zdecydowałem się nadrobić stracony dystans i pojechać na drugi prom. Udało mi się na pół godziny przed ostatnim kursem.
Chciałem zatrzymać się na kempingu, żeby umyć się i sprawdzić kursy promów na kolejne dni, ale nie mieli nawet toalet, a co dopiero reszty. Pojechałem dalej. Wiatr zaczął mocniej wiać, oczywiście jechałem pod wiatr. Znów znalazłem łąkę bez ogrodzenia. Tym razem z widokiem na wodospad.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Nordkapp 2022, setki i więcej, pod namiotem, kraje / Norwegia, góry i dużo podjazdów, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery