Poranek był słoneczny z niewielkim zachmurzeniem. Odczuwalny był za to wiatr. Dokończyłem jazdę po lokalnym szlaku z Sundshopen do Berg i zobaczyłem mnóstwo miejsc na rozbicie namiotu. Gdybym tylko nie skusił się wczoraj na kemping, który okazał się być najdroższym do tej pory.
Jechało mi się ciężko po wczorajszej gonitwie na prom. Zachmurzenie zwiększało się, nawet spadło parę kropel, ale to w oddali widziałem porządną ulewę. Wyszło słońce i gdy dojechałem do deszczowego miejsca, ulice tonęły w kałużach, a każde auto bryzgało deszczówką. Przynajmniej nie padało z góry.
Wszystkie markety były zamknięte, a nie mają tu zbyt wielu sklepów. Nawet o stację benzynową ciężko. Pojechałem do miasta, które i tak miało otwarty tylko jeden market, któremu bliżej było do osiedlowego sklepu samoobsługowego. Przynajmniej był kasjer i przyjmował gotówkę.
Z miasta wyjechałem w mżawce, która szybko zamieniła się w deszcz. Przeczekałem to jednak pod wiatą na przystanku autobusowym. Znałem godzinę odpłynięcia promu, a miałem do niego niedaleko, więc i tak nie spieszyło mi się.
Na przystani były dwa promy. Zero informacji dokąd płyną. Nie wiem, jak ludzie sobie tu radzą, a co dopiero turyści. Jednym dało się dopłynąć do Tjøtty z przesiadką w porcie. Drugim trzeba było dodatkowo pokonać 16-kilometrowy odcinek, by wsiąść na kolejny prom do Tjøtty. Wybrałem opcję drugą i nie żałowałem.
Na promie znalazłem godziny rejsów kolejnego promu, bo w informatorze, który dostałem wczoraj, takiej informacji oczywiście nie ma.
Przywitały mnie przepiękne widoki oraz deszczyk, który z wolna przeszedł w ulewę. Nie przeszkodziło mi to w robieniu zdjęć. Po to taszczyłem ze sobą parasolkę. Do kolejnego promu miałem ponad 2 godziny, więc ponownie nie spieszyło mi się.
Droga szybko zleciała. Deszcz zdążył kilka razy ustać i powrócić. Pojechałem zbadać jeszcze dalszą część okolicy, gdzie natrafiłem na rysunki wyryte na kamieniach. Oczywiście jakiś matoł musiał wyskrobać coś obok.
Prom przypłynął godzinę później. Pewnie wypadł z kursu, bo nie byłem jedynym zawiedzionym. Przynajmniej poczekalnia była ciepła. Znalazłem stronę reisnordland.no, na której można sprawdzić połączenia w okręgu Nordland. Chociaż tyle, jednak i tak zaraz z niego wyjadę.
Po niemal godzinnym rejsie zobaczyłem przepiękne widoki. Słońce przedarło się przez chmury i krajobrazy były po prostu zachwycające. Odczuwalnie nasilił się też wiatr, ale przez cały dzień wiało z południa, więc chociaż kawałek wyprawy przez Norwegię miałem z wiatrem.
Zaplanowałem skorzystać nazajutrz z łodzi, więc chciałem znaleźć się jak najbliżej Sandnessjøen, żeby w razie deszczu (a nadawali jakiś, jak widziałem na promie) nie męczyć się za mocno. Jak zawsze, z miastem szło ryzyko, że będzie dom na domu, więc wcześniej znalazłem las z akceptowalnym nachyleniem terenu, żeby rozbić namiot. Śpiewom ptaków nie było końca.