Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy / Japonia 2017/2018

Dystans całkowity:12775.42 km (w terenie 49.81 km; 0.39%)
Czas w ruchu:725:18
Średnia prędkość:17.61 km/h
Maksymalna prędkość:60.43 km/h
Suma podjazdów:105354 m
Liczba aktywności:207
Średnio na aktywność:61.72 km i 3h 30m
Więcej statystyk

Gion

  17.88  01:08
Kolejna deszczowa noc i kolejny słoneczny dzień. Ranek był bardzo pochmurny, jakby miało dalej padać, ale pojechałem ponownie do Gionu. Spodobało mi się tam. Chciałem pojechać wcześnie rano, ale zaspałem i zastałem same tłumy.
W sumie dużo opowiadał nie będę, bo niewiele nowego widziałem. Zatrzymałem się na przypadkowym parkingu i nie wiadomo skąd podszedł do mnie parkingowy po opłatę. 200 jenów, no trudno, ale nie spodziewałem się, że jest to opłata dzienna za możliwość parkowania na kilku parkingach w całym mieście. Bardzo dobre rozwiązanie. Odwiedziłem te same miejsca, aby uchwycić jeszcze kilka zdjęć, w parę miejsc wszedłem po raz pierwszy, znalazłem jeszcze 2 sklepy z gadżetami studia Ghibli, minąłem tysiące ludzi, z czego połowa to Chińczycy. Zebrałem się do powrotu wcześnie przed południem, bo zmęczyły mnie korki wśród pieszych.
Pojechałem pod główną stację kolejową, aby odwiedzić sklep Yodobashi Camera. W Sendai mieli warsztat rowerowy, więc pomyślałem, że w Kyōto też taki znajdę, ale się pomyliłem. Będę musiał szukać dalej sposobu na podreperowanie roweru.
Wstąpiłem jeszcze do świątyni Tō-ji, aby porównać pagodę z tą widzianą w Gionie. Cóż, są bardzo podobne. Różnica jest taka, że Tō-ji jest otoczona zielenią.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kiyomizu-dera

  17.93  01:21
W nocy była burza, ale rano się rozpogodziło, nie było kałuż, a i wilgotność powietrza nie przeszkadzała. Plan na dzisiaj to świątynia Kiyomizu-dera. Miałem też nadzieję ponownie zobaczyć gejszę (po raz pierwszy widziałem jedną w zeszłym tygodniu w Narze).
Dojechałem do Gionu, słynnej dzielnicy Kyōto. Znalezienie miejsca parkowego dla roweru graniczy tutaj z cudem. Przy jakiejś świątyni z płatnym wejściem był parking, ale dodatkowo płatny, więc porzuciłem rower... w lesie. Znalazłem ustronne miejsce i wybrałem się na pieszą wędrówkę po okolicy.
Kiyomizu-dera, jedno z najpopularniejszych miejsc w Kyōto, przyciąga tłumy w każdej porze roku. Ja niestety miałem pecha, bo akurat główna świątynia, która jest często fotografowana ze względu na położenie kilkadziesiąt metrów nad klifem, jest w remoncie. Mimo to kupiłem bilet, aby wejść do środka i zrobić kilka nie najgorszych zdjęć.
Przespacerowałem się w tę i we w tę. Minąłem dużo młodzieży szkolnej, ale też sporo turystów z Chin, którzy ochoczo przebierają się w kimona. Było głośno, ale wystarczyło wejść w boczną uliczkę, aby cały ruch pieszy zamarł. Trafiłem na sklepik z gadżetami studia Ghibli, w którym posiedziałem trochę dłużej, obejrzałem wiele chramów i świątyń z zewnątrz, kilka również od środka. Zjadłem lody o smaku zielonej herbaty. Minąłem setki sklepów z pamiątkami i sprzedawcami nagabującymi przechodniów do wejścia. Nie spotkałem za to żadnej gejszy. Gdy uznałem, że mam dość spacerowania w tłumie, wróciłem po rower i pojechałem prawie prosto do domu. Prawie, bo po drodze z lekka zabłądziłem.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Fushimi Inari-taisha

  9.95  00:34
Pogoda się nieco poprawiła, bo na niebie było dużo chmur. Miało coś popadać po południu, więc rano zebrałem się na krótką wyprawę.
Zanim pojechałem do mojego dzisiejszego celu, skierowałem się na inne wzgórze, z którego uśmiechał się do mnie zamek widoczny z mojego mieszkania. Fushimi-jō (nazywany również Momoyama-jō) jest repliką XVI-wiecznego zamku. Dwie wieże otoczone parkiem, do którego prowadzi wysoka brama. Szkoda, że nie było żywej duszy, a sam zamek był dzisiaj zamknięty z niewiadomego powodu.
Do chramu Fushimi Inari-taisha trafiłem tym razem bez problemu. Rower zostawiłem na parkingu i ruszyłem w górę. Ludzi było co nie miara. Szedłem powoli, jak wolno poruszał się tłum, a przepychać się nie wypada, mimo że widziałem takich, co się niecierpliwili i rozpychali łokciami. O dziwo powoli cały ruch zaczynał się przerzedzać, a potem to nawet mogłem fotografować bramy torii bez niechcianych elementów na planie. Gwoli wyjaśnienia, cały szlak na górę Inari prowadzi przez około 10 tysięcy bram torii, co wygląda niesamowicie. Jest kilka stacji, gdzie można odpocząć, coś zjeść i napić się, ale im wyżej, tym ceny rosną.
Wszedłem na sam szczyt, mijając nielicznych turystów i wiernych, bowiem pokonanie szlaku ma charakter pielgrzymkowy. Na wysokości ok. 240 m znajduje się kolejna stacja i gdyby nie napisy w języku angielskim, nie byłoby wiadomo, że to już koniec. Pozostało tylko zejść i wrócić do domu, bo robienie zdjęć zabrało mi za dużo czasu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kyōto, dzień 1.

  37.03  02:04
Upał dawał w kość, ale przyjechałem do Kyōto, aby przeczekać sezon deszczowy, więc każdy dzień przed tym okresem jest na wagę złota. Trzeba korzystać, bo potem pozostanie tylko komunikacja miejska.
Chciałem pojechać do chramu Fushimi Inari-taisha, aby przejść szlak dziesięciu tysięcy bram torii, ale dziwnym trafem znalazłem się w centrum. Widząc w oddali wieżę widokową, najwyższą strukturę w Kyōto, znak rozpoznawalny centrum miasta, pojechałem tam. Chciałem zajrzeć do centrum turystycznego, aby dostać plan miasta, bo mapa w Garminie nie nadaje się do niczego. Pierwszy problem to parking dla rowerów. Udało mi się znaleźć taki przy stacji, ale był płatny, więc wolałem zaoszczędzić. Znalazłem kawałek dalej – 2 godziny za darmo, czyli akurat, abym skoczył przypomnieć sobie stację, na której byłem 2 lata temu. Wiele się tam nie zmieniło. Otworzyli terminal autobusowy i tyle zmian, które przykuły moją uwagę.
Wróciłem na parking i trochę się pomęczyłem, aby wyciągnąć rower z blokady (wszystko po japońsku), ale przechodzień mnie wybawił. Pojechałem na północ, aby zobaczyć zamek Nijō, a trafiłem do świątyni Nishi Hongan-ji. Uwielbiam chodzić po drewnianych podłogach tej świątyni. Każdy krok wywołuje dźwięk, który w dawnych czasach miał na celu ujawnienie wroga zbliżającego się potajemnie do wnętrza. A może to ze starości deski się poluzowały i zaczęły ocierać o gwoździe? W każdym razie, przyjemne odgłosy.
Zamku Nijō nie zobaczyłem, bo nie chciałem kupować biletu. Wybrałem się więc w inne popularne miejsce – las bambusowy Arashiyama. Nie spodziewałem się jednak takiej popularności. Ludzi było tyle, że nie dało się jechać ulicą. Zaparkowałem rower i zrobiłem szybki spacer, ale nie ma frajdy, gdy wokół tyle ludzi. Uciekłem stamtąd szybko. Mam nadzieję wrócić do tego lasu innego dnia, najlepiej o poranku, gdy turyści śpią.
Musiałem wracać do mieszkania, ale nie chciałem marnować czasu, więc ominąłem centrum i drogi trafiły się całkiem dobre. Chociaż po chodnikach też musiałem jechać i o mało nie potrąciłem zabieganego pieszego, który niespodziewanie przeciął mi drogę. Na szczęście skończyło się na lekkim stłuczeniu stopy, które ustąpiło, gdy dojechałem do domu. Japończyk też dał znać, że nic mu nie jest, więc rozstaliśmy się w pokoju.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Zaraz będę w Kyōto

  47.72  02:30
Koniec z leniuchowaniem w Ōsace. Czas przenieść się do Kyōto, które urzekło mnie podczas pierwszej wizyty 2 lata temu, stąd też zacząłem wiązać z tym miastem poważniejsze plany.
Chciałem pojechać do Kyōto wzdłuż rzeki Yodo-gawa, ale przy drodze ekspresowej (a właściwie pod nią, bo cała ekspresówka stoi na filarach kilkadziesiąt metrów nad ziemią) biegła całkiem wygodna droga dla rowerów, więc wybrałem właśnie ją do przeniesienia się w nowe miejsce. Dopiero na półmetku do celu drogi dla rowerów zniknęły i musiałem się przenieść na ulice. Nie najgorsze z początku. Jednak im bliżej Kyōto, tym ruch stawał się większy. Pojawiały się też oznaczone drogi dla rowerów na chodnikach, ale już nie tak wygodne, jak w Osace. Do mojego nowego mieszkania dotarłem wcześnie, bo tuż po południu. Będzie to moja baza wypadowa na kilka tygodni. Było za gorąco na zwiedzanie, więc zrobiłem tylko rozeznanie w terenie i zorientowałem się, że nie zrobiłem ani jednego zdjęcia po raz pierwszy od przyjazdu do Japonii.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Kyōto, Japonia / Ōsaka, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Ōsaka wieczorem

  19.92  01:10
Dzień się nie skończył i nie chciałem przesiedzieć go całego w hostelu. Pojechałem jeszcze raz do Ōsaki, a właściwie do zamku Ōsaka-jō, bo mimo wieczorowej pory było wciąż upalnie.
Gdy dotarłem na zamek, wszystko było pozamykane. Moja ochota na lody o smaku matcha i takoyaki musiała poczekać na inny dzień. Przespacerowałem się wokół zamku i wróciłem do hostelu, bo upał nie dawał mi spokoju. Wspomniałem już, że w Ōsace są wygodne chodniki? Może nie tak jak w Toyamie, ale nie muszę tak często skakać nad krawężnikami, jak w innych częściach Japonii.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Ōsaka, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Poranna Ōsaka

  30.11  01:53
Dzisiaj chciałem przejechać się po Ōsace, trochę bez celu, trochę z celem. Gorąco było od rana, ale to wciąż nie lato, więc nie mogę jeszcze narzekać.
Pojechałem prosto przed siebie w kierunku oceanu. Z początku chodniki były wąskie, więc jechałem ulicą, ale gdy liczba aut zaczęła przekraczać liczbę pieszych, musiałem się przenieść na chodnik. Tam niestety, w odróżnieniu od innych rejonów Japonii, piesi czują się zbyt anonimowi i przez to są samolubni. W ogóle Ōsaka skojarzyła mi się z Indiami, Tajlandią czy innym zacofanym krajem, gdzie ruch na ulicach nie ma ładu ani składu. W Ōsace piesi i rowerzyści chodzą byle jak, na czerwonym, jeżdżą pod prąc, nie ustępują pierwszeństwa, przepychają się, mimo braku miejsca, chodzą po ulicy, gdy na chodniku jest chwilowy przestój. Po prostu nie podoba mi się to miasto.
Miałem dość upału i przerwałem jazdę w kierunku morza. Pojechałem do zamku, bo był mi po drodze. W międzyczasie zwróciłem uwagę na propagandowy bus, który przejechał obok. Kierowany przez nacjonalistyczne ugrupowania uyoku dantai. Trochę słyszałem o nich. Ideą tych grup jest przywrócenie porządku w Japonii do stanu sprzed II wojny światowej. Pałają niechęcią do innych narodowości, które zamieszkują kraj. Japonia bywa hermetyczna i podobno wciąż są miejsca, gdzie obcokrajowcy nie są mile widziani, chociaż osobiście nie miałem takich problemów. Choć to element tabu, największy rasizm jest skierowany wobec osób pochodzących z innych krajów azjatyckich. Z drugiej strony, Japończycy mają problem ze starzejącym się społeczeństwem. Obcokrajowcy przecież przyczyniają się do zwiększenia liczby narodzin. Brzmi to trochę jak próba samozagłady.
Dojechałem do zamku. Miałem nadzieję spotkać człowieka, którego dwukrotnie spotkałem podczas mojej podróży do Ōsaki 2 lata temu, ale nie miałem szczęścia. Usiadłem w cieniu drzewa, aby odpocząć od upału. Dostałem kilka propozycji zrobienia komuś zdjęcia i zrezygnowałem z dalszego „odpoczynku”. Pojechałem do hostelu, bo było zbyt gorąco na zwiedzanie.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Ōsaka, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Starożytna Nara

  66.60  04:17
Dzisiaj po niebie przewijały się chmury. Od rana ich przybywało, dzięki czemu temperatura była przyjemniejsza. Nie miałem specjalnie planu na weekend, więc wybrałem się do Ōsaki.
Przed opuszczeniem Nary, chciałem rzucić okiem na Tōdai-ji. Ludzi było nieco mniej niż przedwczoraj. Pewnie z racji wczesnej pory. Nie siedziałem jednak długo. Trzeba było ruszać dalej, aby przed zmrokiem dotrzeć do celu, a byłem zmęczony codzienną podróżą.
Zupełnie zapomniałbym o pałacu Heijō w Heijō-kyō, czyli w starożytnej Narze. Do dzisiejszego dnia zachowały się tylko fundamenty, które przeleżały przez kilkaset lat pod ziemią, ale kilka elementów pałacu zostało zrekonstruowanych i udostępnionych za darmo, dzięki czemu można poznać odrobinę historii i prawdopodobny wygląd pałacu cesarskiego, który znajdował się w starożytnej stolicy Japonii. Zwiedziłem pałac, podjechałem pod południową bramę, a potem ruszyłem przed siebie.
Między Narą i Ōsaką znajduje się długi łańcuch górski. Jest kilka dróg na drugą stronę. Wybrałem chyba najłatwiejszą, chociaż kusiła mnie ta z przejazdem przez szczyt góry. Podjazd nie był specjalnie ciekawa, dopiero po drugiej stronie zrobiło się... dziwnie. Jechałem w dół, nawet 60 km/h, aż w pewnym momencie zza drzew ukazała się panorama na Ōsakę. Chcąc zrobić zdjęcie, zawróciłem odrobinę, aby pozbyć się drzew z kadru, i niespodzianka! Droga była jednokierunkowa. Na szczęście nikt nie wpadł na mnie, gdy przyciśnięty do barierki mostu, robiłem zdjęcia. Ciężko było też ruszyć, bo wiedziałem kiedy coś wyskoczy zza zakrętu. Ja to kiedyś źle skończę.
Na dole zaczepił mnie rowerzysta zmierzający do Ōsaki. Pochwalił się, że był na górze Ikoma-yama, która mnie wcześniej kusiła. Z moim bagażem nie byłoby tak prosto. Przejechaliśmy się tylko kawałek, bo musiałem odnaleźć swój nocleg.
Dojechałem do hostelu, a właściwie miejsca, gdzie powinien być budynek. Okazało się, że właściwe miejsce znajdowało się w remontowanym bloku obok i znalezienie właściwego mieszkania zajęło mi strasznie dużo czasu. Był to jednak najtańszy nocleg, na jaki trafiłem w Japonii (1100 jenów).
Na koniec dnia pojechałem do zamku w Ōsace. Niestety skierowałem się w zupełnie inne miejsce na mapie i straciłem trochę czasu zanim zorientowałem się. Do celu dojechałem po zmroku, ale udało mi się zrobić nocne zdjęcie. Na tym zakończyłem swój dzień i wróciłem do hostelu.
Kategoria na trzech kółkach, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Nara, Japonia / Ōsaka, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Sakurai

  43.80  02:15
Powróciła słoneczna pogoda, ale już nie chciałem zwiedzać Nary. Przedłużyłem swój pobyt i wybrałem się na krótką wycieczkę na południe.
Celem było miasto Kashihara. Przez wiele kilometrów na południe jechałem po drodze osiedlowej. Półtora do dwóch metrów szerokości, zabudowania zaczynają się od krawężników i prawie zerowy ruch. Tylko niebezpiecznie jest, gdy ktoś wychodzi z domu albo na skrzyżowaniach, na których nikt się nie spodziewa innych ludzi. Co jakiś czas mijałem chramy, świątynie i przeróżne kapliczki. Aż chciałoby się przed każdym takim miejscem zatrzymać i obejrzeć każdy detal, a w wielu miejscach detale odgrywają dużą rolę. Trzeba jednak znać ich znaczenie.
Moim głównym celem był chram Hibara-jinja. Wjechałem na jakiś szlak pieszy i o dziwo dotarłem do celu. Co prawda musiałem przejechać kawałek polnej drogi, ale szczęście mi sprzyjało i nie musiałem nigdzie zawracać.
Zjechałem do centrum miasta Sakurai, a tam moim oczom ukazała się olbrzymia brama torii, przez którą można by przeciągnąć nawet autostradę. Niestety mój czas dobiegał końca, więc zrezygnowałem z Kashihary i wróciłem do Nary. Już nie miałem takiego szczęścia do dróg i musiałem dzielić się przestrzenią z dużą liczbą aut.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nara pieszo

  9.26  00:49
Wczorajsze zachmurzenie przyniosło opady deszczu. Padało w nocy i za dnia miało być tylko pochmurno. Od czasu do czasu jednak pokropiło, ale nie przeszkodziło mi to w spacerowej wycieczce po Narze.
Byłem tutaj prawie 2 lata temu, więc bardziej chciałem sobie odświeżyć pamięć niż zwiedzać. Pojechałem do parku, który cieszy się dużą popularnością ze względu na setki jeleni, które żyją na wolności i przyzwyczaiły się do obecności ludzi. Odwiedziłem chram Kasuga-taisha, a potem świątynię Nigatsu-dō. Próbowałem sobie jeszcze przypomnieć gdzie mnie nogi poniosły podczas pierwszej wizyty w tym mieście. Przeszedłem się pod świątynię Tōdai-ji, gdzie natłok turystów przekraczał dostępną przestrzeń przed zabytkiem. Zauważyłem, że zmienili bramę wejściową, aby wpuścić jeszcze więcej osób do środka jednocześnie. Pokręciłem się jeszcze po parku i wróciłem do hostelu.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery