Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Polska

Dystans całkowity:116895.87 km (w terenie 10667.16 km; 9.13%)
Czas w ruchu:4733:36
Średnia prędkość:19.81 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:555595 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:219415 kcal
Liczba aktywności:1632
Średnio na aktywność:71.63 km i 3h 16m
Więcej statystyk

Opóźniony Rzeszów

  36.25  02:20
Na przedostatniej stacji kierownik zaanonsował, że z powodu śmiertelnego wypadku pociąg zostanie opóźniony o 180 minut. Nie miałem ochoty tyle czekać, a do Rzeszowa, dzisiejszego celu, nie miałem daleko. Tak samo pomyśleli inni rowerzyści.
Poznałem Marka, który w Rzeszowie miał przesiadkę na Lublin. Chciał się do mnie przyłączyć. Zaplanowaliśmy boczne drogi. Niestety z porannej przyjemności pozostały tylko wspomnienia. Chmury przerzedziły się i słońce zaczęło przypiekać. Może klimatyzowany pociąg nie był taki zły?
Marek dopiero wrócił ze szlaku Velo Dunajec i nie pałał chęcią do podjazdów, a tych pojawiło się trochę. Na jednym z nich było widać lasy na północy. Jazda tamtędy wydłużyłaby dystans, ale dałaby cień i mało górek. No, szkoda. Tymczasem zmieniliśmy plany i pojechaliśmy do krajówki. Nie była zła. Chyba zrobiło się na niej szerzej. Pożegnaliśmy się na rzeszowskim dworcu, a ja pojechałem pod miasto do hotelu, bo w prognozie była burza i jakoś nie pałałem chęcią do jazdy w czasie opadu.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, z sakwami, ze znajomymi, rowery / Fuji

Bogactwo architektury drewnianej

  99.56  05:48
Poranek był zaskakujący, bo nie padało, więc nie zmieniałem planów. Było za to pochmurno, choć potem zrobiło się parno, a czasem i słońcu udawało się przecisnąć i podpiec.
Ruszyłem wzdłuż linii kolejowej, by skręcić w boczną dolinę, gdzie zaczął się większy podjazd, jeden z wielu dzisiaj. Po drodze trafiłem na drewniane cerkwie, których nie miałem w planach, więc się cieszyłem. Potem i tak znalazłem mapę pokaźnej liczby drewnianych świątyń w regionie, jednak nie zawierała wielu z tych, które widziałem od wczoraj. Trzeba naprawdę dużo czasu, żeby je wszystkie zobaczyć, a co dopiero, jakby chcieć zaglądać do środka każdej z nich.
Po wielu podjazdach przyszła kolej na serpentynę. Chwilę wcześniej słońce wyszło zza chmur. Na szczęście było trochę cienia. Potem zjazd i kolejny podjazd. Tym razem inny. Wjechałem na Winny Szlak Rowerowy. Już początek po drodze zarośnięty trawą zaczął mnie niepokoić. Dalej było tylko gorzej. Roślinność wchodziła na ścieżkę, która nie nosiła znamion uczęszczania poza jednym śladem roweru. Najgorsze były krzewy różane, choć i tarnina zdołała mnie podrapać. Czasem poruszałem się centymetr po centymetrze, ściągając osobno każdą gałąź pokrytą tysiącami kolców. Nie będę zaskoczony, jeśli nazajutrz zastanę kapcia w którymś kole. Zacząłem nawet szukać bocznej drogi, ale było za dużo krzaków. Na koniec tortur szlak zamienił się w błotną kąpiel, nawet mimo tej suszy. Miałem więc pół roweru w kolorze czekolady.
Dojechałem do Sękowej, gdy zaczęło padać. Schroniłem się pod zadaszeniem, ale nie padało długo. Potem zaliczyłem jeszcze kilka przystanków, bo deszcz powracał. Na szczęście przez większość ostatniego odcinka wycieczki jedynie bryzgały kałuże, które jednak nie podołały brudowi na rowerze.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / małopolskie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Słowacja – EuroVelo 11 – Nowy Sącz

  114.51  06:26
Dzień zaczął się upałem. Pojechałem najpierw na muszyński Rynek, a potem Głównym Karpackim Szlakiem Rowerowym (GKSR) wzdłuż Popradu. Chciałem rzucić okiem na dwie drewniane cerkwie. Przy granicy ze Słowacją trafiłem na straszny jarmark, auto na aucie, ludzkie bydło wchodzące bez namysłu pod jadące auta. Chciałem stamtąd jak najszybciej uciec, więc zobaczyłem obie budowle i przekroczyłem granicę.
Zauważyłem pewną niebezpieczną korelację, że im bardziej opalony kierowca, tym bliżej mnie jechał podczas wyprzedzania. Nie czułem się bezpiecznie, ale szybko zjechałem na lokalne drogi, które doprowadziły mnie do drogi dla rowerów biegnącej po wzniesieniu. Były widoki, ale był też upał. Smażyłem się na tej patelni bez szans na jakiekolwiek drzewo. Potem nawet jak pojawiły się drzewa, to trudno było o cień. Z tego powodu nie miałem ochoty zatrzymywać się na zdjęcia, bo jazda dawała namiastkę ochłody, a postoje oblewały gorącym potem.
Dotarłem do granicy, ale chciałem przejechać się kawałkiem EuroVelo 11, który dał odrobinę cienia. Po polskiej stronie też biegł EV 11, ale nie dawał żadnego cienia. Za to podobał mi się GKSR. Szlak po słowackiej stronie biegł raczej po płaskim, a po polskiej stronie było dużo widoków. Nawet doświadczyłem trochę cienia. Potem nawet z ciężkich chmur, które widziałem na horyzoncie, wyłoniła się cienka warstwa chmur. Przesłoniła słońce i zrobiło się jak w szklarni. W sumie najwyższą temperaturą na liczniku było 37 °C.
W Piwnicznej-Zdroju chciałem zobaczyć widok z platformy widokowej w parku, ale okazało się, że dojście jest nie po ścieżkach, a po schodach. Nie chciałem zostawiać roweru, więc darowałem sobie atrakcję. Za to za zamkiem w Rytrze zrobiło się ciekawie. Jechałem po EV 11, który zmienił się w brzydki szuter o grubych kamieniach. Potem szlak zwęził się, a nawierzchnia poprawiła się, że poczułem się jak na singletracku. Szkoda tylko, że odcinek był taki krótki.
Słońce przedarło się przez chmury i znów zrobiło się gorąco. Wjechałem na drogi, którymi zdobyłem punkt widokowy w Woli Kroguleckiej. Tym razem odpuściłem sobie ten podjazd, ale zaliczyłem kilka innych, bo odbiłem od jazdy wzdłuż Popradu i ruszyłem na wschód, modyfikując po drodze plan, żeby zminimalizować podjazdy. W międzyczasie zaczęło kropić. Nieintensywnie, ale przez kilka kilometrów postraszyło. Przynajmniej temperatura spadła.
Pod znalezioną wiatą autobusową obdzwoniłem kilka obiektów w poszukiwaniu noclegu. Zwlekałem z tym, bo nie wiedziałem dokąd dojadę. Planowałem dostać się do Grybowa, 30 km dalej, a byłem wciąż w Nowym Sączu i robiło się późno. W dodatku prognoza pogody zrobiła się bardzo niekorzystna, więc możliwe, że z tej wyprawy zostanie tylko mikrowyprawa, jeśli sytuacja się nie poprawi.
Przestało padać, a ja zgłodniałem. Ruszyłem do centrum Nowego Sącza, bo ostatnim razem byłem tam dawno temu. Wjechałem na znajomy szlak Velo Dunajec, którym dostałem się na Rynek. Zjadłem i pojechałem do hotelu. Prognoza pogody zmienia się jak w kalejdoskopie. Ciekawe, jak to będzie w rzeczywistości.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, kraje / Słowacja, Polska / małopolskie, setki i więcej, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Muszyna – AquaVelo – Krynica-Zdrój

  34.23  01:41
Przeczytałem, że trasa kolejowa z Tarnowa do Muszyny jest piękna, więc musiałem to sprawdzić. Tak w sumie było, tylko brudne okna i kiepskie, popołudniowe światło nie pozwalały na dobre zdjęcia. Dużo lepiej jest przejechać tę drogę rowerem. O tym jednak w kolejnym wpisie.
Było gorąco. Tym razem wmuszałem w siebie dodatkowe litry płynów, dzięki czemu czułem się lepiej, choć pot lał się strumieniami. W Muszynie znalazłem się późnym popołudniem, więc pewnie dlatego było ciut chłodniej niż w Krakowie. Pojechałem najpierw zostawić sakwy w ośrodku, a potem w drogę.
Trafiłem na szlak AquaVelo, który łączy uzdrowiska pogranicza polsko-słowackiego. Pojechałem nim do Krynicy-Zdroju. Biegł wzdłuż rzek Muszynka oraz Kryniczanka, po drogach lokalnych i ścieżkach o nawierzchni relatywnie dobrej jakości. Pojawiło się kilka kładek dla pieszych, które powstały specjalnie pod projekt, choć widać, że doszło do oszustwa na którymś etapie, bo po dwóch latach beton skruszał niczym ściana w wąwozie lessowym.
Chciałem zobaczyć drewnianą cerkiew, ale jak na złość skończyły się mosty i musiałem odłożyć to na drogę powrotną. Tymczasem dostałem się do Krynicy-Zdroju. Na deptaku było wszystko, co w typowym kurorcie, który wysysa ostatni pieniądz z przyjezdnych. Widziałem kilka ładnych domków, ale czas mnie gonił i ruszyłem w drogę powrotną.
Zjazd był oczywiście łatwiejszy. Zaskoczył mnie niewielki ruch, bo spodziewałem się mnóstwa aut, jak na miasto kurortowe. Dotarłem do cerkwi w Powroźniku. Dowiedziałem się, że okolica obfituje w takie budowle i już wiem, że z pewnością wrócę w te strony. Tymczasem kontynuowałem podróż i zboczyłem z trasy, żeby zobaczyć jeszcze dwie budowle. Przy okazji zaliczyłem podjazd. Na zjeździe tak mi się lekko mknęło, że przegapiłem trzecią cerkiew. Trudno, da się ją włożyć do trasy na inną okazję.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / małopolskie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, rowery / Fuji

Po Krakowie

  29.24  01:51
Ruszyłem na kolejne pracowakacje. Znalazłem się w Krakowie. Chciałem tym razem rzucić okiem na miejsca inne niż ostatnio. Było strasznie gorąco, więc długo nie jeździłem. W dodatku chyba za mało piłem, bo złapała mnie migrena. Przeklęte upały.
Kategoria kraje / Polska, Polska / małopolskie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, rowery / Fuji

Po Poznaniu, część 52

  43.52  02:02
Sądziłem, że będzie przyjemna temperatura, ale smażyłem się. Termometr złapał nawet 35 °C, jednak starałem się chować w cieniu, więc pewnie było dużo więcej. Obawiałem się deszczu, więc za daleko nie jechałem. Nawet spadła na mnie kropla, gdy wjeżdżałem na Franowo, a na Grunwaldzie trafiłem na mnóstwo kałuż.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Miała być mikrowyprawa

  92.83  05:03
Rozważałem kilka wariantów spędzenia tego weekendu. Ostatecznie, z powodu prognoz pogody, zdecydowałem się na mikrowyprawę. Za późno zabrałem się za planowanie i nie znalazłem pociągu z wolnymi miejscami na rower, więc pozostało mi wyruszyć bezpośrednio z Poznania. Wybrałem drogę przez Puszczę Notecką.
Tym razem ruszyłem nieco inną drogą, chcąc odkryć nieznane. Trafiłem na mogiłę osób zmarłych na cholerę, przekwitłe pole słoneczników czy młyn wodny. Słońce czasem piekło, czasem kryło się za chmurami. Było parno i duszno. Z Obornik pojechałem standardowo po drodze na dawnej linii kolejowej. W Obrzycku chciałem przedostać się do Wronek, ale nie od północnej strony Warty, bo tam objechałem większość dróg, ale od południowej, gdzie mnie jeszcze nie było. Tak trafiłem na dawny dworzec kolejowy, a potem na polną drogę na nasypie dawnej linii kolejowej. Niestety nie biegła daleko, bo zarosła zielskiem i zostałem zmuszony na wjazd na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Ten jednak tonął w piachu. Zboczyłem na leśne ścieżki, których nie było na mapach. Sporo pobłądziłem, przedarłem się przez chaszcze pokrywające suche koryto jakiejś rzeczki, aż dotarłem do Wronek.
Mój plan zakładał, że pojadę gdzieś do wnętrza Puszczy Noteckiej i rozbiję tam namiot. Ruszyłem po beznadziejnych drogach, grząskich od piachu. Zauważyłem tam zakwitające wrzosy. Byłem tak skupiony na szukaniu najlepszego ujęcia do sfotografowania, że dopiero oderwały mnie grzmoty. Nad puszczą pojawiły się granatowe chmury. Po kilku minutach zaczęło mocno wiać, a potem padać. Chciałem znaleźć jakąś wiatę, ale w lesie nie było to łatwe. Nagle deszczyk zamienił się w tak intensywną ulewę, że przypominało to gęstą mgłę. Przemokłem, na drogach pojawiły się kałuże i błoto. Jeden plus, że mokry piach mniej się zapadał niż suchy. Dotarłem do głównej drogi i wróciłem do Wronek z myślą o powrocie pociągiem. Dotarłem na wcześniejsze połączenie.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Po Poznaniu, część 51

  29.13  01:26
Stłuczone kolano wyłączyło mnie z aktywności na kilka dni. Jest już lepiej i mogłem nawet wyjść na rower. Pojechałem do centrum, żeby chwilę się tam pokręcić. Garmin zalazł mi za skórę, bo wyłączył się kilka razy. Czemu to zawsze musi być Poznań?
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Wąsowo

  116.28  05:17
Był gorący, lekko pochmurny dzień. Wiał chłodny wiatr. Z północy, więc wybrałem kierunek zachodni. Akurat była tam miejscowość, którą chciałem odwiedzić po jednej z poprzednich wycieczek.
Ruszyłem do drogi wojewódzkiej. Tam ruch był większy niż się spodziewałem. Nie miałem jednak ochoty szukać objazdu i dojechałem tak do Buku, a potem zjechałem na drogi lokalne. Po drodze rzuciłem okiem na dwa pałace.
Na mapie znalazłem olbrzymią sieć kolei. Okazało się, że moja aplikacja wyświetlała nieistniejące linie kolejowe – prawdopodobnie pozostałości po kolei folwarcznej, która w Wielkopolsce była najsilniej rozbudowana z całego kraju. Mimo że większość została rozebrana lata temu, zacząłem rozglądać się za ich śladami. W jednym miejscu znalazłem tory wąskotorówki wtopione w asfalt. W innym zaś tak się niefortunnie zatrzymałem, że nie zdążyłem się wypiąć i stłukłem kolano. To już drugi raz i choć otarcia były mniejsze, to stłuczenie spuchło, a po zejściu adrenaliny zaczęło boleć podczas prostowania nogi. Zacząłem zastanawiać się nad zmianą planu i powrotem z udziałem pociągu.
Jakoś dojechałem do Wąsowa. Pokręciłem się po zabudowaniach, które zwróciły moją uwagę podczas poprzedniej wycieczki. Potem zobaczyłem, co jeszcze oferuje ta miejscowość, a na koniec zajrzałem pod pałace Szczanieckich i Hardta.
Powoli udałem się w drogę powrotną. Wybrałem się drogą dla rowerów, którą wybudowali wiosną. Jej część powstała na dawnej linii kolei wąskotorowej. Trochę krótko, ale może to dopiero pierwszy odcinek.
Droga do Poznania to była jazda zygzakiem, bo w tych okolicach nie ma prostych dróg, a na kurzące się polne drogi nie miałem ochoty pchać się. Wydłużyło to dystans, ale noga jednak pozwalała. Tylko złapał mnie zmrok zanim dotarłem do domu, bo za późno zacząłem jazdę. Przynajmniej temperatura wieczorem spadła do przyjemnych 18 °C.

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, po zmroku i nocne, rowery / GT

Pod Poznaniem, część 45

  33.95  01:21
Było wciąż gorąco, gdy wyszedłem wieczorem. Pojechałem na krótką pętlę. Dopiero po zachodzie słońca zrobiło się ciut przyjemniej.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery