Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Polska

Dystans całkowity:111165.07 km (w terenie 10091.66 km; 9.08%)
Czas w ruchu:4481:59
Średnia prędkość:19.77 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:536950 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:219415 kcal
Liczba aktywności:1507
Średnio na aktywność:73.77 km i 3h 22m
Więcej statystyk

Jesień w Poznaniu

  35.99  02:02
Miałem jechać w góry, ale prognoza śniegu mnie zniechęciła. Rano miało też padać w Poznaniu, ale nic nie było. Gdy w końcu wyszedłem, na horyzoncie pojawiła się ciężka chmura. Zaryzykowałem i pojechałem szukać jesieni. Myślałem, by powtórzyć trasę z zeszłego tygodnia, ale odwiedziłem Szachty, potem Dębinę. Na ścieżkach było mnóstwo liści i połamanych gałęzi po ostatnich wichurach. Ruszyłem do centrum, kręcąc się bez celu po Malcie i jakoś znudziło mi się, więc zacząłem kierować się do domu. Natchnęło mnie jednak, by odwiedzić Lasek Marceliński. Było jeszcze ładniej niż w poprzedni weekend. A deszcz popadał dopiero, gdy wróciłem do domu.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / GT

Niespodziewany deszcz

  11.45  00:35
Było ciepło, cieplej niż wczoraj. Pojechałem na południe, ale skusiły mnie Szachty. Przejechałem się chwilę po nich, a potem ruszyłem w kierunku Kiekrza, ale nawet nie wyjechałem poza Poznań, gdy zaczęło padać. Koniec wycieczki, wróciłem w deszczu do domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Zakaz wjazdu rowerem 2

  42.19  01:38
Chyba dopadła mnie jesienna chandra, bo nie miałem niemal na nic ochoty. Wyszedłem przejechać się, bo rower jest odpowiedzią na wszystko. Za cel obrałem most nad Wartą. 2 miesiące temu napotkałem tam zakaz wjazdu rowerem. Ktoś tam szaleju się najadł, bo postawili kolejne zakazy wjazdu rowerem. Tym razem przed sygnalizatorem ruchu wahadłowego.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / GT

Szukając jesieni 2021

  34.09  02:01
Wymieniłem łańcuch w kolarzówce. Ostatnio robiłem to w lutym, czyli niemal 5 tys. km temu. Wtedy jedna zębatka kasety stała się nieużywalna. Po kolejnej wymianie łańcuch zaczął przeskakiwać również na drugiej zębatce. I tak przednie zębatki są już porządnie sfatygowane, więc następnym razem będę musiał wymienić wszystko. Przy okazji wyczyściłem cały napęd. Już dawno nie miał takiej opieki. Nawet przypomniałem sobie pierwotny kolor zębatek.
Ruszyłem z aparatem, żeby pokręcić się po okolicy i postrzelać trochę jesiennych fotek. Odwiedziłem Lasek Marceliński, zachodni klin zieleni, Cytadelę, potem Wartostradą wróciłem do domu.
Kategoria Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, terenowe, rowery / GT

Pałace von Treskowa

  82.46  04:15
Udało mi się namówić Anię na rower. Ruszyliśmy wczesnym rankiem. Temperatura wynosiła zaledwie 4 °C, bo w nocy był przymrozek. Słońce całkiem szybko nas ogrzało. Pojechaliśmy na północ, meandrując przez Poznań. Zatrzymaliśmy się w Radojewie pod pałacem rodziny von Treskow. Obok rozciągał się park z cmentarzem i sztucznie wybudowanymi ruinami. Znalazłem też zegarek Garmina (właściciel już odzyskał zgubę).
Kolejnym punktem było jezioro Łysy Młyn, gdzie na próżno szukaliśmy kładek nad moczarami. Niestety zostały zlikwidowane, a podobno kiedyś było tam tak pięknie.
Zajechaliśmy pod kolejny pałac rodziny von Truskow w Bolechowie, gdzie też nigdy nie byłem, więc dzień okazał się pełen atrakcji. Gdybyśmy pojechali prosto do Poznania, mogliśmy odwiedzić też pałac w Owińskach, który również wybudowano dla von Treskowów.
Pozostało tylko dostać się do Puszczy Zielonki, gdzie wjechaliśmy w teren. Było trochę piachu i tarki, ale zaskakująco w większości trafialiśmy na utwardzone drogi, a jechaliśmy na kolarzówkach. Potem przez Wierzenicę z powrotem do Poznania. Temperatura zdążyła skoczyć tak, że zrobiło się gorąco.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Puszcza Zielonka, terenowe, ze znajomymi, rowery / GT

Szukając jesieni w Puszczy Noteckiej

  104.62  04:57
W zeszłym roku byłem w Puszczy Noteckiej, gdy drzewa zdążyły zrzucić liście. Pomyślałem, że jesienią musiało tam być pięknie i postanowiłem wrócić tam ponownie. Ruszyłem późniejszym rankiem na dworzec i pojechałem do Miałów. Było chłodniej niż wczoraj, ale słońce już ładnie przyświecało. Nie pomyślałem o wietrze, bo wiało ze wschodu, a drzewa nie wszędzie rosły (na przykład na prostych drogach). Mimo wszystko dobrze się ubrałem.
Niestety było jeszcze za wcześnie na jesień. Dęby już zmieniły kolor liści, ale brzozy, na których najbardziej mi zależało, wciąż nie. Pewnie jeszcze tydzień, może dwa, a nie wiem, czy będę wtedy w Poznaniu. Ta jesień co roku przychodzi tak niespodziewanie.
Jechałem asfaltami, ale zboczyłem też na leśne ścieżki. Zaskoczył mnie brak piachów. Kilka razy zakopałem się, ale ogólnie jechało się świetnie. Dotarłem do Zielonejgóry, gdzie skręciłem na moją ulubioną trasę przez Puszczę Notecką. Gdzieś wyczytałem, że to najdłuższa droga dla rowerów w Wielkopolsce (wciąż są daleko za woj. małopolskim, zachodniopomorskim czy lubuskim). Z Obornik wróciłem do Poznania standardowo przez Objezierze.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, terenowe, rowery / GT

Głuchowo – Dopiewo

  34.99  01:25
Było wystarczająco chłodno, że założyłem nogawki do spodenek. Pojechałem przed siebie, wpadając do Głuchowa, gdzie chciałem rzucić okiem na nową drogę tranzytową. Potem dalej aż do Dopiewa. Dopiero wtedy, gdy skierowałem się na Poznań, zorientowałem się, że całą tę drogę jechało mi się tak wygodnie dzięki wiatrowi w plecy. Teraz musiałem powtórzyć dystans pod wiatr. Niższa temperatura i słońce znikające za horyzontem wcale nie pomagały. Zmierzch też coraz szybciej zapada. Zima się zbliża.
Kategoria Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / GT

Pod Poznaniem, część 41

  32.16  01:17
Znów pod Poznaniem. Było tak ciepło, że nie mogłem usiedzieć. Pojechałem pokręcić się po okolicy. Chwilę mnie nie było i już dwie nowe drogi dla rowerów zauważyłem, a trzecia jest w budowie.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Wolin – Stargard

  85.61  05:44
Było cieplej niż wczoraj, choć wietrznie. Przejechałem się po Wolinie, bo miałem mnóstwo czasu do otwarcia dzisiejszej głównej atrakcji – Centrum Słowian i Wikingów. Przespacerowałem się po tym skansenie, chłonąc odrobinę wiedzy z tablic informacyjnych. Widziałem również pracowników przebranych w stroje z epoki. W sklepiku zaopatrzyłem się w parę pyszności. Ciekawe miejsce.
Na mojej drodze pojawił się szlak nr 3, którym częściowo dostałem się wczoraj do Wolina. Było trochę asfaltu, a potem wjechałem na szutry na wałach otaczających Zalew Szczeciński. Nie wiem, czy legalnie, bo było mnóstwo sprzecznych znaków. Ktoś bezmyślnie je tam poustawiał. Niestety wiatr wiejący z południa był zbyt silny i zrezygnowałem z dalszej jazdy szlakiem, zjeżdżając do głównej drogi, z której mogłem dostać się do lasów. Niemal cała droga wojewódzka była w remoncie, więc jechało się ciężko. Ruch wahadłowy, dużo kurzu, korki. Nic przyjemnego. Za to lasy wręcz przeciwnie. Jechało się dużo wygodniej.
Minąłem drogę dla rowerów biegnącą po nasypie dawnej linii kolejowej. Gdybym nie zjechał ze szlaku wokół zalewu, z pewnością przejechałbym się nią, a tak nie było mi po drodze.
Kiedyś Goleniów zafascynował mnie kwitnącymi drzewami wiśni. Wtedy chyba byłem nieuważny, bo w Poznaniu widuję ich mnóstwo lub od tamtego czasu mnóstwo zostało posadzonych. Pokręciłem się chwilę po mieście w poszukiwaniu restauracji. Większość była nieczynna, ale znalazłem coś, aby nabrać sił na dalszą podróż.
Tuż za Goleniowem zatrzymał mnie kierowca, który również jeździł na rowerze i był ciekaw, co sprowadza sakwiarza w tamte strony. Wymieniliśmy się informacjami. Zwiedzał Ameryki i bardzo chwalił sobie Meksyk, bo podobno dzięki papieżowi Polacy są tam serdecznie witani.
Jechałem po różnych szlakach rowerowych, zaliczyłem trochę terenu, choć nie do końca planowanego. Wspiąłem się na jedną wieżę widokową, przejechałem po wiadukcie nad tzw. Berlinką, zaliczyłem trochę pagórków i dotarłem do Stargardu w porę przed przyjazdem pociągu do Poznania.
Znów niewiele zabrakło do tysiąca kilometrów podczas całej wyprawy. Z początku planowałem pojechać w kierunku Kołobrzegu, a potem na południe, ale pokonanie szlaku Odra – Nysa zajęło mi 8 dni z 9 zaplanowanych (a sam szlak ma zaledwie 627 km). Podobała mi się architektura Górnych Łużyc, a Dolina Dolnej Odry obfitowała w faunę. Przejechałem mnóstwo różnych dróg i zepsuło się moje wyobrażenie równych niemieckich dróg, bo szlak zestarzał się. Jednakże, przeciwieństwie do szlaków w Polsce, niemiecka część szlaku była całkiem dobrze oznaczona. Tylko w kilku miejscach miałem problemy.
Kategoria kraje / Polska, Polska / zachodniopomorskie, terenowe, z sakwami, dojazd pociągiem, wyprawy / Odra – Nysa 2021, rowery / Fuji

Koniec szlaku Odra – Nysa

  156.45  09:47
Wstałem wcześnie, bo miałem przed sobą dłuższy dystans. Był chłodny poranek. Dzisiaj trafiłem na sporo nierównych dróg. Przejechałem przez kilka wiosek ze sporą liczbą domów pokrytych strzechą.
W Ueckermünde szlak gdzieś uciekł bez słowa. Potem tak samo w jeszcze jednej wiosce. Nie wiem, czy stałem się nieuważny, czy znaki poznikały. Potem pojawiło się sporo terenu. Na szczęście nie padało, więc dało się jechać.
Pojawił się kolejny objazd na szlaku. Nie ufałem mu, bo takie same znaki stawiają przy drogach, wzdłuż których są drogi dla rowerów. To nie ma sensu, ktokolwiek wpadł na ten pomysł. Przejechałem się kawałek po szlaku, ale ostatecznie dojechałem do blokady. Musiałem dostać się do objazdu. Ten niestety prowadził po betonowych płytach, więc trochę mnie wytrzęsło i zrezygnowałem. Szlak pewnie prowadził okrężną drogą. Szkoda, że zapomnieli, jak się robi plany objazdów. Robili je jeszcze parę lat temu. Nie miałem ochoty jechać w nieznane po beznadziejnych drogach, nadrabiając nie wiadomo jaki dystans. Skierowałem się do głównej drogi.
Nie wiem, co było gorsze. Telepanie się po tych betonowych zabytkach czy jazda ruchliwą krajówką. Dostałem się do Anklam. Zorientowałem się, że źle wyliczyłem dzienny dystans i że zaliczę jeszcze więcej kilometrów. Szlak też gdzieś przepadł i pojawił się dopiero za miastem. Tam złapali mnie Polacy, którzy poznali rodaka pewnie po producencie sakw – Crosso, bo w Niemczech same Ortlieby. Pogadaliśmy chwilę, powiedzieli mi o drodze, którą mógłbym pojechać nazajutrz. Oni skręcili w jakiś skrót, a ja kontynuowałem jazdę szlakiem.
Byłem głodny, a po drodze nie widziałem niczego otwartego. Na szczęście miałem jeszcze owsiankę. Nie na darmo wiozłem kuchenkę turystyczną i bukłak z wodą.
Ostatnie niespodzianki na szlaku, który nie był spójny z oficjalnym śladem i znalazłem się w Ahlbeck, gdzie miał znajdować się koniec szlaku. Niestety nie znalazłem go, szlak nawet gdzieś zdążył przepaść. Miałem nadzieję zobaczyć jakąkolwiek informację, ale nic z tego. Tylko dojechałem do morza i ruszyłem w drogę do Polski. Wybudowali drogę dla rowerów, która doprowadziła mnie do Świnoujścia.
Rozważałem dostać się do Wolina pociągiem, ale nic sensownego już nie jechało. Było jedno połączenie, ale z głupią przesiadką i zdecydowałem się dojechać do celu o własnych siłach.
Zapadł zmrok. Pokonałem część dystansu głównymi drogami, a potem wjechałem na Szlak Orła Bielika, który biegł lasami. Jechało się wolno, było dużo kałuż i dołów, ale przynajmniej nie grzązłem w piasku, którego obawiałem się najbardziej. Z istot żywych spotkałem jedynie samotnego jelenia.
Rozważałem jechać krajówką, ale zaryzykowałem. Kiedyś dostałem się do Lubina lasami. Tym razem trafiłem na szlak nr 3. Na kilku odcinkach były znajome znaki Pomorza Zachodniego, kilka odcinków było mało wygodnych, pojawiły się podjazdy, długa droga usłana kocimi łbami i asfaltowym poboczem. Widać, że województwo zainwestowało w turystykę. W Wolińskim Parku Narodowym przez ulicę przebiegło stado jeleni. Potem jeszcze słyszałem ryk byka. Znów wjechałem w teren, ale wyglądało to tak, jakby coś tam jeszcze chcieli robić. Telepało, ale nie było dołów. Dalej szlak wiódł po nowych płytach betonowych, po nowym asfalcie. Strasznie dużo pajęczyn z siebie zdarłem.
Szlak gdzieś przepadł, więc wjechałem na krajówkę. Pobocze było bardzo szerokie, więc w sumie mogłem jechać tamtędy. Szybko dotarłem do Wolina. Zatrzymałem się ponownie w domu gościnnym. Wyszło 20 km mniej niż myślałem.
Kategoria kraje / Niemcy, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, za granicą, wyprawy / Odra – Nysa 2021, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery