Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / wielkopolskie

Dystans całkowity:51913.57 km (w terenie 4524.34 km; 8.72%)
Czas w ruchu:2454:54
Średnia prędkość:21.09 km/h
Maksymalna prędkość:56.53 km/h
Suma podjazdów:218119 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:160092 kcal
Liczba aktywności:906
Średnio na aktywność:57.30 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Szosa w Kórniku

  81.94  03:42
Znów zapowiadał się deszczowy weekend. Deszcz na szczęście miał padać późnym popołudniem, dlatego wybrałem się na krótką przejażdżkę. Pod wiatr, aby później wrócić szybko do domu.
Już z początku miałem problemy, aby wydostać się z beznadziejnego Poznania. Tutejsze remonty to stek kpin, istna parodia. Trafić na jakikolwiek znak informujący o remontach to cud, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek informacji o objeździe. Musiałem się bardzo natrudzić, aby przedrzeć się przez to nieszczęsne miasto i wydostać na normalne drogi. Istny horror.
Przez całą drogę co jakiś czas kropiło, ale tyle, co u księdza na mszy. A Garmin znów się wyłączył bez słowa. Zupełnie nie rozumiem tego. Na szczęście tylko 6 km trasy musiałem dorysować.
W Kórniku w końcu obfotografowałem swój rower i ruszyłem do domu. Aby nie jechać po własnym śladzie, wybrałem drogę do Mosiny. W Rogalinie zniechęciły mnie zakazy pod pałacem, więc nawet się nie zbliżałem do niego. Do Poznania wróciłem wzdłuż prawego brzegu Warty. Odwiedziłem budkę z hamburgerami (bardzo smaczny, może nawet lepszy od tego na Islandii) i pojechałem w sumie do biura, bo tam mi się najlepiej pracuje, a chciałem wreszcie skończyć szablon na bloga i przygotować prezentację z podróży po Islandii dla kolegów i koleżanek z pracy.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Szosa w Puszczy Noteckiej

  167.27  07:18
Miałem jechać do Jury Krakowsko-Częstochowskiej, miałem jechać do rodziny na drugim krańcu Polski (próbując pobić swoją życiówkę), ale pogoda wszystko zepsuła, zostawiając 2 dni z czterech bez deszczu. To już nie Islandia, więc nie mam ochoty moknąć. Wybrałem więc kręcenie po okolicy. Plan był taki, aby pojechać pod wiatr i wrócić razem z nim.
Założyłem dzisiaj cieplejsze buty – te, w których byłem na Islandii. Jak się okazało, są za wysokie, aby wcisnąć się w noski, a nie miałem ochoty wracać się do domu, żeby cokolwiek demontować, więc jedynie zaciągnąłem paski i trzymałem stopy na drugiej stronie pedałów. Mało wygodne, ale to był jedyny sposób.
Ruszyłem krajówką. Był duży ruch – w niedzielę, w środku długiego weekendu. Zupełnie nie pojmuję tego. Gdzie ci wszyscy ludzie tak pędzą? Za Obornikami przerzedziło się tylko odrobinę. Nie miałem szczęścia do słońca, bo co się zatrzymałem, to zdążyło ono schować się za chmurami. Ale na kilku zdjęciach uchwyciłem resztki złotej jesieni. Szkoda, że tak szybko zniknęła, ale sam jestem sobie winien, że tak mało jeździłem.
Chciałem się przejechać po nowej obwodnicy Czarnkowa. Spotkałem tam policjantów, którzy złapali wariata, który prawie mnie potrącił. Dokąd ci idioci się spieszą? Miastem docelowym na dzisiaj była Trzcianka, jednak uznałem w Czarnkowie, że lepiej będzie jechać już do domu, bo zbliżał się wieczór. Wymyśliłem, że podjadę jeszcze kawałek i zrobię ładną pętlę przez Wronki. Nie pomyślałem o jednym – na odcinku wojewódzkiej 153 z Gajewa do Ciszkoda jest przeprawa promowa, która dodatkowo jest czynna tylko w dni robocze. Z początku pomyślałem o dojechaniu do kolejnego mostu na Noteci, który jest w Wieleniu, ale to jeszcze dalej niż do Trzcianki, więc zawróciłem się do Czarnkowa. Potem, aby nie jechać po własnym śladzie, skręciłem na Obrzycko. W Puszczy Noteckiej wciąż złoto na drzewach. Trzeba by się tam jeszcze kiedyś wybrać przy lepszej pogodzie. Z Obrzycka do Szamotuł miałem rzut beretem, ale jak przypomniałem sobie jak tragiczna jest nawierzchnia na tym odcinku, to aż mnie głowa rozbolała. Przyszła z ratunkiem dawna wojewódzka prowadząca na Ostroróg. Prawie idealna nawierzchnia do samych Szamotuł. A z Szamotuł do Pamiątkowa kolejna niespodzianka, bo zapomniałem, że tam była tragedia równie duża, co z Ostrowa do Szamotuł. Była, bo całą drogę wyremontowali i jedzie się teraz idealnie. Gdyby tak jeszcze nie zrobili tamtej beznadziejnej drogi dla rowerów z kostki Bauma.
Temperatura po zmroku spadła do 7 °C. Miałem na sobie zwykłą bluzę, ale było mi wyjątkowo ciepło. Ponarzekać mogę na buty, w których było mi zimno, a na Islandii przy nawet niższej temperaturze czułem pełen komfort. Jaka tu różnica? Mam też nowe rękawice Shimano, które miały chronić od wiatru (i działać w temperaturze 5 °C), a nie dość, że szybko się brudzą (są jasne, więc to pewnie normalne?), to jeszcze płytki srebra działają jak radiator, wychładzając dłonie. Plus dla Garmina, bo dzisiaj się nie wyłączył.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Notecka, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Wokół Zielonki

  129.00  05:14
Dzisiaj też miało padać, ale zaryzykowałem. Postanowiłem wykonać swój plan, bo jak to mówią, do trzech razy sztuka. Tylko tym razem w przeciwnym kierunku i odrobinę dłuższy.
Zabłądziłem w mieście, nie mogąc przypomnieć sobie wygodnych dróg pozbawionych beznadziejnych ścieżek rowerowych, aby można się bezpiecznie wydostać z Poznania. Gdy mi się to udało, w Swarzędzu wjechałem na krajową 92, aby dostać się do Kostrzyna. Był większy ruch, ale na nowym rowerze szybko połknąłem kilometry. Z Kostrzyna miałem pojechać do Pobiedzisk, ale zrobiłem to trochę na około. Trochę po starej wojewódzkiej, trochę po drogach serwisowych (z czego jedna była ślepym zaułkiem), dojechałem do Łubowa, a potem skierowałem się na Poznań. W Pobiedziskach skręciłem na Kiszkowo, a potem już prosto do Sławy Wielkopolskiej, do której prawie mi się udało dojechać podczas wcześniejszej próby.
Drogę do domu już znam na pamięć, więc szybko wróciłem. W mieście jakieś korki, więc ominąłem je osiedlami. Wróciłem jeszcze zanim zapadł zmrok, ale zanieczyszczone powietrze ograniczało widoczność, więc światła miałem włączone daleko przed zachodem słońca. Dzisiaj Garmin znów się wyłączył dwukrotnie, tyle że w miarę szybko zareagowałem, bo mam go na kierownicy i od czasu do czasu rzucam okiem. Najdziwniejsze jest to, że za drugim razem wyłączył się dokładnie w tym samym miejscu, co ostatnio. Zupełnie nie pojmuję, co może być nie tak.
Kategoria kraje / Polska, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Złoty Poznań

  35.24  02:08
Miało padać, więc nic nie planowałem, ale gdy za oknem słońce oświetlało złoto na drzewach, musiałem wyjść. Wziąłem aparat i ruszyłem w miasto.
Wsiadłem dzisiaj na Treka, bo gdyby jednak zaczęło padać, to nie byłoby mi go szkoda. Ciężki i powolny, ale za to połyka wszystkie poznańskie dziury zamiast się na nich rozbijać. Skierowałem się na początek do parku Czarneckiego, ponieważ to właśnie tam znajduje się najpiękniejsza w Poznaniu aleja. Przejechałem wczoraj przez ten park i nie mogłem oprzeć się ponownej wizycie z lepszym sprzętem do fotografowania. Nawet słońce dopisało. Potem oczywiście zajrzałem do Cytadeli, bo tam też zawsze można liczyć na ładne ujęcie. Pomyślałem również o pewnym budynku oplecionym jakąś rośliną, a że roślina zmieniła kolor na jesienny, to nie mogłem przegapić możliwości sfotografowania jej. Przypomniała mi się potem ściana sprzed dwóch dni, na której podobna roślina rozpuściła swoje pnącza, więc pojechałem na Ławicę. Nie chciało mi się jednak wyjeżdżać za miasto. Wjechałem do Lasku Marcelińskiego. Jesień również i tam użyła swoich farb, więc miałem chwilę radości, jeżdżąc w tę i we w tę. A nie mogłem też przegapić zachodniego klina zieleni, ale coś zieleń mocno się trzyma tam na drzewach, więc uciekłem szybko. Do domu wróciłem po drogach dla rowerów przy Witosa, o których nie miałem pojęcia.
Kategoria Polska / wielkopolskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Wieczorna szosa

  70.56  03:06
Chciałem przejechać się po suchych drogach. Mimo że wczoraj wieczorem padało, to dzisiaj już było w miarę sucho. Wsiadłem więc po pracy na rower i ruszyłem, zrobić plan z poprzedniego dnia.
Wczoraj odebrałem mój drugi rower, który zostawiłem przedwczoraj w sklepie. Tragedia. Tak się topornie i powoli nim jechało, a jeszcze jak mocno się spociłem. Niesłychane. Nie wiem, jak ja będę na nim dalej jeździł. Chyba tylko wyprawy z sakwami mi pozostają. I dojazdy do pracy, bo szkoda mi kolarzówki. Będę na nią chuchał, przynajmniej przez jakiś czas, bo jest nowa, to trzeba szanować.
Zanim wyjechałem z miasta miałem do odwiedzenia kilka miejsc. Najpierw pojechałem do sklepu rowerowego, aby zapytać o uchwyt do latarki, ale nie mieli. Potem skoczyłem po uchwyt do Garmina, a tuż przed zmrokiem jeszcze zahaczyłem o jeden sklep, gdzie też bez sukcesu. Pozostaje mi tylko zamówienie tego ustrojstwa przez internet.
Jechałem zgodnie z planem. Przez Biedrusko i Murowaną Goślinę. Ruch taki sobie, jak to po pracy. Nadal zachwycam się nowym rowerem, choć dzisiaj się spociłem. Było za ciepło. Raptem kilka stopni, a różnica bardzo odczuwalna. Za Gośliną pojawiły się lekkie mgły, a potem mżawka. Przystanąłem na przystanku, aby rzucić okiem na mapę i okazało się, że Garmin się wyłączył. Wymieniłem baterie na naładowane, ale problem pojawił się z latarką, bo przełączyła się na tryb oszczędzania energii i świeciła bardzo słabo. Zrezygnowałem z dalszej podróży. Zdjąłem okulary, bo mżawka przybrała na sile i zawróciłem do domu po własnym śladzie. Plucha skończyła się, gdy wjechałem do Murowanej Gośliny, ale nie mogłem wznowić jazdy z planem, bo mogłem skończyć bez świateł. W domu okazało się, że Garmin po raz kolejny się wyłączył – w połowie drogi powrotnej. Co za diabeł w niego wstąpił? Tak słabego śladu już dawno nie miałem.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Poranna szosa

  46.43  01:59
Po wczorajszej przejażdżce zapragnąłem więcej. Nie udało mi się wstać wcześnie rano i przez to nie mogłem zrealizować pełnego planu, ale to nic, każdy kierunek był dobry.
Chciałem przejechać się przed pracą. Było mgliście, wschód słońca całkowicie niewidoczny, ale to nic. Widoki były drugorzędną sprawą. Ubrałem się lżej, bo wiedziałem, że będę pędził. I tak było. Z początku telepałem się z zimna, ale potem rozgrzałem się i jechało mi się tak samo przyjemnie, jak na Islandii. Bajka. Rower prowadzi się jeszcze ciężko, ale prze do przodu niczym błyskawica. Jest taki szybki, że to po prostu niesamowite. Nie mogę się nim przestać zachwycać.
Pojechałem na północ, do Biedruska, ale chyba zbyt dawno tam byłem, bo zgubiłem drogę i wylądowałem w Suchym Lesie. Potem jakoś dojechałem na Strzeszyn, a w Kiekrzu skręciłem na południe i kompletnie się zagubiłem. Znalazłem giełdę samochodową, a w Skórzewie zorientowałem się, że można by już jechać do centrum. W międzyczasie złotówa upewnił się, abym wjechał na drogę dla pieszych i rowerów, zajeżdżając mi drogę i zatrzymując się. Dobrze, że mam już z lekka opanowane hamowanie (co nie przyszło mi łatwo), bo inaczej wylądowałbym na tej jego brudnej masce.
Zakręciłem się w centrum, trafił mnie szlag na kostce brukowej na Jeżycach (strasznie się po niej jedzie, muszę unikać jazdy po tej dzielnicy kolarzówką) i po zatrzymaniu się pod sklepem po drugie śniadanie, zobaczyłem jak bardzo nietrafny dzień wybrałem na jazdę. Rower cały uwalony piachem i mokry od wilgotnych dróg. Tragedia. Szybko wyczyściłem ile mogłem i popędziłem do biura, mając jeszcze dwuminutowy zapas przed początkiem pracy. To dopiero wyczucie.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Nowa zabawka

  16.27  00:48
Tak więc stało się. Miałem czekać do grudnia, ale po odwiedzinach sklepu, aby dokupić uchwyt do latarki, skusiłem się na przeceniony model GT GTS Comp 2016 (albo GTS Sora, jak wpisali w karcie gwarancyjnej). Dzisiaj dokonałem formalności i tak też przejechałem się po raz pierwszy.
Po pracy jeszcze lał deszcz, ale sprawnie dojechałem do sklepu. Tam odczekałem na złożenie maszyny i ponieważ miałem 2 rowery, to dostałem sugestię, abym zostawił mojego Treka, a pojechał nowym. Tak też zrobiłem. (Oczywiście jutro po niego jakoś wrócę).
Pierwsze metry nie były łatwe. Węższa kierownica, baranek, rozpracowanie klamkomanetek, do tego noski na pedałach, sztywny widelec, opony z wysokim ciśnieniem. Było trudno, ale po kilku kilometrach jazdy zaczynała się robić sama przyjemność. Co więcej, średnia prędkość na liczniku szalała, a ja nie pociłem się jak podczas jazdy moim wyprawowym przyjacielem. Kolarzówka miała być na dojazdy do pracy, ale szkoda mi jej. Ominąłem mnóstwo dziur i dróg dla rowerów, aby nie uszkodzić nowej zabawki na jakimś krawężniku i dojechałem do domu. Niestety rower był cały mokry przez te wszystkie kałuże, których nie ominąłem w całości (a omijałem, bo wolałem nie wpaść w studzienkę ukrytą pod wodą). Mam nadzieję, że to jego ostatnia podróż w deszczu. Ciężko się jeździ w takich warunkach. Chyba że jeszcze nie przywykłem i potem będę śmigał, jak na moim staruszku. Mam tylko nadzieję, że o nim nie będę zapominał. Szosówka bardzo mi przypadła do gustu. Chciałbym nią jak najszybciej zrobić dłuższą rundkę.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Zielonka jesienią zielona

  47.49  02:34
Ostatnio jeżdżę tylko po mieście, więc tym razem wyrwałem się dalej, żeby nie zanudzić się na ulicach Poznania.
Poprawki do wytyczonych miesiąc temu dróg i pasów rowerowych w centrum Poznania wciąż trwają, ale mimo to wciąż się tam kręcę, aby obejrzeć i ponarzekać. Przejechałem się po Gdyńskiej, ale od pół roku nic nie ruszyli z drogą dla rowerów, więc pewnie będzie trzeba poczekać do wiosny, aż skończą wiadukt i łaskawie wezmą się za takie nic nie znaczące wykończenia.
Dojechałem do Zielonki, a tam jakoś tak zielono. Wciąż nie widać jesieni. Czekam zatem, aż jesień wyciągnie swoje farby. Trafiłem na ogłoszenie, w którym Policja oferuje 5 tys. zł za pomoc w złapaniu wandalów, którzy niszczą ambony myśliwskie. Ciekawe, czy to jacyś pseudo obrońcy zwierząt czy miejscowa patologia.
Ostatecznie nie dojechałem do serca puszczy i wydostałem się z niej. Ruszyłem inną drogą, żeby nie wracać się ponownie przez Koziegłowy. Znalazłem też odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, dlaczego jadąc ostatnim razem przez Wierzenicę, wylądowałem na starej krajówce. Właściciel kilku działek postanowił je ogrodzić (tylko po co, skoro nic na nich nie ma?) i zmienił się układ dróg, przez co przegapiłem właściwe skrzyżowanie.
To chyba tyle na dziś. W Poznaniu dzisiaj jakoś mało idiotów bez świateł, ale gdy już jakiś się trafi, to oczywiście czarny jak śmierć.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Wyprzedzić jesień

  131.59  06:35
Wydaje się, że niedawno kupowałem bilet na Islandię, a to już prawie 2 miesiące jak stamtąd wróciłem. Ale ten czas leci. Kilka dni temu zauważyłem, że w Poznaniu wiele drzew zrzuciło już liście. To na pewno toksyczne powietrze, dlatego musiałem się stamtąd wyrwać. Pojechałem do Puszczy Noteckiej.
Skwar był nieznośny już od początku podróży. Temperatura wynosiła 33–36 °C i nie było nawet odrobiny wiatru. Można było liczyć najwyżej na opory powietrza. Szukając jakiejś ciekawej drogi, wpadłem na pomysł dostać się najpierw do Kaźmierza, ale coś mi nie wyszło i dojechałem tam okrężną drogą przez Tarnowo Podgórne. Dalej do Szamotuł, skąd wymyśliłem, aby wyjechać inną drogą. Tak wpadłem na piaski, przez które się jakoś przedarłem. Myślałem, że wyjadę we Wronkach, a tu niespodzianka, bo dotarłem do Obrzycka. To nic, i tak moim planem była Puszcza Notecka.
Jazda przez las przynosiła dużą ulgę. Przynajmniej przez las liściasty. Na szczęście słońce powoli skłaniało się ku horyzontowi, więc już tak nie prażyło. Po wjechaniu na leśne drogi było z początku grząsko, ale potem znalazłem szutrową drogę, która biegła zygzakiem. Dalej znalazłem drogę asfaltową, którą dostałem się do Obornik. Było już po zmierzchu. Niestety nie udało mi się uchwycić żadnego ładnego zdjęcia przed zachodem, a wciąż tak mocno poluję na to, aby uchwycić coś cieszącego moje oko. Teraz będę miał coraz więcej czasu na to, bo zmrok przychodzi coraz szybciej. Dzisiaj zastał mnie po raz pierwszy od dawien dawna, bo już nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałem po ciemku. Na Islandii się nie liczy, bo tam zawsze było widno.
Miałem do wyboru powrót do Poznania po krajówce lub przez wioski. Chyba się zamyśliłem i ostatecznie pojechałem po drodze krajowej. Strasznie duży ruch, auto na aucie. Musiałem czekać kilka minut, aby móc się włączyć do ruchu (porąbane chodniki dla rowerów po przeciwnej stronie drogi). Dobrze, że jest tam ociupina pobocza, to byłem spokojniejszy o siebie. Jedynie kierowcy tirów wydawali się agresywniejsi niż zwykle, ale przecież się mieścili. W każdym razie, ruch się zmniejszył (kierowcy zachowywali większy odstęp) dopiero za węzłem z drogą ekspresową. Tak jakby zabrać co drugi pojazd w porównaniu do tego, co było wcześniej.
Kategoria po zmroku i nocne, Puszcza Notecka, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Rowerowy Poznań?

  25.00  01:24
Ostatnio nie chce mi się jeździć daleko na rowerze, ale nie obijam się. Po pracy jadę dłuższą drogą do domu. Co prawda jest to odwiedzenie dwóch miejsc, ale zawsze to coś. Dzisiaj zrobiłem podobnie, a ponieważ zwykle te wycieczki agreguję w jednym wpisie, to dzisiaj postanowiłem nagrać jeden z takich powrotów do domu.
Całkiem niedawno zostało otwartych kilka odcinków dróg dla rowerów oraz pasów rowerowych. Wciąż jest trochę do zrobienia, ale już teraz spodobały mi się zmiany i zacząłem badać te nowości, dlatego zwykle po pracy wybieram się na przejażdżkę. Najpierw do centrum, ale niedługo. Tylko dzisiaj tak wyjątkowo chciałem sprawdzić więcej dróg. Bardzo mi się nie spodobały światła na skrzyżowaniu Bukowskiej i Roosevelta. Trzeba czekać aż 3 cykle na zielone dla rowerzystów. Ale to typowe w Poznaniu. Tutaj zawsze mieli rowerzystów i pieszych w głębokim poważaniu, o czym już chyba niejednokrotnie pisałem.
Potem z kolei ruszam do Cytadeli. Jest kilka dróg, którym tam się dostaję. Dzisiaj padło na ruchliwą ul. Garbar (czy jak tam się ona odmienia). Strasznie dużo rowerzystów jeździ na czerwonych światłach. To jest po prostu niewyobrażalne. Tylko psują opinię cyklistów, a potem się dziwić, że ludzie się wzajemnie szufladkują.
Przejechałem kilka parkowych ścieżek; nieco krócej niż zwykle, bo zjeździłem wcześniej kawał miasta, a jest to męczące, aby się tak często zatrzymywać przed każdym niebezpieczeństwem czy światłami. Po wyjechaniu z parku trafiłem na dwa auta na pasie rowerowym. Zdenerwowałem się, bo ani ich wyminąć. Wybrałem więc numer straży miejskiej, ale szybko straciłem cierpliwość i po minucie wysłuchiwania automatu rozłączyłem się. Nie lubię czekania, ale jeszcze kiedyś ich dopadnę. Może będę miał więcej szczęścia i trafię na mniej zapracowanych Strażników Teksasu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery