Po pracy chciałem się gdzieś przejechać. Wziąłem aparat i kolarzówkę, czego ostatnio nie łączę za często. Aparat zabieram, żeby fotografować naturę, a kolarzówka jest zbyt szybka, żeby dostrzec piękno otoczenia. Pewnie dlatego dzisiaj nie udało mi się zauważyć niczego ciekawego.
Początek drogi był nudny. Było dużo chmur, ale żaden widok nie przyciągał wzroku. Kwiatów coraz mniej, polski krajobraz zaczyna mi powszednieć. Czułem za to, że rozpierała mnie energia. Jechało mi się niesamowicie lekko. Nie miałem planu, więc jechałem przed siebie. Najpierw przez Wiry, potem Puszczykowo, aż pomyślałem, że pojadę do Stęszewa. Skusiła mnie droga przez Wielkopolski Park Narodowy. Niestety nie dość, że leżał na niej jeden z najbardziej dziurawych asfaltów, to nie dojechałem do celu. Droga skręciła i zamieniła się w płyty betonowe. Relatywnie wygodniejsze, choć nie najwyższych lotów.
Wyjechałem z parku drogą
z mojej poprzedniej wizyty. Potem wjechałem na starą krajówkę, żeby szybko wrócić do domu. Na węźle z autostradą komuś nie spodobała się moja obecność na drodze publicznej. Ludziom się nudzi. Mogliby dorzucić więcej swoich pieniędzy do wygodnych, asfaltowych dróg dla rowerów zamiast gderać.