Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowe

Dystans całkowity:41251.12 km (w terenie 9388.38 km; 22.76%)
Czas w ruchu:2197:51
Średnia prędkość:18.23 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:286433 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:120656 kcal
Liczba aktywności:496
Średnio na aktywność:83.17 km i 4h 34m
Więcej statystyk

Wokół Tatr bez Tatr

  115.85  07:21
Ruszyłem na poszukiwanie śniadania. Niestety wszystkie spotkane sklepy były zamknięte. Na stacji benzynowej stoisko z kanapkami wyczyścili. Przynajmniej mieli kawę, to zjadłem z tym, co miałem w sakwach.
Szlak biegł trochę po błocie, trochę po krajówce, czasami uciekał na boczne drogi. (Dwa odcinki pokryły się nawet z moją wyprawą na Węgry). Na drodze stanął Zamek Orawski. Niestety zmiana czasu na zimowy odebrała mi godzinę słońca, a zaplanowany dystans ograniczał mój czas. Pędziłem dalej.
Przede mną pojawił się stromy podjazd z krótką serpentyną, ale z jakimi widokami. Zarówno za plecami, jak i przede mną. Zwłaszcza przede mną, bo w końcu ukazały się Tatry – Niżne Tatry oraz Tatry Zachodnie.
Przez chłodną dolinę zjechałem do dróg z poprzedniej wycieczki wokół Tatr oraz do miast, w których znalazłem otwarte supermarkety. Niestety złapał mnie zmierzch i resztę wycieczki przyświecały mi światła roweru. To nic, bo jechałem po własnym śladzie sprzed dziewięciu lat. Na początku zdarzały się auta, bo zadziwiająco dużo tam zabudowań, ale im głębiej w las, tym robiło się spokojniej. Znikał także duszący smog, który po zmroku spowijał każdą wioskę. Tylko jedna para oczu sarny zaświeciła się w mroku. Asfaltowe drogi leśne chyba nic się nie zmieniły. Wjechałem nawet na chwilę na drogę biegnącą po nasypie dawnej kolejki leśnej, choć było tam trochę błota, jak na każdej drodze terenowej dzisiaj. Na ostatnich kilometrach zaskoczył niewielki deszcz, którego nie widziałem w prognozie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Słowacja, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Wokół Tatr 2023, z sakwami, za granicą

Nareszcie jesienny Poznań

  36.96  02:10
Wyszedłem późno, ale akurat wyjrzało słońce. Było cieplej niż się spodziewałem. Ruszyłem w objazd po poznańskich parkach. Kilka drzew było już bez liści, wiele wciąż zieleniało, ale coraz więcej przybiera barwy jesieni.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji, terenowe

Zielony Marcelin

  29.60  01:40
Wypadało się. Ulice wciąż były mokre i przepełnione kałużami. Wsiadłem na gravel i ruszyłem bez planu, by dotrzeć do Lasku Marcelińskiego. Było dużo błota, a zbliżającej się jesieni nie dało się rozpoznać.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji, terenowe, po zmroku i nocne

Park w likwidacji

  40.13  02:18
Odzyskałem mój gravel z serwisu. Korba skrzypiała od momentu wymiany tylnego koła. W końcu wybadałem, że mam luz w korbie. Luz zlikwidowali, pancerze, które mogłem owinąć wokół kierownicy, skrócili, owijkę wymienili. Skrzypienie jednak nie znikło, więc będę tułał się z tym problemem pewnie kilka kolejnych miesięcy.
Dawno mnie nie było w Wielkopolskim Parku Narodowym. Pojechałem z myślą ominięcia terenu po ostatnich deszczach, ale przespacerowałem się nad Jeziorem Góreckim, a potem pojechałem po szlaku do Mosiny i nie było najgorzej.
Zaskoczyła mnie zlikwidowana wiata nad jeziorem, potem zamknięta wieża. W Puszczykowie jeszcze wskoczyłem na szlak nad Wartą, gdzie po obu stronach smucił widok kompletnie zlikwidowanej infrastruktury. Ławki, wiaty, płotki, tablice informacyjne – wszystko przepadło bez śladu. Dalej było jeszcze gorzej, bo wszystkie 3 mostki były zamknięte (mimo że ich stan od dawna straszył), a na szlaku trafiłem na mnóstwo wiatrołomów. Na stronie parku wyczytałem, że szlak zamknęli kilka dni po mojej ostatniej wizycie tam, ale nie mam z tym nic wspólnego. Mimo że od lutego minęło sporo czasu, to szlak nie został przywrócony do dawnej świetności. Do tego, patrząc na zlikwidowaną infrastrukturę, można podejrzewać, że park jest w likwidacji.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji, terenowe, Wielkopolski Park Narodowy

Późne „Czahary”

  85.84  04:12
Wyskoczyłem po południu z planem odwiedzin „Czahar”. Pomyślałem, by pojechać szlakami przez lasy. Najpierw znośnym niebieskim rowerowym, potem zapomnianym żółtym pieszym. Natura przejmuje drogę, że ciężko było się po niej poruszać. Dojechałem do kładek nad Uherką. Druga była uszkodzona, a na brzegu leżała część świeżo pociętej kładki. Czasem mnie korci, żeby zbudować normalną kładkę w miejscu dawnego mostu, ale po takich widokach mi przechodzi.
Atrakcje w postaci pokrzyw, krzewów różanych i bujnej roślinności skończyły się, ale pojawiły się inne: piachy. Dzisiaj miałem dużo szczęścia do takich dróg. Brakowało alternatyw, więc jakoś przez to przebrnąłem.
Dotarłem do „Czahar”. Było późno, więc słońce świeciło nisko nad horyzontem. Zrobiłem ósemkę po kładkach, bo szlak dawał taką możliwość. Ładnie się prezentował. Choć po niebie krążyły groźne chmury, to nic z nich nie spadło. Udało mi się wrócić przed nocą.
Kategoria Poleski Park Narodowy, terenowe, rowery / Trek, Polska / lubelskie, kraje / Polska, Chełmski Park Krajobrazowy

Szutrowy ChPK

  45.45  02:04
Było gorąco, więc wyszedłem dopiero wieczorem. Może nawet za późno, bo w lesie było chłodno. Dawno nie jechałem szlakiem przez Chełmski Park Krajobrazowy. Zniszczone drogi pokryli szutrami, choć słabej jakości, bo już są sporadyczne dziury.

Kategoria terenowe, rowery / Trek, Polska / lubelskie, kraje / Polska, Chełmski Park Krajobrazowy

Ścieżka „Obóz Powstańczy”

  106.83  05:23
Mimo gorąca ruszyłem do Poleskiego Parku Narodowego, by przespacerować się po ostatniej ścieżce. Do Sawina miałem z wiatrem, potem najczęściej pod wiatr. Znalazłem skrót, który nie przypadł mi do gustu, bo na paru odcinkach musiałem walczyć z piachem. Standardowo przespacerowałem się po ścieżce „Czahary”. Latem nie jest taka atrakcyjna. Przejeżdżając obok ścieżki „Dąb Dominik”, nie omieszkałem odwiedzić również jej.
Po starym asfalcie dotarłem do parkingu przed najbardziej odizolowaną ścieżką przyrodniczo-historyczną w parku – „Obozem Powstańczym”. Zostawiłem rower i ruszyłem. Kompletnie nie było czuć, że szlak rozpoczął się. Szedłem po rozjeżdżonej ciężkim sprzętem drodze. Byłem jedynym turystą i towarzystwo umilały mi komary oraz młode żabki. Mimo historycznego charakteru tego miejsca liczba tablic informacyjnych była niedostateczna. W końcu pojawiły się nawet drewniane kładki, które nie były tak wąskie, jak to sobie wyobrażałem. Nawet odrobinę dodały do atrakcyjności temu szlakowi. Może gdyby nie pora roku, to byłoby tam ładniej.
Nie wiedzieć kiedy niebo pokryła warstwa groźnie wyglądających chmur. Na dalszą drogę wybrałem niebieski szlak rowerowy, który na mapie parku widniał jako szlak konny, ale po pewnym czasie zmienił się w czarny szlak pieszy, który doprowadził mnie do ścieżki rowerowej „Mietiułka”. Droga niezmiennie nie była wygodna, potem pojawiło się trochę piachu i w końcu wydostałem się do cywilizacji, wróciwszy do domu chwilę po zapadnięciu zmroku. Chmury tylko groźnie wyglądały i zdążyły odsłonić zachodzące słońce.

Kategoria Chełmski Park Krajobrazowy, kraje / Polska, Poleski Park Narodowy, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, po zmroku i nocne

Chmielaki Krasnostawskie

  118.55  06:08
Kolejny gorący i parny dzień. Chmury dzisiaj były od rana, ale znów po złej stronie horyzontu. Ruszyłem na północ, bo na wschód trafiłbym do Zwierzyńca, skąd prawdopodobnie wróciłbym się po śladzie z pierwszego dnia wyprawy.
Szukając spokojnych dróg, trafiłem na leśne ścieżki. Były zbyt rozjeżdżone i grząskie. Uciekłem na takie stare, usłane ściółką i korzeniami, choć miejscami porośnięte wysoką trawą, której unikam jak ognia. Wyniosłem się szybko i resztę trasy pokonałem w towarzystwie aut.
Na dzisiaj prognozowali kolejne burze. Po południu w końcu chmury skryły słońce. Gdzieś na horyzoncie widziałem deszcz, aż i na mnie spadło parę kropel. Długo się nie nacieszyłem, bo słońce wróciło. Dopiero przed Krasnymstawem zauważyłem parę kałuż, do których później doszły mokre drogi, aż wjechałem w deszcz. Na szczęście z pustego nieba, więc nie mógł trwać długo. W centrum miasta zaskoczyły mnie Chmielaki, których reklamę wszak widziałem tydzień wcześniej. Nie wytrzymałem tam długo. Pomijając, że jest to impreza alkoholowa, na którą rodzice przyprowadzają dzieci, to imprezy masowe powinny być wolne od dymu. Chodzące pety zatruwają nie tylko osoby postronne, ale też nieświadome dzieciaki.
Przestało padać za miastem. Prognoza deszczu na wieczór nie sprawdziła się, więc wróciłem suchy. Z pewnością będę chciał powtórzyć taką wyprawę z chodzeniem po górach.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami

Solińskie Zakopane

  90.07  04:52
Dosyć łażenia po górach, bo nóg nie czuję. I tak prognoza pogody wygląda źle. W nocy popadało, po niebie wciąż snuły się chmury. Ruszyłem szutrowym szlakiem wzdłuż rzeki Wetlina. Potem wojewódzką do Soliny. Słońce zaczęło przypiekać, a na drodze spotkałem przekrój gruzów z całej Polski. Jak można taki złom dopuszczać do ruchu?
O Solinie gdzieś przeczytałem, że przypomina Zakopane i dzisiaj się o tym przekonałem. Ludzi i tandety było co nie miara. Nie pojmuję, co przyciąga turystów. Nawet jedzenie jest drogie, zwłaszcza pozycje z Bieszczadami w nazwie, a spróbowałem cepelinów bieszczadzkich i bardziej smakowały mi na Podlasiu, gdzie nazywają je kartaczami.
Dojechałem do Leska, gdzie nad horyzont dotarła ciemna chmura. Grzmiało i błyskało. Wkrótce zaczęło padać. Schroniłem się w przydrożnym barze, gdzie skusiłem się na proziaka, czyli bułkę na sodzie podawaną zwykle z masłem z czosnkiem niedźwiedzim. Ale one są maleńkie. Teraz rozumiem, czemu widziałem je zwykle w sekcji przystawek.
Większa chmura przeszła, ale nadciągała kolejna. Ciapało, czasem popadało mocniej, to chowałem się pod zadaszeniem, ale nawet nie zakładałem ciuchów od deszczu. Temperatura w końcu spadła do przyjemnych 20 °C.
Od Sanoka jechałem krajówką, byle zdążyć do hostelu. Deszcz się wypadał i można było dojrzeć jakieś widoki, ale gonił mnie czas. Po dotarciu odwiedziłem jeszcze lokalną karczmę, gdzie mieli knysze z ziemniakami i czosnkiem niedźwiedzim. Farsz był bardzo zielony, ale smaczny.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami, terenowe

Tarnica

  47.76  03:07
Kolejny dzień bez zaskoczenia. Miałem do wyboru cofnąć się kawałek po drodze z wczoraj lub pojechać po szlakach. Zaledwie 100 m różnicy w pionie, więc wybrałem nową trasę. Zaczęło się grubym szutrem i, poza stromym odcinkiem pokrytym asfaltem, reszta drogi wyglądała niemal identycznie. Było gorąco, jusznice atakowały, kamienie wyślizgiwały się spod kół. Wjechałem na kawałek pokonany przed kilku laty. W końcu też udało mi się znaleźć otwarty sklep. Potem widziałem jeszcze ze dwa zanim znalazłem się u celu.
Miałem rezerwację na dwie noce, ale pani coś pokręciła i za dużo osób miało przyjechać. Zasugerowała zapytać u sąsiada. Był dostępny pokój, ale tylko na jedną noc. W sumie tyle mi wystarczało, więc poszedłem na rękę roztrzepanej gospodyni.
Został mi kawał dnia. Zapakowałem plecak i ruszyłem pieszo na szlak. Ludzi było okropnie dużo. Szlak był strasznie zadeptany, czego nie spodziewałem się. Dla kontrastu szlak do źródła Sanu był ledwo widoczny w wysokiej trawie. Nie mam kondycji do wspinaczki, ale gdy pojawiły się widoki, znalazły się i siły, by wejść na szczyt. Skrzydlate mrówki trochę natarczywie utrudniały ostatnie podejście. Widoki ze szczytu Tarnicy nie różniły się wiele od tych na drodze na górę. Szybko więc zszedłem do przełęczy. Tam łączyło się kilka szlaków. Zdecydowałem się wrócić na około, przez Ustrzyki. Dopiero wtedy bieszczadzkie krajobrazy zachwyciły mnie. Tarnica z Tarniczką widoczne z Szerokiego Wierchu wyglądały jak malowane. Powinienem częściej wychodzić w góry.
W Ustrzykach odwiedziłem jedną z restauracji. Lokalne dania nie ciekawiły tak bardzo. Rozważałem powrót busem, ale już nic nie jeździło, a taksówka pewnie kosztowałaby majątek, więc zrobiłem sobie spacer przed zmrokiem. Straż graniczna działa intensywnie na tym obszarze, sprawdzając każdego poruszającego się drogą, więc pewnie nawet nie złapałbym stopa, gdyby ktokolwiek jechał do Wołosatego.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Bieszczady 2023, z sakwami

Kategorie

Archiwum

Moje rowery