Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

z sakwami

Dystans całkowity:60910.19 km (w terenie 3365.32 km; 5.53%)
Czas w ruchu:3576:46
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:460349 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:60871 kcal
Liczba aktywności:703
Średnio na aktywność:86.64 km i 5h 07m
Więcej statystyk

Ciągle pod wiatr

  144.48  09:18
Jeden z najcięższych dni, jakie spędziłem na rowerze. Nawet nie wiem od czego zacząć. Może od początku.
Był chłodny poranek. Do tego wiało, że czapki trzymać. Niestety wiatr był idealnie z kierunku, w którym zmierzałem. Nie mogłem zmienić planów, więc mozolnie ruszyłem na zachód.
Dotarłem do wybrzeża. Wiało jeszcze gorzej niż w centrum miasta. Dobrze przynajmniej, że fale nie wlewały się na drogę.
Po kilku godzinach jazdy, gdy minąłem pewne skrzyżowanie, w miarę szybko zauważyłem brak wiatru. Zdziwiony, dostrzegłem swój błąd. Jechałem w kierunku doliny. Skuszony ulgą od gnębicielskiego wiatru, nie zawracałem. Pojechałem przed siebie, przez kilka tuneli i pagórków, potem jeszcze przez kilka gór i przedostałem się ostatni masyw górski.
Pozostały drogi płaskie jak stół, a co najważniejsze – wiatr prawie ustał. Zastanawiam się, czy gdybym kontynuował jazdę wzdłuż wybrzeża, to pokonałbym drogę szybciej?
Wjechałem na drogę prefekturalną nr 3. Wyglądała bardziej jak droga osiedlowa, ale osłonięta zabudowaniami z obu stron zapewniała schronienie przed resztkami wiatru. Brakowało chodników czy nawet pobocza, jednak auta jeździły kolumnami, więc dawałem radę. Zorientowałem się nawet, że jechałem tamtędy 2 lata temu. Do celu dotarłem wykończony. Przydałby się dzień odpoczynku.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Pagoda przy leśnej ścieżce

  103.41  06:46
Rano było chłodno. Do tego wiał wiatr, który nie był mi na rękę. Jechałem wzdłuż rzeki na północ. Po drodze niepotrzebnie skręciłem i wjechałem na nieprzyjazne drogi wiodące wśród pól ryżowych. Nieosłonięte od wiatru psuły radość z jazdy.
W sumie w najbliższym miasteczku nie było lepiej. Dopiero droga wiodąca przez góry przyniosła odrobinę odpoczynku. Przynajmniej od wiatru, bo pod górę było ciężko.
Trafiłem na kilka kwitnących drzew wiśni, a także na zaspy topniejącego śniegu. Na horyzoncie mogłem również dostrzec ulewę. Nie miałem żadnej w planach.
Olśniło mnie, gdy dojechałem do stacji drogowej (Michi-no-Eki). Jechałem tą samą drogą, co półtora roku temu, a do tego wtedy zatrzymałem się w tym samym hotelu, z którego wyruszyłem dzisiaj. Już wiedziałem, że reszta będzie z górki. Przynajmniej miała być.
Kilka kilometrów dalej lunęło. Udało mi się schować pod jednym z zadaszeń na drodze. Po kilku minutach deszcz ustał niczym woda z prysznica na monetę na Islandii. Potem jeszcze tak kilka razy, aż dojechałem do rozwidlenia dróg. Miałem w planie zobaczyć pewną pagodę i akurat pojawiła się na znaku drogowym, więc ruszyłem we wskazanym kierunku. Źle to rozegrałem.
Po kilku kilometrach za plecami pojawiła się burza z czarnymi chmurami i piorunami. Myślałem, że przejdzie bokiem, ale nic z tego. Kilka kilometrów dalej mnie złapała. Zmokłem tylko trochę zanim schowałem się pod dachem pobliskiej poczty. Deszcz przeszedł, ale potem wrócił jeszcze kilka razy. Na szczęście ze zmniejszoną siłą.
Doszedłem do momentu, gdy trzeba było zrobić podjazd. Nie miałem już wyjścia, więc metr po metrze piąłem się w górę. Na szczycie, który był trzykrotnie wyższy niż to sobie wyobrażałem, trafiłem na płatną drogę dla aut. Jeszcze kasjer wyszedł ze swojej budki, aby krzyknąć, że rowerem nie można. Sprawdziłem swoje opcje i... ruszyłem w dół. Kończył mi się czas, więc stwierdziłem, że sobie daruję atrakcję.
Jadąc w dół, jeszcze skręciłem w drogę, która biegła przy punkcie, który oznaczyłem na mojej mapie jako wejście do chramu. Zaskoczył mnie napis informujący o 10-minutowym spacerze. Tylko tyle zrozumiałem po japońsku, więc pomyślałem, że mogę zobaczyć, co takiego udostępnili.
Wszedłem do na leśną ścieżkę. Minąłem kilka klimatycznych widoków, dziesiątki potężnych drzew, kilkanaście kapliczek i dojrzałem mój cel. Pagoda Hagurosan Gojūnotō stojąca wśród drzew. 600-letnia wieża stała się niestety komercyjną atrakcją turystyczną, więc doczepili do niej schody, obok postawili kilka stoisk z pamiątkami i punkt opłat za wejście do wnętrza. Mimo to wygląda przepięknie.
Wróciłem do roweru i dokończyłem zjazd do miasta. Mogłem w sumie darować sobie podjazd i dotrzeć do pagody łagodniejszą drogą, ale cóż, uparłem się. Po drodze trafiłem na drogę dla rowerów, która obiecywała zabrać mnie do celu, ale biegła ona niestety dłuższą trasą, aby ominąć ruchliwe drogi, więc gdy zauważyłem podstęp, zjechałem na krajówkę i tak dostałem się do Tsuruoki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ku nowej przygodzie

  57.38  03:08
Ruszam na kolejną wyprawę. Nie wiem jeszcze dokąd mnie doprowadzi, bo mam drobne problemy, ale trzeba być dobrej myśli. Musiałem wstać wcześnie rano, bo prognoza przewidywała opady deszczu. Dobre i to, bo początkowo prognozowano deszcz codziennie przez 2 tygodnie.
Pojechałem najpierw w kierunku centrum, aby nie błądzić w zawiłej sieci japońskich ulic, a potem prosto na zachód. Droga przeze mnie już znana i mieszanymi uczuciami obdarowywana. Dzisiaj był ostatni dzień złotego tygodnia, czyli serii świąt, podczas której miliony obywateli cierpiących na pracoholizm musiało odpocząć od pracy. Wielu wyjechało do innych miast i dzisiaj trwał masowy powrót, który objawiał się masowym zakorkowaniem dróg. Wymuszało to konieczność jazdy po chodnikach, nie zawsze szerokich i wygodnych, a gdy taki chodnik się kończył – bo chodniki na przedmieściach w Japonii są jak drogi dla rowerów w Polsce – to trzeba było przejść na drugą stronę. Czasem to trwało, bo ludzie zmęczeni powrotem nie myślą o przepuszczeniu pieszego na przejściu, więc trzeba czekać.
W końcu wygoda się skończyła i trzeba było wjechać na drogę. Niestety bez pobocza, więc w dużym ruchu, gdzie każdy chciał przejechać jak najszybciej, byłem wyprzedzany na gazetę. Pocieszała mnie myśl, że to tylko dzisiaj.
Równo o godz. 11 – zgodnie z prognozą pogody – zaczęło kropić. Na kilka kilometrów przed tunelem łączącym dwie prefektury. Już myślałem sobie, jaka to prefektura Yamagata jest zła, bo ile mnie przykrych rzeczy w niej spotkało (deszcz u celu, kapeć następnego dnia czy nieplanowany zmrok), a za tunelem było sucho. W lusterku tylko widziałem czarne chmury i choć widok był przepiękny, wręcz fotogeniczny, wolałem korzystać z ciszy przed burzą i mknąłem w dół. Na liczniku utrzymywała się prędkość przynajmniej 45 km/h. Kierowcom to nie przeszkadzało w wyprzedzaniu mnie (limit prędkości to 50 km/h).
W końcu, na kilka kilometrów przed celem, wyszło przeraźliwe słońce. Pozwoliłem sobie wyciągnąć aparat dla kilku ujęć. Gdy tylko dojechałem do hotelu, zaczęło kropić. Potem przyszła burza i rozpadało się na całego. W nocy powinno ustać.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Sendai

  87.35  05:49
Świeciło słońce, ale ulice wciąż były mokre po porannym deszczu. Dodatkowo od czasu do czasu kropiło. Założyłem kurtkę i ruszyłem w dalszą drogę, aby dokończyć plan z poprzedniego dnia.
Jechałem bocznymi ulicami, ale ostatecznie pojawił się podjazd, przez który mogłem przedostać się tylko główną drogą krajową. W mieście Shiroishi coś mnie podkusiło, aby przejechać przez kolejną górę. Żaden skrót, bo wydaje mi się, że taką samą drogę pokonałbym, gdybym pojechał na około. Może byłoby nawet lżej. Dostałem się do miasteczka Ōgawara. Wzdłuż rzeki rośnie kilkaset drzew wiśni. Pierwszy raz widziałem je w rozkwicie 2 lata temu. Dzisiaj było jeszcze za wcześnie, bo widoczne były tylko pąki, ale przygotowania do święta podziwiania kwitnących wiśni trwały. Zastępy ludzi sprzątały okolice rzeki, elektryka do oświetlania drzew po zmroku była gotowa, stragany z jedzeniem już czekały na pierwszych klientów.
Została ostatnia prosta w kierunku północnym. W jej połowie z ciemnych chmur lunęło. Całe szczęście krótko, w porównaniu do ostatnich kilku dni, choć przez resztę dnia ciapało z nieba jak z cieknącego kranu. Po raz kolejny odwiedziłem Sendai.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Jak na Islandii

  124.37  08:23
Tylko wtedy było lato, ale może po kolei. Miało lać cały dzień. Padało, gdy się zbierałem, ale przestało, gdy wyszedłem.
Niebo było zachmurzone. Na jednym ze wzniesień zobaczyłem pejzaż górski, a na nim kilka miejsc z opadem konwekcyjnym. Było zupełnie jak na Islandii. Uciekałem od deszczu, który pojawiał się ze wszystkich stron. Kilka razy już byłem przygotowany na najgorsze, ale kończyło się na kilku kroplach.
Po kilku godzinach pojawiło się słońce, a ja zatrzymałem się na zjedzenie kanapek ryżowych (onigiri) i smarowanie łańcucha. Nie przeczuwałem tego, co miało nadejść. Gdy ruszałem, zauważyłem chmurę za plecami, a za wzniesieniem również przed sobą. Już wiedziałem, że będzie źle. Nie domyślałem się jednak, że miał spaść... śnieg. Najpierw był lekki deszczyk, ale krople zaczęły spadać z nieba dziwnym torem. Pomyślałem, że to śnieg z deszczem. W kilka minut przerodziło się to w gruby opad śniegu. Temperatura spadła prawie do zera, a ja zacząłem przemarzać w dłonie, bo tak rękawice przesiąkły wodą z topniejącego śniegu. Dopiero gdy zaczęło się przejaśniać, znalazłem schronienie i mogłem się ogrzać w suchym i bezwietrznym miejscu.
Dalej prószyło od czasu do czasu, aż dojechałem na samą górę, skąd planowałem dotrzeć do Fukushimy. Wielkie było moje zdziwienie, gdy zastałem zakaz wjazdu rowerem tuż przed tunelem. Jeszcze podczas planowania podróży sprawdziłem, czy drogą można poruszać się na rowerze. Znak musiał mi umknąć.
Zawróciłem, aby wjechać na drogę zaproponowaną przez mapy. Już gdy po kilkuset metrach wjechałem na zalegającą warstwę śniegu, powinienem był zrezygnować. Dojechałem bowiem do bramy informującej o zamkniętej drodze. Zawróciłem pod tunel, mając w głowie plan. Chciałem złapać stopa, aby przedostać się przez zakaz.
Stałem wytrwale, założyłem nawet dodatkowe warstwy ubrań, gdy wiatr hulał. Nie przestraszyłem się nawet zamieci śnieżnej, która przyniosła duże opady śniegu oraz pługi śnieżne. Niestety mój upór poszedł na marne, bo nikt się nie zatrzymał. Miałem dość czekania. Obejrzałem dokładnie mapę, aby dowiedzieć się, że zakaz obowiązywał na przynajmniej kilku kilometrach, więc nie chciałem łamać przepisów. Zawróciłem.
Nie chciałem zjeżdżać aż pod jezioro. Wypatrzyłem drogę biegnącą między szczytami. Martwił mnie zerowy ruch oraz znaki po japońsku, które przypominały ostrzeżenia o braku przejazdu. Ignorowałem je, bo było mi wszystko jedno dokąd dojadę. Ale dojechałem: na drugą stronę. Śnieg, który prószył od kilku godzin, zamienił się w deszcz, który towarzyszył mi jeszcze przez kilkanaście kilometrów. W pewnym momencie tak lunęło, że ciężko to opisać. Był też deszcz poziomy, którego spodziewałbym się bardziej po Islandii. No, nie cieszyłem się z niedzielnego wieczoru.
Zatrzymałem się w kilku sklepach, aby się ogrzać. Nie udało mi się kupić suchych rękawic, bo najwidoczniej było już po sezonie. Musiałem wytrzymać w mokrych. Pokonałem kilkadziesiąt kilometrów po zmroku. Trafiłem nawet na drogę, na której spotkałem Johna. Niedawno przeniósł się, więc tym razem nie mogłem go spotkać. Do Fukushimy dotarłem tak zmarznięty, że wziąłem gorącą kąpiel i poszedłem prosto do łóżka.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Z poślizgiem w Aizu-Wakamatsu

  134.49  08:50
Pochmurne niebo nie wróżyło dobrego. Dodatkowo wiało. Jak to w wietrznej Niigacie (jak powiedziała Shalaka: tu albo wieje, albo leje).
Jechałem po spokojnych drogach lokalnych, czasem też po wałach rzecznych. Bez ciekawszych widoków, ale trafiłem na sporo kwitnących moreli japońskich.
Po przekroczeniu pierwszego wzgórza trafiłem do Gosen, gdzie 2 lata temu odwiedziłem z Shalaką ogród tulipanów. W międzyczasie słońce przebiło się przez chmury.
Dojechałem do rzeki Aga-no-gawa. Przeraziłem się, gdy przekraczałem most. Wiało z doliny tak mocno, że przechylało rower. Całe szczęście tylko na moście trzeba było trzymać kask, bo droga wzdłuż rzeki była tylko trochę wietrzna.
Przejechałem kilka tunelów. Za jednym z nich powrócił śnieg wokół dróg, a za innym tunelem zaczęło kropić. Całe szczęście tylko na chwilę, choć po przekroczeniu kolejnej góry zaczęło padać i nie przestawało na długo. Robiłem kolejne podjazdy i zjazdy, i miałem dość. Ręce mi zamarzały, bo nie miałem rękawiczek na deszcz. W sumie w butach też było pełno wody.
Dystans do celu się dłużył. Deszcz ustał na kilkanaście kilometrów przed miastem Aizu-Wakamatsu. Niestety mokre ulice spowodowały, że wpadłem w poślizg – i to na takim małym (może miał ze 2 cm) krawężniku. O dziwo rower przetrwał. Ja też nie miałem żadnych otarć. Jedynie nadgarstek mnie trochę bolał, bo podparłem się podczas upadku, ale przeszło tak szybko, że potem nawet zapomniałem o tym.
Jeszcze miałem problem ze znalezieniem domu gościnnego, ale błądząc wokół zabudowań, pewien Japończyk podszedł do mnie i wskazał ścieżkę. Wąska na szerokość roweru, wyglądała bardziej jak przerwa między budynkami, ale rzeczywiście – na końcu były poszukiwane przeze mnie drzwi.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Powrót wiosny

  51.55  03:14
Dzisiaj miało padać, więc do kolejnego celu miałem krótką drogę. Ostatecznie nawet nie pojawiło się zachmurzenie. Przynajmniej wróciła wiosna, bo ruszając rankiem, miałem wokół siebie dużo śniegu, a po przekroczeniu gór cały śnieg zniknął, a nawet pojawiły się kwitnące morele japońskie.
Kolejny dzień, w którym nie działo się dużo. Odwiedziłem kilka stacji drogowych (Michi-no-Eki), podziwiałem białe szczyty, które zostawiłem za plecami i tyle. Dotarłem do kolejnego domu gościnnego, gdzie ponownie byłem jedynym gościem.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Zima wiosną

  54.38  03:19
Padało, gdy wyruszałem, a rankiem podobno nawet sypało śniegiem. W sumie bez różnicy, bo wokół było go wystarczająco dużo. Pojechałem wolnym tempem, aby nie zachlapać za mocno roweru, bo było mnóstwo kałuż. Deszcz – całe szczęście – nie był intensywny. Kilka razy nawet przestało padać, aż w końcu, na kilka kilometrów przed celem, wyszło słońce. Mogłem się nieco wysuszyć. U celu było równie dużo śniegu, co na początku mojego dnia.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ile dzieli wiosnę i zimę?

  107.14  07:11
Ruszyłem bardzo wcześnie ze względu na długi dystans do kolejnego hostelu, a tych, okazuje się, jest niewiele w tych okolicach. Dzień zaczął się słonecznie i ciepło, choć wiatr, który zerwał się poprzedniego wieczora, czasem doskwierał.
Kontynuowałem podróż na północ. Kwitnące drzewa wiśni (sakura) były coraz rzadziej widoczne, ale morele japońskie (ume), których okres kwitnienia wypada tuż przed wiśniami, mijałem najpierw pojedynczo, a potem nawet całymi sadami. Wybierałem oczywiście jak najmniej zatłoczone drogi, bo jazda niektórymi chodnikami nie należy do najprzyjemniejszej. Przynajmniej na grubych oponach mniej trzęsie.
Wzdłuż rzeki Tone-gawa trafiłem najpierw na drogę dla rowerów, a potem na spokojną ulicę, która jednak przyniosła dużo podjazdów. W mieście Numata zaczęły się schody. Zruszył się silny wiatr, do tego droga zaczęła piąć się w górę, a zjeżdżając z jednego wzgórza, wjechałem w kamyk, który doprowadził do klasycznego snejka. Dwie dziury w dętce. Pierwsza poważniejsza awaria podczas tej podróży (nie licząc złamanej stopki). Poprzednim razem też podczas czwartej wycieczki przebiłem oponę.
Dalej już było tylko ciekawiej. Wjechałem na drogę pięćdziesięciu pięciu zakrętów. Każdy z nich był ozdobiony tabliczką z numerem i długością. Za ostatnim stał tunel, ale wcześniej krajobraz zmienił się diametralnie. Na wysokości 800 m n.p.m. zaczął pojawiać się śnieg w rowach (na zmianę ze śmieciami, bo Japończycy – jak Polacy – mają gdzieś środowisko). Im wyżej, tym robiło się chłodniej, a śniegu przybywało. Martwił mnie znikomy ruch oraz znaki informujące o śniegu sięgającym 150 cm. W końcu jednak dotarłem do tunelu bez problemów, przejechałem go, a tam jak zimą. Wszystkie szczyty pokryte grubą warstwą śniegu, przy drogach nawet 2-metrowe zaspy, a gdy dostałem się do zabudowań, spotkałem ludzi wracających z nart. Kompletnie nie spodziewałem się, że jedna góra dzieli dwa sezony.
Miałem na sobie już dwie bluzy i grubsze rękawice, ale po kilku kilometrach zacząłem przemarzać. Z ponad 20 °C na południu zrobiło się 5 albo i mniej. Nawet Garmin pod koniec odmówił współpracy w tej temperaturze. Nie wiem, co dalej, bo w ciągu najbliższych dni ma padać, więc mogę gdzieś ugrząźć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Gunma, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Gunma

  68.80  04:12
Z rana było pochmurno. Miało padać, ale się rozmyśliło. Po krótkim spacerze historycznymi ulicami ruszyłem drogami lokalnymi do kolejnego celu. Nie wiem tylko, o czym miałbym napisać, bo dzisiaj nie działo się zupełnie nic ciekawego. Po kilku godzinach jazdy wyszło słońce, które towarzyszyło mi do końca podróży.
Nadal spotykam kwitnące drzewa wiśni. Tytuł z kolei to nazwa prefektury. Jedna z ostatnich, w których pojawiłem się po raz pierwszy.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, Japonia / Saitama, Japonia / Gunma, wyprawy / Japonia wiosną 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery