Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

z sakwami

Dystans całkowity:59910.10 km (w terenie 3342.42 km; 5.58%)
Czas w ruchu:3515:22
Średnia prędkość:16.85 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:449902 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:60871 kcal
Liczba aktywności:690
Średnio na aktywność:86.83 km i 5h 08m
Więcej statystyk

Z namiotem nad jezioro

  87.35  04:47
Tak dawno nie spałem pod namiotem, że postanowiłem gdzieś pojechać, póki pogoda na to pozwalała. Spakowałem się do worka, który wrzuciłem na bagażnik. Dodał mi on kilka punktów do bezpieczeństwa, bo kierowcy nie mogli wyprzedzać mnie „na gazetę”.
Niebo było zachmurzone, gdy ruszałem. Wybrałem drogę w miarę po prostej, ale trafiło się kilka ślepych dróg. Kawałek za Poznaniem wyszło słońce i zrobiło się cieplej. Robaki też to poczuły, bo często musiałem z siebie jakieś strącać.
Planowałem dostać się nad Jezioro Powidzkie przed zachodem słońca i tak się stało. Na polu namiotowym byłem jedynym biwakowiczem. Jako że sezon się skończył, to nie było ciepłej wody. Nie zaskoczyło mnie to. Na kolację wyskoczyłem do pobliskiego baru. Z racji stacjonowania wojsk amerykańskich na terenie miasta, powstało kilka restauracji z amerykańskim jedzeniem. Były jednak za bardzo okupowane, więc odwiedziłem lokal oddalony od bazy wojskowej. Bliskość jeziora skusiła mnie na danie rybne, ale mieli tylko tilapię. To pustki po sezonie czy Amerykanie tak się rzucili na ryby?

Kategoria kraje / Polska, pod namiotem, Polska / wielkopolskie, z sakwami, mikrowyprawa, rowery / Trek

Tunelem czy serpentyną?

  63.70  03:42
Ruszyłem rano. Miało później padać, ale prognoza się zmieniła – oczywiście na nieludzki upał.
Wracając do poranka, na starcie miałem długi podjazd. Jedną trzecią pokonałem wczoraj, wracając z centrum miasta do domu gościnnego. Na dzisiaj zostały serpentyny. Jechało się bardzo przyjemnie. Minęło mnie zaledwie kilka aut i ze dwa motocykle. W porównaniu do ostatniego razu, było bardzo spokojnie. Co więcej, miałem po swojej stronie drzewa. Ich cień zapewnił temperaturę poniżej 26 °C. Gdyby nie prześwity między drzewami, to na termometrze pewnie spadłoby jeszcze kilka kresek.
Kilkadziesiąt zakrętów później znalazłem się na szczycie. Zjazd był mniej przyjemny, bo brakowało luster na zakrętach, a kilka aut na krzyż jednak się znalazło. Trochę strach z jakimś się spotkać, więc jechałem wolno.
W centrum miasteczka Kawasaki zdecydowałem nie jechać główną drogą, bo ruch był za duży, a szosa nie miała pobocza czy nawet chodnika. Dodałem sobie tym samym dwie góry do podjechania, ale były tylko kroplami w morzu tego, co pokonałem o poranku.
Trzeci festiwal Tōhoku z mojej listy zaczął się już dzisiaj. Niestety upał był niemożliwy. Temperatura na termometrze przekraczała 40 °C, więc jak zwykle nawet nie miałem ochoty się zatrzymać na jakiekolwiek zdjęcie. Dobrze, że tutejsze matsuri potrwa aż 3 dni.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Pół dnia ulgi w górach

  95.25  06:18
Dzisiaj zaskoczenie, bo na niebie była masa chmur, a temperatura nawet akceptowalna – 28 °C. Zapowiadał się dobry dzień. Zaplanowałem przenieść się do drugiego miasta, aby zobaczyć kolejny festiwal, który zaczyna się jutro.
Drogę do mojego celu dzielił masyw górski. Szukając najkrótszej drogi, trafiłem na niekoniecznie najłatwiejszą, ale znów skusiła mnie stacja drogowa. Ruszyłem podobną drogą, którą jechałem wiosną. Dojechałem do gór, które przygotowały dla mnie długą serpentynę. Jeszcze wczoraj nieco słaniałem się na nogach, pewnie przez niedawne przeziębienie oraz upały. Mimo wszystko zakręt za zakrętem i wspiąłem się na przełęcz. Szybki zjazd przez stare wioski i dotarłem do zapory wodnej, na końcu której była stacja drogowa.
Południe, połowa drogi za mną, a na niebie chmury zaczęły znikać. Koniec taryfy ulgowej. Jedyny plus to drzewa. Zdałem sobie sprawę czemu jest ich tak mało w miastach. Przyczyna jest prozaiczna – cykady. Co z tego, że można usiąść w cieniu drzewa, jeżeli zaraz straci się słuch. Dużo drzew można spotkać przy chramach, jako że shintoizm jest mocno związany z naturą. Tam też można usłyszeć, jak bardzo dokuczliwe są to owady.
Kolejna góra pokonana i miałem przed sobą kolejną serpentynę. Ta przypomniała mi o Słowackim Raju, z tą różnicą, że na japońskiej drodze był ruch. Piękny kawałek drogi. Niestety skończył się, a ja dotarłem do miejskiej betonozy. Dzisiaj nieco mniej upalnie, bo tylko 38 °C, ale musiałem się zatrzymać kilka razy, aby ochłonąć.
Zrobiłem zakupy i ruszyłem w kolejne góry, gdzie znajdował się jeden z nielicznych noclegów, które udało mi się znaleźć w mieście. Japonia jest droga, a od października ma być jeszcze drożej, bo wzrasta podatek od wydatków (w Europie znany jako VAT) z 8% do 10%.
Dom gościnny, w którym się zatrzymałem miał przemiłą obsługę i równie przyjaznych gości. Zostałem zaproszony na kolację, która nawet nie była wliczona w cenę noclegu, a jak spojrzałem na cenę w menu, to złapałem się za głowę. Japończycy bywają tacy gościnni. Noclegi w Japonii bywają unikalne. Po raz pierwszy trafiłem na toaletę kompostową. Zapach nieco przyjemniejszy niż w latrynie. I jeszcze jeden plus tego miejsca – było dużo chłodniej niż w mieście.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Fukushima Waraji Matsuri

  101.32  05:33
W Japonii festiwale odbywają się chyba każdego dnia. Trudno było nie przeoczyć plakatów informujących o trzech festiwalach w Tōhoku. Nie chciałem wykończyć się w upale w Sendai, dlatego ruszyłem do Fukushimy.
Wystartowałem o poranku, gdy temperatura była jeszcze znośna. Termometr pokazywał w słońcu 34 °C, ale powiewał poranny, rześki wiatr.
Z tego gorąca pomyliło mi się i kilka razy przegapiłem swój skręt, a za większą rzeką nawet wybrałem zły zjazd, przez co do statystyk doszło nie tylko w dystansie (aż 20 km w stosunku do planu), ale też w wysokości.
Dwa i pół miesiąca spędzone w siodle, raptem dwa tygodnie odpoczynku i tyłek zaczął mnie boleć po dwóch godzinach jazdy. Szok i niedowierzanie. Już nie tylko upał dawał mi w kość. Jedna z najcięższych wypraw, jakie odbyłem.
Skwar zaczynał mocno doskwierać. Temperatura w słońcu wynosiła nawet 42 °C. Zacząłem zatrzymywać się w marketach, gdzie w klimatyzowanym pomieszczeniu mogłem się schłodzić. W jednym z marketów czułem się jakbym miał zemdleć (jeszcze mi się to nie przytrafiło, więc tylko domyślam się jakie to uczucie). Spędziłem wtedy chyba z godzinę na odpoczynku.
Skończył mi się pakiet danych w telefonie, więc miałem ograniczone pole manewru w nawigacji, a chciałem odwiedzić dzisiaj chociaż jedną stację drogową. Całe szczęście na pomoc przyszły znaki drogowe. Chociaż wyszło trochę zygzakiem w stosunku do dzisiejszego planu, to zdobyłem kolejną pieczątkę.
Trafiła mi się droga przez dolinę. Drzewa dały odrobinę ochłody, a ruch był niewielki. Zostały jeszcze dwa miasta do pokonania. Rozgrzany beton zmuszał do częstych postojów. Do miejsca noclegowego, którym był ryokan, dojechałem w porze otwarcia. Lata świetności to miejsce ma już za sobą i za wysoko się cenią przy oferowanej jakości usług. W każdym razie, odpocząłem, zostawiłem rzeczy i pojechałem do centrum.
Waraji Matsuri, czyli Festiwal Słomianego Klapka. Ludzie kłębili się w promieniu kilku ulic od centrum wydarzenia. Zająłem wygodne miejsce i obejrzałem kilka scen. Po godzinie zacząłem spacerować po okolicy, oglądając stragany z jedzeniem i mijając tysiące wesołych twarzy. Nadmiar napoju izotonicznego nie wpłynął na mnie najlepiej, więc odpuściłem sobie resztę wieczoru.
Kategoria kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Czarne chmury

  61.16  03:43
Kolejny pochmurny i okropnie gorący dzień. Zapowiadało się na popołudniowy deszcz, ale mimo to zaryzykowałem z dzisiejszym planem. Nie miałem ochoty jechać tą samą drogą, co wczoraj. Pożegnałem się z gospodarzami i ruszyłem na około, przy okazji zdobywając kilka stacji drogowych (Michi-no-Eki).
Horyzont zdobiły ciemne chmury. Spowalniał mnie wiatr z południa. W Kaizu trafiłem na uliczkę handlową za dużą bramą torii. Gdy nią spacerowałem, zaczepił mnie jeden z handlarzy. Ostatnio tak rzadko trafiam na ludzi zaciekawionych turystami. Może za dużo jeżdżę po turystycznych regionach. Ta część Japonii wyglądała tak bardzo zwyczajnie.
Dojechałem do podnóża gór, gdzie była jedna ze stacji drogowych. Po drogach dało się poznać, że mnie ominął prysznic. Zorientowałem się też, że zaczął mi uciekać czas. Przez mój objazd dystans wysłużył się dwukrotnie.
W porcie znalazłem się na niecałą godzinę przed rejsem. Stanąłem w długiej kolejce, ale udało mi się załatwić formalności i wsiąść na prom. Czekała mnie długa podróż w dużo łagodniejsze regiony. Lato jest mało przyjemną porą na zwiedzanie Japonii.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

To jednak nie dzisiaj

  45.38  02:55
Dzisiejszy plan to porażka. Ruszyłem na południe, aby dostać się do portu. W połowie dowiedziałem się, że anglojęzyczna strona internetowa przewoźnika zawierała błędne informacje i promu w soboty nie ma. No to się zawróciłem i tyle z jazdy.
Dzień był pochmurny, ale upalny z gęstym powietrzem. Nie jechało się najprzyjemniej. W drodze powrotnej chciałem odwiedzić stację drogową, ale chyba zwinęli interes. Skoczyłem jeszcze pod zamek w Kiyosu.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Mokry ten tydzień

  64.26  04:01
Było podobnie jak wczoraj. Kropiło jak z cieknącego kranu. Z tą jednak różnicą, że ulewa dopadła mnie w połowie dystansu, gdy jechałem przez góry.
Przejechałem przez Maibarę, w której byłem już kilka razy, ale tym razem po raz pierwszy pokonałem wzniesienie w kierunku wschodnim. Tak dziwnie było oglądać znane ulice od ich końca. Chowałem się pod mostami, wiaduktami, a czasem z braku schronienia nawet pod drzewami, aby przeczekać silniejsze przejściowe deszcze.
Czasem mnie bierze na sentymenty (miewam jakieś déjà vu) i dzisiejszy deszcz przypomniał mi o deszczowej końcówce podróży po Islandii. Wtedy jednak powietrze nie było takie wilgotne i jechało się dużo przyjemniej.
Wydłużyłem dystans, aby odwiedzić kolejną stację drogową (Michi-no-Eki). Znalazłem tanie melony (prawie połowę tańsze niż w supermarkecie), więc wziąłem – jednego, bo były ciężkie. Jako prezent, bo dzisiaj gościli mnie Pola i Nora, których odwiedziłem już kilka razy podczas moich podróży po Japonii.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Aichi, Japonia / Gifu, Japonia / Shiga, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Hikone z niespodzianką

  71.89  04:36
Śniadanie jadłem w towarzystwie deszczu za oknem hostelu. Całe szczęście przestało, gdy ruszałem. Tylko od czasu do czasu kapało z nieba niczym z cieknącego kranu.
Podczas wyjazdu z Kyōto chciałem odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Okazało się, że było mi po drodze. To wzniesienie Keage, na którym znajduje się nieużywana linia kolejowa (chyba służyła do transportu łodzi). Obecnie wiosną jest często odwiedzanym miejscem ze względu na drzewa wiśni otaczające stare tory. Dzisiaj było pusto. Widoki też nie wyróżniały się, dlatego szybko się zwinąłem.
Przejechałem góry, dostałem się do Ōtsu. Drogę do Hikone pokonałem już kilka razy i zawsze było to wzdłuż jeziora. Dzisiaj postanowiłem pojechać nieco dalej, przy okazji odwiedzając kilka stacji drogowych (Michi-no-Eki). Nie miałem za dużo szczęścia, bo brakowało chodników, a czasem nawet pobocza i musiałem dzielić drogę w większym ruchu. Udało mi się znaleźć kilka bocznych dróg wśród pól ryżowych, co jednak mnie odrobinę spowolniło.
Na horyzoncie rozciągała się granatowa chmura. W pewnym momencie obróciłem się i zobaczyłem szare niebo. Byłem między młotem i kowadłem. Na telefon dostawałem ostrzeżenia o silnym deszczu. Jedno mówiło o ponad 100 mm opadu na godzinę, a z nieba ledwo kropiło. Raptem kilka kilometrów przed celem zaczęło padać. Gdybym był tych kilka minut szybciej, nie miałbym takiej niespodzianki. Wyszedłem jeszcze z parasolką po coś do jedzenia i wtedy dopiero lunęło. Ulice zamieniły się w potoki. Chyba pierwszy raz w życiu widziałem tak silny opad.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Kyōto, Japonia / Shiga, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Pływający most

  64.11  04:09
Zostałem w Ōsace drugi dzień. Padało pomimo odmiennej prognozy. Wyszedłem na spacer z parasolką i aparatem. Kilka ze zrobionych zdjęć standardowo dodałem do galerii.
Na dzisiaj miałem plan przenieść się do Kyōto. Lipiec jest miesiącem trwania Gion Matsuri, lokalnego festiwalu, który wyjątkowo trwa przez cały miesiąc z kilkoma punktami kulminacyjnymi przyciągającymi rzesze turystów. Przypomina mi on odrobinę festiwal z Nihonmatsu. Z pewnością będzie dużo więcej turystów, jak na jedno z najbardziej turystycznych miast Japonii.
Najpierw musiałem wydostać się z centrum Ōsaki. Dużo świateł, ale poszło całkiem sprawnie. Dojechałem do rzeki, wzdłuż której wypatrzyłem drogę dla rowerów. Przynajmniej na mapie. W rzeczywistości była typową drogą na wale rzecznym, ale dyskwalifikowały ją blokady. Co kilkaset metrów musiałem się naszarpać lub nadźwigać, aby przewlec rower przez wymysł japońskich szowinistów. Nieudolność w edukowaniu i zatrzymywaniu motocyklistów poruszających się tamtymi drogami spowodowała, że powstały blokady, które przysparzają problemów zwykłym ludziom, a co dopiero rowerzystom z obładowanymi rowerami.
Choć bariery przeszkadzały, to wolność od świateł drogowych przeważyła o pozostaniu na wałach rzecznych. Dojechałem do samego końca, skręciłem do miasta i pojechałem do chramu Iwashimizu Hachiman-gū znajdującego się na wzgórzu. Z planu wynikało, że pół wzgórza jest zabudowane, choć dużo dróg było oznaczonych schodami. Znalazłem jednak ścieżkę, bardzo obiecującą. Stara, niszczejąca, betonowa nawierzchnia dróżki zwężała się z każdym metrem. Towarzyszący mi las bambusowy przeplatał się ze zwykłymi drzewami. Mech zaczął wchodzić na drogę i wciąż po wczorajszym deszczu nawierzchnia była mokra. Jechałem bardzo powoli, aby nie wpaść w poślizg. Obietnica została spełniona i zjechałem ze wzgórza bez wpadnięcia na ślepą uliczkę.
Ostatnim punktem programu był most. Najdłuższy drewniany most w Japonii. Dostępny tylko dla pieszych; rowery i skutery należy przeprowadzić. Wyróżnia go konstrukcja. Podczas wysokiej wody część jezdna odłącza się od podpór i dryfuje do czasu opadnięcia wody (połączona stalowymi linami, aby nie spłynąć z nurtem).
Pozostało dostać się do Kyōto. Znów dużo świateł, które spowalniały. Zapomniałem dodać, że było wietrznie. Całe szczęście z grubych chmur nie spadł żaden deszcz.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Kyōto, Japonia / Ōsaka, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

W deszczu i ulewie do Ōsaki

  100.06  06:27
Choć dzień zaczął się gorąco, to już pierwsze metry przyniosły deszczyk. Nic wielkiego, ale po kilku godzinach może przeszkadzać. Kilka razy przestało padać, a gdy zacząłem większy podjazd, opad wzmógł się. Czasem przeczekanie pod zadaszeniem pomagało, ale ponieważ jechałem w koszulce, to zaraz robiło się zimno. Temperatura też w sumie zdążyła spaść z 30 do 20 °C.
Kierowcy w tych okolicach wydają się mało uprzejmi. Jedzie przemoczony rowerzysta, a oni pędzą na złamanie karku, zostawiając niewielki dystans podczas wyprzedzania.
Na zjeździe było trochę korków. Było też chłodno. Wyjechałem z gór i od razu zaczęła się metropolia. Wielka komórka połączonych miast. Gdyby nie znaki drogowe, nie wiedziałbym kiedy wjechałem do Ōsaki.
Zaczęło lać. Z przerwami, ale już tak do końca dnia. Na rzece Dōtonbori miałem okazję zobaczyć łodzie. Najwidoczniej jakiś festiwal, bo grała sintoistyczna muzyka. Dojechałem do hostelu i miałem ochotę wyjść z aparatem, aby dorzucić trochę więcej zdjęć do galerii, ale za bardzo padało, więc tylko poszedłem coś zjeść.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Hyōgo, Japonia / Ōsaka, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery