Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

z sakwami

Dystans całkowity:60971.37 km (w terenie 3370.14 km; 5.53%)
Czas w ruchu:3580:12
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:460934 m
Maks. tętno maksymalne:125 (63 %)
Maks. tętno średnie:158 (80 %)
Suma kalorii:60871 kcal
Liczba aktywności:704
Średnio na aktywność:86.61 km i 5h 07m
Więcej statystyk

Ogród japoński w Przelewicach

  106.15  06:57
Noc była spokojna, nie za gorąca, poranek suchy, choć pochmurny i przyjemnie chłodny. Znów czekała mnie dawka piachu i kocich łbów na leśnych drogach ku północy.
W Barlinku szybka kawa i wjechałem na Trasę Pojezierzy Zachodnich. Ostatnim razem w Pełczycach złapał mnie deszcz. Tym razem miałem inny plan i odbiłem na wiejskie drogi, które znów zmieniły się w kocie łby. Potem było tylko gorzej. Chciałem zobaczyć rezerwat „Skalisty Jar Libberta”. Rzadko ktoś poruszał się po drodze, więc zarosła. Szlaku biegnącego przez wąwóz w ogóle nie darzyłem zaufaniem, więc chciałem dostać się od drugiej strony. Droga była wielce beznadziejna. Blokowały ją wiatrołomy i jeszcze bujniejsza roślinność. Gdy poparzyły mnie pokrzywy i strąciłem kleszcza z nogi, zdecydowałem się na spodnie. Na wiele się nie zdały, bo chaszcze rosły i coraz bardziej utrudniały jazdę. Ewakuowałem się na ściernisko biegnące obok wąwozu. W końcu dostałem się do rezerwatu, zrobiłem sobie krótki spacer i po pierwszej skale zawróciłem. Nie było sensu się przedzierać dalej. Polska nie jest krajem turystycznym. Tutaj się robi coś raz, a potem o tym zapomina. No, chyba że Unia dała kasę, to wtedy trzeba te pięć lat utrzymania odbębnić, ale potem można zapomnieć.
Wjechałem kawałek dalej na jakiś szlak rowerowy. Oznaczony tylko na osm.org, i nic dziwnego – tych dróg już nie było. Kolejne chaszcze, które musiałem objechać po ścierniskach. Odechciewa się podróżować po tym kraju.
Od kilku dni mój napęd dziwnie trzeszczał. W końcu zauważyłem przyczynę – luz w suporcie. Czytałem, że to częsty problem w rowerach tej – obecnie chińskiej – marki i teraz sam mogę to potwierdzić. Tandetna chińszczyzna. Po roku użytkowania mogę powiedzieć, że będę zdecydowanie odradzał Fuji, bo robią szajs i chcą za to duże pieniądze. Żałuję, że zdecydowałem się na ten rower. Jest tyle lepszych alternatyw.
Znalazłem się w Przelewicach. Wszedłem do ogrodu dendrologicznego, gdzie znajdował się kolejny ogród japoński. Tym razem nie zdobiła go architektura, a różnorodność roślin japońskich. No dobrze, były mostek, latarnia i altana, choć nie przyciągnęły tak mojej uwagi, jak zmieniające kolor liście klonu palmowego. Czyżby zbliżała się jesień?
Dalsza droga była nieco łatwiejsza. Wjechałem na drogę na dawnej linii kolejowej. Najpierw trochę terenu, a potem asfalt zaczynający się w polu. Kiedyś przejechałem kawałek tej trasy i wyremontowali ją oraz odrobinę przedłużyli. Tylko ktoś wpadł na debilny pomysł wstawienia progów zwalniających i szykan na przejazdach.
Pyrzyce niedawno objechałem, więc ruszyłem w kierunku Szczecina, skoro już o nim wczoraj wspomniałem, a nie miałem już żadnego ogrodu na niedzielę. Nawet zobaczyłem słońce, bo wyjechałem spod chmury, która przyniosła opady nad większością Polski. Znów skorzystałem z programu „Zanocuj w lesie”. Pod miastem były tylko dwa obszary objęte programem. Dużą część drogi pokonałem po asfaltach, aż wpakowałem się na skrót, którym raczej dawno nikt nie jechał. Było dużo chwastów na drodze, ale udało mi się bez większych problemów dostać do lasu. Tam zjechałem na boczną drogę, która nie była uczęszczana i udało mi się znaleźć kawałek terenu bez szyszek. Dobrze, że jeszcze było widno. Tylko las był pełen komarów. Myślałem, że oddaliłem się wystarczająco od rzeki, ale i tak pogryzły mnie podczas rozbijania obozu.

Kategoria kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, Polska / lubuskie, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Ogród japoński w Mierzęcinie

  57.15  03:24
Prognoza deszczowego weekendu nie podobała mi się. Za to pod Szczecinem miało nie padać. Wpadłem na pomysł mikrowyprawy. Wsiadłem po pracy w pociąg i ruszyłem do Mierzęcina.
Było gorąco, choć czasem nachodziły jakieś chmury. Pojechałem prosto do parku pałacowego. Zostawiłem rower na parkingu pod opieką portiera i poszedłem na spacer. W ogrodzie japońskim były brama torii, mostek i altana. Obszedłem staw, obfotografowałem to, co rzucało się w oczy, przespacerowałem się jeszcze pod pałacem i ruszyłem dalej.
Jechałem na zachód. Wolałem ominąć krajówkę, więc wjechałem na boczną drogę, która doprowadziła mnie do szlaku na leśnych drogach. Trafiła się nawet niewielka wieża widokowa. Zaraz za nią był mostek, a potem koszmar. Piach, dużo piachu. O dziwo dało się jechać, choć zarzucało rowerem. Gdy wydostałem się do asfaltów, zrezygnowałem z dalszego terenu i pojechałem dalej krajówką.
Strzelce Krajeńskie trochę się zmieniły od mojej ostatniej wizyty. Zrobili częściowo wygodną ścieżkę przy murach miejskich, więc objechałem całe centrum. Kupiłem coś na kolację i ruszyłem drogą przez wioski, a potem przez las. W lesie drogę pokrywały kocie łby, więc jechało się mozolnie. Zastał mnie zmierzch, a droga zmieniła się w piach. Tym razem musiałem momentami pchać rower.
Postanowiłem skorzystać z programu „Zanocuj w lesie” przygotowanego przez Lasy Państwowe. Dotarłem nad jezioro, do miejsca, gdzie miało znajdować się obozowisko harcerskie. Na miejscu zastałem motocykle i wędkarzy. Było już ciemno, ale nie miałem ochoty tam zostawać. Pojechałem dalej i co chwila mijałem światła latarek. Jezioro odpadało, ale nie chciałem jechać nie wiadomo dokąd. Wjechałem wgłąb lasu po bezdrożu, znalazłem kawałek równego terenu i rozbiłem się na suchych liściach. Mogłem zabrać zatyczki do uszu, bo byłem nadal zbyt blisko wieśniaków puszczających głośną muzykę w środku nocy.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po zmroku i nocne, pod namiotem, Polska / lubuskie, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Park Śląski

  66.97  03:27
Było gorąco, gdy ruszyłem. Popołudniowe słońce świeciło w twarz, drzewa nie dawały cienia, a jak już zmieniłem kierunek jazdy na południowy, to znów nie było cienia, bo wycięli kawał lasu. Do tego jeździło tą drogą dziwnie dużo ciężarówek.
Dotarłem do Tarnowskich Gór. Planowałem zostać tu na nocleg, ale upał zniechęcał, a do tego brakowało atrakcji. Ruszyłem z innym planem dalej. Po drogach mniejszych i większych przejechałem przez Bytom do Chorzowa. Tam udało mi się znaleźć drogę do Parku Śląskiego. Chciałem zobaczyć dwie atrakcje: planetarium i ogród japoński. Nie udało mi się znaleźć drogi do pierwszej atrakcji, ale po ogrodzie przespacerowałem się. Szkoda, że mnie czas gonił, bo wpadło mi w oko rosarium, a po drodze też minąłem sporo interesujących miejsc. Pewnie jeszcze tu wrócę, bo jest tyle do zobaczenia.
Dotarłem do Katowic, gdzie czekał na mnie nocleg z bardzo ograniczoną czasowo godziną zameldowania. Może to i dobrze, bo zaplanowałem zakończyć podróż i wrócić nazajutrz wczesną porą do Poznania. Pętla po śląskim i małopolskim została zamknięta. Trochę odpocznę i mogę planować (lub znowu wyruszyć spontanicznie) kolejną podróż.

Kategoria kraje / Polska, Polska / śląskie, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Olsztyn Jurajski

  113.95  06:09
Zapowiadał się słoneczny dzień. Ruszyłem do Ogrodzieńca, do jedynej otwartej placówki pocztowej, żeby zjeść śniadanie. Potem po wiejskich drogach z dużą dawką podjazdów dotarłem do zamków w Bobolicach i Mirowie. Oba zostały ogrodzone, a zwiedzanie wymagało opłaty. Na tablicy informacyjnej zostało wyjaśnione, że właściciele mieli dość śmieciarzy i wandali, więc podjęli działania w celu ochrony tych zabytków.
Rowerowy Szlak Orlich Gniazd zmienił swój przebieg. Wjechałem na odcinek do Żarek, który był asfaltowy. Stary przebieg był piaszczystym koszmarem, więc jakiś plus, chociaż liczba aut i debilów na rowerach nadrabiała w irytowaniu.
Nie chciałem ryzykować, że szlak mnie wciągnie w piaszczystą otchłań, więc do Olsztyna pojechałem lokalnymi drogami. Całkiem sprawnie mi to poszło, więc kupiłem bilet wstępu do zamku i obszedłem kawałek ruin. Chmury, które pojawiły się przed południem, dawały kiepskie światło do zdjęć. Do tego spieszyłem się, więc szybko skończyłem zwiedzanie.
Ruszyłem w kierunku Częstochowy na spotkanie z Hubertem. Tak się złożyło, że miał w zapasie oponę. Bicie w starej było coraz bardziej odczuwalne i chciałem uniknąć kłopotów w trasie, gdyby opona pękła. Myślę jednak, że nie miałbym takich kłopotów ze znalezieniem opony, jak w Korei. Po wymianie koło z nowym bieżnikiem znów zaczęło mruczeć i kolejny problem miałem z głowy.
Przejechałem się po Częstochowie w poszukiwaniu jedzenia i ruszyłem na południe. Wpadł mi do głowy pomysł, żeby zobaczyć Wartę i odnaleźć Miłość. Wydłużyłem więc drogę przed dotarciem do noclegu.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / śląskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, ze znajomymi, rowery / Fuji

Szlak Orlich Gniazd

  101.47  06:08
W końcu dojechałem do Krakowa. Po zmianie planów myślałem o ominięciu go, ale ciągnęło mnie, żeby poprzeciskać się między tabunami turystów. Przejechałem się po Rynku, potem skoczyłem pod Wawel. Poranne słońce zapowiadało upalny dzień.
Początkowo planowałem spędzić w Krakowie kilka dni. (Marzyło mi się nawet kilka tygodni, ale to może w przyszłym roku). Plan przekształcił się w Szlak Orlich Gniazd. Już raz pokonałem tę trasę i nie podobała mi się ilość piasku, który pokrywał dużą część dróg. Postanowiłem, że trochę skrócę sobie mękę i ominę parę odcinków.
Ruszyłem na północ znanymi drogami. Część nic się nie zmieniła, część przeszła dużą metamorfozę. Budowa obwodnicy utrudniła przejazd, ale poziom zaawansowania prac pozwalał przedostać się. Dojechałem do Doliny Prądnika, w której też dawno mnie nie było. Nic się nie zmieniła. Wymienili tylko drewniane mostki na betonowe. Na niebie pojawiły się chmury i trochę utrudniały robienie zdjęć.
Przez Ojcowski Park Narodowy pojechałem do Olkusza. Podjazdy w upalnym słońcu nie były miłe. W końcu wjechałem na Szlak Orlich Gniazd. Nie pamiętam już wszystkich dróg, ale wydawało mi się, że poprawili ich jakość. Było sporo szutrów. Nie zabrakło jednak i grząskiego piachu. Ominąłem kilka kolejnych odcinków, żeby skrócić dystans i nie nadziać się na piach.
Dostałem się do Smolenia. Z ciężkich chmur, które towarzyszyły mi od Olkusza zaczęło lać. Schowałem się pod wiatą przy zamku Pilcza. Podczas poprzedniej wizyty zastałem tylko ruiny, ale parę lat temu zrekonstruowali kilka ścian i udostępnili go za opłatą. Było już zamknięte, więc tylko przespacerowałem się do bram, gdy właśnie zaczęło wychodzić słońce. Deszcz zbliżał się ku końcowi.
Kolejne podjazdy, które nie zapadły mi w pamięci, spowalniały podróż. Poczułem jednak bicie w tylnym kole. Jeszcze rano zauważyłem, że bieżnik zużył się do warstwy antyprzebiciowej, ale teraz dostrzegłem naderwany splot i wybrzuszenie z boku opony. Szkoda, że podróżuję po Polsce i wszystkie sklepy pozostaną zamknięte do poniedziałku.
Ostatni teren i grząski piach. Dojechałem do Podzamcza. Akurat zaczęło kropić z kolejnej chmury. Pojechałem do chyba ostatniej dostępnej dzisiaj kwatery. Poprzednim razem też nocowałem w okolicy.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / małopolskie, Polska / śląskie, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, Dolina Prądnika, rowery / Fuji

Czarny bocianie

  59.66  03:10
Po nocnej ulewie nie było ani duchoty, ani upału. Po niebie wędrowały chmury, więc i temperatura dawała się znieść. Kontynuowałem podróż do Krakowa.
Do Zatoru nie było nic ciekawego. Za miastem wjechałem na drogi wśród stawów. Tak się złożyło, że wypatrzyłem liska. Próbowałem go podejść, ale już się nie pokazał. Za to coś wystraszyło ptaki – lisek lub ja. Odleciało kilkanaście i zostały dwa: bociany czarne. Pierwszy raz je widziałem. Tak poza nimi były łabędzie, czaple, kaczki, mewy i pewnie wiele innych.
Trzeba było przekroczyć Wisłę. Nawigacja kierowała mnie na most kolejowy. Wyremontowany, żeby piesi i rowerzyści mogli bezpieczniej poruszać się po nim, ale był też napis zakazujący poruszania się. I tak nie miałem większego wyboru, bo przeprawa promowa, znajdująca się nieco dalej, była nieczynna, a mieszkańcy nie zgadzają się na budowę mostu drogowego, co demonstrują na przydomowych transparentach.
Przejechałem się kawałek po Wiślanej Trasie Rowerowej. Odcinek szutrowy stracił na jakości od mojej poprzedniej podróży po nim. Parę wiosek dalej wjechałem na odcinek leśny, który piął się w górę. Tam zobaczyłem zamek Tenczyn, który miał być dzisiejszą atrakcją, ale upraszczanie trasy pokrzyżowało mi plany.
Została mi już tylko prosta droga z kilkoma widokami i polem słoneczników. Pokonałem ją wielokrotnie, gdy spędzałem wakacje w Krakowie. Dojechałem do kolejnego noclegu. Wychodził taniej niż cokolwiek w Krakowie, więc podróż z Bielska-Białej do miasta królów rozłoży się na 3 dni. Ale nie to jest moim celem.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / małopolskie, terenowe, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Pechowa herbaciarnia

  33.14  01:29
Ostatni dzień w Bielsku-Białej. Przeniosłem się najpierw do kawiarni, żeby tam trochę popracować, bo to tylko praco-wakacje, a potem ruszyłem w kierunku Krakowa. Pomyślałem, że mogę wystartować wcześniej, aby odwiedzić ponownie ogród japoński i wstąpić do herbaciarni.
Chmurzyło się, więc spieszyłem się. W końcu zaczęło kropić. Myślałem, że lunie, ale nic z tego. Mijałem tylko mokre ulice, a na niebie pojawiło się słońce. Zrobiło się parno i gorąco. Pot lał się, jakbym naprawdę był w Japonii. Co za dzień. Dotarłem jednak do celu i mocno się rozczarowałem. Zamknęli wcześniej. Drugi raz to samo. Ja mam jakiegoś pecha. Mówią, że do trzech razy sztuka, ale kolejną próbę podejmę może za parę lat. Tymczasem obszedłem ponownie ogród i po powrocie do roweru zobaczyłem 42 °C na liczniku. Odczuwalnie było tyle samo.
Jechałem dalej, choć nie miałem daleko do kolejnego noclegu. Obawiałem się deszczu z prognozy pogody, więc zaplanowałem krótszy dystans. Akurat znowu pojawiły się chmury. Temperatura odrobinę zeszła, ale pozostawało ciężkie, wilgotne powietrze.
Kategoria kraje / Polska, Polska / małopolskie, Polska / śląskie, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Słoneczniki nad Wisłą

  75.52  04:16
Ledwo wróciłem z jednej wyprawy, a już ruszyłem w kolejną. Nic mnie nie zachęcało do wyjścia w Poznaniu, więc ruszyłem w nowe kierunki. Tak jak w zeszłym roku, tylko z odrobinę dłuższym planem.
Opóźnionym pociągiem dostałem się do Katowic. Za oknem widziałem fascynujące chmury i dużo deszczu. W Katowicach było sucho przez kilkanaście minut. Potem się rozpadało… na kolejne kilkanaście minut. Wyszło słońce i przez jakiś czas mi towarzyszyło, choć ciemne chmury kilkakrotnie nadciągały i straszyły. Nic jednak nie spadło poza paroma kroplami.
W końcu trafiłem na słoneczniki. Wszystkie odwrócone od drogi, ale poradziłem sobie z tym. Potem przekroczyłem Wisłę o dość śmiesznie małym korycie, jeśli spojrzeć na szerokość rzeki w Krakowie czy Warszawie.
Mój plan na dzisiaj zahaczał o jedną atrakcję, ale gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie zdążę przed zamknięciem, zmieniłem plan. Trafiłem na Wiślaną Trasę Rowerową, której kawałkiem przejechałem się, aż dotarłem do Bielska-Białej. Tam zatrzymałem się na nocleg. A nawet na kilka.

Kategoria kraje / Polska, z sakwami, Polska / małopolskie, Polska / śląskie, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, dojazd pociągiem, rowery / Fuji

Spacer po Gdańsku

  30.00  02:00
Strajk ostatecznie doszedł do skutku, ale zaskakująco mój lot do Oslo nie został anulowany. Miał jedynie nieznaczne opóźnienie. Na drugim lotnisku okazało się, że karton z rowerem uległ uszkodzeniu – w transporcie lub podczas przeszukania, bo dostałem go częściowo oklejonego taśmą. Obszedłem więc wszystkie butiki na lotnisku i udało mi się pożyczyć taśmę klejącą dopiero w punkcie nadania bagażu ponadwymiarowego. Co zabawne, tej samej taśmy użyli do oklejenia przeszukanego bagażu.
Drugi lot też był opóźniony i wylądowałem dopiero po północy. Wypadło na Gdańsk, bo było to najtańsze połączenie. Zarówno przez Oslo, jak i przez Gdańsk przeszły ulewy, więc powietrze było całkiem rześkie w porównaniu z północną Norwegią. Dziwnie było znów zobaczyć noc.
Mając sporo czasu do pociągu, złożyłem rower i wybrałem się na krótką przejażdżkę połączoną ze spacerem. Odwiedziłem Park Oliwski, przejechałem się nad morze, potem przespacerowałem się po centrum. Temperatura wahała się od 35 °C rano do 20 °C, gdy naszły chmury. Zachmurzyło się dwukrotnie. Za pierwszym razem spadła tylko kropla, za drugim lunęło przez kilkanaście minut. Po deszczu pokręciłem się jeszcze i wsiadłem w pociąg.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / pomorskie, z sakwami, rowery / Fuji

Lakselv

  17.92  01:16
W nocy pokropiło, rano było zachmurzenie, ale potem i tak słońce rozgrzało mój namiot, dając do zrozumienia, że pora wstawać.
Nie było żadnych aktualizacji w sprawie strajku lotników, więc decyzja zostanie podjęta, gdy będę na pokładzie samolotu. Mając część dnia wolnego, wybrałem się na przejażdżkę po mieście. Temperatura od rana podskoczyła do 35 °C, ale była groźba deszczu, więc nie zamierzałem długo się kręcić. I tak wszystko było zamknięte przez niedzielę.
Po powrocie na kemping zakwaterowałem się w pokoju, gdzie było gorąco, komary cięły jak szalone. W Norwegii jeszcze nie odkryli moskitier na okna. W takich warunkach przyciąłem karton do wymiarów mojego roweru, spakowałem wszystko (zgubiłem gdzieś klucz do odkręcania pedałów, ale uprzejmość tutejszych ludzi nie ma granic) i mam nadzieję, że uda mi się wrócić do domu.
Pozostaje krótko podsumować tę długą wyprawę. W ciągu 40 dni przejechałem 3329 km. Do tego trzeba dodać 155 km w dwóch pociągach, 282 km na 22 promach, 63 km na dwóch łodziach, 365 km w pięciu autobusach i 80 km w dwóch autach, a jeszcze nie policzyłem dystansu pokonanego pieszo. Najwyżej byłem na 1222 m n.p.m., najniżej na 212 m p.p.m. Na mojej drodze stanęło 85 tuneli (wiem, bo sfotografowałem chyba każdy z nich), z czego najdłuższy miał niemal 7 km. Zrobiłem łącznie 5032 zdjęcia. Norwegia od samego początku zaskakiwała. Klimat w maju, urokliwa architektura, ogólne bezpieczeństwo na drogach, piękne fiordy, niesamowite widoki, drogi zasypane śniegiem, dziwne deszcze (miałem szczęście, że padało tylko kilka dni), dni polarne, okropne upały, islandzkie wiatry, tunele, renifery, problemy z nietypowymi rozwiązaniami, awarie i wiele, wiele więcej. Niewykluczone, że jeszcze tu wrócę. Zostało tyle miejsc do odkrycia.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery