Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / dolnośląskie

Dystans całkowity:17389.03 km (w terenie 2809.92 km; 16.16%)
Czas w ruchu:790:39
Średnia prędkość:18.70 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:162437 m
Suma kalorii:23542 kcal
Liczba aktywności:254
Średnio na aktywność:68.46 km i 3h 42m
Więcej statystyk

Wieża nr 3

  71.64  03:55
Nie ufać pogodzie, nawet jeśli obiecuje ładne rzeczy. Zaplanowana wizyta na Muchowskich Wzgórzach wykonana w całości jak chciałem. No, może nie do końca, ale o tym później.
Ruszyłem parę minut po południu w kierunku Legnickiego Pola. Do podjazdu wykręciłem średnią 25 km/h. Dalej miałem pod wiatr. Jechałem czerwonym szlakiem rowerowym aż do Jawora. Tam odpocząłem sekundkę na Rynku, gapiąc się na mapę, żeby nie pojechać w niewłaściwym kierunku. Ogólnie cały przejazd przez Jawor poszedł mi łatwo. Chyba zaczynam coraz bardziej znać to miasto.
W Paszowicach zauważyłem 2 kościoły stojące blisko siebie. Wydawało mi się, że jeden z nich widziałem, przejeżdżając drogą równoległą do mojej, a drugi był ukryty za pierwszym. Pomyliłem ten pierwszy z kościołem w Chełmcu lub Piotrowicach.
Dojechałem do lasu, a w sumie wąwozu, w którym zalegało dużo śniegu i było chłodno. Im jechałem dalej było chłodniej i mniej wiosennie. Wokół Legnicy widać szczerą wiosnę, a tutaj ledwo przedwiośnie próbuje się przebić. Zadziwiająca pogoda. A ja takie plany zacząłem układać związane z górami... W ogóle ten podjazd do Lipy wydaje się być ładną alternatywą dla Chełmca czy Górzca. Jest o wiele łagodniejszy, choć dłuższy, ale coś za coś.
Dojeżdżam do Nowej Wsi Wielkiej, w której nie do końca wiem jak jechać. Plan, który tam postawili jest dosyć chaotyczny, ale wybrałem drogę w dół po kałużach. Po paru chwilach docieram do asfaltowej drogi leśnej i w końcu do pierwszych śladów leżącego śniegu. Pokonanie tej drogi nie było łatwe i mimo wielu prób wywrócenia mnie – dotarłem do rozdroża, na którym wszystko miało się zacząć. Odpocząłem i odnalazłem na mapie miejsce, od którego powinienem rozpocząć poszukiwanie szlaku. Wypadało na miejsce, w którym się znajduję i udało się. Problemem były śnieg i strumień na drodze. O ile wodę ominąłem idąc obok, o tyle ze śniegiem nic zrobić nie mogłem. Jazda w ogóle nie wchodziła w grę. Przejechałem się kilkanaście metrów dopiero w 2/3 dystansu na szczyt, bo zrobiło się płasko i o dziwo nie było śniegu. A tak, to co chwila postój, żeby wyciągnąć śnieg z butów czy uważanie, żeby nie stanąć w jakimś zagłębieniu pełnym wody i ukrywającym się pod śniegiem. Rower jak już nie dawał rady, to musiałem go nieść i tak nosiłem go z kilometr... Miałem moment, żeby zawrócić, ale nie lubię się poddawać. W końcu dotarłem na bazaltową górę. Wdrapałem się na wieżę, ale las urósł od momentu, gdy budowla została wybudowana i nie da się zobaczyć wiele.
Usłyszałem strzał, więc pomyślałem, że najwyższa pora się zbierać. Niestety nie udało mi się zjechać i musiałem prowadzić rower. Szlak się urwał i zabłądziłem, ale ponieważ było to zbocze, to schodziłem w dół, od czasu do czasu zjeżdżając po cienkiej warstwie śniegu. Wydostałem się z lasu na drogę, po której prawdopodobnie od kilku tygodni nic poza zwierzyną się nie poruszało, a w butach miałem tak mokro... Ruszyłem w kierunku zabudowań. Minąłem nawet szlak, którym powinienem zejść, ale dobrze, że zabłądziłem, bo miałbym problem jak przedostać się w tym miejscu przez strumienie. Tam dalej miałem to ułatwione, bo pod śniegiem był marny strumyczek.
W końcu asfalt. Ruszyłem w kierunku domu, żeby zdążyć przez zmrokiem i nie zamarznąć po drodze. Zaplanowałem taką trasę, aby nie jechać dwa razy tą samą drogą oraz aby pierwszy raz przejechać Górzec z Pomocnego do Bogaczowa. Niestety droga przez las nie jest utrzymywana zimą i zjazd nie był taki, jak sobie go wyobrażałem. Powyżej 20 km/h nie wchodziłem, a i tak było zimno. Lasy są dobre, ale na upalne lato. Dowiedziałem się chociaż nad czym pracowano tutaj jesienią i podoba mi się :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Widokówka z Wądroża Małego

  47.92  02:08
Kolejny piękny dzień zachęcał, żeby wyjść na rower. Plan był, aby wyruszyć gdzieś z Bożeną, ale niestety nie wypaliło. Podejrzewam, że dzieci ją wysłały w kosmos, a szkoda, bo miło się z nią jeździło :P
Przeziębiłem się w sobotę na tym zimnie. Taki dzień przerwy na regenerację w sumie dobrze robi i będę tak jeździł w poniedziałki, środy i piątki. A w weekendy zobaczymy :D Prognoza pogody niestety przewiduje deszcze od czwartku, a planowałem już w ten weekend przejechać żółty szlak wokół Legnicy. Widocznie przełoży się to na przełom marca i kwietnia...
Pomyślałem, aby odwiedzić dzisiaj wzgórze w Wądrożu Małym. Ruszyłem na wschód. Zbyt wcześnie skręciłem w Koskowicach w prawo i coś mi mówiło, żeby skręcić na rozdrożu w lewo. Dobrze zrobiłem, bo za Taczalinem wjechałem do gminy Wądroże Wielkie. Wracając do tematu elektrowni wiatrowych, to mają powstać nie 2, a 22 wiatraki pod Księginicami. Pokaźna liczba.
Dojechałem do celu, żeby zrobić zdjęcie panoramy. Pomyśleć, że jeszcze w sobotę zalegał na tych polach śnieg. W Mikołajowicach stwierdziłem, że nie chcę wracać drogą, którą jechałem i ruszyłem na południe, dużo na południe aż do Snowidzy. W tamtejszym lasku stoi pewna budowla przypominająca starą wieżę, do której nie ma dostępu od strony, którą przemierzyłem. Jak wyczytałem w sieci, jest to pomnik niemiecki z tablicą datowaną na okres I wojny światowej. Jest to cmentarz wojenny leżący w parku pałacowym, co wyjaśniałoby ogrodzenie tego miejsca, choć już jakość ogrodzenia pozostawia wiele do życzenia.
Nie chciałem jechać do Jawora, więc skierowałem się w stronę domu. Nie jechałem też przez Legnickie Pole, bo nie chciało mi się robić podjazdu, a zresztą już tam byłem w sobotę. Prawie wszystkie drogi przebyłem dzisiaj nie pierwszy raz, ale wszystko wydaje się takie inne. Najszybciej kojarzyłem skrzyżowania. W środę może wybiorę się na Muchowskie Wzgórza do wieży widokowej, na którą "poluję" już od września.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Herbata i grill

  70.57  03:41
Witaj, marcu! Dziś pojechaliśmy na wycieczkę. Była ona długa. To tak słowem wstępu do kolejnego udanego dnia na rowerze :)
O wyjeździe poinformował mnie Jarek 2 dni wcześniej. Punkt 10:00 zjawiam się na skrzyżowaniu. Bożena z Jarkiem już tam czekają. Po kilku minutach zjawiają się też Piotrek, Ania i Grzesiek. W takim oto składzie ruszamy przy pięknym słońcu na południe. Tym razem zamontowałem błotniki i pierwsza szutrówka poszła dobrze. Za zalewem pierwszy śnieg, po którym jechało się jak na Przełęcz Karkonoską. I za Męcinką kolejna nieczysta jazda. Śnieg, błoto, kałuże... Przemoczyłem buty i odtąd jechało się źle. Wiatr wysuszył je, ale tym samym wychłodził mi stopy.
Bożena planuje jeździć codziennie w marcu, aby wyrobić sobie formę. Ja mam czas w poniedziałki, środy i odrobinę później w piątki, więc może też będę się często wybierał pojeździć. Trzeba jakoś zrobić te 2 tysiące i wykonać kompleksowy przegląd roweru. Ale już czuję jak mój napęd umiera. To nie jest przyjemne doświadczenie.
Pstryknąłem 2 fotki, choć miałem nadzieję zrobić ich więcej. No cóż, jest jeszcze za zimno na takie rzeczy i nie chciałem siedzieć na ogonie peletonu przez zatrzymywanie się na zdjęcia. Wjechaliśmy na Młynik i szybko zjechaliśmy przez Myślinów do Myśliborza na herbatę. Z grubsza osłonięci od wiatru usiedliśmy na słońcu. Przyjemnie :D
Przyjechał Łukasz na swoim Felcie. W samą porę, bo podano herbatę. Tak zagrzani ruszyliśmy szybkim tempem dalej. Taka jazda mi się podoba, nie to co pod górkę! Pojechaliśmy przez Stary Jawor, aby spotkać się z Olkiem. Niestety jego rower uległ uszkodzeniu, ale dzięki ekwipażowi, który mieliśmy udało się postawić rower na nogi... yhm, koła :D
Ponieważ był pomysł, aby jechać przez Legnickie Pole, toteż tam się skierowaliśmy po bruku i dziurawym asfalcie. A, Ania zaprosiła nas (mówi się, że to oficjalna wersja) na grilla, więc pojechaliśmy do Kauflandu, a później do niej. Dodatkowo mój rower miał swoje pierwsze mycie wodą. Szkoda, że nie mieszkam w domu jednorodzinnym. Wtedy też mógłbym sobie pozwolić na taki luksus :P
Przemarzłem, no ale czego się nie robi dla odrobiny rozrywki. Powrót szybki. Tak szybki, że przejeżdżamy na czerwonym (co to było?), ktoś gubi się z tyłu, ktoś ucieka z przodu. Ja widzę tylko Jarka na skrzyżowaniu, a później doganiam Olka i tak kończy się dzień na rowerze.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, ze znajomymi, kraje / Polska, rowery / Trek

Błoto, którego miało nie być

  31.30  01:40
Miałem zrobić sobie 2-dniową przerwę, żeby odpocząć, jednak znalazłem sporo wolnego czasu i znów wyszedłem na rower. Tym razem zaplanowałem, aby mieć więcej kilometrów w lutym niż w styczniu. Planowałem również nie tykać się żadnego terenu, ale ja chyba tak już nie potrafię...
Pojechałem Złotoryjską, trochę po zabłoconych drogach dla rowerów. Nie wiem co mnie wzięło na Szymanowice, ale wjechałem na drogę terenową i już wiedziałem, że będzie kolejne pranie. Po wyjechaniu z błotnej kąpieli skierowałem się na Gierałtowiec. Gdy ruszałem, miałem plan – przez Gierałtowiec do Budziwojowa i z powrotem do Legnicy. Niestety minąłem drogę, bo i kompasu nie wziąłem, i mapy. W sumie dobrze, bo mapa zniszczyłaby się.
Jechałem już tędy z Ernestynowa do Goślinowa. Ale tak dawno, że zjechałem z głównej drogi w Lubiatowie. Duuużo błota. I później jeszcze w Goślinowie coś mnie skusiło, żeby ponownie wjechać do wsi. Dobrze, że nie każda wieś się gdzieś kończy i po podjeździe na Sikornik prawie wjechałbym do nielubianej części Lasku Złotoryjskiego. Jednak kałuże stawały się coraz szersze i postanowiłem sprawdzić w telefonie gdzie jestem. Uznałem, że warto zawrócić i wjechać na bardziej zaufaną drogę. Zaczynałem się domyślać gdzie jestem, bo zwykle widziałem to osiedle z drogi krajowej, a teraz znalazłem się w jego obrębie. Nasłuchując odgłosu aut snułem się po błocie pośród działek budowlanych z domami w stanie surowym. Udało mi się wydostać na drogę asfaltową. Brudny dotarłem do domu. Trzeba zamontować błotniki :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Pętla przez Pątnówek

  23.68  01:13
Kolejny dzień przedwiośnia i kolejny dzień chlapania się w błocku. Na dziś zaplanowałem przejechać się przez Pątnówek, żeby zobaczyć panoramę Legnicy. Niestety ponieważ jechałem w przeciwną stronę niż zwykle, to miałem miasto za plecami i nie podziwiałem widoków.
Ruszyłem przez mniejsze ulice, bo nie chciało mi się stać na światłach na Jaworzyńskiej i tak przez osiedle Asnyka i Zosinek dojechałem do Pątnówka, i później do Dobrzejowa. Wskoczyłem na drogę gruntową pokrytą błotem śniegowym. Jakoś się jechało – przynajmniej dopóki nie wjechałem do lasu. Tam już droga nie była tak często odwiedzana i grzązłem, lawirując w śniegu prawie do Pątnowa. Na zjeździe śniegu było jakby mniej, tylko to błoto...
Na rozdrożu postanowiłem pojechać dalej terenem. Dalej niż do często odwiedzanego przeze mnie szlaku – ruszyłem po pewnym zastanowieniu w stronę wysypiska śmieci. Droga jeszcze gorsza niż ta w lesie. Kałuże na całą drogę aż nabrałem do buta wody. Po błocie śniegowym przyszło prawdziwe błoto. Gdy już dojechałem do drogi, stwierdziłem, że nigdy więcej podczas roztopów nie jeżdżę w terenie.
Dojechałem do skrzyżowania Bydgoskiej ze Szczytnicką i... nie wiedziałem gdzie jestem. Ruszyłem w lewo. Dojrzałem tylko piękną drogę dla rowerów, ale nie zorientowałem się, że już tutaj byłem. Dopiero po prawie półtora kilometra jazdy poznałem po przystanku autobusowym gdzie się znajduję – nie tam, gdzie chciałem. Gdybym zabrał ze sobą kompas, to skierowałbym się na dobrą drogę.
Zapomniałem wczoraj dodać co postanowiłem w sprawie mojego napędu. Wykręcę 10-11 tys. km i wtedy zabiorę się za gruntową wymianę. No chyba że wcześniej coś nie wytrzyma. Muszę jednak te 2 tys. km zrobić przed połową kwietnia, bo wtedy już będę robił długodystansowe wycieczki i o awarii w trasie mowy być nie może.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Nadchodzi wiosna

  25.60  01:13
Wiosna zbliża się powoli. Od kilku dni źle się czułem i widocznie mój organizm stawiał mi ultimatum – albo wsiadam na rower, albo wędruję do łóżka. Wybrałem – rzecz jasna – rower mimo kałuż i śniegu widocznych za oknem. Temperatura ok. 1 °C. Na początku jazdy było mi zimno w twarz, ale jak zwykle po kilku kilometrach nieprzyjemność minęła.
Ruszyłem jak zwykle przez Park Miejski. Nie była to dobra decyzja, bo zamarznięte błoto śniegowe skutecznie utrudniało jazdę, jednak udało mi się bez zatrzymania i poślizgu dojechać do mostku. Ścieżka do wałów też była pokryta śniegiem, więc pojechałem przez osiedle, przez które zwykle chodzę do Decathlonu.
Dalej starą drogą przez Legnickie Pole do Księginic, ponieważ chciałem zobaczyć jak idą prace nad elektrownią wiatrową. Koniec jest planowany na lipiec br., więc przejażdżka tędy raz w miesiącu pozwoli mi zobaczyć przebieg prac. Zaczął doskwierać wiatr, a po nim przyszła mżawka. Ruszyłem więc do domu z szybszym tempem, aby zdążyć przed zmrokiem.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Powrót z Marianówki

  24.78  01:09
Noc spędzona w górskiej chatce przy kominku i świecach w nastrojowej atmosferze urodzin Bożeny. Takie urodziny będę baaardzo długo pamiętał :)
Powrót z Jarkiem, który także przyjechał na rowerze, choć sporo wcześniej ode mnie. Dziś profil opadający, choć z moimi sakwami, mokrą nawierzchnią i wiatrem nie pędziło się tak, jak myślałem. Ale godzinka i dotarliśmy do Legnicy.
Za Krajowem Jarek zaproponował jakiś asfalt, ale nie udało się, bo dotarliśmy do Dunina odrobinę okrężną drogą. Kilometry za to odrobiliśmy na Złotoryjskiej.
Przy okazji czyszczenia łańcucha z błota śniegowego zauważyłem duże luzy rolek. Uznałem, że nie są to normalne luzy i dowiedziałem się coś niecoś – do wymiany mam cały napęd, więc przy okazji zamienię wolnobieg na kasetę, bo coś czuję, że oś wkrótce i tak pękłaby ze zmęczenia. Dodatkowo najpewniej do wymiany idą obręcze, bo też widać zużycie...
Kategoria Polska / dolnośląskie, z sakwami, ze znajomymi, kraje / Polska, rowery / Trek

Do Marianówki

  24.22  01:30
Na urodziny Bożeny. Planowałem wyruszyć wcześniej, aby pomóc w przygotowaniach, ale źle rozplanowałem czas i nie wyszło jak chciałem.
Wyruszyłem po godz. 16, opakowany w sakwy, pędząc co sił w nogach po starej trasie, którą ostatnio dotarłem z grupą do Marianówki. Za miastem zaczęło się robić mgliście, a już na samym szczycie mgła uniemożliwiała podziwianie krajobrazów.
Koło Sichówka minął mnie Łukasz. Później tuż przed Stanisławowem Bożena. Niestety oboje autami. Gdy dotarłem do radiostacji, wypatrzyłem ślad opon rowerowych, czyli dobry znak, bo nie byłem jedyny :D
Szczyt ośnieżony, że prawie przejechałem dróżkę, na której i tak było niewiele śladów. Dopadła mnie kolka, tuż przed ścieżką, ale wytrwałem i dotarłem na miejsce. W chatce już ciepło, można było się ogrzać i napić gorącej herbaty.
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, z sakwami, kraje / Polska, rowery / Trek

W poszukiwaniu czerwonego szlaku

  40.60  02:09
Miało być 18 km – wyszło więcej. Miał być asfalt – wyszedł teren. Miała być godzinka – pomarzłem dłużej. Tak w skrócie można opisać moje dzisiejsze wyjście na rower.
Zima powraca, jutro ma znów być biało, więc chcąc uniknąć jazdy w śniegu postanowiłem wyjść dziś i dokręcić do setki w tym miesiącu. Ponieważ po wyjściu nie było mi tak zimno jak się obawiałem, to ruszyłem na północ. Minąłem przejazd kolejowy i zauważyłem na drzewie zamazany znak czerwonego szlaku rowerowego. Postanowiłem przejechać się nim kawałek. Przez drogę pojechałem do końca pola irygacyjnego i skręciłem w nieznaną mi drogę, której nie było również na mapie. Dojechałem do skrzyżowania i skręciłem w lewo. Po dotarciu do Dobrzejowa stwierdziłem, że już tą drogą raz jechałem, tylko za nic nie pamiętam kiedy to było. Przydałaby się jakaś mapa przejechanych tras :D
Ruszyłem znów na północ, mijając zakaz wjazdu. Nie jestem grzeczny i wjechałem w tę drogę, bo też nie chciałem jechać asfaltem. Teraz wiem czym są pola irygacyjne :P Znaczy – po powrocie dowiedziałem się, bo na miejscu jedynie czułem zapachy.
Wróciłem na szlak i jechałem na północ, szukając czerwonych znaków. W końcu je znów dojrzałem (sądziłem, że ktoś ten szlak usunął) i dojechałem do Raszówki, gdzie zgubiłem ślad i pojechałem w nieznane. Dojrzałem żółty szlak pieszy, który odbił na północ, a mnie robiło się zimno w stopy, więc jechałem dalej prosto aż żółty znów wrócił. Pomyślałem, że to może być szlak dookoła Legnicy i tak rzeczywiście jest. Muszę się zebrać na te 80 km i przejechać go. Niech no tylko będzie cieplej.
Szlak znów odbił w lewo, na północ, a ja wróciłem do skrzyżowania i ruszyłem w drogę powrotną, tym razem po czerwonym szlaku, aż do Miłogostowic. Szlak prowadził prosto, asfaltem, a ja nie chciałem żadnego asfaltu, więc pojechałem na zachód i dostałem się na kiepską drogę, która zamarzła tak, jak ją zostawili – brzydka. Dotarłem do normalnej drogi leśnej, przejechałem się kawałek i zawróciłem, żeby sprawdzić inną drogę – wyjechałem znów w Miłogostowicach, znów asfalt... Szukałem śladów czerwonego szlaku, ale nie dojrzałem ani jednego, wjechałem na drogę leśną, wylaną asfaltem i dojechałem do jakichś starych fundamentów budynków oraz kilku kopców z tabliczkami informującymi o chronionym zimowisku nietoperzy. Prawdopodobnie była tutaj kiedyś wioska, ale teraz pozostał po niej tylko las. Niepokojące jest nawiedzanie tych miejsc przez chuliganów...
Skierowałem się w stronę Legnicy. Byłem przekonany, że szlak czerwony przebiega właśnie tą drogą, z której przyjechałem, ale niestety do Miłogostowic szlak biegnie drogą asfaltową. Jechałem dalej aż do ronda w Pawicach, gdzie to szlak odbił bez słowa w lewo. Możliwe, że na drzewie jest to widać, ale już słabo. Przydałoby się odnowić oznaczenia.
Czerwony szlak rowerowy, którego odcinkiem dziś jechałem, to szlak rowerowy "Pojezierzy" z Grzybian do Raszówki i ma długość 18 km.
Kategoria Polska / dolnośląskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Niebieskim szlakiem gdzieś pod Legnicą

  23.08  01:18
Temperatura była bliska zeru, lecz wiatr słabszy niż ostatnio, więc postanowiłem trochę pojeździć po okolicach Legnicy. Plan nie do końca udany, ale to dopiero początek sezonu i zdążę się nacieszyć widokami nawet bardziej zielonymi.
Przez Park Miejski i Ludwikowo dojechałem do niebieskiego szlaku pieszego. Jak teraz wyczytałem – jest to Szlak Polskiej Miedzi. Biegnie ze Złotoryi do Głogowa i ma 112 km. Kusi mnie, żeby kiedyś go zdobyć :)
Poszukując informacji o tym szlaku natrafiłem też na informację o budynkach, które początkowo wziąłem za Białkę. Podobno jest gdzieś tam Willa Włoska, obiekt prawem chroniony. Jeszcze tam się pojawię, żeby samemu zobaczyć tę ruinę.
Wracając do podróży – w Smokowicach jechałem dalej szlakiem, mijając drzewo, na którym był dodatkowo znak szlaku żółtego. Nie zauważyłem więcej go, a jest to szlak dookoła Legnicy, którym planuję się przejechać. Teraz zastanawiam się czy aby nie zgubię się po drodze, jak to było pod Alwernią, gdy jechałem po szlaku pomarańczowym.
Planowałem pojechać przez Szymanowice, ale przegapiłem drogę i pojechałem prosto, dalej jadąc szlakiem niebieskim. Tuż przed Wilczycami zaczęło prószyć śniegiem i tak już do końca mojej jazdy. Dojechałem do wsi, szlak uciekł w lewo, ja skręciłem w prawo i trafiłem na kolejny szlak – zielony. Ten zaś przepadł, prawdopodobnie przez moją nieuwagę, bo pojechałem przez ruchliwą drogę do Czerwonego Kościoła. Sądziłem, że można przejechać przez tę miejscowość, ale pomyliłem się i plan dotarcia do Pątnówka przepadł. Dojechałem do końca drogi, za którą rozciągało się już tylko pole. Po krótkiej chwili namysłu uznałem, że nie będę ryzykował kopania się w błocie i zawróciłem, wjeżdżając na ul. Złotoryjską. Paroma drogami dla rowerów i ulicami dotarłem do domu z przemarzniętymi dłońmi i stopami.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery