Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / dolnośląskie

Dystans całkowity:17023.78 km (w terenie 2726.76 km; 16.02%)
Czas w ruchu:766:30
Średnia prędkość:18.82 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:155840 m
Suma kalorii:23542 kcal
Liczba aktywności:247
Średnio na aktywność:68.92 km i 3h 43m
Więcej statystyk

Mróz w Miłoradzicach

  40.90  01:57
Czekałem na taką pogodę – niska temperatura, która zmrozi błoto do stanu przejezdnego. Nie sądziłem jednak, że będzie aż -20 °C. Odczekałem do południa i ruszyłem. Na komputerze rowerowym temperatura wskazywała od -6 do -3 °C, więc nie tak źle.
Zacząłem od pomylenia drogi na północ, ale na szczęście szybko się zorientowałem, bo w Parku Miejskim. Polną drogą do Pawic i dalej znanymi ścieżkami do Raszówki. Przed podjazdem pod Lipinką nie mogłem zrzucić biegu z przodu. Przerzutka zamarzła. A po dwóch kilometrach stwierdziłem, że trzeba zrzucić trochę balastu i skuć lód z roweru. Jakieś 2 kilo lżej :D
Do Miłoradzic jechało się źle, bo teren otwarty i mroźny wiatr wiał w twarz. Nie miałem ze sobą mapy, a przed wyjazdem też nie obrałem żadnej drogi, toteż skręciłem na Buczynkę. Dobrze zrobiłem, bo za daleko pojechałbym, a zaczynały mi przemarzać stopy.
Jak przyjemnie się jedzie i, patrząc na różne miejsca, wspomina przejechane szlaki... Szkoda, że tak nie było po wyjeździe z drogi leśnej. Najpierw poszukując nazwy miejscowości patrzę na numery domów. Ten, na który spojrzałem mówił mi, że jestem w Szczytnikach Dużych, tylko że ja żadnych takich nie pamiętam! No nieważne, jadę w stronę słońca i trafiam na przejazd kolejowy, który mi utkwił w głowie. Ja już tędy jechałem! Potwierdził to znak wyjazdu z miejscowości: Szczytniki nad Kaczawą. Czyli kiedyś ta miejscowość nazywała się inaczej. Wracam więc do domu, zatrzymując się jeszcze raz po drodze, aby usunąć lód z roweru (nie chcę kałuż w domu). Czekam na wiosnę, bo drogi leśne są wciąż ośnieżone, a przejechałbym już szlak dookoła Legnicy, bo tak kusi :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Budziszów Mały)

  59.49  02:37
Zwiedzać świat zacząć czas :) Moja mapa Dolnego Śląska jest pomazana na południe od Legnicy dzięki wycieczkom w góry i na pogórza oraz na północ od moich leśnych wojaży. Postanowiłem więc zacząć eksplorować wschód i zachód. Dzisiaj pogoda pozwoliła na to, więc – wykorzystując zmienny wiatr – obrałem trasę na Budziszów Mały.
Zakwasy po skurczach nadal trzymają, ale podczas jazdy rowerem ich nie czuć. Załadowałem do głowy mapę, spisałem na kartce miejscowości przelotowe i ruszyłem w południe, aby jeszcze złapać wiatr z północnego-zachodu. Najpierw znaną drogą przez Taczalin, a później już przez nieznane. Temperatura wynosiła 4,5 °C, ale pojawiło się słońce.
Za Legnicą jechałem średnio 25-26 km/h, choć wiał boczny wiatr. Zaczynam robić postępy, że tak zauważę :D
W Budziszowie Małym zajęło mi chwilę jedno skrzyżowanie, ale strzeliłem dobrze i pojechałem we właściwym kierunku. Najpierw upewnił mnie przy tym słup ze znaczkiem PKS z lat 50., który to powinien stać przy głównej drodze, a później sam wjazd do Budziszowa Wielkiego – miejscowość, przez którą planowałem przejechać.
Za Gądkowem miałem plan przejazdu albo przez Dobrzany i Wądroże Wielkie, albo przez Granowice i Mierczyce. Taki wybór był spowodowany tym, że pierwsza opcja przebiegała przez drogę gruntową. Jak się okazało – zrobiłem dobrze, bo droga jest teraz nieprzejezdna z tą ilością kałuż i błota. Dzisiaj zatem nie mogłem zatrzymać się na chwilę w Wądrożu Małym, ale za to widziałem tę wieś z dołu.
Zastanawiałem się czy nie pojechać przez Legnickie Pole, ale przed Lubieniem nie zjechałem w nawet ładną drogę terenową. Ta myśl powróciła przed Biskupicami, ale w tym wypadku już musiałbym zrobić większy dystans. Porzuciłem myśl i ruszyłem drogą krajową.
Choć temperatura w połowie drogi wynosiła 9 °C, to w miarę zbliżania się do Legnicy zaczęła spadać do 5,4 °C. Zmarzłem przez to w prawą stopę, czyli tę, którą słońce mniej ogrzewało. Niestety zima pojutrze wraca i mam ogromną nadzieję, że uda mi się jeszcze pojeździć przed wyjazdem na święta. Chociaż i tak widzę, że nie pobiję zeszłorocznego dystansu z marca. Zima w tym roku jest wyjątkowo kapryśna.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Bolesna jazda

  14.66  00:42
Jednak nie jest to mój szczęśliwy dzień mimo dobrych wyników na uczelni i sprzyjającej pogody. Plan wycieczki zmienił się szybko z nawet przyjemnej jazdy na bolesne doświadczenie. Może jednak od początku.
Na prawie 2 tygodnie pogoda zmieniła się z przyjemnego przedwiośnia na typowo marcową aurę. Od początku weekendu to się poprawia i dzisiaj postanowiłem wyjść na godzinę-dwie przed prognozowanym deszczem (który w tej chwili pada za oknami). Zaplanowałem przejechać się przez Koskowice, Kunice i wrócić przez Piątnicę. Temperatura i wiatr były optymalne (7,9 °C podczas wyjazdu i 5,2 °C podczas powrotu), choć przed jazdą, gdy wracałem z uczelni, zastanawiałem się czy aby na pewno to dobry pomysł, żeby wychodzić na rower. Od prawie tygodnia bowiem czuję się przeziębiony, a w ciągu tej zimy jeszcze nie chorowałem i martwi mnie, że może to wypaść na okres wiosenny.
Jechało się bardzo dobrze. Śnieg jest już w nielicznych miejscach (czyt. na drogach dla rowerów i czasami chodnikach). Mimo długiego odpoczynku miałem wysoką średnią prędkość... do czasu. Na rondzie Bitwy Legnickiej 1241 r. złapał mnie skurcz w lewej łydce. Okropny. Ostatni raz miałem go ponad rok temu. Jak już się pozbierałem, to pomyślałem, że jakoś dam radę z jedną sprawną nogą i... bach! Nie przejechałem dwóch metrów i skurcz w prawej łydce, dwa razy silniejszy niż wcześniejszy. To dopiero pech... Przeżyłem to jakoś. Jeszcze rano miałem tik powieki oka, ale nie sądziłem, że może to się aż tak skończyć. Przeklęte Tesco, bo tam ostatnio kupiłem magnez i teraz żałuję.
Z obolałymi łydkami nie mogę sprawnie chodzić do tej pory i będzie tak jeszcze kilka dni. Żeby jakoś wrócić do domu wsiadłem na rower i, omijając dziury (gdy trzęsło, wydawało mi się jakbym znów miał skurcz), wróciłem przez Bartoszów. Myślałem, że dam radę wykonać swój plan na dzisiaj, ale nic z tego – nogi mam jak z galarety, każdy postój był bolesny i lepiej było nie wydłużać sobie tej męki.
W czwartek w Lidlu był wysyp artykułów dla rowerzystów. Skorzystałem z tego i, kierując się zachwalanymi w internecie licznikami, kupiłem jeden marki Crivit. Bardzo mi się podoba, bo ma termometr, podświetlany wyświetlacz i działa na baterie CR2032, które można prosto kupić. Nie wiem czy dobrałem odpowiedni obwód kół, bo jakby o kilometr jest więcej na liczniku, ale dystans i tak podaję ze szlaku GPS, a na pozostałe dane nie ma ten szkopuł wielkiego wpływu. Zastanawia mnie tylko na jak długo wystarczą baterie. Mam nadzieję, że często nie będę musiał ich wymieniać.
Dostałem też dzisiaj nową, pojemniejszą baterię do smartfona, bo martwiłem się o długość czasu nagrywania tras. Mam nadzieję, że chińska podróbka nie okaże się wyrzuceniem pieniędzy w błoto, bo mój sprzęt jest jednym z najdłużej działających urządzeń na jednej baterii i dobrze byłoby, abym mógł się pochwalić jeszcze lepszymi osiągami.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Wieża nr 3

  71.64  03:55
Nie ufać pogodzie, nawet jeśli obiecuje ładne rzeczy. Zaplanowana wizyta na Muchowskich Wzgórzach wykonana w całości jak chciałem. No, może nie do końca, ale o tym później.
Ruszyłem parę minut po południu w kierunku Legnickiego Pola. Do podjazdu wykręciłem średnią 25 km/h. Dalej miałem pod wiatr. Jechałem czerwonym szlakiem rowerowym aż do Jawora. Tam odpocząłem sekundkę na Rynku, gapiąc się na mapę, żeby nie pojechać w niewłaściwym kierunku. Ogólnie cały przejazd przez Jawor poszedł mi łatwo. Chyba zaczynam coraz bardziej znać to miasto.
W Paszowicach zauważyłem 2 kościoły stojące blisko siebie. Wydawało mi się, że jeden z nich widziałem, przejeżdżając drogą równoległą do mojej, a drugi był ukryty za pierwszym. Pomyliłem ten pierwszy z kościołem w Chełmcu lub Piotrowicach.
Dojechałem do lasu, a w sumie wąwozu, w którym zalegało dużo śniegu i było chłodno. Im jechałem dalej było chłodniej i mniej wiosennie. Wokół Legnicy widać szczerą wiosnę, a tutaj ledwo przedwiośnie próbuje się przebić. Zadziwiająca pogoda. A ja takie plany zacząłem układać związane z górami... W ogóle ten podjazd do Lipy wydaje się być ładną alternatywą dla Chełmca czy Górzca. Jest o wiele łagodniejszy, choć dłuższy, ale coś za coś.
Dojeżdżam do Nowej Wsi Wielkiej, w której nie do końca wiem jak jechać. Plan, który tam postawili jest dosyć chaotyczny, ale wybrałem drogę w dół po kałużach. Po paru chwilach docieram do asfaltowej drogi leśnej i w końcu do pierwszych śladów leżącego śniegu. Pokonanie tej drogi nie było łatwe i mimo wielu prób wywrócenia mnie – dotarłem do rozdroża, na którym wszystko miało się zacząć. Odpocząłem i odnalazłem na mapie miejsce, od którego powinienem rozpocząć poszukiwanie szlaku. Wypadało na miejsce, w którym się znajduję i udało się. Problemem były śnieg i strumień na drodze. O ile wodę ominąłem idąc obok, o tyle ze śniegiem nic zrobić nie mogłem. Jazda w ogóle nie wchodziła w grę. Przejechałem się kilkanaście metrów dopiero w 2/3 dystansu na szczyt, bo zrobiło się płasko i o dziwo nie było śniegu. A tak, to co chwila postój, żeby wyciągnąć śnieg z butów czy uważanie, żeby nie stanąć w jakimś zagłębieniu pełnym wody i ukrywającym się pod śniegiem. Rower jak już nie dawał rady, to musiałem go nieść i tak nosiłem go z kilometr... Miałem moment, żeby zawrócić, ale nie lubię się poddawać. W końcu dotarłem na bazaltową górę. Wdrapałem się na wieżę, ale las urósł od momentu, gdy budowla została wybudowana i nie da się zobaczyć wiele.
Usłyszałem strzał, więc pomyślałem, że najwyższa pora się zbierać. Niestety nie udało mi się zjechać i musiałem prowadzić rower. Szlak się urwał i zabłądziłem, ale ponieważ było to zbocze, to schodziłem w dół, od czasu do czasu zjeżdżając po cienkiej warstwie śniegu. Wydostałem się z lasu na drogę, po której prawdopodobnie od kilku tygodni nic poza zwierzyną się nie poruszało, a w butach miałem tak mokro... Ruszyłem w kierunku zabudowań. Minąłem nawet szlak, którym powinienem zejść, ale dobrze, że zabłądziłem, bo miałbym problem jak przedostać się w tym miejscu przez strumienie. Tam dalej miałem to ułatwione, bo pod śniegiem był marny strumyczek.
W końcu asfalt. Ruszyłem w kierunku domu, żeby zdążyć przez zmrokiem i nie zamarznąć po drodze. Zaplanowałem taką trasę, aby nie jechać dwa razy tą samą drogą oraz aby pierwszy raz przejechać Górzec z Pomocnego do Bogaczowa. Niestety droga przez las nie jest utrzymywana zimą i zjazd nie był taki, jak sobie go wyobrażałem. Powyżej 20 km/h nie wchodziłem, a i tak było zimno. Lasy są dobre, ale na upalne lato. Dowiedziałem się chociaż nad czym pracowano tutaj jesienią i podoba mi się :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Widokówka z Wądroża Małego

  47.92  02:08
Kolejny piękny dzień zachęcał, żeby wyjść na rower. Plan był, aby wyruszyć gdzieś z Bożeną, ale niestety nie wypaliło. Podejrzewam, że dzieci ją wysłały w kosmos, a szkoda, bo miło się z nią jeździło :P
Przeziębiłem się w sobotę na tym zimnie. Taki dzień przerwy na regenerację w sumie dobrze robi i będę tak jeździł w poniedziałki, środy i piątki. A w weekendy zobaczymy :D Prognoza pogody niestety przewiduje deszcze od czwartku, a planowałem już w ten weekend przejechać żółty szlak wokół Legnicy. Widocznie przełoży się to na przełom marca i kwietnia...
Pomyślałem, aby odwiedzić dzisiaj wzgórze w Wądrożu Małym. Ruszyłem na wschód. Zbyt wcześnie skręciłem w Koskowicach w prawo i coś mi mówiło, żeby skręcić na rozdrożu w lewo. Dobrze zrobiłem, bo za Taczalinem wjechałem do gminy Wądroże Wielkie. Wracając do tematu elektrowni wiatrowych, to mają powstać nie 2, a 22 wiatraki pod Księginicami. Pokaźna liczba.
Dojechałem do celu, żeby zrobić zdjęcie panoramy. Pomyśleć, że jeszcze w sobotę zalegał na tych polach śnieg. W Mikołajowicach stwierdziłem, że nie chcę wracać drogą, którą jechałem i ruszyłem na południe, dużo na południe aż do Snowidzy. W tamtejszym lasku stoi pewna budowla przypominająca starą wieżę, do której nie ma dostępu od strony, którą przemierzyłem. Jak wyczytałem w sieci, jest to pomnik niemiecki z tablicą datowaną na okres I wojny światowej. Jest to cmentarz wojenny leżący w parku pałacowym, co wyjaśniałoby ogrodzenie tego miejsca, choć już jakość ogrodzenia pozostawia wiele do życzenia.
Nie chciałem jechać do Jawora, więc skierowałem się w stronę domu. Nie jechałem też przez Legnickie Pole, bo nie chciało mi się robić podjazdu, a zresztą już tam byłem w sobotę. Prawie wszystkie drogi przebyłem dzisiaj nie pierwszy raz, ale wszystko wydaje się takie inne. Najszybciej kojarzyłem skrzyżowania. W środę może wybiorę się na Muchowskie Wzgórza do wieży widokowej, na którą "poluję" już od września.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Herbata i grill

  70.57  03:41
Witaj, marcu! Dziś pojechaliśmy na wycieczkę. Była ona długa. To tak słowem wstępu do kolejnego udanego dnia na rowerze :)
O wyjeździe poinformował mnie Jarek 2 dni wcześniej. Punkt 10:00 zjawiam się na skrzyżowaniu. Bożena z Jarkiem już tam czekają. Po kilku minutach zjawiają się też Piotrek, Ania i Grzesiek. W takim oto składzie ruszamy przy pięknym słońcu na południe. Tym razem zamontowałem błotniki i pierwsza szutrówka poszła dobrze. Za zalewem pierwszy śnieg, po którym jechało się jak na Przełęcz Karkonoską. I za Męcinką kolejna nieczysta jazda. Śnieg, błoto, kałuże... Przemoczyłem buty i odtąd jechało się źle. Wiatr wysuszył je, ale tym samym wychłodził mi stopy.
Bożena planuje jeździć codziennie w marcu, aby wyrobić sobie formę. Ja mam czas w poniedziałki, środy i odrobinę później w piątki, więc może też będę się często wybierał pojeździć. Trzeba jakoś zrobić te 2 tysiące i wykonać kompleksowy przegląd roweru. Ale już czuję jak mój napęd umiera. To nie jest przyjemne doświadczenie.
Pstryknąłem 2 fotki, choć miałem nadzieję zrobić ich więcej. No cóż, jest jeszcze za zimno na takie rzeczy i nie chciałem siedzieć na ogonie peletonu przez zatrzymywanie się na zdjęcia. Wjechaliśmy na Młynik i szybko zjechaliśmy przez Myślinów do Myśliborza na herbatę. Z grubsza osłonięci od wiatru usiedliśmy na słońcu. Przyjemnie :D
Przyjechał Łukasz na swoim Felcie. W samą porę, bo podano herbatę. Tak zagrzani ruszyliśmy szybkim tempem dalej. Taka jazda mi się podoba, nie to co pod górkę! Pojechaliśmy przez Stary Jawor, aby spotkać się z Olkiem. Niestety jego rower uległ uszkodzeniu, ale dzięki ekwipażowi, który mieliśmy udało się postawić rower na nogi... yhm, koła :D
Ponieważ był pomysł, aby jechać przez Legnickie Pole, toteż tam się skierowaliśmy po bruku i dziurawym asfalcie. A, Ania zaprosiła nas (mówi się, że to oficjalna wersja) na grilla, więc pojechaliśmy do Kauflandu, a później do niej. Dodatkowo mój rower miał swoje pierwsze mycie wodą. Szkoda, że nie mieszkam w domu jednorodzinnym. Wtedy też mógłbym sobie pozwolić na taki luksus :P
Przemarzłem, no ale czego się nie robi dla odrobiny rozrywki. Powrót szybki. Tak szybki, że przejeżdżamy na czerwonym (co to było?), ktoś gubi się z tyłu, ktoś ucieka z przodu. Ja widzę tylko Jarka na skrzyżowaniu, a później doganiam Olka i tak kończy się dzień na rowerze.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, ze znajomymi, kraje / Polska, rowery / Trek

Błoto, którego miało nie być

  31.30  01:40
Miałem zrobić sobie 2-dniową przerwę, żeby odpocząć, jednak znalazłem sporo wolnego czasu i znów wyszedłem na rower. Tym razem zaplanowałem, aby mieć więcej kilometrów w lutym niż w styczniu. Planowałem również nie tykać się żadnego terenu, ale ja chyba tak już nie potrafię...
Pojechałem Złotoryjską, trochę po zabłoconych drogach dla rowerów. Nie wiem co mnie wzięło na Szymanowice, ale wjechałem na drogę terenową i już wiedziałem, że będzie kolejne pranie. Po wyjechaniu z błotnej kąpieli skierowałem się na Gierałtowiec. Gdy ruszałem, miałem plan – przez Gierałtowiec do Budziwojowa i z powrotem do Legnicy. Niestety minąłem drogę, bo i kompasu nie wziąłem, i mapy. W sumie dobrze, bo mapa zniszczyłaby się.
Jechałem już tędy z Ernestynowa do Goślinowa. Ale tak dawno, że zjechałem z głównej drogi w Lubiatowie. Duuużo błota. I później jeszcze w Goślinowie coś mnie skusiło, żeby ponownie wjechać do wsi. Dobrze, że nie każda wieś się gdzieś kończy i po podjeździe na Sikornik prawie wjechałbym do nielubianej części Lasku Złotoryjskiego. Jednak kałuże stawały się coraz szersze i postanowiłem sprawdzić w telefonie gdzie jestem. Uznałem, że warto zawrócić i wjechać na bardziej zaufaną drogę. Zaczynałem się domyślać gdzie jestem, bo zwykle widziałem to osiedle z drogi krajowej, a teraz znalazłem się w jego obrębie. Nasłuchując odgłosu aut snułem się po błocie pośród działek budowlanych z domami w stanie surowym. Udało mi się wydostać na drogę asfaltową. Brudny dotarłem do domu. Trzeba zamontować błotniki :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Pętla przez Pątnówek

  23.68  01:13
Kolejny dzień przedwiośnia i kolejny dzień chlapania się w błocku. Na dziś zaplanowałem przejechać się przez Pątnówek, żeby zobaczyć panoramę Legnicy. Niestety ponieważ jechałem w przeciwną stronę niż zwykle, to miałem miasto za plecami i nie podziwiałem widoków.
Ruszyłem przez mniejsze ulice, bo nie chciało mi się stać na światłach na Jaworzyńskiej i tak przez osiedle Asnyka i Zosinek dojechałem do Pątnówka, i później do Dobrzejowa. Wskoczyłem na drogę gruntową pokrytą błotem śniegowym. Jakoś się jechało – przynajmniej dopóki nie wjechałem do lasu. Tam już droga nie była tak często odwiedzana i grzązłem, lawirując w śniegu prawie do Pątnowa. Na zjeździe śniegu było jakby mniej, tylko to błoto...
Na rozdrożu postanowiłem pojechać dalej terenem. Dalej niż do często odwiedzanego przeze mnie szlaku – ruszyłem po pewnym zastanowieniu w stronę wysypiska śmieci. Droga jeszcze gorsza niż ta w lesie. Kałuże na całą drogę aż nabrałem do buta wody. Po błocie śniegowym przyszło prawdziwe błoto. Gdy już dojechałem do drogi, stwierdziłem, że nigdy więcej podczas roztopów nie jeżdżę w terenie.
Dojechałem do skrzyżowania Bydgoskiej ze Szczytnicką i... nie wiedziałem gdzie jestem. Ruszyłem w lewo. Dojrzałem tylko piękną drogę dla rowerów, ale nie zorientowałem się, że już tutaj byłem. Dopiero po prawie półtora kilometra jazdy poznałem po przystanku autobusowym gdzie się znajduję – nie tam, gdzie chciałem. Gdybym zabrał ze sobą kompas, to skierowałbym się na dobrą drogę.
Zapomniałem wczoraj dodać co postanowiłem w sprawie mojego napędu. Wykręcę 10-11 tys. km i wtedy zabiorę się za gruntową wymianę. No chyba że wcześniej coś nie wytrzyma. Muszę jednak te 2 tys. km zrobić przed połową kwietnia, bo wtedy już będę robił długodystansowe wycieczki i o awarii w trasie mowy być nie może.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Nadchodzi wiosna

  25.60  01:13
Wiosna zbliża się powoli. Od kilku dni źle się czułem i widocznie mój organizm stawiał mi ultimatum – albo wsiadam na rower, albo wędruję do łóżka. Wybrałem – rzecz jasna – rower mimo kałuż i śniegu widocznych za oknem. Temperatura ok. 1 °C. Na początku jazdy było mi zimno w twarz, ale jak zwykle po kilku kilometrach nieprzyjemność minęła.
Ruszyłem jak zwykle przez Park Miejski. Nie była to dobra decyzja, bo zamarznięte błoto śniegowe skutecznie utrudniało jazdę, jednak udało mi się bez zatrzymania i poślizgu dojechać do mostku. Ścieżka do wałów też była pokryta śniegiem, więc pojechałem przez osiedle, przez które zwykle chodzę do Decathlonu.
Dalej starą drogą przez Legnickie Pole do Księginic, ponieważ chciałem zobaczyć jak idą prace nad elektrownią wiatrową. Koniec jest planowany na lipiec br., więc przejażdżka tędy raz w miesiącu pozwoli mi zobaczyć przebieg prac. Zaczął doskwierać wiatr, a po nim przyszła mżawka. Ruszyłem więc do domu z szybszym tempem, aby zdążyć przed zmrokiem.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Powrót z Marianówki

  24.78  01:09
Noc spędzona w górskiej chatce przy kominku i świecach w nastrojowej atmosferze urodzin Bożeny. Takie urodziny będę baaardzo długo pamiętał :)
Powrót z Jarkiem, który także przyjechał na rowerze, choć sporo wcześniej ode mnie. Dziś profil opadający, choć z moimi sakwami, mokrą nawierzchnią i wiatrem nie pędziło się tak, jak myślałem. Ale godzinka i dotarliśmy do Legnicy.
Za Krajowem Jarek zaproponował jakiś asfalt, ale nie udało się, bo dotarliśmy do Dunina odrobinę okrężną drogą. Kilometry za to odrobiliśmy na Złotoryjskiej.
Przy okazji czyszczenia łańcucha z błota śniegowego zauważyłem duże luzy rolek. Uznałem, że nie są to normalne luzy i dowiedziałem się coś niecoś – do wymiany mam cały napęd, więc przy okazji zamienię wolnobieg na kasetę, bo coś czuję, że oś wkrótce i tak pękłaby ze zmęczenia. Dodatkowo najpewniej do wymiany idą obręcze, bo też widać zużycie...
Kategoria Polska / dolnośląskie, z sakwami, ze znajomymi, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery