Jednak nie jest to mój szczęśliwy dzień mimo dobrych wyników na uczelni i sprzyjającej pogody. Plan wycieczki zmienił się szybko z nawet przyjemnej jazdy na bolesne doświadczenie. Może jednak od początku.
Na prawie 2 tygodnie pogoda zmieniła się z przyjemnego przedwiośnia na typowo marcową aurę. Od początku weekendu to się poprawia i dzisiaj postanowiłem wyjść na godzinę-dwie przed prognozowanym deszczem (który w tej chwili pada za oknami). Zaplanowałem przejechać się przez Koskowice, Kunice i wrócić przez Piątnicę. Temperatura i wiatr były optymalne (7,9 °C podczas wyjazdu i 5,2 °C podczas powrotu), choć przed jazdą, gdy wracałem z uczelni, zastanawiałem się czy aby na pewno to dobry pomysł, żeby wychodzić na rower. Od prawie tygodnia bowiem czuję się przeziębiony, a w ciągu tej zimy jeszcze nie chorowałem i martwi mnie, że może to wypaść na okres wiosenny.
Jechało się bardzo dobrze. Śnieg jest już w nielicznych miejscach (czyt. na drogach dla rowerów i czasami chodnikach). Mimo długiego odpoczynku miałem wysoką średnią prędkość... do czasu. Na rondzie Bitwy Legnickiej 1241 r. złapał mnie skurcz w lewej łydce. Okropny. Ostatni raz miałem go ponad rok temu. Jak już się pozbierałem, to pomyślałem, że jakoś dam radę z jedną sprawną nogą i... bach! Nie przejechałem dwóch metrów i skurcz w prawej łydce, dwa razy silniejszy niż wcześniejszy. To dopiero pech... Przeżyłem to jakoś. Jeszcze rano miałem tik powieki oka, ale nie sądziłem, że może to się aż tak skończyć. Przeklęte Tesco, bo tam ostatnio kupiłem magnez i teraz żałuję.
Z obolałymi łydkami nie mogę sprawnie chodzić do tej pory i będzie tak jeszcze kilka dni. Żeby jakoś wrócić do domu wsiadłem na rower i, omijając dziury (gdy trzęsło, wydawało mi się jakbym znów miał skurcz), wróciłem przez Bartoszów. Myślałem, że dam radę wykonać swój plan na dzisiaj, ale nic z tego – nogi mam jak z galarety, każdy postój był bolesny i lepiej było nie wydłużać sobie tej męki.
W czwartek w Lidlu był wysyp artykułów dla rowerzystów. Skorzystałem z tego i, kierując się zachwalanymi w internecie licznikami, kupiłem jeden marki Crivit. Bardzo mi się podoba, bo ma termometr, podświetlany wyświetlacz i działa na baterie CR2032, które można prosto kupić. Nie wiem czy dobrałem odpowiedni obwód kół, bo jakby o kilometr jest więcej na liczniku, ale dystans i tak podaję ze szlaku GPS, a na pozostałe dane nie ma ten szkopuł wielkiego wpływu. Zastanawia mnie tylko na jak długo wystarczą baterie. Mam nadzieję, że często nie będę musiał ich wymieniać.
Dostałem też dzisiaj nową, pojemniejszą baterię do smartfona, bo martwiłem się o długość czasu nagrywania tras. Mam nadzieję, że chińska podróbka nie okaże się wyrzuceniem pieniędzy w błoto, bo mój sprzęt jest jednym z najdłużej działających urządzeń na jednej baterii i dobrze byłoby, abym mógł się pochwalić jeszcze lepszymi osiągami.