Czekałem na taką pogodę – niska temperatura, która zmrozi błoto do stanu przejezdnego. Nie sądziłem jednak, że będzie aż -20 °C. Odczekałem do południa i ruszyłem. Na komputerze rowerowym temperatura wskazywała od -6 do -3 °C, więc nie tak źle.
Zacząłem od pomylenia drogi na północ, ale na szczęście szybko się zorientowałem, bo w Parku Miejskim. Polną drogą do Pawic i dalej znanymi ścieżkami do Raszówki. Przed podjazdem pod Lipinką nie mogłem zrzucić biegu z przodu. Przerzutka zamarzła. A po dwóch kilometrach stwierdziłem, że trzeba zrzucić trochę balastu i skuć lód z roweru. Jakieś 2 kilo lżej :D
Do Miłoradzic jechało się źle, bo teren otwarty i mroźny wiatr wiał w twarz. Nie miałem ze sobą mapy, a przed wyjazdem też nie obrałem żadnej drogi, toteż skręciłem na Buczynkę. Dobrze zrobiłem, bo za daleko pojechałbym, a zaczynały mi przemarzać stopy.
Jak przyjemnie się jedzie i, patrząc na różne miejsca, wspomina przejechane szlaki... Szkoda, że tak nie było po wyjeździe z drogi leśnej. Najpierw poszukując nazwy miejscowości patrzę na numery domów. Ten, na który spojrzałem mówił mi, że jestem w Szczytnikach Dużych, tylko że ja żadnych takich nie pamiętam! No nieważne, jadę w stronę słońca i trafiam na przejazd kolejowy, który mi utkwił w głowie. Ja już tędy jechałem! Potwierdził to znak wyjazdu z miejscowości: Szczytniki nad Kaczawą. Czyli kiedyś ta miejscowość nazywała się inaczej. Wracam więc do domu, zatrzymując się jeszcze raz po drodze, aby usunąć lód z roweru (nie chcę kałuż w domu). Czekam na wiosnę, bo drogi leśne są wciąż ośnieżone, a przejechałbym już szlak dookoła Legnicy, bo tak kusi :D