Dzisiaj były idealne warunki na rower. Przywitał mnie kapeć, który dodatkowo opóźnił wyjazd. Szukając pomysłu na wycieczkę, wpadła mi w oko pewna droga dla rowerów. Prognoza informowała o wietrze ze wschodu, więc ruszyłem na zachód. Jechało się całkiem dobrze. Wiatr z początku szalał ze wszystkich stron, choć potem się to nieco ustabilizowało. Byłem ciepło ubrany, więc komfort termiczny był na wysokim poziomie.
Najpierw kierowałem się na Buk, aby potem drogą wojewódzką dojechać do Opalenicy. Dalej lepszymi i gorszymi drogami dla rowerów dotarłem do Grodziska Wielkopolskiego. Odtąd było tylko gorzej. Koszmarne drogi dla rowerów wzdłuż drogi krajowej sprawiły, że do Wolsztyna w pewnym momencie znalazłem drogę na około. W sumie w tamtym momencie mogłem zrezygnować z Wolsztyna, ale odezwał się głód. Do tego zaczęło schodzić powietrze z tego samego koła, w którym rano zakleiłem dziurę. Uznałem, że jest za zimno, więc zacząłem robić postoje na zwiększenie ciśnienia w oponie. Działało to, dopóki nie zaczęło irytować. Zatrzymałem się dopiero w lesie, gdzie nie czułem przeszywająco zimnego wiatru. Wyciągnąłem z dętki kawałek szkła. Dokładnie obok tej samej łatki, którą założyłem wcześniej. Niestety moje zgrabiałe od zimna palce nie radziły sobie z nałożeniem opony po skończonym zadaniu, więc wspomogłem się łyżką. Ta najprawdopodobniej przytrzasnęła dętkę, dodając dodatkowe dwie dziury do bilansu.
Zbliżał się zmierzch, ale kontynuowałem jazdę, aż po chwili znów zabrakło powietrza w kole. Miałem dość. Okazało się, że klej – prawdopodobnie z zimna – nie złapał i połowa łatki się odkleiła. Spróbowałem ponownie i tym razem się udało. Powietrze nie schodziło już przez resztę wycieczki. Zdecydowałem jednak o odwrocie. Rozważałem między Zbąszynkiem i Nowym Tomyślem, ale wybrałem drugie miasto.
Wolsztyńskie drogi dla rowerów to jedne z najgorszych w Polsce. Beznadziejna nawierzchnia, brak spójnego przebiegu, znaki początku i końca w zupełnie przypadkowych miejscach. Horror dla rowerzystów.
Zimno zaczęło mi dokuczać. Długi postój na trzykrotne łatanie dętki, potem zimny wiatr, który chyba zaczął wiać z północy, temperatura przekraczająca -3 °C, a na koniec zamknięty nowotomyski dworzec sprawiły, że się telepałem z zimna w oczekiwaniu na pociąg. Całe szczęście miałem do niego tylko 10 minut, ale strój rowerowy kompletnie nie współgrał z warunkami. No nic, może następnym razem będzie lepiej.