Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / GT

Dystans całkowity:44006.31 km (w terenie 612.21 km; 1.39%)
Czas w ruchu:2068:25
Średnia prędkość:20.10 km/h
Maksymalna prędkość:66.05 km/h
Suma podjazdów:235967 m
Liczba aktywności:726
Średnio na aktywność:60.61 km i 3h 02m
Więcej statystyk

Sendai. Który to już raz?

  72.59  03:54
Po raz kolejny ruszyłem w kierunku Sendai. Byłem tam tyle razy, że straciłem rachubę. Do pokonania miałem górę. Pogoda była nie najgorsza. Wiatr w plecy i odrobina słońca.
Niedaleko szczytu złapałem kapcia. Dziura tak mała, że już miałem iść z dętką do wodospadu, który szumiał obok, ale całe szczęście znalazłem ją. W międzyczasie naszła dziwna chmura z przejeżdżającego auta. Smród palonego plastiku. Już myślałem, że ktoś się popisuje, bo w Japonii takich delikwentów też się spotyka. Okazało się, że dostawczak miał usterkę i kopcił z wydechu gorzej niż parowóz na pełnych obrotach. Aż inne auta się zatrzymały, bo nikt nie wiedział, co się wydarzy. Kierowca zatrzymał się, jeszcze kilka razy próbował odpalić silnik, ale za każdym razem ta sama biała chmura ziała z wydechu niczym ogień z paszczy smoka na niejednym filmie fantasy. Naprawiłem koło i pojechałem dalej, a dostawczak jak stanął, tak się nie ruszał.
Znalazłem się w Sendai. Drzewa wiśni znów kwitły. Jedna góra dzieli tak wiele, bo po drugiej stronie jeszcze brakuje tygodnia albo dwóch do rozkwitu. Pojechałem w jedno miejsce, które było chętnie fotografowane. Latarnia pod kwitnącą wiśnią przyciągnęła kilka osób. Udało się i mnie zrobić kilka zdjęć.
Pojechałem dalej na północ, mijając chram Sendai Tōshō-gū, na wejściu którego stoi moja ulubiona brama torii. W zeszłym roku trafiłem dwukrotnie na plan zdjęć szkolnych. W tym nie miałem tego szczęścia, ale może byłem za późno, bo kwiaty wiśni zdążyły zrobić się białe. Mimo to brama wciąż była piękna.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Yamagata z niespodzianką

  78.61  04:26
Kolejny dzień ze słabą przejrzystością powietrza. Było ciepło, ale widoki mnie nie zadowalały, więc nie wyciągałem często aparatu. Dopiero po przejechaniu niewielkiej góry zrobiło się ciekawiej. Zatrzymałem się w Yamagacie, bo miasto jest znane z makaronu soba. Zjadłem ciepły posiłek i ruszyłem dalej.
Zaczęły mnie martwić ciemne chmury na horyzoncie. Nagle, gdy wyjeżdżałem z Yamagaty, nadszedł front niżowy. Temperatura spadła o 15 stopni, a po kilku kilometrach jazdy zaczęło kropić. Opad narastał z każdym kilometrem. Dołączając do tego temperaturę odczuwalną bliską zeru (na termometrze było 5 °C), był to jeden z najgorszych dni od czasu wizyty pod deszczowym i śnieżnym Fuji-sanem.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Rok na obczyźnie

  68.48  03:30
Ale ten czas leci. Dokładnie rok temu wsiadłem do samolotu i 19 godzin później znalazłem się w Japonii. Od tamtej pory spędzałem mój najbardziej aktywny w życiu czas, jeżdżąc na rowerze i poznając kulturę. Przejechałem od tamtej pory prawie 16 tys. km, z czego 65% z przyczepką, a 14,5 tys. km po samej Japonii (był jeszcze Tajwan). Przedłużyłem mój pobyt i teraz nie wiem kiedy wrócę.
Dzisiaj krótko, bo i droga krótka. Miałem przedostać się przez jedną górę do kolejnego miasta. Droga z początku prosta, a potem z podjazdami i tunelami. Straciłem rachubę ile ich było, ale za ostatnim, 4-kilometrowym, był już tylko zjazd w dół. Z początku nawet pojechałem blisko 60 km/h, ale pojawił się wiatr i musiałem zwolnić. Było też sporo śniegu, nawet 2 metry, chociaż nie wiem, czy pod spodem nie było jakichś obiektów. Dojechałem do Yonezawy i zatrzymałem się w hotelu.

Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Fukushima, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Aizu-Wakamatsu

  124.14  06:09
Słońce przesłaniała warstwa chmur, ale temperatura nie była niska. Do południa zdążyła wyrównać się z wczorajszą.
Na początek musiałem zjechać w dół, co nie było cieszące, bo zaraz rozpoczynał się podjazd. Pierwszą atrakcją okazały się bramki przed płatną drogą. Nie widziałem znaku drogi ekspresowej ani zakazu wjazdu rowerem, ale nie ciekawiła mnie wysokość opłaty, toteż zjechałem na chodnik, który mnie poprowadził w różne miejsca. Najpierw do niewielkiej kaskady. Potem minąłem kładkę dla pieszych, ciasny tunel (pomyśleć, że kiedyś przejeżdżały przez niego auta) i znalazłem koniec drogi. To sobie pojechałem. Wspiąłem się do punktu widokowego, aby spojrzeć na przyczynę blokady, bo na mapie biegła dalej. Okazało się, że skarpa, po której prowadziła droga, osunęła się. Nie było więc mowy nawet o próbie kontynuowania. Zawróciłem do kładki i tutaj, po raz kolejny, był plus dla zestawu rower plus przyczepka. Do kładki prowadziły schody, więc najpierw zniosłem przyczepkę, a potem rower, i od razu mogłem jechać.
Znalazłem się w dzielnicy Nikkō, która bardziej przypominała wymarłe miasteczko. Wzdłuż rzeki stały kilkunastopiętrowe hotele. W kilku widziałem światła, więc może nawet były czynne. Gorące źródła, które się tam znajdowały musiały w dawnych czasach przyciągać tysiące ludzi. Na postojach widziałem na starych zdjęciach dziesiątki uśmiechniętych twarzy. Może po prostu przyjechałem nie w porę?
Przejechałem obok tamy tworzącej jezioro Ikari-ko. Trwały prace nad budową elektrowni wodnej. Prawdopodobnie z tego powodu spuszczono całą wodę z jeziora. Wyglądało to dziwnie, niczym po katastrofie ekologicznej. Przez środek jeziora płynęła rzeka, która wydrążyła w mule głębokie koryto. Ciekawe jak taka ilość materiału ma wpływ na stan rzeki poniżej tamy.
W końcu wjechałem na szczyt góry stojącej na mojej drodze i został długi zjazd. Próbowałem znaleźć drogę, którą jechałem rok wcześniej (jak ten czas leci), ale wtedy trochę kombinowałem, aby uciec od aut. Dzisiaj miałem mniej szczęścia, bo ruch był dużo większy. Może to dzięki porze dnia, bo o zmierzchu zaczęło być luźniej. Dotarłem do miasta Aizu-Wakamatsu, rzuciłem okiem na słabo oświetlony zamek, który chodził po mojej głowie podczas poprzedniej wizyty w mieście, i zatrzymałem się w hotelu.
Kategoria za granicą, z sakwami, setki i więcej, po zmroku i nocne, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Fukushima, Japonia / Tochigi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

W centrum Japonii

  72.28  04:22
Kolejny słoneczny dzień z kwitnącą wiśnią w tle. Ruszyłem w kierunku miasta Utsunomiya, bo szukając noclegu, wyczytałem, że jest tam środek Japonii.
Starałem się jechać po prostej, a że główne drogi prowadziły nieco naokoło, to trochę kombinowałem po osiedlowych, trochę po wałach rzecznych, aż trafiłem do parku Shinonome-kōen, gdzie ludzie spędzali hanami. Sznurek aut oczekujących na wjazd się nie kończył. Widziałem też rowery, więc niektórzy byli przygotowani na taką ewentualność. Przespacerowałem się kawałek, poczekałem też na przejazd pociągu, bo one pięknie komponują się z sakurą.
Znalazłem się w mieście Utsunomiya, a tam trafiłem najpierw na ulicę Shinkawa Sakura Namiki-dori obsadzoną drzewami wiśni, potem pod ruiny zamku z piknikującymi ludźmi, aż w końcu całkowitym przypadkiem, gdy zerknąłem na boczną uliczkę, zauważyłem kładkę z ludźmi. Zatrzymałem się w parku Hachimanyama-kōen, bo zapragnąłem przespacerować się górą. Ludzi było co nie miara. Znalazłem nawet korek po drugiej stronie parku, który towarzyszy wszystkim obchodom okresu kwitnienia wiśni. Przeszedłem po kładce i to w sumie tyle. Zabrałem się w dalszą drogę. Co do centrum Japonii, to jest kilka kategorii i w każdej z nich centrum znajduje się w innym miejscu, więc uznałem to za nic wyjątkowego i zaniechałem poszukiwań.
Jazda do Nikkō nie była ciekawa. Duży ruch zmuszał mnie do poruszania się po chodnikach, a te były bardzo niewygodne, bo znajdowały się półtora do dwóch metrów powyżej drogi, a każde skrzyżowanie z podjazdem na posesję wiązało się ze zjechaniem i ponownym wjechaniem na ścieżkę. Już w Polsce widziałem lepsze rozwiązania. W każdym razie dojechałem do centrum miasta, gdzie chciałem zobaczyć aleję cedrową. Trafiłem niestety na mniej ciekawą (a jest ich kilka) i byłem nieusatysfakcjonowany.
Dotarłem do górnego miasta, gdzie znajdował się mój hostel. Plan był taki, aby zostawić rzeczy i ruszyć do jeziora Chūzenji-ko. Zabrakło czasu, bo zaczynało się ściemniać. Wykorzystałem plan alternatywny i ruszyłem pieszo do świątyni Nikkō Tōshō-gū. Oczywiście była zamknięta, a okolica niczym wymarła (w przeciwieństwie do dnia, gdy jest tam tłoczno niczym na jarmarku). Przespacerowałem się do chramu Nikkō Futarasan-jinja, gdzie, mimo pustek, świeciły się światła w oknach. Zrobiło się chłodno, więc może i dobrze, że nie ruszyłem do jeziora.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Tochigi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

W pogoni za sakurą

  88.72  04:36
Jako że w Tōkyō drzewa wiśni przekwitają, wyruszyłem na daleką północ w poszukiwaniu pięknych widoków.
Najpierw odwiedziłem park Sumida-kōen, z którego wczoraj zrezygnowałem z oszczędności czasu. Później trafiłem na jeszcze kilka parków, ale we wszystkich drzewa wiśni były w połowie przekwitłe. Nie mogłem zrobić nic więcej, jak jechać dalej. W sumie tyle mógłbym napisać, gdyby nie miasto Satte, a dokładnie park Gongendō Tsutsumi. Znajdowało się tam tysiąc drzew wiśni. Łatwo było trafić na miejsce, jadąc za kilkukilometrowym korkiem. Zastanawiam się, gdzie oni upchali te wszystkie auta, bo ludzi było chyba kilka tysięcy.
Miejsce bardzo ładne. Przypominało Hitome Senbon Zakura, w którym byłem w zeszłym roku. Tutaj dodatkowo uroku dodawał rzepak. W ogóle ten rejon ma go bardzo dużo, bo jak rzadko widuję rzepak w Japonii, tak dzisiaj przez resztę dnia zobaczyłem go sporo.
Przeszedłem duży kawał ścieżki otoczonej drzewami. Tutaj, mimo spadających płatków, kwiatom było daleko do przekwitu. Udało mi się zrealizować dzisiejszy plan. Pozostało dojechać do miejsca noclegowego. Pokonałem kawałek dystansu po wałach rzecznych, potem ulicami. Temperatura spadła o kilka stopni. Na miejscu znalazłem się chwilę po zapadnięciu zmroku. Już wywieszają koinobori z okazji dnia dziecka, który w Japonii odbywa się w sumie dopiero w maju.
Kategoria za granicą, z sakwami, po zmroku i nocne, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Ibaraki, Japonia / Saitama, Japonia / Tochigi, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Z ogrodu do ogrodu po Tōkyō

  22.24  01:37
Wczoraj nie jeździłem, ale wybrałem się na długi spacer. Odwiedziłem dwa razy Shinjuku Gyoen, gdzie zrobiłem mnóstwo zdjęć. Dwukrotnie, bo za pierwszym nie wziąłem aparatu. Niestety światło zdążyło się zmienić i zdjęcia nie wyszły takie, jak chciałem. Ale załączam je do pokaźnej kolekcji. Nie mogłem się zachwycić widokami, bo choć wszystkie są podobne, to jednak każdy zawiera coś innego.
Dzisiejszy dzień zaplanowałem z udziałem map Google, w których zostały dodane popularne miejsca do podziwiania kwitnienia wiśni. Wybrałem kilka leżących na drodze do kolejnego noclegu i ruszyłem. Na początek był Meij-ijingū Gaien, ale rozczarowałem się. Objechałem część kompleksu i nie znalazłem miejsca przeznaczonego na hanami. Tak właściwie, duża część drzew wiśni przekwitła. Potem jeszcze w kilku innych miejscach zobaczyłem w połowie gołe drzewa. Hanami w Tōkyō dobiega końca.
Obok znajdował się pałac Akasaka, który przyjmuje dygnitarzy z całego świata. Strzeżony przez mundurowych, ale można zwiedzić wnętrza po uprzedniej rezerwacji. Chętnych nie brakowało.
Następnym punktem był Tōkyō Middotaun (albo Midtown z angielskiego) i znajdujący się obok maleńki park Hinokichō-kōen. Drzew wiśni niewiele, ale ludzi piknikujących na trawie nie brakowało.
Na swojej drodze miałem wieżę tokijską, więc nie mogłem się nie zatrzymać. Kolejne zdjęcia do kolekcji z tych samych miejsc, ale w innym świetle, więc nie są to duplikaty.
Kyū Shiba Rikyū Onshi-teien, czyli Stary Ogród Cesarski Shiba Rikyū (albo jakoś tak) był kolejny na liście. Zapłaciłem za wejście, a tam mnóstwo pracowników biurowych. Akurat była pora lanczu, więc po części to zrozumiałe, choć zastanawiam się, czy to zwyczajne, że tam jedzą kanapki i inne dania na wynos, czy może ze względu na hanami pracownicy postanowili spędzić godzinę obiadową na kocach pod drzewami wiśni. Może praca od 7 do 19 nie pozwala im na taki odpoczynek w innej porze. Życie pracoholika w Japonii jest ciężkie.
Tuż obok znajdowały się ogrody królewskie Hamarikyū Onshi-teien, większy kompleks, ale szybko go obszedłem. Czas mnie gonił, więc pojechałem do parku Ueno-kōen. Przypomniała mi się poprzednia wizyta tamże 2,5 roku temu. Nawet trafiłem na uliczkę, która wtedy była pusta, a dzisiaj zapełniały ją stragany z jedzeniem i ławki z radosnymi Japończykami, którzy spędzali hanami w towarzystwie rodzin i przyjaciół.
Powoli opuszczałem park, gdy zaczepił mnie Japończyk, zwracając się z pytaniem, czy jestem z Polski – zapytał po polsku. Jak się okazało, uczył się polskiego kilkadziesiąt lat wcześniej. Był to jego czwarty język po japońskim, rosyjskim i angielskim. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, porozmawialiśmy chwilę i poszliśmy w swoje strony.
Miałem jeszcze dwa miejsca do odwiedzenia, ale robiło się późno, więc pojechałem prosto do hostelu. Pod świątynią Sensō-ji był straszny tłok i jak zwykle nie miałem gdzie zostawić roweru. Pomyślałem, że mogę zostawić rzeczy w hostelu. Zrobiłem więc szybki spacer, bo było blisko i na tym zakończyłem dzień podróży. Już dawno nie zrobiłem tylu zdjęć.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Wiśniowe Tōkyō

  26.21  01:34
Kolejny dzień wiśniowego szaleństwa. Zaplanowałem odwiedzić kilka popularnych miejsc w Tōkyō. Dzień był równie ciepły, jak wczoraj.
Na pierwszy ogień poszła rzeka Meguro-gawa, a właściwie kanał, wokół którego zostało posadzonych kilkaset drzew wiśni. Widok przepiękny, a dodatkowo gdy kwiaty zaczynają przekwitać, rzeką spływają setki płatków. Podobno widok jest niesamowity. Obszedłem kanał w obie strony, aż się skończyły drzewa. Ludzi też było dużo, więc wszystko spacerkiem. Najciężej jest znaleźć miejsce na rower, aby zrobić zdjęcie, potem kolejne zdjęcie, i jeszcze jedno. Fotografia i kolarstwo są bardzo żmudnym połączeniem.
Kolejnym punktem była wieża tokijska. Gdy tylko ją ujrzałem, ach, była przepiękna. Przypomniało mi się, jak zatrzymałem się w hostelu obok. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy z bliskości wieży, aż w końcu dojrzałem ją pomiędzy budynkami. Dzisiaj zobaczyłem ten sam widok, ale strasznie chciało mi się pić i, zajęty szukaniem sklepu, nie uwieczniłem tego na zdjęciu. Obszedłem wieżę wokół i pojechałem jeszcze do świątyni Zōjō-ji, gdzie ludzie pozajmowali miejsca pod piknik. W sumie w każdym parku można zobaczyć świętowanie hanami. Niektórzy od wczesnych godzin porannych siedzą na plandekach, aby zaklepać najlepsze miejsca.
Ruszyłem w kierunku ogrodów cesarskich. Zastałem setki albo tysiące ludzi. Wpuszczano ich jedną bramą, a wypuszczano aż dwiema. Objechałem całość, trafiając pod Chidori-ga-fuchi, fosę otoczoną drzewami wiśni. Ludzi tak samo dużo, jak wszędzie. Wyczerpałem swoje pokłady energii i cierpliwości, aż zapragnąłem wrócić do hostelu. Wyszedłem jeszcze na spacer po okolicy, bo potrzebowałem znaleźć sklep elektroniczny. Przy okazji znalazłem Godzillę.

Kategoria za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Tokijskie hanami

  41.89  02:29
Dzisiaj krótko. Był gorący dzień, przenosiłem się do Tōkyō. Trwa okres kwitnienia drzew wiśni, więc widziałem ich mnóstwo i mnóstwo razy się zatrzymałem, aż w końcu dojechałem do Shinjuku. Znalazłem mój nocleg, zostawiłem rzeczy i pojechałem szukać szczęścia.
Miałem w planach zobaczyć kilka miejsc, ale skończyło się na parku Yoyogi, który jest na tyle olbrzymi, że można tam spędzić mnóstwo czasu. Zostawiłem rower na parkingu, bo od północnego wejścia obowiązuje zakaz jazdy (nie jestem pewien, czy można iść z rowerem). W sumie mogłem objechać park, ale bez roweru wygodniej się robi zdjęcia ludziom w losowych momentach. Nie jestem jednak na tyle odważny, aby to robić, więc zwykle robię zdjęcia grup ludzi, aby byli oni tłem, a nie pierwszym planem.
Hanami, czyli święto podziwiania kwitnących drzew wiśni. Czas, który spędza się ze znajomymi. Jest to również czas, gdy można poznać wiele nowych osób. W parku Yoyogi byłem jedynie obserwatorem, bo w tygodniu jestem ograniczony czasowo i musiałem wracać, żeby zdążyć przed pracą.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Kanagawa, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Miało być w dół

  84.75  04:08
Znowu w drogę. Było jeszcze cieplej niż wczoraj. Odwiedziłem ponownie pagodę Chūrei-tō, bo była po drodze. Śnieg i kałuże zdążyły zniknąć, więc zrobiło się tłoczno – najwięcej samolubnych Chińczyków, którzy bez powodu zajmowali maleńkie miejsce widokowe – wózek, walizki (kto to wtargał na szczyt?), albo siedzi sobie taki i gra w gry na telefonie zamiast zrobić coś pożytecznego i pozwolić innym popatrzeć na widok, zrobić zdjęcie. Jacy oni są irytujący.
Ruszyłem dalej na wschód. Najpierw zjazd w dół przez kilkanaście kilometrów, potem trochę musiałem zabłądzić, bo pojawiły się podjazdy. Nie miałem ich w planie. Myślałem, że będę miał tak piękną średnią, ale po wczorajszej wspinaczce (i dodatkowo dzisiejszej pod pagodę) wciąż bolały mnie mięśnie nóg, więc podjazdy szły mi słabiutko. No ale dojechałem do celu. Po drodze zobaczyłem mnóstwo kwitnących wiśni. Hanami pora zacząć. Następny przystanek: Tōkyō.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Kanagawa, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery