Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy / Japonia wiosną 2019

Dystans całkowity:3054.29 km (w terenie 11.76 km; 0.39%)
Czas w ruchu:188:25
Średnia prędkość:16.21 km/h
Maksymalna prędkość:55.15 km/h
Suma podjazdów:23558 m
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:72.72 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Drogi rowerowe nad morzem

  123.00  06:32
Wiatr się uspokoił, ale upał zaczął być nieznośny. Kontynuowałem podróż wzdłuż wybrzeża. Spotkałem też pierwszego od przylotu do Japonii sakwiarza. Potem jeszcze kilku kolejnych. Dlaczego dopiero dzisiaj?
Trafiła mi się droga dla rowerów. Wyjątkowa o tyle, że wybudowana na miejscu starej linii kolejowej. Było mnóstwo tunelów i spokojnych podjazdów. Przynajmniej przez 30 km, bo potem wygoda się skończyła, a ja włączyłem się do ruchu po krajówce. Zniknęły nawet pobocza, ale dzięki temu mogłem jechać po równych drogach. A za sprawą robót drogowych miałem całą drogę dla siebie i tylko przepuszczałem auta jadące w kolumnie (ruch wahadłowy).
Po przekroczeniu ostatnich gór znów trafiłem na drogę dla rowerów. Tym razem biegła wzdłuż wybrzeża i po spokojnych drogach. W pewnym momencie miałem wrażenie, że coś się stało, bo ruch zamarł. Niestety brak cienia oraz przebieg drogi (długość 100 km zdumiewała) skierowały mnie z powrotem na główne drogi. Całe szczęście szerokie pobocze pozwalało na jazdę równą ulicą.
Kilka dni temu popełniłem gafę, gdy robiłem rezerwację noclegów. Dzisiejszy nocleg w Toyamie zarezerwowałem z datą wczorajszą. Jechałem więc z obawą, że hostel mnie obciąży za mój błąd, ale udało się tego uniknąć, a do tego mieli wolne łóżko.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, Japonia / Toyama, po dawnej linii kolejowej, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wzdłuż wybrzeża, dzień drugi

  125.43  07:21
Wiało nudą. Znowu wybrzeże, choć było lżej niż wczoraj. Wyjeżdżając z Niigaty, rozpoznałem drogę sprzed dwóch lat. Aby nie jechać po własnym śladzie, skusiłem się na drogę wzdłuż linii brzegowej, więc poza widokami rodem z Islandii miałem też trochę podjazdów. Trafiłem na miasteczko Izumozaki, w którym znajduje się kilkadziesiąt chramów i świątyń, bo co chwila mijałem wejście do jakiejś. Zobaczyłem elektrownię jądrową, a właściwie ogrodzenie, które bardziej przypominało to w bazie wojskowej. Z nieba lał się żar, a u celu dojrzałem Japońskie Alpy. Reszta na zdjęciach.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ciągle pod wiatr

  144.48  09:18
Jeden z najcięższych dni, jakie spędziłem na rowerze. Nawet nie wiem od czego zacząć. Może od początku.
Był chłodny poranek. Do tego wiało, że czapki trzymać. Niestety wiatr był idealnie z kierunku, w którym zmierzałem. Nie mogłem zmienić planów, więc mozolnie ruszyłem na zachód.
Dotarłem do wybrzeża. Wiało jeszcze gorzej niż w centrum miasta. Dobrze przynajmniej, że fale nie wlewały się na drogę.
Po kilku godzinach jazdy, gdy minąłem pewne skrzyżowanie, w miarę szybko zauważyłem brak wiatru. Zdziwiony, dostrzegłem swój błąd. Jechałem w kierunku doliny. Skuszony ulgą od gnębicielskiego wiatru, nie zawracałem. Pojechałem przed siebie, przez kilka tuneli i pagórków, potem jeszcze przez kilka gór i przedostałem się ostatni masyw górski.
Pozostały drogi płaskie jak stół, a co najważniejsze – wiatr prawie ustał. Zastanawiam się, czy gdybym kontynuował jazdę wzdłuż wybrzeża, to pokonałbym drogę szybciej?
Wjechałem na drogę prefekturalną nr 3. Wyglądała bardziej jak droga osiedlowa, ale osłonięta zabudowaniami z obu stron zapewniała schronienie przed resztkami wiatru. Brakowało chodników czy nawet pobocza, jednak auta jeździły kolumnami, więc dawałem radę. Zorientowałem się nawet, że jechałem tamtędy 2 lata temu. Do celu dotarłem wykończony. Przydałby się dzień odpoczynku.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Pagoda przy leśnej ścieżce

  103.41  06:46
Rano było chłodno. Do tego wiał wiatr, który nie był mi na rękę. Jechałem wzdłuż rzeki na północ. Po drodze niepotrzebnie skręciłem i wjechałem na nieprzyjazne drogi wiodące wśród pól ryżowych. Nieosłonięte od wiatru psuły radość z jazdy.
W sumie w najbliższym miasteczku nie było lepiej. Dopiero droga wiodąca przez góry przyniosła odrobinę odpoczynku. Przynajmniej od wiatru, bo pod górę było ciężko.
Trafiłem na kilka kwitnących drzew wiśni, a także na zaspy topniejącego śniegu. Na horyzoncie mogłem również dostrzec ulewę. Nie miałem żadnej w planach.
Olśniło mnie, gdy dojechałem do stacji drogowej (Michi-no-Eki). Jechałem tą samą drogą, co półtora roku temu, a do tego wtedy zatrzymałem się w tym samym hotelu, z którego wyruszyłem dzisiaj. Już wiedziałem, że reszta będzie z górki. Przynajmniej miała być.
Kilka kilometrów dalej lunęło. Udało mi się schować pod jednym z zadaszeń na drodze. Po kilku minutach deszcz ustał niczym woda z prysznica na monetę na Islandii. Potem jeszcze tak kilka razy, aż dojechałem do rozwidlenia dróg. Miałem w planie zobaczyć pewną pagodę i akurat pojawiła się na znaku drogowym, więc ruszyłem we wskazanym kierunku. Źle to rozegrałem.
Po kilku kilometrach za plecami pojawiła się burza z czarnymi chmurami i piorunami. Myślałem, że przejdzie bokiem, ale nic z tego. Kilka kilometrów dalej mnie złapała. Zmokłem tylko trochę zanim schowałem się pod dachem pobliskiej poczty. Deszcz przeszedł, ale potem wrócił jeszcze kilka razy. Na szczęście ze zmniejszoną siłą.
Doszedłem do momentu, gdy trzeba było zrobić podjazd. Nie miałem już wyjścia, więc metr po metrze piąłem się w górę. Na szczycie, który był trzykrotnie wyższy niż to sobie wyobrażałem, trafiłem na płatną drogę dla aut. Jeszcze kasjer wyszedł ze swojej budki, aby krzyknąć, że rowerem nie można. Sprawdziłem swoje opcje i... ruszyłem w dół. Kończył mi się czas, więc stwierdziłem, że sobie daruję atrakcję.
Jadąc w dół, jeszcze skręciłem w drogę, która biegła przy punkcie, który oznaczyłem na mojej mapie jako wejście do chramu. Zaskoczył mnie napis informujący o 10-minutowym spacerze. Tylko tyle zrozumiałem po japońsku, więc pomyślałem, że mogę zobaczyć, co takiego udostępnili.
Wszedłem do na leśną ścieżkę. Minąłem kilka klimatycznych widoków, dziesiątki potężnych drzew, kilkanaście kapliczek i dojrzałem mój cel. Pagoda Hagurosan Gojūnotō stojąca wśród drzew. 600-letnia wieża stała się niestety komercyjną atrakcją turystyczną, więc doczepili do niej schody, obok postawili kilka stoisk z pamiątkami i punkt opłat za wejście do wnętrza. Mimo to wygląda przepięknie.
Wróciłem do roweru i dokończyłem zjazd do miasta. Mogłem w sumie darować sobie podjazd i dotrzeć do pagody łagodniejszą drogą, ale cóż, uparłem się. Po drodze trafiłem na drogę dla rowerów, która obiecywała zabrać mnie do celu, ale biegła ona niestety dłuższą trasą, aby ominąć ruchliwe drogi, więc gdy zauważyłem podstęp, zjechałem na krajówkę i tak dostałem się do Tsuruoki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ku nowej przygodzie

  57.38  03:08
Ruszam na kolejną wyprawę. Nie wiem jeszcze dokąd mnie doprowadzi, bo mam drobne problemy, ale trzeba być dobrej myśli. Musiałem wstać wcześnie rano, bo prognoza przewidywała opady deszczu. Dobre i to, bo początkowo prognozowano deszcz codziennie przez 2 tygodnie.
Pojechałem najpierw w kierunku centrum, aby nie błądzić w zawiłej sieci japońskich ulic, a potem prosto na zachód. Droga przeze mnie już znana i mieszanymi uczuciami obdarowywana. Dzisiaj był ostatni dzień złotego tygodnia, czyli serii świąt, podczas której miliony obywateli cierpiących na pracoholizm musiało odpocząć od pracy. Wielu wyjechało do innych miast i dzisiaj trwał masowy powrót, który objawiał się masowym zakorkowaniem dróg. Wymuszało to konieczność jazdy po chodnikach, nie zawsze szerokich i wygodnych, a gdy taki chodnik się kończył – bo chodniki na przedmieściach w Japonii są jak drogi dla rowerów w Polsce – to trzeba było przejść na drugą stronę. Czasem to trwało, bo ludzie zmęczeni powrotem nie myślą o przepuszczeniu pieszego na przejściu, więc trzeba czekać.
W końcu wygoda się skończyła i trzeba było wjechać na drogę. Niestety bez pobocza, więc w dużym ruchu, gdzie każdy chciał przejechać jak najszybciej, byłem wyprzedzany na gazetę. Pocieszała mnie myśl, że to tylko dzisiaj.
Równo o godz. 11 – zgodnie z prognozą pogody – zaczęło kropić. Na kilka kilometrów przed tunelem łączącym dwie prefektury. Już myślałem sobie, jaka to prefektura Yamagata jest zła, bo ile mnie przykrych rzeczy w niej spotkało ( deszcz u celu, kapeć następnego dnia czy nieplanowany zmrok), a za tunelem było sucho. W lusterku tylko widziałem czarne chmury i choć widok był przepiękny, wręcz fotogeniczny, wolałem korzystać z ciszy przed burzą i mknąłem w dół. Na liczniku utrzymywała się prędkość przynajmniej 45 km/h. Kierowcom to nie przeszkadzało w wyprzedzaniu mnie (limit prędkości to 50 km/h).
W końcu, na kilka kilometrów przed celem, wyszło przeraźliwe słońce. Pozwoliłem sobie wyciągnąć aparat dla kilku ujęć. Gdy tylko dojechałem do hotelu, zaczęło kropić. Potem przyszła burza i rozpadało się na całego. W nocy powinno ustać.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Złote wzgórza

  76.30  04:25
Góry wiosną również potrafią być złote. Nieopodal Sendai jest jedno pasmo wzgórz, które upodobały mi się szczególnie. Zawsze czymś zaskakują, czy to w drodze do Kurihary, podczas zwiedzania Miyatoko, czy podczas powrotu z Miyato-jimy. To są chyba moje ulubione wzgórza w Japonii.
Ruszyłem trochę chaotycznie, z czego zdałem sobie sprawę po kilku kilometrach. Miałem pojechać na zachód, aby wjechać w góry, a ruszyłem prosto na północ, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ruszyłem wzdłuż doliny, nieco okrężną drogą, aby dojrzeć wzgórza skąpane w promieniach słonecznych.
Aby urozmaicić sobie trasę i odkryć nowe drogi, pojechałem nieco bardziej na północ, wśród pól ryżowych wypełnionych wodą. Przejechałem potem wzgórze, za którym biegła droga z ostatniej wycieczki. Owa droga po części zainspirowała mnie do dzisiejszej wyprawy. Pokonałem zaledwie jej odcinek, aby wjechać na kolejne wzniesienie. Minąłem zaskakująco dużo zabudowań. Droga zrobiła pętlę, więc przedostałem się na kolejną, która prowadziła nad sztuczny zbiornik. Obawiałem się, że droga wokół jeziora była tylko na mapie, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Znów zaskoczyła mnie liczba zabudowań, a droga ostatecznie przeprowadziła mnie przez kolejne wzgórze.
Znalazłem się w okolicy historycznej wsi Miyatoko. Skierowałem się do Sendai. W cieniu gór, a potem w świetle zachodzącego słońca wróciłem do domu. Dzisiejsza złota godzina trwała jakby przez cały dzień, oświetlając złote wzgórza.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Izumigatake

  74.60  04:55
Pogoda się popsuła. W prognozie prawie dwa tygodnie deszczu, ale dzisiaj pojawiło się okienko. Dlaczego tego nie wykorzystać? Rzuciła mi się w oczy jedna taka górska droga. Postanowiłem sprawdzić jej tajemnice.
Robiło się upalnie. Ruszyłem niespiesznie w kierunku zachodnim wzdłuż rzeki Nanakita-gawa. Niepokoił mnie duży ruch, a potem jeszcze doszedł wiatr w twarz. Rozpoznałem kilka znajomych dróg sprzed roku. Ale zaraz zaczął się właściwy podjazd.
Minąłem się z dziesiątkami kolarzy, którzy pędzili w przeciwnym kierunku, więc byłem dobrej myśli. Obawiałem się bowiem, że droga będzie zamknięta, jak to bywa zimą w górach.
Napełniony optymizmem, wspinałem się kilometr po kilometrze. Na drodze stanął tunel, ale nie prowadził przez żadną górę. Nie jestem pewien, dlaczego powstał, ale mam pewną teorię – element zaskoczenia. Zaraz za tunelem kwitły setki drzew wiśni. Hanami w tych górach trwało w najlepsze (w Sendai płatki opadły z większości drzew).
Dojechałem pod stok narciarski. Już bez śniegu, ale kilka zakrętów dalej, na kolejnym stoku, śnieg wciąż był widoczny. Oczywiście było chłodniej niż tych kilka zakrętów wcześniej.
Jechałem coraz wyżej, ruch malał, aż w końcu dotarłem do zwężenia. Tam minąłem ostatnie auto i miałem drogę tylko dla siebie. Ale co to za droga? Co kilkaset metrów leżał śnieg, aż w końcu droga asfaltowa zmieniła się w żwirową. Po raz pierwszy w Japonii jechałem po drodze terenowej. Zaskoczyło mnie to, bo podczas planowania droga wyglądała na w pełni asfaltową.
Jechałem wolno, obawiając się, że spotkam mieszkańca tych gór – niedźwiedzia. Droga mocno przypominała tę ze Słowacji, gdzie też nie planowałem terenu. Nie było za wygodnie, bo na kamieniach trzęsło jak w Górach Lewockich. Jak dobrze, że nie zaplanowałem jazdy w odwrotnym kierunku, bo wykończyłby mnie taki podjazd. Z drugiej strony, po męczącym podjeździe mogłem zjechać asfaltem jak dziesiątki rowerzystów, których spotkałem wcześniej. Zawiedli mnie, bo robili podjazd i zjazd tą samą trasą. Nie mogłem się poddać, choć była obawa, że w którymś momencie droga może się skończyć.
Na jednym rozdrożu nie spojrzałem na mapę i pojechałem źle, myśląc, że wybrana droga była tą właściwą. Okazało się inaczej, ale może nawet skróciłem sobie dystans w terenie.
W końcu wydostałem się do cywilizacji, choć po drodze minąłem kilka pustych aut, w tym jedno ze znakiem niedźwiedzia na masce. Miałem to już za sobą, więc zjechałem w dół, mijając dziesiątki pól ryżowych wypełnionych wodą. Sezon rolniczy się rozkręca w tym regionie.
Po powrocie do domu usłyszałem w telewizyjnych wiadomościach o śmiertelnym ataku niedźwiedzia na dwójkę turystów w mieście Aizu-Wakamatsu. Wycieczka się udała, ale lepiej uważać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, terenowe, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wieczorem do Sendai

  36.63  02:11
Wieczorem powróciłem do Sendai. Po zmroku droga się nieco dłużyła. Zrobiłem kilka zdjęć napotkanym restauracjom. Jak zwykle dorzucam do tego trochę zdjęć z ostatnich kilku dni z Sendai.
Kategoria kraje / Japonia, po zmroku i nocne, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, mikrowyprawa, rowery / Trek

Lalki kokeshi

  65.89  03:37
Moje wczorajsze poszukiwania naprowadziły mnie na dobry trop. Byłem we właściwym mieście, ale poszukiwane przeze mnie miejsce było w innej dzielnicy. Musiałem wybrać się w góry.
Dzień zapowiadał się upalnie, ale wiał silny wiatr – w twarz. Pół dnia pod górkę. W dzielnicy Iwadeyama trafiłem na aleję wiśniową. Rzeka obsadzona kwitnącymi drzewami przyciągała zaledwie kilka osób. Przypomniała mi się poprzednia wizyta w tej dzielnicy. Próbowałem jeszcze odnaleźć jedno historyczne miejsce, ale akurat skończyła mi się ważność danych w telefonie i szukanie po omacku skierowało mnie w zupełnie innym kierunku niż powinienem był szukać. Trudno, może innym razem.
Dalsza droga na północ pięła się lekko w górę. Jechałem wzdłuż doliny budzącej się do życia po zimie. Drzewa wiśni dopiero zakwitały. Góry są ciekawym sposobem na przedłużenie hanami. Tylko trzeba jeszcze wiedzieć, gdzie szukać drzew wiśni.
Dotarłem do mojego celu – Naruko-onsen. Jest to teren aktywny wulkanicznie, dzięki czemu jest bogaty w gorące źródła. Większą sławę jednak mają tutaj lalki kokeshi. W dzisiejszych czasach wykonywane w całej Japonii, ale najbardziej znane w regionie Tōhoku są kokeshi z Naruko. Ręcznie wyrabiane z drewna i malowane przez licznych w tej dzielnicy rzemieślników nie mają sobie równych. Mówi się, że każda figurka ma swoją duszę.
Przejechałem tylko główną ulicę i musiałem wracać. Planowałem zostać dłużej, odwiedzić jeszcze kilka miejsc, ale miałem zaledwie kilka godzin dla siebie, bo byłem umówiony, a większość czasu poszła na jazdę pod górę z wiatrem w twarz. Całe szczęście powrót przebiegł sprawnie. Wiało w plecy, do tego miałem ciągle w dół. Sama przyjemność.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wiśnie na Wielkanoc

  45.19  02:11
Rodzice Aki zaprosili nas na weekend. Wielkanoc w Japonii ma znikomą popularność w przeciwieństwie do komercyjnego Bożego Narodzenia. Mogłem więc spędzić ten czas dowolnie, mając 3 dni wolnego.
Chcąc zaoszczędzić na dojeździe, wybrałem rower, bo miasto rodzinne Aki jest bardzo blisko. Pogoda o poranku była idealna. Zachmurzone niebo i średnia temperatura dodatkowo zachęcały do wyjścia na rower. Ruszyłem na północ.
Wydostanie się z japońskiego miasta to zawsze logistyczny problem. Do tego liczba sygnalizacji świetlnych oraz aut nie zachęcają do mieszkania w mieście. Często musiałem uciekać na chodniki, aby nie wyjść na nieuprzejmego obcokrajowca (a takich niestety jest tutaj pełno). Przynajmniej na rowerze trekingowym jedzie się po tych chodnikach o wiele przyjemniej niż na kolarzówce.
Za autostradą wjechałem na główną drogę, po której dostałem się do docelowego miasta. Mając duży zapas czasu, chciałem odnaleźć pewne pomniki charakterystyczne dla tego regionu. Nie udało mi się, ale i tak trafiłem na kilka historycznych i ciekawych miejsc. Do tego dużo drzew wiśni wciąż tutaj kwitnie, bo w Sendai sezon się niestety skończył.
Ostatnim punktem dnia była wycieczka do sąsiedniej prefektury, gdzie drzewa wiśni dopiero zakwitły. Tam jednak dostaliśmy się autem, więc dołączam tylko kilka zdjęć z tej wizyty.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, mikrowyprawa, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery