Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

po dawnej linii kolejowej

Dystans całkowity:11656.08 km (w terenie 974.25 km; 8.36%)
Czas w ruchu:614:55
Średnia prędkość:18.73 km/h
Maksymalna prędkość:60.10 km/h
Suma podjazdów:59899 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:154 (78 %)
Suma kalorii:9779 kcal
Liczba aktywności:110
Średnio na aktywność:105.96 km i 5h 38m
Więcej statystyk

Ścieżka Gościm – Drezdenko

  111.46  05:13
Zacząłem snuć kilka planów, ale wpadłem na informację o ścieżce na nasypie dawnej linii kolejowej. Wsiadłem więc w pociąg i ruszyłem do Strzelec Krajeńskich. Stamtąd miałem parę kilometrów do atrakcji. Otoczona brzozami, pokryta śliskimi liśćmi, nawet równa. Połowa odcinka została oddana do użytku kilka lat wcześniej, bo różnice były zauważalne.
Po pokonaniu całej trasy ruszyłem do Puszczy Noteckiej. Trafiłem na tragiczne drogi. Potem na bardziej mi znane. Niestety zmierzch zbliżał się strasznie szybko, a za Miałami niespodziewanie pojawiły się mgły (miały przyjść dopiero późną nocą). Chciałem zobaczyć brzozy, jak w zeszłym roku. Gdy dotarłem na miejsce, nie dało się już robić zdjęć. I tak większość liści opadła, więc nie nacieszyłbym się widokiem.
Zacząłem rozważać kierunek jazdy: powrót do stacji w Miałach lub jazdę do Wronek. Było nadal widno, więc wydłużyłem sobie wycieczkę. Mgły tylko momentami ograniczały widoczność, a i dało się dostrzec światła z kilkuset metrów. Nawet rękawiczek nie zakładałem, bo było całkiem ciepło.
Gdy dotarłem do celu, miałem pół godziny do pociągu. Do tego ten miał drugie pół opóźnienia, więc zdecydowałem się dokręcić do Szamotuł. Po części był to błąd, bo w połowie drogi wylało się mleko. Kilka razy widoczność spadła do kilku metrów, zwłaszcza bliżej Szamotuł. Przynajmniej ruch był nieznaczny. Na stację dojechałem kilkanaście minut przed pociągiem, ale jechać do Poznania już wolałem nie próbować.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / GT, setki i więcej, dojazd pociągiem, po dawnej linii kolejowej, Puszcza Notecka, terenowe, Polska / lubuskie

Wzdłuż kolei sowiogórskiej

  72.30  04:46
Chłodny, pochmurny dzień, choć słońce nawet wyjrzało na moment. Pojechałem dokończyć to, co mi przerwał wczorajszy deszcz. Najpierw Park Szwedzki z widokiem na Góry Wałbrzyskie, potem pojechałem szukać wjazdu na dawny nasyp kolejowy. Było to kłopotliwe, ale udało się. Nagrodą były widoki.
Dalsza droga to głównie jazda do celu. Na jednej tablicy wyczytałem, że linia kolejowa, wzdłuż której jechałem, to trasa kolei sowiogórskiej. Było sporo gór i znajomych widoków, kilka rynków miejskich, parę wiaduktów kolejowych, zamek, czerwony szlak rowerowy, a na końcu Radków. Tam zaczynał się podjazd z widokami. Połączenie polskiej złotej jesieni z niesamowitymi ostańcami. Na szczycie długiego podjazdu temperatura spadła poniżej 6 °C.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Jesienne góry 2022, z sakwami, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji

ER-6 – wzdłuż Bobru

  79.23  05:27
Wczoraj dostałem się do Bolesławca. Nad ranem popadało, ale dzień zapowiadał się obiecująco. Ruszyłem na jesienną wyprawę po górach, którą planowałem wykonać w zeszłym roku, ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Najpierw chciałem zobaczyć bolesławiecki most kolejowy wykonany z piaskowca. Potem wjechałem na szlak ER-6, do którego dołączył szlak Łużyce – Bory. Trochę mnie zmartwiło, że było bardziej zielono niż w Poznaniu. Założyłem, że jesień będzie lepiej widoczna i teraz nie wiem, czy nie przesunąć wyprawy o kolejny tydzień. Ewentualnie rozważę przedłużenie urlopu, jeśli nie usatysfakcjonują mnie widoki.
We Lwówku Śląskim pokręciłem się po nieczynnej stacji kolejowej, trafiłem na szlaki ER-4 i ER-10, a gdy wyjeżdżałem z miasta, wpadłem na intrygujące schody. Doprowadziły mnie do Szwajcarii Lwóweckiej. Po spacerze zorientowałem się, że szlak biegł dalej po dawnej linii kolejowej. Przynajmniej przez chwilę, bo zaraz uciekał na drogę terenową. Gdyby nie to, że beznadziejny asfalt był niebezpieczny, to zmieniłbym plany i dojechał do końca trasy w Pławnej Górnej, ale jednak kontynuowałem po wygodniejszym ER-6. No dobra, po kilku kilometrach zatęskniłem za asfaltem. Dziury pod liśćmi, błoto i podjazdy nie szły w parze z przyjemnością.
Wygłodniały dojechałem do Wlenia. Jedyna restauracja znajdowała się wysoko na górze, a i to okazała się kawiarnią. Wszedłem jeszcze na wieżę z panoramą na zamgloną Kotlinę Jeleniogórską oraz niespodziewanym złotem na drzewach. Na północy było niemal zielono, ale na południu zrobiło się naprawdę jesiennie. Dalej ominąłem sporą część szlaku, żeby szybciej dotrzeć do kolejnej atrakcji. Na zaporze Pilchowice byłem 10 lat temu, ale wtedy nie wiedziałem o moście kolejowym. Chciałem go zobaczyć. Nawet słońce trochę podkreśliło złocenia na drzewach.
Wróciłem na szlak, by znów z niego zjechać. Wpadł mi do głowy plan. Chciałem zobaczyć Kapitański Mostek, formację skalną. Droga zmieniła się w ścieżkę rozwaloną przez gnojów na motorach. Im dalej w las, tym poziom trudności rósł. Dotarłem do ostatniej atrakcji zaplanowanej na dzisiaj, ale było za późno na zdjęcia. Ruszyłem dalej po pieszym szlaku, który dopiero pokazał kły. Rower z sakwami ciężko się nosi, a jeszcze gorszej się z nim upada. Na szczęście nie stoczyłem się do wody, a gdy dotarłem do ER-6, odetchnąłem z ulgą.
Na zaporze we Wrzeszczynie wyczytałem, że przejście jest zamykane w godzinach 8–15. Jak dobrze, że było późno. Kontynuowałem po szlaku, na którym trochę rzucało. Kamienie, korzenie i błoto. Trochę żałowałem, że było po zmroku, bo w świetle lampki widziałem trochę wysokich skał. Za Siedlęcinem zrobiło się asfaltowo, choć gruba warstwa mokrych liści trochę mnie niepokoiła. Dojechałem do Jeleniej Góry, gdzie mgły opadły od momentu, gdy je dojrzałem z wieży. Również już nie padało. Została tylko wysoka wilgotność, ale ta towarzyszyła mi od Wlenia.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / dolnośląskie, terenowe, z sakwami, wyprawy / Jesienne góry 2022, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji

Wrzosy w puszczy

  122.76  05:24
Dzisiaj chciałem zrealizować nieudany plan z ostatniego weekendu. Na początku wycieczki stwierdziłem, że założyłem za grubą bluzę. Przyświecało słońce i było za ciepło.
Pojechałem przez Szamotuły. Odwiedziłem znane mi wrzosowisko. Naszły chmury i obawiałem się, że będzie kiepskie światło, ale słońce jeszcze kilka razy wyjrzało, podnosząc odrobinę jakość zdjęć. Do zwierząt nie miałem dużego szczęścia poza dzięciołem. Pewnie kierowcy łamiący zakaz wjazdu do lasów płoszyły wszystkie inne.
Po sesji ruszyłem dalej po drodze na dawnej linii kolejowej. W Obornikach wpadłem na durne zakazy wjazdu rowerem, oczywiście bez możliwości objazdu. Do Poznania pojechałem inną drogą, żeby ominąć chore drogi za Objezierzem i krajówkę. Temperatura wieczorem spadła, więc bluza zaczęła być przydatna.

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, rowery / GT

Tylko Konin

  98.73  05:41
Kolejny chłodny i pochmurny dzień. Znowu padało przez noc, ale powietrze zrobiło się bardziej przejrzyste niż wczoraj. Do tego wiał boczny wiatr, więc nie jechało się przyjemnie. Trasa mało ciekawa. W połowie rozpogodziło się i zaczęło być gorąco. Chciałem się dzisiaj znaleźć w Poznaniu, ale nie miałem ochoty na dystans 200 km. Pojechałem do Konina, gdzie wsiadłem w pociąg.
Kategoria kraje / Polska, Polska / kujawsko-pomorskie, wyprawy / Nad Wisłą 2022, z sakwami, dojazd pociągiem, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Miała być mikrowyprawa

  92.83  05:03
Rozważałem kilka wariantów spędzenia tego weekendu. Ostatecznie, z powodu prognoz pogody, zdecydowałem się na mikrowyprawę. Za późno zabrałem się za planowanie i nie znalazłem pociągu z wolnymi miejscami na rower, więc pozostało mi wyruszyć bezpośrednio z Poznania. Wybrałem drogę przez Puszczę Notecką.
Tym razem ruszyłem nieco inną drogą, chcąc odkryć nieznane. Trafiłem na mogiłę osób zmarłych na cholerę, przekwitłe pole słoneczników czy młyn wodny. Słońce czasem piekło, czasem kryło się za chmurami. Było parno i duszno. Z Obornik pojechałem standardowo po drodze na dawnej linii kolejowej. W Obrzycku chciałem przedostać się do Wronek, ale nie od północnej strony Warty, bo tam objechałem większość dróg, ale od południowej, gdzie mnie jeszcze nie było. Tak trafiłem na dawny dworzec kolejowy, a potem na polną drogę na nasypie dawnej linii kolejowej. Niestety nie biegła daleko, bo zarosła zielskiem i zostałem zmuszony na wjazd na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Ten jednak tonął w piachu. Zboczyłem na leśne ścieżki, których nie było na mapach. Sporo pobłądziłem, przedarłem się przez chaszcze pokrywające suche koryto jakiejś rzeczki, aż dotarłem do Wronek.
Mój plan zakładał, że pojadę gdzieś do wnętrza Puszczy Noteckiej i rozbiję tam namiot. Ruszyłem po beznadziejnych drogach, grząskich od piachu. Zauważyłem tam zakwitające wrzosy. Byłem tak skupiony na szukaniu najlepszego ujęcia do sfotografowania, że dopiero oderwały mnie grzmoty. Nad puszczą pojawiły się granatowe chmury. Po kilku minutach zaczęło mocno wiać, a potem padać. Chciałem znaleźć jakąś wiatę, ale w lesie nie było to łatwe. Nagle deszczyk zamienił się w tak intensywną ulewę, że przypominało to gęstą mgłę. Przemokłem, na drogach pojawiły się kałuże i błoto. Jeden plus, że mokry piach mniej się zapadał niż suchy. Dotarłem do głównej drogi i wróciłem do Wronek z myślą o powrocie pociągiem. Dotarłem na wcześniejsze połączenie.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Wąsowo

  116.28  05:17
Był gorący, lekko pochmurny dzień. Wiał chłodny wiatr. Z północy, więc wybrałem kierunek zachodni. Akurat była tam miejscowość, którą chciałem odwiedzić po jednej z poprzednich wycieczek.
Ruszyłem do drogi wojewódzkiej. Tam ruch był większy niż się spodziewałem. Nie miałem jednak ochoty szukać objazdu i dojechałem tak do Buku, a potem zjechałem na drogi lokalne. Po drodze rzuciłem okiem na dwa pałace.
Na mapie znalazłem olbrzymią sieć kolei. Okazało się, że moja aplikacja wyświetlała nieistniejące linie kolejowe – prawdopodobnie pozostałości po kolei folwarcznej, która w Wielkopolsce była najsilniej rozbudowana z całego kraju. Mimo że większość została rozebrana lata temu, zacząłem rozglądać się za ich śladami. W jednym miejscu znalazłem tory wąskotorówki wtopione w asfalt. W innym zaś tak się niefortunnie zatrzymałem, że nie zdążyłem się wypiąć i stłukłem kolano. To już drugi raz i choć otarcia były mniejsze, to stłuczenie spuchło, a po zejściu adrenaliny zaczęło boleć podczas prostowania nogi. Zacząłem zastanawiać się nad zmianą planu i powrotem z udziałem pociągu.
Jakoś dojechałem do Wąsowa. Pokręciłem się po zabudowaniach, które zwróciły moją uwagę podczas poprzedniej wycieczki. Potem zobaczyłem, co jeszcze oferuje ta miejscowość, a na koniec zajrzałem pod pałace Szczanieckich i Hardta.
Powoli udałem się w drogę powrotną. Wybrałem się drogą dla rowerów, którą wybudowali wiosną. Jej część powstała na dawnej linii kolei wąskotorowej. Trochę krótko, ale może to dopiero pierwszy odcinek.
Droga do Poznania to była jazda zygzakiem, bo w tych okolicach nie ma prostych dróg, a na kurzące się polne drogi nie miałem ochoty pchać się. Wydłużyło to dystans, ale noga jednak pozwalała. Tylko złapał mnie zmrok zanim dotarłem do domu, bo za późno zacząłem jazdę. Przynajmniej temperatura wieczorem spadła do przyjemnych 18 °C.

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, po zmroku i nocne, rowery / GT

Kleszczowe oblężenie namiotu

  66.26  03:39
Nie spodziewałem się, że obudzę się z kleszczami spacerującymi po moim namiocie. Najgorsze są nimfy, bo na skórze trudno je zauważyć. Dobrze, że moja sypialnia jest jasna, to bez trudu wytropiłem większość. Kilkadziesiąt sztuk, na polowanie których poświęciłem sporą część poranka. Nie wiem, jak wiele pozostałych się ukryło i jak je teraz usunąć. Przynajmniej jeszcze nie znalazłem żadnego wbitego w moją skórę. Znów nabawiłem się natręctwa oglądania skóry po zetknięciu z każdą roślinką przy drodze.
Dzień zaczął się słonecznie. Z lasu musiałem wyjechać po piachu i bruku. Szczecin zastałem cały w remoncie. Było gorzej niż w Poznaniu. Do tego panuje tu straszna samochodoza. Piesi ani rowerzyści się nie liczą. Koszmarne miasto. Tylko się zakręciłem i już byłem w dalszej drodze. Było zbyt upalnie na jakiekolwiek zwiedzanie tej betonozy. Przynajmniej wyjazd ze Szczecina był prostszy niż wjazd od wschodu.
Wjechałem na szlak 20A, łącznik Trasy Pojezierzy Zachodnich, którym jechałem na początku roku. Przerobili krajówkę na ekspresówkę i nie ma innej możliwości ominięcia jej, jak drogą leśną. Potem starymi drogami do Stargardu. Jakaś kretynka chciała doprowadzić do wypadku, bo jechała obok swojego fagasa zamiast gęsiego. Byłoby po weekendzie, gdybym nie uciekł na trawę. Rowery powinny mieć tablice rejestracyjne, bo gnida sobie pojechała, jakby nic się nie stało.
Na szlaku było dużo cienia, ale dojechałem do wybetonowanego Stargardu i odechciewało się wszystkiego. Z wolna objechałem miasto, odwiedzając te same miejsca, co kiedyś, a potem pojechałem na pociąg. Zaskoczyło mnie, że teraz w Pendolino wybiera się miejscówkę podczas zakupu biletu. Zupełnie jak podczas zakupu biletów lotniczych. Pewnie wkrótce wprowadzą opłatę za możliwość wyboru miejsca.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, Polska / zachodniopomorskie, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Ogród japoński w Przelewicach

  106.15  06:57
Noc była spokojna, nie za gorąca, poranek suchy, choć pochmurny i przyjemnie chłodny. Znów czekała mnie dawka piachu i kocich łbów na leśnych drogach ku północy.
W Barlinku szybka kawa i wjechałem na Trasę Pojezierzy Zachodnich. Ostatnim razem w Pełczycach złapał mnie deszcz. Tym razem miałem inny plan i odbiłem na wiejskie drogi, które znów zmieniły się w kocie łby. Potem było tylko gorzej. Chciałem zobaczyć rezerwat „Skalisty Jar Libberta”. Rzadko ktoś poruszał się po drodze, więc zarosła. Szlaku biegnącego przez wąwóz w ogóle nie darzyłem zaufaniem, więc chciałem dostać się od drugiej strony. Droga była wielce beznadziejna. Blokowały ją wiatrołomy i jeszcze bujniejsza roślinność. Gdy poparzyły mnie pokrzywy i strąciłem kleszcza z nogi, zdecydowałem się na spodnie. Na wiele się nie zdały, bo chaszcze rosły i coraz bardziej utrudniały jazdę. Ewakuowałem się na ściernisko biegnące obok wąwozu. W końcu dostałem się do rezerwatu, zrobiłem sobie krótki spacer i po pierwszej skale zawróciłem. Nie było sensu się przedzierać dalej. Polska nie jest krajem turystycznym. Tutaj się robi coś raz, a potem o tym zapomina. No, chyba że Unia dała kasę, to wtedy trzeba te pięć lat utrzymania odbębnić, ale potem można zapomnieć.
Wjechałem kawałek dalej na jakiś szlak rowerowy. Oznaczony tylko na osm.org, i nic dziwnego – tych dróg już nie było. Kolejne chaszcze, które musiałem objechać po ścierniskach. Odechciewa się podróżować po tym kraju.
Od kilku dni mój napęd dziwnie trzeszczał. W końcu zauważyłem przyczynę – luz w suporcie. Czytałem, że to częsty problem w rowerach tej – obecnie chińskiej – marki i teraz sam mogę to potwierdzić. Tandetna chińszczyzna. Po roku użytkowania mogę powiedzieć, że będę zdecydowanie odradzał Fuji, bo robią szajs i chcą za to duże pieniądze. Żałuję, że zdecydowałem się na ten rower. Jest tyle lepszych alternatyw.
Znalazłem się w Przelewicach. Wszedłem do ogrodu dendrologicznego, gdzie znajdował się kolejny ogród japoński. Tym razem nie zdobiła go architektura, a różnorodność roślin japońskich. No dobrze, były mostek, latarnia i altana, choć nie przyciągnęły tak mojej uwagi, jak zmieniające kolor liście klonu palmowego. Czyżby zbliżała się jesień?
Dalsza droga była nieco łatwiejsza. Wjechałem na drogę na dawnej linii kolejowej. Najpierw trochę terenu, a potem asfalt zaczynający się w polu. Kiedyś przejechałem kawałek tej trasy i wyremontowali ją oraz odrobinę przedłużyli. Tylko ktoś wpadł na debilny pomysł wstawienia progów zwalniających i szykan na przejazdach.
Pyrzyce niedawno objechałem, więc ruszyłem w kierunku Szczecina, skoro już o nim wczoraj wspomniałem, a nie miałem już żadnego ogrodu na niedzielę. Nawet zobaczyłem słońce, bo wyjechałem spod chmury, która przyniosła opady nad większością Polski. Znów skorzystałem z programu „Zanocuj w lesie”. Pod miastem były tylko dwa obszary objęte programem. Dużą część drogi pokonałem po asfaltach, aż wpakowałem się na skrót, którym raczej dawno nikt nie jechał. Było dużo chwastów na drodze, ale udało mi się bez większych problemów dostać do lasu. Tam zjechałem na boczną drogę, która nie była uczęszczana i udało mi się znaleźć kawałek terenu bez szyszek. Dobrze, że jeszcze było widno. Tylko las był pełen komarów. Myślałem, że oddaliłem się wystarczająco od rzeki, ale i tak pogryzły mnie podczas rozbijania obozu.

Kategoria kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, Polska / lubuskie, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Letnia puszcza

  122.62  05:15
Nie miałem ochoty wychodzić, bo było gorąco, ale wyszło, że upał panował tylko w mieszkaniu. Na zewnątrz było całkiem znośnie, więc ruszyłem do Puszczy Noteckiej. Trochę wiało, ale wiatrem przyjemnym. Na szlaku minąłem niewielu rowerzystów. Znalazłem dwa pola słoneczników.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, setki i więcej, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery