Słońce grzało od rana. Ruszyłem w dół, by wbić pieczątkę na nadmorskiej stacji drogowej. Droga wiodła wśród suchych pól, więc ryżu tam raczej nie uprawiają. Mają jednak słomę i jej używają.
Dalsza droga wiodła przez tunel, jeden z wielu. Zaniepokoiły mnie jednak znaki, bo zrozumiałem z nich, że tunel był zamykany co kilka godzin. Myślałem, że miałem pół godziny, by się do niego dostać i nawet zdążyłem. Dopiero teraz zorientowałem się, że chodziło o godziny nocne. Pokręciłem komunikat, bo tutaj nie mają standardów, np. sklepy potrafią mieć godziny otwarcia „9:00~5:00”.
Znalazłem się w mieście Ōzu, które miało swoją dzielnicę z tradycyjną architekturą. Stał także zrekonstruowany zamek. Najładniej wyglądał znad rzeki. Przy znajomości rozkładu i dobrej pogodzie można nawet złapać przy nim pociąg. Ja miałem odrobinę szczęścia, tylko lokalizacja mi nie odpowiadała.
Rozpoznałem znajomy znak, bo akurat jechałem po drogach z poprzedniej wyprawy. Wtedy to dowiedziałem się o książeczce na pieczątki. Już niewiele zostało, by ukończyć jazdę wokół wyspy, choć będę miał przynajmniej dwie dziury przez te remontowane stacje drogowe.
W miasteczku Uchiko też była dzielnica z tradycyjną architekturą. Po spacerze zorientowałem się, że właśnie w jednym z takich domów miałem się zatrzymać. W środku było gorąco, ale do wieczora temperatura spadła. Jeszcze nie ma lata, a zaczyna być nieprzyjemnie.