Kolejny gorący dzień. Przejechałem się po moście nad jeziorem (płatny dla aut) i pokręciłem się trochę po nadbrzeżu, trochę po wzgórzu w poszukiwaniu ładnych miejsc.
Kilka dni temu zauważyłem wybrzuszenia na oponie. Po dzisiejszej ocenie stwierdziłem, że bezpiecznie będzie ją wymienić. Miałem szczęście, bo już w drugim serwisie udało mi się dostać właściwy rozmiar. Podczas wymiany pod sklepem licznik rozgrzał się do 39 °C. Odczuwalnie było nieco mniej, ale i tak dzień był gorący.
Na południu jeziora odświeżyli drogi dla rowerów. W niektórych miejscach nawet nie trzęsło. Pożegnałem się jednak z Biwa-ko i ruszyłem wzdłuż rzeki, by przedostać się przez góry inną niż zwykle drogą. Z początku musiałem dzielić się z mnóstwem ciężarówek (pewnie były tam z powodu budowy autostrady). Japończycy uważają wyprzedzanie „na gazetę” za coś bezpiecznego, ale wyprzedzanie na łukach, z zerową widocznością, było już przesadą.
Droga się mocno dłużyła, ale było w miarę płasko. Wyjechałem z gór i miałem przed sobą wielką metropolię o koszmarnych ulicach i dużym ruchu. Doszły też wzgórza, więc droga do celu mocno się dłużyła. A mój cel był alternatywą, bo zarezerwowany przeze mnie nocleg okazał się pełny. Znaleźli dla mnie inne miejsce, ale nie obyło się bez komplikacji, bo nikogo nie było na miejscu. W końcu przydał się mój japoński numer telefonu.