Jak zachmurzyło się wczoraj, tak dzisiaj nie odpuszczało, dzięki czemu był to dobry dzień. Wpadłem na festiwal, który objawiał się zamkniętymi ulicami i straganami. Ludzi było mało. Za to sporo atrakcji, bo nie wiedziałem, na co patrzeć. Szkoda, że czas mnie gonił.
Wjechałem na szlak rowerowy – najpierw nad jedną rzeką, potem nad drugą (nie zwróciłem uwagi, że kiedyś
jechałem w drugą stronę). Trafiłem też na drogę obrośniętą metasekwojami, które rosną powszechnie w tym rejonie. Potem była jedna górka, nawet przez moment pokropiło, aż dotarłem do Gwangju. Niestety nie zachowam dobrych wspomnień stąd, bo drogi nad rzekami nie były w moim zasięgu, a korki, zagracone pobocza i dłużące się światła mocno mnie spowalniały.