Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowe

Dystans całkowity:40044.28 km (w terenie 9029.77 km; 22.55%)
Czas w ruchu:2134:04
Średnia prędkość:18.21 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:282460 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:120656 kcal
Liczba aktywności:482
Średnio na aktywność:83.08 km i 4h 34m
Więcej statystyk

Ścieżka dydaktyczna „Czahary”

  95.99  04:47
Choć rano padało, to nie chciałem marnować dnia. I tak deszcz nie był straszny. Było sucho, gdy wyjeżdżałem, ale zaczęło kropić po kilkuset metrach od startu i było tak przez resztę dnia. Temperatura wahała się od 5 do 9 °C. Wiał lekki wiatr z północy lub zachodu (był chyba zmienny).
Plan na dzisiaj to Poleski Park Narodowy. Poprzednim razem nie zebrałem za dużo zdjęć, ale teraz miałem ze sobą aparat i liczyłem na parę ciekawszych ujęć. Aby nie jechać po własnym śladzie, zaplanowałem najpierw dostać się do Urszulina. Ale że nie lubię za bardzo planować, bo plany nigdy się nie trzymają drogi, to już za Wierzbicą trafiłem na pas rowerowy, który doprowadził mnie na Karczunek, gdzie zaczynały się granice parku. Tam znalazłem jakieś boczne, choć piaszczyste drogi i dojechałem do ścieżki dydaktycznej „Czahary”. Wiosna z wolna się tam budzi, bo niektóre płazy i owady się uaktywniły, ale roślinność dużo ślamazarniej zmienia swoje barwy. Widziałem mnóstwo kwitnących wierzb. Najbardziej jednak zafascynowała mnie drewniana kładka, na której została wyznaczona ścieżka dydaktyczna. Chyba oddali ją w zeszłym roku, ale świetnie komponowała się z niewybudzoną ze snu zimowego przyrodą. Ciekawe, jak tam jest późniejszą wiosną.
Zanim dotarłem do Urszulina złapał mnie silniejszy deszcz ze śniegiem. Przeczekałem go, ale nie napawał mnie optymizmem. W Urszulinie jednak wyszło słońce. W jedynym otwartym sklepie kupiłem coś do jedzenia i przeplanowałem swoją trasę. Na pierwotny plan nie mogłem sobie pozwolić, bo wróciłbym strasznie późno, więc wybrałem krótszy wariant. Z Lublina do Woli Uhruskiej biegnie szlak, którym to ruszyłem ku zachodowi. Przy okazji, ów szlak zasugerował mi parę ciekawych wycieczek w regionie. Tutaj jest, gdzie jeździć!
Dojechałem do Cycowa. Wiatr wciąż przeszkadzał. Rozważałem pojechać przez Sawin, aby zobaczyć drogę do Krobonoszy podczas złotej godziny, ale było nadal za wcześnie. Ruszyłem po własnym śladzie z Wierzbicy, jednak po drodze zmieniłem zdanie i wjechałem na odcinek terenu, aby urozmaicić sobie końcówkę dnia.
Kategoria terenowe, Polska / lubelskie, kraje / Polska, Poleski Park Narodowy, rowery / Trek

Śnieżycowy Jar

  89.66  04:29
Chyba stałem się ofiarą marketingu szeptanego. Ania powiedziała mi o rezerwacie na poligonie Biedrusko. Planowałem go odwiedzić jutro, ale po krótkim deszczu w południe nie zapowiadało się na kolejne opady. Wrzuciłem do plecaka trochę ubrań na zapas i ruszyłem na północ. Temperatura 10 °C, wiatr z zachodu, ale i tak było mi goręcej niż w ostatnich dniach.
Pojechałem prosto do Biedruska. No, prawie prosto. Na Naramowicach skręciłem za wcześnie, bo przez problemy z Garminem nie korzystam z jego mapy, żeby nie narażać urządzenia na przeciążenie. Nadal nie wiem, co powoduje wyłączanie się tego ustrojstwa.
Po niebie wędrowały gęste chmury, od czasu do czasu słońce przeciskało się przez nie. Droga czasem lepsza, czasem gorsza, doprowadziła mnie do Starczanowa. Przeraziła mnie liczba aut ciągnąca się od wsi po parking przed wejściem na szlak. Sam szlak był dość rozdeptany i zabłocony. Do tego słabo oznakowany, bo przed tablicą zakazującą wstępu na teren wojskowy nie było nic. Informacja na stronie internetowej to jedyne źródło zezwalające na wejście. Pomogli ludzie wracający ze szlaku. Przy okazji dowiedziałem się, że droga przez poligon od ponad dwóch lat jest zamknięta. Przejeżdżałem tamtędy raptem parę dni przez zamknięciem.
To ostatni weekend, jak wojsko dopuszcza wstęp na teren rezerwatu. Potem trzeba będzie czekać rok. Ze względu na epidemię został wytyczony jednokierunkowy ruch na szlaku. Niestety poza jedną informacją przy parkingu nie było żadnych znaków na samym szlaku. Kiepska organizacja, ale ze znakami czy bez, ludzie mieliby to tak samo gdzieś, tak jak przepisy ruchu drogowego.
Przespacerowałem się przez rezerwat, zrobiłem mnóstwo zdjęć i ruszyłem do Obornik. Tam zaniepokoiła mnie chmura na horyzoncie. Gdy jechałem na południe, rozdzieliła się na dwie. Jedna poszła na Poznań, druga na Oborniki. Niestety byłem zbyt blisko Obornik, więc dopadł mnie deszcz. Całe szczęście nie byłem w centrum opadu, więc nie zmokłem mocno. Po kilku minutach miałem chmurę za plecami i mogłem podziwiać granatowe niebo. Temperatura spadła do 5 °C i zacząłem przemarzać w dłonie. Pewnie rękawice przemokły. Wytrwałem jednak do Poznania i zdążyłem wyschnąć zanim wróciłem do domu.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Trek

Po poznańskich parkach

  29.51  01:42
Miało padać, więc nieśmiało wyszedłem pokręcić się po okolicy. Pojechałem do Lasku Marcelińskiego, a ponieważ nic z nieba nie ciekło, to ruszyłem ku zachodniemu klinowi zieleni. Potem trafiłem na Jeżyce, przecisnąłem się przez centrum i wróciłem do domu Wartostradą oraz drogą z wczoraj.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Trek

Choszczno – Kalisz Pomorski – Tuczno – Piła

  111.85  05:12
Dziś pierwszy dzień astronomicznej wiosny. Temperatury nocami nadal są ujemne, przez co przyjdzie nam trochę poczekać na kwieciste widoki, jak rok temu. Jednakże brak liści na drzewach sprawia, iż bez trudu można dojrzeć budynki obsadzone roślinami. Nie, żebym był zwolennikiem betonozy, drzewa też dodają jakiegoś uroku architekturze. Dodatkowo latem nie wyobrażam sobie jeździć po niezacienionych drogach czy odwiedzić rynek jakiegoś miasta, który nie ma ani jednego rozłożystego drzewa, pod którym dałoby się odpocząć od upału.
Na dzisiaj planowałem dostać się pociągiem do Szczecina i wrócić z wiatrem do Poznania lub gdzieś pomiędzy, bo nie za bardzo czułem się na siłach. Potem przyszedł mi do głowy plan zaliczania gmin, więc zmieniłem Szczecin na Stargard i za cel obrałem Piłę. Jadąc ze Stargardu, przejechałbym przez Choszczno, a że nie spieszyło mi się na pierwszy pociąg, to znów zmieniłem plan i wybrałem za początek wycieczki właśnie to miasto. Jazda się dłużyła przez remont linii kolejowej do Szczecina. Gdy przejeżdżaliśmy przez Puszczę Notecką, zaczęło sypać śniegiem. Dobrze, że sypało tylko tam.
W Choszcznie byłem parę lat temu w lecie. Poznałem po fontannie i kościele na Rynku. Wtedy jeszcze miasto było wolne od dróg dla kaskaderów. Ruszyłem prostą drogą na wschód. Temperatura wahała się od 2 °C podczas zachmurzenia do 5 °C, gdy świeciło słońce. W lasach odczuwalnie było jednak na minusie. Jechało się bardzo dobrze, z wiatrem, ruch niewielki.
W Drawnie byłem kilkakrotnie. Znów zapamiętałem tamtejszy kościół, choć tym razem go rozebrali na drobne kawałki. Droga do Kalisza Pomorskiego była również prosta, ale wiatr zaczął wiać z różnych stron. W dodatku zachmurzone niebo i lasy otaczające drogę obniżyły temperaturę. Brr. Dopiero w Kaliszu zrobiło się słonecznie. Podjechałem pod pałac vel zamek, a potem rozpocząłem najtrudniejszy etap podróży – do Tuczna.
Kolarze nie mają prostego życia podczas wypraw w nieznane. Czy to przez powstające w lawinowym tempie drogi dla kaskaderów, czy przez brak utwardzonych dróg. Jako że wybrałem dzisiaj kolarzówkę, to dręczył mnie ten drugi problem. Leśne drogi były w większości suche, jednak zdarzało się trochę błota czy grząskiej ziemi, a o piachu już nie wspomnę. Pocieszające były widoki natury. Podczas jednego z postojów nawet zauważyłem pnący się w górę wiadukt kolejowy. Z kolei gdy do niego dotarłem, usłyszałem nadjeżdżający pociąg. Sprawnie wspiąłem się na skarpę i udało mi się go złapać na zdjęciu.
W Tucznie pojechałem tylko zobaczyć zamek. Zrobiło się chłodno, a nawet pojawiło się trochę zalegającego śniegu. Mam wrażenie, że okolice Piły są jakąś arktyczną anomalią, bo to nie pierwszy raz, gdy zderzyłem się z zimnem w tych stronach.
Za Tucznem czekało mnie jeszcze trochę terenu. Niestety dominowało błoto. Na jednym z rozstajów dróg musiałem wybrać objazd, bo inaczej częściej niósłbym rower niż na nim jechał. Tak się dostałem do asfaltów. Niestety połowa z nich była w opłakanym stanie. Dopiero druga połowa, już w województwie wielkopolskim, przywracała przyjemność z jazdy. O ile temperaturę lecącą ku zeru i zmienny wiatr można nazwać przyjemnymi. Do tego Piła przywitała mnie jednymi z najgorszych dróg dla kaskaderów, jakie widziałem w Polsce. Po prostu ręce opadają, jak można było coś takiego odwalić w 70-tysięcznym mieście.
Dotarłem jakiś kwadrans za późno na dworzec, bo z głodu i zimna zatrzymałem się na stacji benzynowej. Miałem więc sporo czasu do kolejnego pociągu, dlatego pokręciłem się po mieście i kupiłem sobie gazetę na drogę. Dzisiaj kolej zabrała mi niemal 5 godzin z dnia. Jak na złość zamordyzm zamknął hotele i na razie nie mam jak optymalizować swoich podróży, ale powoli klaruje się mój wiosenny plan.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, dojazd pociągiem, rowery / GT

Ze Zbąszynka

  106.50  04:56
W prognozie był silny wiatr z zachodu, a po wczorajszym odcinku z Kórnika do Poznania nie miałem ochoty na walkę z naturą. Z początku planowałem oglądać bunkry pod Międzyrzeczem, ale nie było żadnego pociągu, który mógłby dowieźć mój rower w sensownym czasie, więc okroiłem plan i wylądowałem w Zbąszynku.
Było zimno. Przynajmniej to przewidziałem i miałem na sobie dodatkową warstwę ubrań. Ruszyłem w kierunku Poznania. Już początek okazał się mało przyjemny, bo droga biegła po kocich łbach. W Lubuskiem to chyba standard. Na szczęście obok był kawałek gruntu. Na rozwidleniu wpadłem z deszczu pod rynnę, bo kocie łby biegły gdzieś w bok, a prosto leciała droga gruntowa. Dałem się zwabić i… zakopałem się w piachu. Droga była tak grząska, że często zrzucało mnie z roweru. Był to jednak dopiero początek problemów z brakiem wygodnych dróg.
Nie chciałem wracać do Poznania ani drogą krajową, ani wojewódzką, bo jeździłem nimi wielokrotnie. Wybrałem wycieczkę krajoznawczą przez przypadkowe wioski. Jakość dróg była różna, trafiła się tylko jedna droga dla rowerów, która była wygodniejsza od ulicy. Sporo było dróg terenowych. Wiatr przeszkadzał głównie boczny, choć w Opalenicy byłem tak głodny, że musiałem pojechać kawałek pod wiatr do jedynego miejsca, gdzie mogłem zjeść – na stację benzynową. Oferowali tylko kiełbasę w bułce. Lepsze to niż nic. Pewnego dnia w upalnej Korei pierwszy sklep znalazłem dużo później.
Za Opalenicą przejechałem przez jeszcze kilka nieznanych mi miejscowości i od Tomic byłem niemal w domu. Myślałem, że wiatr będzie dzisiaj bardziej porywisty.

Kategoria kraje / Polska, Polska / lubuskie, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, terenowe, dojazd pociągiem, rowery / GT

Śrem, Kórnik

  90.00  04:16
Wiało z zachodu, więc rozważałem wykorzystać pociąg w dzisiejszej wycieczce, ale ostatecznie rozmyśliłem się i wybrałem południe. Było słonecznie i zimno. W nocy spadła odrobina śniegu. Pojechałem najpierw do Mosiny, aby następnie dostać się do Śremu. Drogi były miejscami mokre, więc chciałem ominąć teren, ale przegapiłem skrzyżowanie i ostatecznie nie było tak źle. W połowie leśnej drogi zrobiło się lekkie błoto, jednak nie miałem ochoty zawracać i jakoś to przejechałem.
W Śremie zdecydowałem nie wracać przez Rogalin, tylko uderzyć na Kórnik. Boczny wiatr trochę mi w tym poprzeszkadzał. Z Kórnika pojechałem przez Skrzynki, a potem omijając beznadziejne płyty betonowe, zaliczyłem kolejny kawałek terenu. Gdy w końcu skończą kórnicką promenadę, będzie można łatwo pojechać przez Mościenicę, chociaż blachosmrody tak tam kurzą latem, że oddychać się nie da.
Źle to sobie zaplanowałem. Wiatr zaczął dokuczać i jechało się ciężko. Wcześniej miałem ochotę pojechać przez centrum, ale mi się odechciało. Wiatr mnie wykończył.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / GT

Blue Velo oraz Trasa Pojezierzy Zachodnich

  130.35  06:42
Plan wpadł mi w oko przedwczoraj. Z rozsądku nie zrealizowałem go wczoraj, ale dzisiaj wszystko się udało. Pobudka w połowie nocy, aby tylko przygotować się i ruszyć pociągiem do Gryfina. 3 godziny później byłem na miejscu. Jeszcze w Kętrzynie świeciło słońce, ale potem pojawiło się całkowite zachmurzenie, a nawet duża mgła. W Gryfinie pogoda wyklarowała się i mgła zniknęła, choć zastąpiła ją niewielka mżawka. Do tego temperatura wynosiła zaledwie 3,5 °C. Dobrze, że zabrałem dwuwarstwowe rękawice, bo szybko je założyłem.
Pokręciłem się chwilę po pustym mieście i ruszyłem w kierunku domniemanego początku szlaku. Z mapy znalezionej przy drodze dla rowerów dowiedziałem się co nieco o szlaku. Blue Velo, prawdopodobnie w kontraście do Green Velo, to jeden ze szlaków województwa zachodniopomorskiego, oznaczony numerem 3. Na razie to nieco ponad 40-kilometrowy szlak z planem rozbudowy nawet do 1000 km. W większości został wytyczony po nasypie dawnej linii kolejowej, dzięki czemu jazda jest bardzo wygodna i relaksująca. Początek mnie urzekł, bo krajobrazy wyglądały, jakby czas zatrzymał się jesienią. Do tego równiutki asfalt i bezpieczne skrzyżowania z drogami, czego brak mnie gryzł na szlaku przez powiat nowosolski.
Piękne krajobrazy wzdłuż rzeki Tywy, mokradła, tereny zalewowe, jeziora, dużo ptaków. Świetna trasa dla miłośników natury. Niestety wygoda się skończyła, tak jak oczekiwałem. Przez parę kolejnych kilometrów szlak biegł po drogach leśnych, które nie były zbyt suche. Jechałem na kolarzówce i lekko zachlapałem ją błotem, choć nie było grząsko.
Szlak powrócił na tory. Niestety jakość drogi była miejscami koszmarna, przypominała mi o szlaku z Zieleńca do Połczyna-Zdroju. Zbyt cienka warstwa asfaltu została w wielu miejscach zniszczona przez korzenie. 16 kilometrów później to się skończyło. Na chwilę powróciła odrobina terenu, trochę dróg dla kaskaderów i dotarłem do Trzcińska-Zdroju. Ładne miasteczko, choć puste. Chwilę się pokręciłem i pojechałem do jedynego czynnego miejsca, żeby się ogrzać i zjeść – na stację benzynową. To miasto jest tak małe, że oferowali tam wyłącznie kiełbasę w bułce.
Blue Velo za mną. Przejechałem 43 km istniejącego szlaku, które powstały 3 lata temu i nie wiadomo kiedy i czy powstaną kolejne. Tymczasem zaraz za zakrętem znajdował się początek kolejnego szlaku – Trasy Pojezierzy Zachodnich, który został oznaczony numerem 20. Może początek to złe określenie, bo szlak biegnie od Odry do Miastka, co w tej chwili daje 340 km długości (420 km według niektórych źródeł). Miałem jednak przed sobą 36-kilometrowy w pełni asfaltowy odcinek położony na nasypie dawnej linii kolejowej. Zaraz za mną była rozkopana część, która pobiegnie gdzieś w kierunku Myśliborza, więc za parę lat będzie gdzie jeździć.
Ruszyłem ku zachodowi. Pojawił się wiatr, ale przynajmniej zniknęła mżawka, a temperatura skoczyła do 4,5 °C. Zachwyciła mnie jakość drogi, wyglądała na świeżo położoną. To jest prawdziwe odkrycie roku 2021. Humor mi dopisywał, krajobrazy podobały się, jechało się lekko i przyjemnie. Ach, będę polecał tę drogę i nie mogę się doczekać, aż połączą ze sobą kolejne miasta. Warto też tam wrócić, gdy krajobrazy się rozzielenią.
Jedynym minusem był krótki odcinek niewygodnej drogi dla pieszych i rowerów w Godkowie, ale rozeszło się po kościach. Dotarłem do końca szlaku. Zawiodłem się jednak, bo oczekiwałem zobaczyć most kolejowy, a okazało się, że był w trakcie prac remontowych. Pozwolenie dostali w 2016 roku, więc powinni wkrótce skończyć. Jedynie sfotografowałem most z daleka i ruszyłem na południe.
Wzdłuż drogi rozciągały się przepiękne widoki na rozlewisko Odry. Wiedziałem, że nie zdążę na wcześniejszy pociąg powrotny, więc jechałem niespiesznie. Trafiłem na jeszcze więcej terenu wśród leśnych kniei, ale było lepiej niż rano, bo drogi były suche. W końcu dotarłem do Kostrzyna. Znalazłem otwartą kebabownię, dzięki czemu w końcu porządnie zjadłem i pojechałem na pociąg. Dzisiaj spędziłem 6,5 godziny w pociągach, ale opłacało się. Dzień spędziłem świetnie, dobrze się bawiłem i mam nadzieję, że wkrótce odkryję kolejne atrakcje, które przynajmniej dorównają dzisiejszym.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubuskie, Polska / zachodniopomorskie, setki i więcej, terenowe, po dawnej linii kolejowej, dojazd pociągiem, rowery / GT

Zimowo ostatkowy atak wiatru

  69.25  03:39
Zapowiadają ocieplenie na nadchodzący tydzień, więc trzeba było pojechać gdzieś dalej. Nie miałem za dużo czasu, więc wypadło na peryferie Zielonki. Najpierw chciałem dojechać do Swarzędza, ale się zakręciłem w Poznaniu i tylko wydłużyłem sobie drogę. Potem w Swarzędzu wybrałem zły zjazd i trafiłem do Uzarzewa – po fatalnych drogach. Rower był cały biały od śniegu. Wyjechałem na drogę wojewódzką i musiałem się wrócić kawałek w kierunku Poznania (mogłem jechać przez las, ale szkoda mi było roweru na zasypanych śniegiem leśnych drogach). Żałowałem, że nie miałem ze sobą aparatu, bo krajobrazy za Wierzenicą były bardzo fotogeniczne, a niestety to był chyba ostatni taki dzień w zimowej scenerii.
Wiatr był dzisiaj silny i drogę układałem pod jego kierunek, ale coś poszło nie tak. Droga do Mielna, a potem do Poznania była koszmarnie mroźna, bo miałem cały czas pod wiatr. Porządnie przemarzłem, a na domiar złego w Poznaniu zaczęło zmierzchać i temperatura spadła do -5 °C. Mogłem jechać w zupełnie odwrotnym kierunku. Może wtedy byłoby lepiej.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Trek

Pierwszy śnieg

  9.04  00:45
W poniedziałek chwilę poprószyło, ale to dzisiaj spadł prawdziwy śnieg. Szkoda, że jutro już się roztopi. Tymczasem wyskoczyłem na chwilę, żeby się nacieszyć białym puchem. Ostatnim razem widziałem śnieg ponad półtora roku temu. Dzisiaj jechało się całkiem dobrze. Ruszyłem do parku Szachty, żeby chwilę się tam pokręcić. Kilka razy wpadłem w poślizg, choć bez wywrotki. Nie rozpędzałem się, żeby zanadto nie ryzykować. Zaplanowałem krótki dystans, bo szkoda mi było roweru. I tak co jakiś czas musiałem go otrząsać, gdy jechało się ciężko.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, rowery / Trek

Dzień w Wielkopolskim Parku Narodowym

  74.01  04:12
Zapowiadał się ładny dzień, więc wziąłem dzień wolnego, aby spędzić go w Wielkopolskim Parku Narodowym. Przedpołudnie było chłodne i słoneczne. Ruszyłem do Wirów, aby dalej szlakami czerwonym i żółtym dojechać do Trzebawia. W Jarosławcu się zakręciłem i odrobinę wydłużyłem sobie dystans.
W Stęszewie wjechałem na szlak wokół Poznania, który poprowadził mnie do zachodniej części parku. Zaskoczyło mnie, gdy znalazłem się w Tomicach, przez które przejeżdżałem podczas poprzedniej wycieczki. Plan na dzisiaj wyznaczałem tylko palcem po mapie. Zrobiłem pętlę i wróciłem do Stęszewa. Szybki postój na kawę i ruszyłem dalej do parku.
Znalazłem się na drodze, którą jechałem na początku miesiąca. Niestety moje nadzieje na zobaczenie liści na drzewach nie spełniły się. Niemal wszystkie zdążyły opaść. To chyba definitywny koniec jesieni.
W Puszczykowie zjechałem na szlak wzdłuż Warty. Słońce zdążyło zajść, a temperatura spadła nawet do 2 °C, ale jechało się całkiem dobrze. Przede wszystkim miałem szlak cały dla siebie. Zrezygnowałem z Lasku Majońskiego i pojechałem prosto do domu. Szkoda, że tak późno zacząłem dzień, bo wtedy galeria zdjęć byłaby dużo bogatsza.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, terenowe, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery