Wiał porywisty wiatr z zachodu, więc za cel obrałem północ. Nie było za ciepło. Temperatura wahała się od 6 do 12 °C, a grube chmury dodatkowo blokowały promienie słoneczne. Nie chciałem jednak tracić tak pięknego dnia przez jakiś pogodowy kaprys.
Ruszyłem standardowo do Sawina, a dalej na północ, aby wjechać na ścieżkę przyrodniczą. Nie pokonałem jej całej przez bajorko stojące w poprzek drogi. Może to i dobrze, bo dalej musiałbym nieść rower, jak zauważyłem, mijając skrzyżowanie, na którym ścieżka wróciła na leśną drogę. Dojechałem do rezerwatu Bachus, z którego ruszyłem szlakiem żółtym. Wyprowadził mnie z lasów. Potem droga była raz wygodniejsza, raz nie, aż dotarłem do niczym niewyróżniającej się miejscowości Kołacze.
Jazda po drodze krajowej – jeszcze z tym wiatrem – nie wchodziła w grę. Postanowiłem pojechać do Poleskiego Parku Narodowego. Wjechałem najpierw na szlak rowerowy Mietułka. Jechałem nim kiedyś, ale tym razem odbiłem na wieżę widokową przy Durnym Bagnie. Może kiedyś zobaczę też odcinek, po którym jeszcze nie jeździłem. Dużo bardziej podobało mi się w rezerwacie niż w parku narodowym. W tym drugim nie było nawet jednego kwiatka.
Tymczasem nadal nie podobała mi się jazda po krajówce, więc znów odbiłem w kierunku parku, aby dostać się do Urszulina po szlaku pieszym. Niestety rozwalone drogi nie zachęcały, więc zmieniłem plany i objechałem pobliskie jezioro, a potem starymi drogami ciągnącymi się przez łąki dostałem się do asfaltowych dróg. Złapał mnie nawet krótki deszcz, ale nie postraszył długo. Reszta drogi przez Wierzbicę aż do domu była nudna jak flaki z olejem, ale przynajmniej wiatr przestał być porywisty.
Do tej pory starałem się być obiektywnym w stosunku do działań Lasów Państwowych, uważając, że las jest terenem uprawnym. Widząc jednak wycinkę i zniszczone drogi w każdym odwiedzanym lesie (nawet w parku narodowym), zmieniłem zdanie. Obecne działania przekraczają jakiekolwiek limity absurdu.