Burza trwała chwilę, ale zostawiła sporo kałuż. Miałem czas, żeby wyczyścić mój nowy nabytek po deszczowej wyprawie w góry oraz zdjąć z niego błotniki i bagażnik, aby pojeździć sobie w terenie. Pojechałem nad Maltę, gdzie jest sporo szerokich ścieżek w lasach. Zostało tylko kilka kałuż, więc nawet nie zabrudziłem roweru. Jechało się dobrze, choć zaczęło być zimno, więc wróciłem Wartostradą. Niestety pod wiatr. Ach, nierówności pokonuje się przyjemniej niż na kolarzówce. Obym tylko jej nie odstawił, bo gravel kupiłem w zamyśle roweru wyprawowego.
Garmin mnie denerwuje. Tylko wróciłem do Poznania i znów zaczął się wyłączać. Gorzej, że nie mam jeszcze licznika i dane o wycieczkach wyciągam z zapisanego śladu. Tym razem musiałem je spisać na oko.