Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

za granicą

Dystans całkowity:49709.66 km (w terenie 1277.72 km; 2.57%)
Czas w ruchu:2979:32
Średnia prędkość:16.68 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:423654 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:23072 kcal
Liczba aktywności:666
Średnio na aktywność:74.64 km i 4h 28m
Więcej statystyk

Ichinomiya

  8.32  00:31
Było gorąco. Bardzo gorąco. Nie miałem ochoty na nic, więc wyszedłem się chwilę przewietrzyć. Wybrałem centrum miasta i znajdujący się tam chram.
Małe miasteczka mają swój urok. Nie ma tam dużo ludzi, życie biegnie powoli. Zbliża się festiwal Tanabata i dekoracje rozciągają się wzdłuż głównej ulicy. Chram też został przyozdobiony szeleszczącymi na wietrze ozdobami. Wszędzie robi się kolorowo. Kompletnie bym zapomniał o cykadach, do których zdążyłem się przyzwyczaić przez ostatnie 2 tygodnie. Już nie ogłuszają, jak na początku. Stały się elementem przyrody i codzienności, bo każdego dnia słyszę je z okna domu.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kiyosu-jō

  31.56  01:39
Ostatnio nakręciłem się na zamki, więc i dzisiaj nie mogło jednego zabraknąć. Bliżej niż do Nagoi, więc nie musiałem się długo smażyć w upale.
Zamek jest niewielki i prawie go przegapiłem, gdy się do niego zbliżałem. Przypomina wyglądem zamek Fushimi-jō w Kyōto, chociaż kolorystyka jest żywsza. Podoba mi się połączenie czerwieni z bielą. Nie mogłem znaleźć parkingu, więc nie wchodziłem do środka, ale pewnie niczego nie przegapiłem.
W okolicy jest jeszcze jeden zamek – w Inuyamie, ale tam już byłem i nawet wszedłem do środka, więc to był ostatni zamek, który mogłem odwiedzić. Kolejne za jakiś czas, gdy przemieszczę się w kolejne rejony Japonii.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nagoya-jō

  47.55  02:39
Dawno nie byłem w tym mieście. Wyrwałem się z domu na chwilę, żeby przejechać się do zamku. W sumie nie planowałem go odwiedzać, ale ostatecznie kupiłem bilet i wszedłem do środka.
Zamek jest w trakcie odbudowy. Przez 2 lata otworzyli tylko jedno dodatkowe pomieszczenie (byłem w środku podczas pierwszej wizyty w Japonii), ale otwarcie całości planowane jest na przyszły rok. Zastanawiam się, co zrobią z wieżą, która w tej chwili jest największą atrakcją. Na tablicy informacyjnej napisali, że może nie przetrwać kolejnego trzęsienia ziemi. Widoki z jej szczytu jakoś nie zachwycają, ale trochę szkoda, gdyby się rozleciała. Stanowi ładny element tego przesyconego miastem krajobrazu.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Gujō Hachiman-jō

  138.88  06:53
Gujō miałem w planach już 2 miesiące temu, ale wtedy wypadło na Gero. Dzisiaj sprzyjała pogoda i miałem blisko, dlatego wybrałem się na dłuższą wycieczkę w góry.
Z tą sprzyjającą pogodą to nie do końca dobre określenie. Nie padało, ale termometr w cieniu pokazywał 38 °C, a w słońcu nawet 49. Jazda w cieniu była obowiązkowa. Dlatego na północ pojechałem w cieniu drogi ekspresowej (z jakiegoś powodu większość dróg ekspresowych w Japonii znajduje się kilkadziesiąt metrów nad ziemią). Chciałem ochłodzić się również w tunelu, ale okazało się, że jest zakaz wjazdu rowerem. Musiałem objechać górę i wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że poruszałem się po drogach, które dwa dni wcześniej widziałem ze szczytu zamku.
Dotarłem do doliny. Wzdłuż rzeki Hida-gawa biegły dwie drogi. Jedna była zatłoczona, druga stara, zapomniana, ale wciąż przejezdna. Wybrałem oczywiście tę drugą. Jako bonus dostałem mnóstwo cienia. W jednym miejscu nawet natrafiłem na grupę makaków. Po raz pierwszy widziałem je na wolności, ale były bardzo nieśmiałe i nie pozwoliły się uchwycić na zdjęciu.
Dotarłem do Gujō, spotkałem trochę obcokrajowców, spróbowałem dojechać do zamku. Po raz kolejny znajdował się na górze, ale tym razem możliwy był dojazd drogą. Niestety organizacja ruchu została tak zrobiona, że musiałem zostawić rower na parkingu i przejść się. Podjechałbym pod zamek, gdybym tylko skręcił w odpowiednim momencie. Nie chciałem jechać pod prąd, bo było za wąsko, a zawracać też nie miałem ochoty, bo byłem w połowie podjazdu. Widoki nie były jakieś powalające, a i cena za wstęp wyższa niż w Gifu. Do tego zbliżał się wieczór, więc zrezygnowałem z odwiedzin zamku. Zjechałem do centrum miasteczka, przejechałem się po reprezentatywnych ulicach i zatrzymałem w restauracji, żeby zjeść węgorza na ryżu (unadon), wakacyjny przysmak w Japonii.
Do domu chciałem pojechać nieco dłuższą drogą przez miasteczko Yamagata, ale zapomniałem wziąć ze sobą tylne światło, a i z przodu bateria była na wyczerpaniu, więc nie mogłem tracić czasu. Pojechałem tą samą drogą, wybierając dla uatrakcyjnienia podróży drogę po drugiej stronie rzeki. Ruch dziwnym trafem znikł, więc miałem znów drogę tylko dla siebie. Dopiero po zmroku zaczęły się kłopoty. Dojechałem do zabudowań. Nie przy wszystkich ulicach stały lampy, a światła reflektorów oślepiały mnie, więc musiałem często jechać bardzo wolno po chodnikach, żeby nie wpaść na krawężnik lub na poprzeczną nierówność. Jakoś się udało i dotarłem do domu w jednym kawałku i bez mandatu. Zresztą rowerzystów bez świateł jeździ tutaj tylu, co w Polsce.

Kategoria góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, Japonia / Gifu, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Gifu-jō

  40.28  02:10
Pomyślałem, żeby odwiedzić Gifu, tak bez powodu ani bez planu. Czyli typowa wycieczka poza dom. Na niebie zalegała biała warstwa chmur zasłaniająca słońce, ale wilgotność powietrza była dzisiaj wyjątkowo duża.
Droga na północ nie wyróżniała się niczym szczególnym. Trafiłem na jedną drogę dla rowerów wzdłuż rzeki i tyle z ciekawostek. W Gifu odnalazłem zamek, który znajduje się na szczycie góry. Jednym ze sposobów na dotarcie tam jest piesza wędrówka. Rower zostawiłem na parkingu, a sam zabrałem się za pokonanie jednego ze szlaków. Na rozstaju wybrałem krótszy, ale tym samym trudniejszy szlak. Momentami było tak stromo, że musiałem używać rąk, aby się wspinać po skałach. Ludzi spotkałem niewielu, a na szczycie byłem tak spocony, że to niewyobrażalne.
Główna wieża zamku jest niewielka. Opłata za wejście również. Za to widoki rozciągają się daleko. Przypomniał mi się Beskid Wyspowy, bo tak wyglądają stożki wyrastające z miast rozciągniętych po horyzont. Z tego całego zachwytu zapomniałem zrobić zdjęcie zamkowi z bliska. Na dół chciałem zjechać kolejką linową, która jest drugim sposobem na dotarcie na szczyt, ale cena mnie zniechęciła. Zszedłem o własnych siłach, wybierając inny szlak. Było mniej stromo, ale i tak się zmęczyłem. Takiego wycisku moje nogi już dawno nie miały. Resztkami sił wróciłem do domu.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, Japonia / Gifu, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Droga do piekła

  56.05  03:03
Kolejny dzień lata. Już wolałem polskie upały, ale nie, zachciało mi się Japonii. Jednak już niedługo, bo planuję małą ucieczkę. Dzisiaj czekała mnie krótka jazda do kolejnego miasta, w którym chcę zatrzymać się na nieco dłużej. Martwią mnie opinie, że Nagoya latem jest uważana za jedno z najgorętszych miast w Japonii, a to przecież blisko mojego celu.
Nie mam w sumie o czym pisać. Jechałem do miasta Ichinomiya, polując na boczne drogi. Miałem jeden epizod z krajową jedynką, ale jedynie po to, aby przekroczyć kilka rzek. Ktoś wpadł na pomysł, aby na jednym z mostów co 10–20 metrów zrobić progi zwalniające dla rowerzystów. Horror, bo most miał prawie kilometr. Dalej już bez większych niespodzianek.
Dojechałem do celu, a właściwie osiedla, gdzie znajdował się mój cel. Paula, którą poznałem kilka miesięcy temu, poleciała do Polski i zaprosiła mnie do swojego domu, abym się nim przez jakiś czas zajął. Problem w tym, że nie pamiętałem gdzie on się dokładnie znajdował. Po kilku okrążeniach w końcu znalazłem miejsce. Budynek mieszkalny był kiedyś biurem, a całe gospodarstwo to stara fabryka wełny. Problemem tego miejsca jest to, że budynek działa jak piekarnik. Strasznie się nagrzewa, przez co latem jest tam piekielnie gorąco.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Aichi, Japonia / Mie, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Japoński internet

  23.31  01:29
Krótki dzień z powodu upału. Dzisiejszy nocleg zaplanowałem dużo wcześniej niż wczorajszy i stąd odległość między miastami była taka mała. Ale to w sumie dobrze, bo nie musiałem się długo smażyć.
O japońskim dostępie do internetu już chyba pisałem. Dzisiaj chciałem znaleźć sklep elektroniczny, aby kupić nową kartę SIM, bo niestety Japończycy nie wymyślili doładowań, a ważność takiej karty to zaledwie miesiąc. Uniezależnienie się od limitowanego dostępu do sieci udostępnionego w sklepach konbini i tym samym dostęp do bazy wiedzy z dowolnego miejsca w kraju spodobało mi się na tyle, że chciałem przedłużyć mobilny dostęp do internetu. Znalazłem sklep sieci Bic Camera w centrum miasta i tam też pojechałem. Wybór był bardzo ograniczony w porównaniu do sklepów sieci Yodobashi Camera. Wziąłem jedyną dostępną opcję 1 GB w cenie 100 zł. Tak się żyje w tej Japonii. W paru aspektach jest to zacofany kraj, ale jest też wiele plusów.
Dzisiejszą noc zaplanowałem spędzić w pokoju wynajętym przez Airbnb. Mieści się on na piętrze studia muzycznego, ale na szczęście niczego nie nagrywali. No i miałem klimatyzację dla siebie.

Kategoria na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Mie, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Dzień Morza

  43.01  02:29
Dzisiaj jest Umi no Hi, czyli Dzień Morza. Tyle mogę napisać, bo nie działo się kompletnie nic. Dzień jak co dzień dla Japończyków, chociaż podobno niektórzy mają wolne od pracy. Niebo było zachmurzone, a temperatura utrzymywała się na poziomie 34 °C. Dla mnie zapowiadał się leniwy dzień.
Pojechałem na północ, chociaż bardzo chciałem być w Kyōto. Dzisiaj odbywa się Gion Matsuri, jeden z najbardziej znanych festiwali w Japonii. Niestety podróż wokół półwyspu Kii zajęła mi więcej czasu niż myślałem i pozostało mi powolne toczenie się do mojego kolejnego celu, ale o tym za kilka dni. Tymczasem dzisiaj chciałem się dostać do miasta Suzuka. I w sumie dostałem się. Zatrzymałem się w hotelu. Pierwszy raz w Japonii. Ciasny pokoik, ale urządzony jak w typowym polskim hotelu. Tylko nie śmierdziało papierosami. Zapłaciłem dwukrotnie więcej niż za pensjonat, a i to z 50-procentowym rabatem. To tyle na dziś. Japonia staje się codziennością.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Mie, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Upał w Ise

  59.57  03:04
Tak, było gorąco. Już od rana, gdy pożegnałem się z Abhim i ruszyłem przed siebie do Ise, bo nie miałem niczego ciekawszego do roboty. Niebo spowite chmurami nie okazywało litości i działało jak szklarnia. Była to droga przez mękę, więc jechałem powoli w dół pośród aut i zaledwie kilku lasów.
W Ise chciałem tylko zobaczyć chram. Niewiele w sumie o nim wiedziałem. Ktoś podsunął mi propozycję, żebym go odwiedził, więc tak też chciałem uczynić. Nie sądziłem, że jest to najświętszy chram w Japonii.
Dojechałem do Naikū, jednego z dwóch centralnych chramów w Ise, bo ten chram jest tak jakoś rozproszony po całym mieście. Trafiłem więc do najważniejszego miejsca. Wcześniej jeszcze przespacerowałem się po deptaku, który przyciąga wielu turystów niczym Gion w Kyōto. A potem odwiedziłem chram. Ogrodzony i niedostępny. Jest jeden ołtarz przed głównym budynkiem, do którego modlą się Japończycy i tyle z widoków. Zresztą zakaz fotografowania nie pozwolił mi sfotografować nawet tego, co można było tam zobaczyć.
Zacząłem się powoli zbierać. Miałem niewiele do przejechania, ale i tak topornie mi to szło. Myślałem, że się spóźnię na spotkanie, ale w porę udało mi się dojechać pod blok, gdy wyszedł Junior, który gościł mnie tego dnia. Wybraliśmy się do lokalnej restauracji, aby zjeść yakiniku, czyli grillowane mięso, a żeby było ciekawie, każdy stół miał własny grill i trzeba sobie samemu takie kawałki mięsa podgrillować. Polecam, zwłaszcza że wołowina z Matsusaki jest tej samej klasy, co wołowina z Kobe.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Mie, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Park Narodowy Ise-Shima

  106.18  05:59
Dzień rozpoczął się upałem. Wygląda na to, że japońskie lato się zaczęło. Pory deszczowej w tym roku jakoś tak nie było. Już kilka osób mówiło mi, że z roku na rok pora deszczowa robi się coraz dziwniejsza. Klimat na świecie się zmienia na naszych oczach.
Chociaż mogłem pojechać do Ise po „prostej” (z paroma górami), to jednak chciałem zobaczyć więcej i dlatego wybrałem się dookoła Parku Narodowego Ise-Shima. Tunele były oczywiście najlepszą atrakcją ze względu na przyjemną temperaturę, jaka w nich panowała.
Słoneczny dzień odbierał urok dzisiejszej wycieczce. Do Shimy prawie się nie zatrzymywałem. No, chyba że nie mogłem wytrzymać i potrzebowałem cienia. Potem wpadłem na pomysł, żeby szybko pojechać na południowo-wschodni kraniec półwyspu. Ale nie dalej, bo z mapy znalezionej poprzedniego wieczora dowiedziałem się, że nie ma żadnych oznaczonych atrakcji w tamtym rejonie. Można spróbować pojechać gdzieś dalej o wschodzie lub o zachodzie słońca, aby uchwycić piękne kolory i krajobrazy, ale ja nie miałem takich możliwości.
Ruch na drogach był strasznie duży. Było to o tyle dziwne, że to jest kraniec Japonii, a mimo to aut było pełno niczym w Kyōto lub w Ōsace. Dojechałem do punktu widokowego na brzegu oceanu, odpocząłem w cieniu i pojechałem na północ. Znalazłem kilka bocznych dróg, żeby uniknąć jazdy wśród aut i jeden wał przeciwpowodziowy wzdłuż plaży pełnej surferów. Przypadkiem trafiłem na drogę dla rowerów w środku lasu, ale taką dziwną, bo i tak jeździły po niej auta.
Wieczór zbliżał się szybkimi krokami. Chcąc skrócić sobie drogę, wybrałem Drogę Perłową. Wyglądała niczym te autostrady po środku niczego, które spotkałem już kilka razy w Japonii. Tym razem miałem szczęście i mogłem na nią wjechać. Było nawet ładnie, a przede wszystkim dużo drzew i cienia. Wieczór zastał mnie w miasteczku Toba, a noc w Ise. Miałem niewielki dystans do pokonania do celu, którym było miejsce spotkania z kolejnym Couchsurferem. Niespodzianką okazało się to, że umówiliśmy się w środku festiwalu z pokazem sztucznych ogni, które są organizowane w Japonii z okazji nadejścia lata. Czyli to już oficjalne otwarcie upałów. Chociaż ja różnicy nie zauważyłem żadnej, bo pory deszczowej prawie nie było.
Martwiłem się, że coś pójdzie nie tak, ale Abhi przyjechał pickupem. Udało mu się uprosić policjanta, żeby mógł zabrać mnie na pakę, bo nie było miejsca do zatrzymania. A potem pojechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów dalej do jego domu. Abhi jest 60-letnim Francuzem, który przez całe swoje życie podróżował w jakimś celu. Mieszkał w wielu miejscach na świecie, ale nigdy nie podróżował dla rozrywki. Zawsze miał cel. W Japonii zapragnął otworzyć miejsce dla podróżników, którzy mieliby się gdzie zatrzymać. Jego spirytystyczne podejście do życia było bardzo fascynujące.

Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, setki i więcej, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Mie, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery