Żartowałem, nie zawracam. Odwiedziłem Honshū, aby spotkać się z JM, a dzisiaj wracam na Kyūshū. I teraz uwaga: temperatura przyszła po rozum do głowy. Prognoza przewidywała opady, było całkowite zachmurzenie, temperatura spadła o kilka kresek i dzięki temu – w końcu – nie umierałem.
Do podwodnego tunelu dotarłem tymi samymi drogami, co wczoraj i
półtora roku temu. Tunel przekroczyłem już po raz czwarty, więc zaraz będę wiedział, gdzie i jaka grafika się znajduje na tamtejszych ścianach.
Skorzystałem z 3-minutowego promu, bo pewien czerwony most był niedostępny dla rowerzystów. Z dołu wygląda bardzo okazale i przypomina pewien amerykański. Można się oszukać.
W centrum Kita-Kyūshū zaczęło kropić. Myśląc, że i tak zmoknę, zatrzymałem się na obiad. Gdy wyszedłem, nie padało, ale ostatnie kilometry przejechałem w lekkim deszczu. Po dotarciu do hostelu lunęło, jednak na opad patrzyłem przez szybę z suchego fotela.