Zaczęło się przymrozkiem. Założyłem lekkie ubrania w nadziei, że się polepszy, ale zacząłem przemarzać i narzuciłem na siebie dodatkową warstwę, która towarzyszyła mi do końca dnia.
Pojechałem pokręcić się po centrum Fukuoki. Od wjazdu na wyspę Kyūshū widuję dużo budynków w stylu europejskim. Może po prostu nie zauważałem ich wcześniej, ale to ciekawe, że one powstały. Wszak trzęsienia ziemi w Japonii wymagają solidnej konstrukcji budynków.
Było zbyt dużo ludzi na ulicach, więc skierowałem się dalej – do zamku. Właściwie do ruin, bo z budowli zostały tylko okazałe fundamenty. Z początku czułem się niepewnie, bo zauważyłem bramkę z opłatą, a wszedłem od tyłu, ale okazało się, że opłata jest wymagana przy nocnym wejściu. Na obszarze wewnętrznych murów ustawili pokaźnych rozmiarów obiekty przypominające jaja. Prawdopodobnie elementy iluminacji. Nie mogłem jednak zostać, aby obejrzeć pokaz. Przejechałem się po parku znajdującym się nieopodal i ruszyłem w dalszą drogę na zachód.
Jechało się całkiem przyjemnie. Wzdłuż wybrzeża było przepięknie, zwłaszcza późnym popołudniem. Martwiły mnie ciemne chmury idące ze wschodu, więc starałem się jechać jak najszybciej. Widziałem nawet deszcz w oddali, ale nie zdołał mnie dopaść. Przed wieczorem dojechałem do Karatsu. Skierowałem się najpierw do zamku, ale był już zamknięty, więc obszedłem się smakiem i pojechałem do mieszkania znalezionego na Airbnb. Całkowite przeciwieństwo tego, w którym spędziłem poprzednią noc. Dodatkowo jestem bardzo zadowolony ze zrobionych dzisiaj zdjęć.