Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / małopolskie

Dystans całkowity:9199.38 km (w terenie 596.50 km; 6.48%)
Czas w ruchu:491:04
Średnia prędkość:18.67 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:85657 m
Suma kalorii:5545 kcal
Liczba aktywności:122
Średnio na aktywność:75.40 km i 4h 05m
Więcej statystyk

Wycieczka rowerowa (Rabka-Zdrój)

  154.75  07:41
Mała próbka przed wrześniowym planem wypadu na Słowację. Już znam plusy i minusy tego odcinka.
Prognoza pogody przewidywała opad konwekcyjny. Mimo to ruszyłem. Krótki deszcz popadał od Kasinki Małej do Węglówki, ale przeżyłem :D
Do Myślenic dojechałem pustymi drogami, nierzadko omijając setki dziur w asfalcie. Widziałem wiele wzniesień, które najpierw straszyły (jak widok ze Świątek Górnych na doliny między Myślenicami), a później okazywały się lekkimi pagórkami. Z Myślenic ruszyłem drogą, ach jaką drogą, bo pustą! Tuż obok ekspresówki pięknie wyremontowana (a może raczej niezniszczona?) droga, która doprowadziła mnie do krajowej siódemki w Lubieniu. Od razu zaczęła się zabawa. Korki na kilkadziesiąt kilometrów, a ja przedzierający się przez nie. O ile większość kierowców toleruje rowerzystów, o tyle znalazło się kilku kretynów, których wyprzedzałem po kilka razy (korek czasem ruszył, by powlec się z prędkością 25-30 km/h) po ich lewej stronie. Parę lusterek mogłem zachować, ale nie jestem taki ^^
Kiedyś Rabka, teraz Rabka-Zdrój. Ładny park w centrum miasta, w którym można spotkać setki ludzi. Rowerem ciężko się było poruszać, więc długo tam nie zabawiłem. Ruszyłem do domu krajową 28, a później przez Dobczyce. Źle rozplanowałem zapasy energii, bo za Dobczycami opadałem z sił. Jeszcze tyle tych podjazdów tam było... To jednak nic. Najbardziej zapamiętałem dwa. Jeden w korku przed Rabką, a drugi w Węglówce. W sumie to widać na profilu – różnica wysokości pierwszego wzniesienia 350 m, a drugiego 200 m. To jednak nie to, co było na Przełęczy Karkonoskiej :) Dobrze, że mimo święta nie wszystkie sklepy były pozamykane, to mogłem coś pożywnego zjeść. Teraz myślę, że skrócę sobie drogę podczas wyprawy wokół Tatr, bo góry mnie jeszcze męczą...
Kategoria góry i dużo podjazdów, Polska / małopolskie, setki i więcej, kraje / Polska, rowery / Trek

Sierpniowe kręcenie

  65.51  03:26
Nareszcie. Mimo niesprzyjającej aury, wyrwałem się. Sierpień nie wygląda ciekawie i nie wykręcę tylu kilometrów, co w lipcu.
Nie wiedziałem dokąd pojadę, cała trasa przyszła mi do głowy w trakcie jazdy. Wybrałem się tradycyjnie do Doliny Prądnika. Mimo że myślałem o Dolinie Kluczwody, to odłożyłem ją na inny dzień. Pod Bramą Krakowską upatrzyłem niebieski szlak. Nie zwróciłem jednak uwagi na to czy jest to szlak pieszy, czy rowerowy. Trafiłem jednak na niebieski szlak rowerowy, który zaprowadził mnie łąkami w nieznane. Zgubiłem go w Wielmożach i obrałem kurs na wschód z problemami braku dróg, które to były wyłącznie na mapie. Z Minogi dojechałem do Rzeplina. Planowałem w międzyczasie podróż do krajowej siódemki, ale ponieważ drogą, którą jechałem, przejechałem się po raz kolejny, to zmieniłem kierunek na rozstaju dróg na Dolinę Prądnika. W Cianowicach znów trafiłem na znany szlak i ponownie zmieniłem kierunek na wojewódzką 794. Ponieważ był już zmrok, miałem okazję spojrzeć na Kraków ze wzniesienia w Brzozówce. Stąd pomknąłem znów szybkim tempem (przynajmniej, gdy było z górki) do domu na pyszną kolację :)
Kategoria Polska / małopolskie, Dolina Prądnika, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Pętla do Giebułtowa

  20.63  00:56
Chciałem w końcu gdzieś ruszyć się, bo za mało jeżdżę, więc ruszyłem. Nim dojechałem do Giebułtowa, zaczęło straszyć deszczykiem. Uznałem, że ryzykował nie będę, bo chmura dosyć duża szła. Tylko czemu prognoza pogody się nie sprawdziła? Po przejechaniu ulubionego, niebezpiecznego szlaku pieszo-rowerowego, skręciłem w prawo, choć plan początkowy zakładał jazdę na wprost przez Dolinę Prądnika, a plan kolejny, usnuty na przystanku w Giebułtowie, uwzględniał Dolinę Kluczwody (od ostatniej przejażdżki krajową 94, kusi mnie). Jeszcze w Trojanowicach popadało, to znów zatrzymałem się na przystanku (najgorsze jest podczas deszczu, gdy przystanki, jeśli już są, to nie mają wiat ochronnych), aby chwilę przeczekać. Gdy uspokoiło się, ruszyłem czym prędzej do Krakowa. Prędkość na tym odcinku – 34-42 km/h :)
Kategoria Polska / małopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Rowerem po Krakowie, odcinek 14

  7.07  00:24
Może niepotrzebnie się tak martwiłem. W serwisie rozebrali na części pakiet, nasmarowali, ale niewielki problem nadal jest. Problem, o którym mówię, to trzeszczenie napędu. Kiedyś tylko podczas podjazdów, do wczoraj również przy swobodnej jeździe. Po odebraniu roweru, gdy przejechałem się, to na najwyższym biegu wciąż było słychać lekki trzask. Nie było to jednak to, co wcześniej. Porozmawiałem z panem, który powiedział, że może to być wyłącznie zużycie napędu. Mam do niego jutro zadzwonić i się dowiedzieć, czy mają wolnobieg z MegaRangem. Po przemyśleniu uznałem, że dokręcę do końca sezonu i wtedy już u mojego dealera to załatwię, bo podobno mam tam jakieś zniżki. No chyba że trzeszczenie wróciłoby, a wtedy już wolałbym załatwić sprawę szybko.
Ostatnio za mało kręcę...
Kategoria Polska / małopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Rowerem po Krakowie, odcinek 13

  8.57  00:28
Dzisiaj zapowiadała się taka piękna pogoda... Ze względu na moje najbliższe plany musiałem oddać rower do serwisu. Jutro dam znać co się stało, bo wolę poznać fachową opinię. W jednym serwisie kazali sobie oddać rower na 4 dni. Pojechałem do drugiego i rower będę miał jutro.
Przy okazji pierwszy raz od prawie roku przejechałem się tramwajem. No, może nawet dwoma ;d
Kategoria Polska / małopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Rowerem po Krakowie, odcinek 12

  48.28  02:45
Wczoraj tylko wróciłem z pracy i lunęło. Dzisiaj zaś mimo chmur wielu, deszczu nie było, dlatego ruszyłem spokojnie pokręcić po mieście. Znów zamiast Traseo użyłem aplikacji od Google, ponieważ jest ona dokładniejsza i zużywa mniej energii. Miałem cały czas włączone Moje trasy dla Androida i dwa razy włączyłem Traseo w Lesie Wolskim, aby się dowiedzieć, czy dobrze jadę. Obie aplikacje teraz wskazują na taki sam poziom zużycia baterii. Czyli śmiało mogę stwierdzić, że Traseo jest słabą aplikacją w porównaniu do konkurencji. Ale i aplikacji od Google trochę brakuje. Ech, może pobawić się w końcu w programistę? Przecież C++ znam ;d
Pomyślałem, że zobaczę kościół na wzniesieniu w Lesie Wolskim. Jest to klasztor oo. Kamedułów. W drodze powrotnej miałem ochotę przejechać się wałem nadwiślanym, bo zobaczyłem, że jest na nim asfalt, ale skierowałem się do serca Lasu Wolskiego i plan przepadł, bo wyjechałem nie tą drogą, którą chciałem. W dodatku zauważyłem, że drogą, którą zjechałem nie mogą poruszać się jednoślady (chyba że napis pod znakiem regulował to ograniczenie). Drogowcy ciągle rzucają kłody pod nogi uczestnikom ruchu...
Dotarłem pod Wawel i pokręciłem się tam, jeżdżąc kilka razy tym samym szlakiem, aż w końcu wróciłem do domu na kolację. Nie mam pomysłu na niedzielę. Ale prognoza niepewna, więc możliwy opad, więc może nie muszę niczego planować.
Kategoria Polska / małopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Przejażdżka po Dolinie Prądnika

  39.73  02:02
Upalny dziś dzień, dlatego ruszyłem dopiero po 19, by popedałować odrobinę po ulubionym miejscu. Dziś chciałem przetestować nową aplikację do rejestrowania tras o nazwie Moje trasy dla Androida (autorem jest Google). Z jednej strony przypadła mi do gustu, bo tworzy międzyczasy, dodaje prawidłowo punkty na mapie (byłem sceptycznie nastawiony, gdy podczas jazdy znacznik położenia wariował na planszy) i przede wszystkim zużywa dużo mniej energii niż Traseo. Ma jednak dwa wielkie minusy: wyświetla wyłącznie Mapy Google, więc potrzebny jest dostęp do internetu (choć można pokombinować ze zbuforowanymi podkładami), a w dodatku nie lubię tych map, bo są baaaardzo niedokładne. Choć OpenStreetMap, z którego do tej pory korzystałem po ostatnim etapie zmiany licencji stał się bardziej bezużyteczny od Map Google. Chciałem dodać drugi minus za brak profilu trasy, ale wyeksportowałem plik GPX (wcześniej wybrałem zapis do Map Google, który eksportuje KML) i wszystko wyświetla się dobrze. Nawet ładny wykresik dostałem :)
Wstawiam trasę z nowej aplikacji, ponieważ podczas testów Traseo włączył pauzę i nie wyglądało to dobrze.
Kategoria Dolina Prądnika, Polska / małopolskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Wadowice)

  108.88  05:23
Wczorajsza myśl o Wadowicach została wykonana ;D Dziś udało mi się wcześniej skończyć. Ruszyłem przez Tyniec i Skawinę, dalej drogą, którą wracałem z Kalwarii Zebrzydowskiej. Wjechałem pod jakieś wzniesienie z pięknymi widokami na doliny i góry. Do Wadowic dojechałem prawie bez przeszkód (raz tylko pomyliłem się i nadrobiłem 2 km). Niestety Rynek jest w remoncie, więc nie wygląda przyjemnie. Miałem nadzieję, że zobaczę cukiernię ze sławnymi kremówkami, jednak nie udało się. Teraz dopiero widzę na mapie POI o nazwie Papieskie Kremówki. Coś mi się zdaje, że jeszcze tam wrócę :)
Powrót jak zwykle drogami innymi niż przyjazd – trafiły się mniej ruchliwe. Narzekać mogę na debili na rowerach. Dwa razy miałem taką samą sytuację. Dwoje na rowerach bez oświetlenia, bez najmniejszego odblasku (nawet te z pedałów pozjadali), jedno obok drugiego. Wyprzedzam ich, a zza zakrętu niespodziewanie nadjeżdża rozpędzone auto, które na szczęście nie było tak szybkie i udało mi się wyprzedzić na trzeciego kretynów. Godzinę później miałem taką samą sytuację.
Mijałem dwa razy Wisłę w Łączanach (dzisiaj w sumie 5 razy) i kościół na wzniesieniu w Bielanach. Kurczę, od jakiegoś czasu kręci mnie, by zobaczyć co to za świątynia. Może mi się niebawem uda, bo właśnie zauważyłem, że jest ona w Lesie Wolskim, w którym już bywałem...
W Krakowie cicho pod względem niedoszłych samobójców na ścieżkach rowerowych. Dojechałem cało do domu i chcę jeszcze. Wydawało mi się, że będzie chłodniej niż wczoraj, ale było wręcz przeciwnie. Miałem ze sobą kurtkę termoaktywną, którą wypróbowywałem już drugi raz i podczas podjazdów się gotowałem, a podczas zjazdów było zimno, gdy wiatr dostawał się pod ubranie do spoconej skóry. Mimo to dobre ubranie na nocne eskapady ;)
Kategoria góry i dużo podjazdów, Polska / małopolskie, po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Polska, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Kalwaria Zebrzydowska)

  81.97  03:57
Kolejna wycieczka nocna :) Dni stają się coraz krótsze, więc chyba powinienem zmienić pracę na wieczorną, by móc rano jeździć, gdy będzie widno i przede wszystkim nie będzie tylu złych rzeczy (czyt.: aut) na drogach.
Ruszyłem baaaaardzo ruchliwą drogą nr 7, którą nie wiadomo czemu jeździ tylu kierowców. Po co, skoro można zaoszczędzić na paliwie?
Dojechałem do Kalwarii Zebrzydowskiej po godzinie 20, toteż nie zobaczyłem dużo, a przynajmniej nie sfotografowałem, ale widoki z siódemki były przepiękne! Ach te góry ^^
W trakcie jazdy naszła mnie myśl, by pojechać do Wadowic, ale dobrze, że myśl znikła, bo była głupia – na którą ja bym do domu wrócił? ;D
Powrót przez Skawinę i Tyniec, już po nocy. Zaledwie kilka procent mijanych rowerzystów miała światła. Jak oni widzą w ciemności i że się nie boją? Sam nad Wisłą dwie nastki bym o mało nie potrącił :( Szły drogą z zakazem ruchu z wyłączeniem rowerzystów; bez żadnych elementów odblaskowych.
Ach, uwielbiam powietrze poza Krakowem, bo to w mieście cuchnie ;c Nawąchałem się od czystego powietrza po obornik aż do dymów wszelkich rodzajów palonych rzeczy.
Dobrze, że zabrałem ze sobą parę rzeczy, bo powrót był mroźny. Sama jazda dolinkami przeraźliwie uderzała biczami lodowatego powietrza, ale to wtedy, gdy byłem lżej ubrany. Później założyłem jeszcze bluzę i kurtkę, to było ciepełko, może nawet ciut za gorąco. Tylko uszy mi marzły. Mogłem wziąć opaskę na nie. No i paliczki, ale to już potrzebuję pełnych rękawiczek. Trzeba sobie takie sprawić jeżeli robi się tak chłodno...
Kategoria Polska / małopolskie, po zmroku i nocne, góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, rowery / Trek

Nowy Sącz na 220

  226.79  11:23
Prognoza na dziś była optymistyczna mimo paru chmur i deszczu konwekcyjnego. Było gorąco, dużo bardziej niż podczas wycieczki do Tarnowa. Zaliczyłem wiele podjazdów, z których dwa najbardziej zatarły mi się w pamięci. Pierwszy już w Wieliczce, a drugi za Limanową. Po obydwu umierałem ;p Podjazd pod wzniesienie Jabłoniec mimo że nie był przyjemny, to widok z niego był przepiękny :)
Ruszyłem wcześnie rano – wcześniej niż tydzień temu – do Wieliczki, a stamtąd do Dobczyc. Dowiedziałem się, że jest tam zamek, który niestety gdzieś zaginął, bo o ile przed miastem oznaczenia były, to w mieście gdzieś zniknęły... Dalej mijałem Małopolski Szlak Owocowy. Mmm, ile pysznych owoców. Ale jeszcze niedojrzałe, szkoda ^^
Przez Piekiełko dojechałem do Limanowej, która przez jakieś święto policji została zakorkowana przez głupich kierowców na kilka kilometrów. Skoro jest znak nakazu jazdy w prawo przed znakiem (C1), to nie jest jednoznaczne z nakazem jazdy z prawej strony znaku (C9). No, debile krzyczeli z aut (nie na mnie na szczęście), a ja pojechałem spokojnie do przodu, mijając wszystkich dziwaków, którzy woleli stać w korku ;]
Za Limanową, chcąc ominąć drogę krajową (na której i tak były pusty przez korki w Limanowej), zjechałem w prawo, pod dużą górkę, gdzie znajduje się cmentarz z I wojny światowej i z której rozpościera się przepiękny widok na Limanową i jej okolice. W ogóle wjeżdżając na większość wzniesień, widziałem przepiękne widoki. Ach, góry ^^
Nim dojechałem do Starego Sącza, minąłem ze 3 ronda na krótkim odcinku. Piękne skrzyżowania. Niezakorkowane są bardzo użyteczne ;D A w Starym Sączu dowiedziałem się, że jest tam średniowieczny Rynek. Może gdyby nie ten cały upał (dochodziło południe), to pozwiedzałbym, a tak nie zabawiłem tam długo.
Nowy Sącz mnie nie urzekł. Ma ładny deptak, ciekawy Rynek z szybko poruszającymi się autami, ale nic więcej. Znalazłem pewną pizzerię, gdzie zjadłem za dużą pizzę i żałowałem tego do przez resztę popołudnia. Podładowałem też baterię w telefonie, bo zostało jej poła mocy, a do przebycia miałem dłuższą drogę niż ta pokonana.
Za Nowym Sączem minąłem jeszcze dwa jeziora (pierwsze koło Dobczyc) i popędziłem do Brzeska. Trochę za dużo jeżdżę drogami głównymi, ale na takie długie trasy nie mam wyjścia, bo to najszybszy sposób, by pokonać taki dystans. Szkoda tylko, że tylu spalin się nawdycham...
Zaczęła mi się kończyć woda (4,5 litra płynów już wypiłem tego dnia), w Brzesku nie znalazłem żadnego sklepu i dopiero w Bochni, gdy zza rogu wyszło dziewczę z lodem, już wiedziałem, że mam szczęście :)
Z miasta wydostałem się znanymi drogami, którymi jechałem do Tarnowa. W Krakowie trochę się pogubiłem, ale dojechałem cało do domu po 15 godzinach wycieczki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Polska / małopolskie, setki i więcej, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery