Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / Fuji

Dystans całkowity:35811.03 km (w terenie 3013.07 km; 8.41%)
Czas w ruchu:1887:08
Średnia prędkość:16.79 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:217358 m
Liczba aktywności:556
Średnio na aktywność:64.41 km i 3h 40m
Więcej statystyk

Loch Ness

  107.89  06:10
Rano spakowałem suchy namiot. Dzień był cały pochmurny z przelotnymi przejaśnieniami na horyzoncie. Na kilku zjazdach pojawiła się sporadyczna mżawka.
Objechałem zatokę. Droga po drugiej stronie była niebezpieczna ze względu na ściany skalne (usunąłem jeden kamol z jezdni), do tego te strome podjazdy. Trafił się nawet pierwszy tunel, choć bliżej mu do bariery lawinowej.
Po kilku męczących podjazdach dotarłem do drogi krajowej biegnącej na wyspę Skye. Największy ruch był właśnie w jej kierunku, ale i tak jechało się ciężko. Najgorzej, że brakowało alternatyw (no, może przemilczę szlak MTB). Widziałem zatłoczony zamek, potem wjechałem na przełęcz i zacząłem powoli kierować się w stronę jeziora Loch Ness. Brakowało sklepów, a znalezione były już zamknięte. Zamiast tego odwiedziłem kilka kawiarń.
Ostatnia droga była niemal pusta. Ruch jakby zamarł. Były ostrzeżenia o zamknięciu drogi, ale dotyczyły godzin wieczornych. Nawet sam spieszyłem się, aby zdążyć. Udało się, ale w piątki i tak jej nie zamykali. Przynajmniej miałem więcej czasu dla siebie. Drugi dzień z rzędu atakowały te nieznośne muszki. Wczoraj prawie niezauważalne, ale dzisiaj mnie pogryzły, a zostawiają brzydkie ślady. Wciąż jednak daleko do inwazji, jaką przeżyłem nad jeziorem. Pękła kolejna szprycha – wymiana znów wymaga zdjęcia kasety. Na spodniach wypatrzyłem dorosłego kleszcza. Musiałem oprzeć się o sakwę podczas rozbijania obozu. Tylko skąd znów on wziął się na sakwie?
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Koniec NC500

  109.34  06:59
Przestało padać wieczorem i do rana namiot prawie wysechł. Usunąłem kleszcze spod podłogi i ruszyłem. Było pochmurno, ale słońce wyjrzało kilka razy.
Chciałem ominąć krajówkę, więc wjechałem na szlak rowerowy biegnący przez lasy. Wszystko szło pięknie, aż na mojej drodze stanęła wycinka i zakaz wjazdu. Oni tam golą zbocza na potęgę, więc nawet nie chciałem próbować się prześlizgnąć. Nie chciałem wracać do punktu wyjścia, a na mapie był tylko niedostępny most kolejowy. Na zdjęciach satelitarnych wypatrzyłem inne przejście, które było chyba elektrownią wodną. Żaden zakaz mnie nie zatrzymał, choć już za plecami zobaczyłem jeden w drugą stronę.
Dalsza droga bez większych przygód. Za pierwszym podjazdem była panorama na piękną dolinę i chwilę pokropiło. Drugi podjazd również wiódł przez piękną dolinę z rezerwatem, spektaklem słonecznym i także zaczęło padać. Tym razem wydawało się, że poważnie, ale uciekłem spod chmury. Trzeci podjazd wyszedł poza szlak North Coast 500. Nie zauważyłem podczas planowania, że ten biegnie wybrzeżem. W sumie dobrze, bo potem był do pokonania podjazd na 626 m n.p.m., a znając szkockie stromizny, to robiłbym przerwę co 10 metrów. Ostatni podjazd to już formalność, bo po nim dotarłem do kempingu. Praktycznie dopiero jutro zjadę z NC500, ale do końca zatoki nie powinno być radykalnych zmian widoków, więc uznaję, że koniec nastąpił dzisiaj.
Aktualizacja do stanu mojego licznika Sigmy. Rano był tak blady, że ledwo coś dało się na nim zobaczyć, a w pobliżu nie było żadnego sklepu rowerowego. Pozostałby mi mało dokładny zapis trasy z Garmina, ale na szczęście, jak wyświetlasz zanikł, tak do wieczora powrócił do akceptowalnej czytelności. Taki niezbyt on wodoszczelny, zważywszy na to, że wczoraj nie padało jakoś mocno.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Uliczny serwis

  75.67  04:39
Wstałem wcześniej, bo prognozowali opady, dzięki czemu spakowałem suchy namiot i był to chyba najwcześniejszy początek dnia podczas tej wyprawy. Było chłodno i kropić zaczęło całkiem szybko. Na szczęście mżawka przeplatała się z drobnym deszczem, a większy opad zdarzał się rzadko.
Choć jechałem szlakiem NC500, to wybierałem boczne drogi, po których biegł szlak rowerowy nr 1. Mimo to ruch był spory i spowalniał mnie. Przynajmniej turystów nie musiałem oglądać.
Dotarłem do Dingwall, gdzie znajdował się kolejny serwis rowerowy. Był czynny, ale mieli ręce pełne roboty. Jedynie mogli mi pomóc z kasetą. Zdjąłem koło, serwisant zdjął kasetę, abym mógł założyć dwie urwane szprychy, potem ją założył, a ja – rozłożony na ulicy pod sklepem – zabrałem się za resztę pracy. Przy okazji ukręciłem nypel, a koło wydawało się być bardziej krzywe niż z urwaną szprychą. No nic, byle do domu.
Znalazłem się w Muir of Ord, gdzie szlak NC 500 rozdzielał się. Krótki odcinek biegł do Inverness, ale nie mam pojęcia po co. Chyba dlatego, że im nie wychodziło 500 mil. Drugi odcinek leciał na zachód, by dotrzeć do Ullapool, gdzie wjechałem na szlak. Miałem jeszcze tydzień do odlotu i nie wpadłem na lepszy pomysł spędzenia tego czasu, więc ruszyłem na zachód, by jeszcze przez chwilę popatrzeć na krajobrazy na szlaku.
Miałem zagwozdkę do rozwiązania, bo po drodze były dwa kempingi. Jeden pod ręką, choć wciąż sporo wieczora zostawało niezagospodarowanego. Drugi był oddalony o 50 km. W tym deszczu dotarłbym tam trochę późno, więc ostatecznie zatrzymałem się na pierwszej opcji. Suszenie i tak zajęło mi sporo czasu, więc to było lepsze wyjście. Pod klapą sakwy znalazłem nieco większą nimfę kleszcza, a po namiocie wspinał się prawie dorosły i ciut podkarmiony osobnik. Co za kraj.
Mój licznik w połowie dnia zaczął blaknąć, jakby była słaba bateria, ale żadnego ostrzeżenia nie pokazał. Sprawdziłem baterię zapasową i to samo. Najwidoczniej wyświetlacz padł. Do wieczora zrobił się bardzo blady. W tym tempie pewnie będę jechał bez licznika.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Dornoch

  73.80  04:15
Nie padało, słońce przebijało się przez chmury, bardzo mało powietrza zeszło z opony. Zapowiadał się dobry dzień. Prawie, bo na drodze stało kilka podjazdów, a niemal jedyną drogą była krajówka. Ruch nie był jakiś duży, ale jechało sporo ciężarówek.
Widziałem już wiele ruin i zamków, ale gdy już sobie upatrzyłem jakiś na dzisiejsze zwiedzanie, to zdążyłem na porę zamknięcia. Cóż, jak nie ten, to inny – jest ich na pęczki.
Dojechałem do miasteczka Durnoch. Rzekomo był tu serwis rowerowy, ale zamiast niego zastałem siłownię. Kolejne serwisy na mojej drodze też nie wyglądają obiecująco. Z kempingami też jest średnio, więc zatrzymałem się obok. Zauważyłem kolejną pękniętą szprychę, a podczas rozbijania obozu łaził po mnie kleszcz.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

John o' Wick

  86.78  04:59
Obudziło mnie słońce, więc spakowałem suchy namiot. Podczas śniadania zauważyłem dorosłego kleszcza chodzącego po rękawie. Odrażający, ale głodny. Wszystkie kleszcze do tej pory to były ledwie widoczne nimfy. Na koniec jeszcze zauważyłem lekkiego kapcia. Pewnie kolejna wada fabryczna, ale dziura tak mała, że nie opłaca mi się jej szukać.
Słońce towarzyszyło mi niemal do miejscowości John o' Groats. Tam z czarnej chmury zaczęło padać. Schowałem się w centrum informacji turystycznej, obszedłem sklepy z pamiątkami, zjadłem i nic – chmura wisiała, ale nie padało z niej nic więcej.
Wahałem się między nadrobieniem kilometrów i zobaczeniem lokalnych skał. Wybrałem opcję drugą, zrobiłem pierwszy po Szkocji krótki spacer bez roweru i widoki były jak z obrazka.
Droga na południe nadal straszyła deszczem na horyzoncie. Chmura wisiała, aż zaczęło mżyć i na tym się skończyło. Później tylko widziałem po kałużach, że dobrze być powolnym.
W mieście Wick kolejny serwis rowerowy był zamknięty, więc nadal mam pecha. Kolejnego pecha miałem pod miastem, bo tym razem mnie zlało porządnie. W sumie tyle z deszczu. Potem trzeba było jakoś wyschnąć. Temperatura od nieco ponad 20 °C podczas słonecznego poranka do 12 °C podczas deszczu. Zatrzymałem się na kolejnym przypadkowym kempingu. Obiecująco bez kleszczy.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Szkocja na opak

  89.23  05:29
W nocy i rano było kilka krótkich pryszniców z nieba, więc znów spakowałem mokry namiot. Nie trafiłem na żadnego kleszcza. Załatałem też dziurę w dętce – znów błąd fabryczny.
Kontynuowałem jazdę po szlaku NC500, ale szybko dołączyły szlaki rowerowe. Chyba nawet Euro Velo 12, bo jest na mapie, ale nie oznaczyli go w terenie. Miałem do pokonania sporo górek. Nie padało, a nawet słońce pokazało się na chwilę. Wiatr znów się zmienił i nie pchał mnie zbyt często. Niestety było tu też wielu debilnych kierowców. Drogi o jednym pasie ruchu z miejscami do mijania miały rozjeżdżone pobocza, jakby tam nikt nie chciał się zatrzymać, by przepuścić innych. Do tego pobocza były zaśmiecone, a przydrożne śmieci w pozostałej części Szkocji były czymś niemal niespotykanym. Szkocja na opak. Pojechałem odrobinę bocznymi drogami, którymi prowadził szlak rowerowy, więc straciłem trochę przybrzeżnych widoków.
Dzisiaj nie zarezerwowałem żadnego noclegu, żeby nie spieszyć się. W sumie dobrze, bo nie dotarłbym do pierwotnie planowanego kempingu. Przejeżdżałem obok innego. Zatrzymałem się, by sprawdzić moje opcje i pani z obsługi wyszła zapytać, czy wszystko w porządku. Ostatecznie zatrzymałem się. Prysznice z nieba powróciły po rozbiciu się. W namiocie znalazłem jednego kleszcza, a kolejny właśnie chodzi po moim kciuku. Paranoja.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

North West Highlands Geopark

  87.68  05:27
Lało całą noc. Przestało, gdy się pakowałem. W namiocie znalazłem trzy kleszcze. Nie wiedziałem skąd, ale po złożeniu namiotu odkryłem, że trawy kempingu są pełne tego paskudztwa. Dużo czasu straciłem, aby je usunąć.
Przede mną był większy podjazd. Zaczął się mżawką, ale wraz z wysokością było coraz gorzej. Na górze widoki mogłem sobie tylko wyobrazić na podstawie bladych konturów gór i soczystej zieleni, która próbowała się przebić przez ścianę deszczu. Stoczyłem się w dół i… wyjechałem spod deszczowej chmury. Mogłem zobaczyć namiastkę widoków, które tam zostały.
Dotarłem do skalistego wybrzeża. Było tam tyle atrakcji, a mnie uciekał czas, więc znów zwiedzałem na szybko. Był to mój trzeci i ostatni dzień w geoparku North West Highlands.
Wjechałem na drogę, która okrążała zatokę. W oddali widziałem deszcz, ale udało mi się go uniknąć. Zostawił po sobie dużo kałuż. Tuż przed opuszczeniem zatoki ujrzałem pięknie oświetlone wzgórza.
Pozostał mi ostatni podjazd. Znów o stromym początku. Widoki zachmurzone, ale nadal ładne. Poczułem kapcia, ale dopompowałem koło i bez kłopotu dojechałem do kempingu zanim go zamknęli. Znów spędziłem mnóstwo czasu na czyszczeniu namiotu z pozostałych kleszczy, których znalazłem sporo na namiocie i wewnątrz. Czuję, że nabawię się jakiegoś natręctwa.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

NC500

  56.32  03:58
Dziś zacznę pozytywnie, bowiem obudziłem się w suchym namiocie. Do tego słońce odrobinę przebijało się przez chmury. Dosuszanie rzeczy po wczoraj zajęło mi większość poranka, więc ruszyłem późno.
Zdecydowałem się podążać szlakiem North Coast 500 (precyzują, że ma 516 mil, czyli 830 km). W całości go nie przejadę, ale będę miał powód, by kiedyś tu wrócić. Może pogoda będzie wtedy bardziej sprzyjająca.
Moja radość nie trwała długo, bo szybko zaczęło mżyć, a potem padać. Przez dużą liczbę podjazdów szybko przemokłem. Widoki były przepiękne, ale uchwyciłem tylko niewielki ich procent, a i to nie jestem zadowolony z efektu, bo aparat w telefonie dziwnie rozmywa zdjęcia. Mam nadzieję, że ta pogoda go nie uszkodziła.
Na ostatnim podjeździe przed wjazdem na główną drogę niemal przestało padać i pojawiła się mgła. Na szczęście zostawiłem ją za sobą i wjechałem na normalne drogi. Jako że byłem znów przemoczony, to znalazłem kemping i do niego dotarłem. Wróciła mżawka. Najpierw okresowa, potem regularna. Pękła kolejna szprycha, znów od strony kasety.
Słowem o kierowcach, bo trochę już ich spotkałem. Drogi są tu w dużej mierze wąskie z miejscami do mijania. Większość kierowców na brytyjskich tablicach jeździ bezpiecznie, zostawia duży odstęp, na mijankach macha, bo jako najwolniejszy uczestnik ruchu często przepuszczam kierowców. Co innego można powiedzieć o obcokrajowcach. Najniebezpieczniejszymi są posiadacze rejestracji NL, F i D. W kolejności według najczęściej stwarzających niebezpieczne sytuacje. Innym minusem jest duża liczba śmierdzących diesli. Ciężko się jeździ w ich toksycznych spalinach.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą, pod namiotem

Półwysep Coigach

  80.48  05:26
W nocy padało. Chciałem napisać, że dla odmiany słońce wysuszyło połowę namiotu, ale lunęło, gdy kończyłem pakować się. Najbardziej mnie niepokoi, że czasem czuję pleśń, ale mam nadzieję, że to tylko trawa.
Wydawało się, że wypadało się, ale szybko pojawiły się przelotne mżawki, które czasem zmieniały się w deszcz.
Widokowo było ładnie. W nowym planie omijającym szlaki rowerowe chciałem podążyć odcinkami szlaku North Coast 500, jednak po odwiedzeniu jednego punktu informacyjnego znów zmieniłem plan i ruszyłem odkrywać półwysep Coigach, który dodatkowo znajduje się w geoparku North West Highlands.
Wiatr dzisiaj mocno przeszkadzał. Tylko na początku mnie pchał, potem miotał mną na wszystkie strony. Pojechałem do jednej wioski w nadziei na odwiedzenie kawiarni, ale był tylko sklep z automatem do napojów. Dobre i to, bo mało jest takich miejsc. Posiliłem się, chowając się przed wiatrem za budynkiem i wróciłem do eksploracji.
Długo się nie nacieszyłem okresowymi opadami. Zaczął się regularny deszcz, który tylko zmieniał intensywność. Akurat wtedy, gdy widoki zaczęły zaskakiwać.
Wróciłem do punktu wyjścia i kontynuowałem pierwotny plan. Mozolnie, bo było bardzo dużo podjazdów, ciasnych i krętych dróg, wiatru i deszczu. Tego ostatniego miałem dość, bo czułem się przemoczony. Jedynie w butach czułem sucho. A schronień tu brak. Tylko nieliczne wiaty autobusowe pozwalają odetchnąć. Gdy do takiej w końcu dotarłem, zmieniłem plan. Chciałem rozbić się na dziko, ale potrzebowałem wyschnąć. Mieli miejsce na pobliskim kempingu. Teoretycznie miałem blisko, ale szlak rowerowy, który tam biegł, zamienił się w stromą ścieżkę, która nawet pieszemu sprawiałaby trudność w tej pogodzie. Pojechałem na około i chyba ścigałem się z rowerzystą, bo kilka razy się minęliśmy.
Rozbiłem się w deszczu. Wybrałem miejsce najdalej od plaży, bo najmniej wiało. Padać w końcu przestało, gdy kończę te słowa. Oby tak zostało jak najdłużej.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

The Minch

  39.87  02:22
W nocy kropiło, nad ranem lało. Przestało, gdy pakowałem mokry namiot. Droga wydawała się dziwnie lekka za sprawą wiatru w plecy. Nie cieszyłem się długo, bo zaczęło mżyć, a od skrzyżowania szlaków wiał boczny wiatr.
Dojechałem do portu, odstałem swoje na wietrze i wsiadłem na prom. Bujało i podróż trwała dłużej od poprzednich, bo do pokonania była cieśnina The Minch.
Do celu dopłynęliśmy z opóźnieniem, ale serwis rowerowy był wciąż otwarty – najwidoczniej serwisant liczył na kogoś wracającego z wysp w potrzebie i się doczekał. Wymienił pękniętą szprychę, wziąłem jeszcze dwie zapasowe, do tego zapasową dętkę i zostawiłem 50 funtów.
Wyszło słońce, ale nie mogłem się nim cieszyć, bo pędziłem na kemping przed zamknięciem. Dotarłem, załatwiłem wszystko, czego potrzebowałem, a w międzyczasie znów zaczęło padać.
Kategoria kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery