Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy / Japonia 2017/2018

Dystans całkowity:12775.42 km (w terenie 49.81 km; 0.39%)
Czas w ruchu:725:18
Średnia prędkość:17.61 km/h
Maksymalna prędkość:60.43 km/h
Suma podjazdów:105354 m
Liczba aktywności:207
Średnio na aktywność:61.72 km i 3h 30m
Więcej statystyk

Fukuura-jima

  67.87  03:35
Spróbowałem ponownie, tym razem w innym kierunku. Pojechałem do miasta Matsushima, gdzie byłem w kwietniu. Chciałem odwiedzić wyspę, na którą wstęp był płatny i która mnie zaciekawiła.
Na początek skierowałem się do miasta Shiogama, bo podobno można tam zobaczyć kolorowe łodzie. Teoretycznie tylko podczas festiwalu portowego, ale zapewniono mnie, że możliwe jest spotkanie samotnych jednostek również poza tym okresem. Przez remont nie mogłem dostać się do nadbrzeża, gdzie wydarzenie się odbywało, a z daleka nic nie widziałem przez zabudowę, tak że nic nie zobaczyłem.
W drodze do Matsushimy skusił mnie znak kierujący do drogi z panoramą na miasteczko. Długa i kręta, obrośnięta drzewami droga na szczęście doprowadziła mnie do atrakcji, ale i tam drzewa powoli zaczynają zasłaniać widoki. Klimat w Japonii jest tak sprzyjający wegetacji roślin, że cokolwiek zostawione w niepamięć szybko zostaje odebrane przez prawowitego właściciela – naturę.
Gdy dojechałem do celu, byłem bardzo głodny. Zrobiłem szybki spacer po centrum w poszukiwaniu restauracji. Jedyne znalezione miejsca miały ceny 50% wyższe w porównaniu do innych miast. Wszystko przez sławę Matsushimy, a dokładnie grupy wysp o takiej samej nazwie. Odwiedzona przeze mnie restauracja wyglądała bardziej jak polski bar z prowincji, tylko w azjatyckim stylu. Sashimi, które zamówiłem nie wyróżniało się niczym szczególnym.
Na wyspie Fukuura-jima było zaledwie kilku turystów. Szlak wokół wyspy doprowadził mnie do kilku widoków, ale roślinność zdążyła niektóre zasłonić. Mimo że to największa wyspa w tym archipelagu, zwiedzenie jej zajęło niewiele czasu. Odwiedziłem jeszcze sklep z pamiątkami i wróciłem do domu, wybierając nieznane drogi.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Deszcz mnie zawrócił

  32.66  01:44
Ostatnio dużo padało i dzisiejszy tytuł mówi wszystko za siebie. Gdy wychodziłem na rower, było wszystko pięknie, nawet prognoza pogody nie przewidywała opadów. Japonia potrafi zaskakiwać równie mocno, co Islandia.
W ostatnim czasie sporo się działo. Byłem na festiwalu ognia, do którego wykorzystano bambus użyty podczas tanabaty. Co więcej, po tym festiwalu ten bambus zostanie wykorzystany dalej – przetworzą go na papier. Wybrałem się też na wieś, gdzie odwiedziłem pole słoneczników, poszedłem na kolejny festiwal letni z pokazem sztucznych ogni, przepłynąłem łodzią jezioro pokryte kwiatami lotosu, zwiedziłem pieszo Sendai, poszedłem na kolejny festiwal letni. Ten ostatni festiwal trwał w trakcie obonu, czyli japońskiego święta zmarłych. Święto trwa tydzień i słyszałem, że co roku w jego trakcie jest ta sama pogoda – deszcz.
Dzisiaj zaplanowałem powrócić na pole słoneczników, aby zrobić kilka zdjęć w słońcu, którego nie brakowało od rana. Na północ jechało się całkiem dobrze. Niebo szybko się zachmurzyło i w miasteczku Tomiya zaczęło kropić, a potem padać. Myślałem, że szybko przejdzie, więc nie przejmowałem się za bardzo, ale deszczu tylko przybywało. Zdecydowałem się zawrócić, bo martwiłem się o aparat. Pojechałem nieco inną drogą, bo chciałem mieć choć trochę atrakcji w tym niefarcie, ale drogi miały inny plan, bo wróciłem tam, skąd przybyłem. Do domu dotarłem przemoknięty. Aparatowi również się oberwało, ale na szczęście nie został uszkodzony.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Jōgi Nyorai Saihō-ji

  63.16  03:29
Z powodu tajfunów zrobiło się mało ciekawie i nie mogłem się wyrwać na dłuższą wycieczkę aż do dzisiaj. Wybrałem na mapie jakiś punkt, którym okazała się świątynia z jedyną drogą dojazdową. Całość znajduje się w górach i na dodatek w mieście Sendai, w którym się obecnie znajduję (jego granice są dość rozległe).
Jadąc w kierunku zachodnim, trafiłem na chram Ōsaki Hachiman-gū, a potem jeszcze skusiły mnie długie schody do świątyni buddyjskiej. Na pobliskim wzgórzu zobaczyłem siedzącego Buddę, ale nie chciał się do mnie odwrócić. Minąłem kilka znaków ostrzegających przed niedźwiedziami. Drogi były puste, więc to ostrzeżenie nabierało znaczenia. Miśka można wtedy spotkać na każdym zakręcie, a tych z kolei trochę było. Wszak góry.
Po wąskich drogach dostałem się na miejsce. Zaparkowałem na pustym parkingu i ruszyłem zwiedzać cały obiekt. Składa się na niego kilka budynków, w tym stara świątynia, która stała się zbyt mała, aby pomieścić wiernych na tym odizolowanym od świata miejscu (widocznie odległość w buddyzmie nie ma znaczenia). W nowej świątyni zaczepił mnie mnich, który wezwał głównego kapłana umiejącego posługiwać się językiem angielskim. Porozmawialiśmy chwilę o świątyni i o mojej wizycie w Japonii, ale musiałem uciekać, bo martwiły mnie ciężkie chmury.
Droga powrotna nie była prosta. Za mocno pociągnąłem lewą manetkę, przez co zablokowała się w pozycji 30–40° i nie szło jej ruszyć. Działał tylko hamulec. Dobrze przynajmniej, że łańcuch utknął na małej zębatce, bo miałem przed sobą kilka podjazdów. Chciałem wrócić do domu inną drogą, więc przejechałem przez jakieś góry i w dolinie złapała mnie mżawka. Miałem blisko do domu, więc nie zmokłem. Niedźwiedzia też żadnego nie spotkałem.
W minioną niedzielę wybrałem się na festiwal tanabata. Jest to ogólnojapońskie wydarzenie, ale Sendai jest jednym z kilku miast, w których ten festiwal ma większe znaczenie. Zdjęcia załączam na końcu galerii.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Sendai, akt drugi

  24.00  01:27
Po 21 godzinach znalazłem się w Sendai, gdzie temperatura była 10 °C niższa niż w prefekturze Aichi. W mieście zatrzymała mnie dziewczyna z Polski, która zauważyła polską flagę. Dowiedziałem się od niej, że w Sendai jest jeszcze kilku Polaków. Zamieniliśmy tylko kilka zdań. Zatrzymałem się u Aki, którą poznałem kilka miesięcy temu. Tajfun niestety przyniósł deszcze i nie chciałem się moczyć przez kilka ostatnich dni, a dzisiaj wyszło słońce, więc pojechałem pokręcić się bez celu i zobaczyć co w mieście nowego.
Trwają przygotowania do ogólnojapońskiego festiwalu Tanabata. Sendai jest jednym z miast, w których ten festiwal jest wielkim wydarzeniem. Z tego powodu wzdłuż kilku ulic przeznaczonych wyłącznie dla pieszych zaczęto rozwieszać bambusy z życzeniami (bambusy zostaną wykorzystane później, a życzenia pochodzą od mieszkańców, którzy zapisują je na karteczkach i przywiązują do gałązek).
Odwiedziłem park Nishi-kōen, w którym trwały przygotowania do innego festiwalu – z okazji nadejścia lata organizowane są pokazy sztucznych ogni i taki też pokaz został zaplanowany na dzisiaj. Chciałem więc rozejrzeć się przed wieczornym wydarzeniem.
Trochę zabłądziłem, gdy chciałem się dostać na teren zamku. Gdy już tam wjechałem, okazało się, że kilka dróg już jest zamkniętych ze względu na bliskość strefy, z której miały być wystrzeliwane fajerwerki. Na górze zamkowej było trochę ludzi ze względu na weekend, a i wielu uznało to miejsce za idealne do podziwiania wieczornego pokazu i rozłożyli koce piknikowe na tarasie widokowym.
Dorzucam jeszcze zdjęcia z wieczora, na który, wraz z kilkoma znajomymi, wybrałem się ubrany w yukatę, która nie przypadła mi do gustu. Pomyśleć, że Japończycy w takim lub podobnym stroju dawniej poruszali się na co dzień. Piknik był udany, ale niestety chmury na niebie nie pozwoliły na podziwianie pokazu. Widać było jedynie kolorowe rozbłyski na niebie. Przespacerowaliśmy się odrobinę bliżej strefy, gdzie kilka fajerwerków było widocznych nieco lepiej, i rozeszliśmy się do domów, bo choć pokaz trwał godzinę, to dużo nie było widać.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Prom gigant

  53.11  03:23
Zdecydowałem się wyjechać. Z tego powodu wybrałem prom. Jako jedyny środek transportu nie wymaga pakowania roweru w karton.
Jazda na południe nie była jakoś trudna. Nagoya jak zwykle poczęstowała mnie beznadziejnymi krawężnikami. Po drodze prawie zgubiłem sakwę, bo urwała się guma napinająca zabezpieczenie haka. Do portu dojechałem za wcześnie, bo nie było nikogo z obsługi, więc pojechałem coś zjeść i kupić zapasy na drogę. Po powrocie zastałem olbrzymią kolejkę. Odstałem swoje i kupiłem zarezerwowany wcześniej bilet. Zbliża się okres świąteczny w Japonii i dużo turystów przemieszcza się po kraju. Obsługa niestety bardzo słabo mówiła po angielsku i ciężko było wyciągnąć informacje o procedurach wejścia na pokład. Nie mieli nawet instrukcji w języku angielskim. Jest to o tyle dziwne, że statek, którym miałem płynąć był olbrzymi, a bilety drogie. Z drugiej strony, na pokładzie byłem jedynym obcokrajowcem (przynajmniej nie-Azjatą). Czekała mnie doba na oceanie.

Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Ichinomiya

  8.32  00:31
Było gorąco. Bardzo gorąco. Nie miałem ochoty na nic, więc wyszedłem się chwilę przewietrzyć. Wybrałem centrum miasta i znajdujący się tam chram.
Małe miasteczka mają swój urok. Nie ma tam dużo ludzi, życie biegnie powoli. Zbliża się festiwal Tanabata i dekoracje rozciągają się wzdłuż głównej ulicy. Chram też został przyozdobiony szeleszczącymi na wietrze ozdobami. Wszędzie robi się kolorowo. Kompletnie bym zapomniał o cykadach, do których zdążyłem się przyzwyczaić przez ostatnie 2 tygodnie. Już nie ogłuszają, jak na początku. Stały się elementem przyrody i codzienności, bo każdego dnia słyszę je z okna domu.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kiyosu-jō

  31.56  01:39
Ostatnio nakręciłem się na zamki, więc i dzisiaj nie mogło jednego zabraknąć. Bliżej niż do Nagoi, więc nie musiałem się długo smażyć w upale.
Zamek jest niewielki i prawie go przegapiłem, gdy się do niego zbliżałem. Przypomina wyglądem zamek Fushimi-jō w Kyōto, chociaż kolorystyka jest żywsza. Podoba mi się połączenie czerwieni z bielą. Nie mogłem znaleźć parkingu, więc nie wchodziłem do środka, ale pewnie niczego nie przegapiłem.
W okolicy jest jeszcze jeden zamek – w Inuyamie, ale tam już byłem i nawet wszedłem do środka, więc to był ostatni zamek, który mogłem odwiedzić. Kolejne za jakiś czas, gdy przemieszczę się w kolejne rejony Japonii.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nagoya-jō

  47.55  02:39
Dawno nie byłem w tym mieście. Wyrwałem się z domu na chwilę, żeby przejechać się do zamku. W sumie nie planowałem go odwiedzać, ale ostatecznie kupiłem bilet i wszedłem do środka.
Zamek jest w trakcie odbudowy. Przez 2 lata otworzyli tylko jedno dodatkowe pomieszczenie (byłem w środku podczas pierwszej wizyty w Japonii), ale otwarcie całości planowane jest na przyszły rok. Zastanawiam się, co zrobią z wieżą, która w tej chwili jest największą atrakcją. Na tablicy informacyjnej napisali, że może nie przetrwać kolejnego trzęsienia ziemi. Widoki z jej szczytu jakoś nie zachwycają, ale trochę szkoda, gdyby się rozleciała. Stanowi ładny element tego przesyconego miastem krajobrazu.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Gujō Hachiman-jō

  138.88  06:53
Gujō miałem w planach już 2 miesiące temu, ale wtedy wypadło na Gero. Dzisiaj sprzyjała pogoda i miałem blisko, dlatego wybrałem się na dłuższą wycieczkę w góry.
Z tą sprzyjającą pogodą to nie do końca dobre określenie. Nie padało, ale termometr w cieniu pokazywał 38 °C, a w słońcu nawet 49. Jazda w cieniu była obowiązkowa. Dlatego na północ pojechałem w cieniu drogi ekspresowej (z jakiegoś powodu większość dróg ekspresowych w Japonii znajduje się kilkadziesiąt metrów nad ziemią). Chciałem ochłodzić się również w tunelu, ale okazało się, że jest zakaz wjazdu rowerem. Musiałem objechać górę i wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że poruszałem się po drogach, które dwa dni wcześniej widziałem ze szczytu zamku.
Dotarłem do doliny. Wzdłuż rzeki Hida-gawa biegły dwie drogi. Jedna była zatłoczona, druga stara, zapomniana, ale wciąż przejezdna. Wybrałem oczywiście tę drugą. Jako bonus dostałem mnóstwo cienia. W jednym miejscu nawet natrafiłem na grupę makaków. Po raz pierwszy widziałem je na wolności, ale były bardzo nieśmiałe i nie pozwoliły się uchwycić na zdjęciu.
Dotarłem do Gujō, spotkałem trochę obcokrajowców, spróbowałem dojechać do zamku. Po raz kolejny znajdował się na górze, ale tym razem możliwy był dojazd drogą. Niestety organizacja ruchu została tak zrobiona, że musiałem zostawić rower na parkingu i przejść się. Podjechałbym pod zamek, gdybym tylko skręcił w odpowiednim momencie. Nie chciałem jechać pod prąd, bo było za wąsko, a zawracać też nie miałem ochoty, bo byłem w połowie podjazdu. Widoki nie były jakieś powalające, a i cena za wstęp wyższa niż w Gifu. Do tego zbliżał się wieczór, więc zrezygnowałem z odwiedzin zamku. Zjechałem do centrum miasteczka, przejechałem się po reprezentatywnych ulicach i zatrzymałem w restauracji, żeby zjeść węgorza na ryżu (unadon), wakacyjny przysmak w Japonii.
Do domu chciałem pojechać nieco dłuższą drogą przez miasteczko Yamagata, ale zapomniałem wziąć ze sobą tylne światło, a i z przodu bateria była na wyczerpaniu, więc nie mogłem tracić czasu. Pojechałem tą samą drogą, wybierając dla uatrakcyjnienia podróży drogę po drugiej stronie rzeki. Ruch dziwnym trafem znikł, więc miałem znów drogę tylko dla siebie. Dopiero po zmroku zaczęły się kłopoty. Dojechałem do zabudowań. Nie przy wszystkich ulicach stały lampy, a światła reflektorów oślepiały mnie, więc musiałem często jechać bardzo wolno po chodnikach, żeby nie wpaść na krawężnik lub na poprzeczną nierówność. Jakoś się udało i dotarłem do domu w jednym kawałku i bez mandatu. Zresztą rowerzystów bez świateł jeździ tutaj tylu, co w Polsce.

Kategoria góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, Japonia / Gifu, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Gifu-jō

  40.28  02:10
Pomyślałem, żeby odwiedzić Gifu, tak bez powodu ani bez planu. Czyli typowa wycieczka poza dom. Na niebie zalegała biała warstwa chmur zasłaniająca słońce, ale wilgotność powietrza była dzisiaj wyjątkowo duża.
Droga na północ nie wyróżniała się niczym szczególnym. Trafiłem na jedną drogę dla rowerów wzdłuż rzeki i tyle z ciekawostek. W Gifu odnalazłem zamek, który znajduje się na szczycie góry. Jednym ze sposobów na dotarcie tam jest piesza wędrówka. Rower zostawiłem na parkingu, a sam zabrałem się za pokonanie jednego ze szlaków. Na rozstaju wybrałem krótszy, ale tym samym trudniejszy szlak. Momentami było tak stromo, że musiałem używać rąk, aby się wspinać po skałach. Ludzi spotkałem niewielu, a na szczycie byłem tak spocony, że to niewyobrażalne.
Główna wieża zamku jest niewielka. Opłata za wejście również. Za to widoki rozciągają się daleko. Przypomniał mi się Beskid Wyspowy, bo tak wyglądają stożki wyrastające z miast rozciągniętych po horyzont. Z tego całego zachwytu zapomniałem zrobić zdjęcie zamkowi z bliska. Na dół chciałem zjechać kolejką linową, która jest drugim sposobem na dotarcie na szczyt, ale cena mnie zniechęciła. Zszedłem o własnych siłach, wybierając inny szlak. Było mniej stromo, ale i tak się zmęczyłem. Takiego wycisku moje nogi już dawno nie miały. Resztkami sił wróciłem do domu.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Aichi, Japonia / Gifu, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery