Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Kyōto

Dystans całkowity:2290.44 km (w terenie 52.86 km; 2.31%)
Czas w ruchu:135:50
Średnia prędkość:16.86 km/h
Maksymalna prędkość:57.92 km/h
Suma podjazdów:14913 m
Liczba aktywności:54
Średnio na aktywność:42.42 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Toyooka

73.5304:20
Kolejny nieznośnie upalny dzień. Myślałem, że dodam sobie trochę do dystansu i odwiedzę pobliską wioskę z domkami na wodzie albo że chociaż wjadę kolejką na górę, aby zobaczyć Ama-no-Hashidate, ale gdy tylko wyszedłem z klimatyzowanego hostelu, odechciało mi się.
Ruszyłem na zachód. Na początek trafiłem na drogę dla rowerów wokół zatoki. Kręta, ale przynajmniej pusta. Wczoraj też jechałem jej odcinkiem. Chciałem ominąć większe wzniesienia, więc wpadły mi pod koła bardziej pokręcone drogi, chociaż kilka tunelów też przekroczyłem.
Dotarłem do Toyooki. Trochę niepotrzebnie poleciałem na centrum, bo główna ulica handlowa wyglądała na wymarłą. Zaledwie kilka punktów oferowało produkty lub usługi, a reszta dawno zwinęła interes. Typowy widok w małym miasteczku, które nie ma za dużo do zaoferowania.
Trafiłem do Kinosaki Onsen, obecnie dzielnicy Toyooki, gdzie prawdopodobnie skupia się cała turystyka miasta. Kilka gorących źródeł przyciągało mnóstwo obcokrajowców. Mój przystanek na dzisiaj był za ostatnią górą, która okazała się najwyższą z dzisiaj przejechanych. Zaskakująco ruch był tam znikomy.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Hyōgo, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ama-no-Hashidate

51.8203:16
Spędziłem wieczór i poranek w fantastycznym gronie. Jaka szkoda, że nie mogłem zatrzymać się na kilka dni, ale miałem już plany i ich zmiana byłaby trudna. W dodatku na południu wyspy Kyūshū, do której zmierzam, zaczęła się pora deszczowa. Zapowiada się ciekawie.
Dzisiaj kolejna krótka wycieczka. Chciałem zobaczyć zatokę, jeden z trzech japońskich pejzaży wybranych w 1643 roku. Dosłowne tłumaczenie nazwy atrakcji to „most do nieba”. Ze zbocza pobliskiej góry można zobaczyć porośniętą sosnami mierzeję łączącą brzegi zatoki. Owe połączenie ma przypominać most.
Najpierw zjechałem z gór po serpentynie. Po raz pierwszy zobaczyłem znaki po angielsku nakazujące rowerzystom zwolnić. Japonia staje się coraz bardziej międzynarodowa.
Przejechałem przez miasto Maizuru i prawie wydłużyłem sobie drogę. Zaskakująco na ujściu rzeki nie było mostu, a do najbliższego miałbym 5 km. Całe szczęście upewniłem się, spoglądając na mapę i przekroczyłem rzekę w odpowiednim momencie.
Minąwszy kilka ładniejszych brzegów, dotarłem do miasta Miyazu. Miałem szczęście trafić na festiwal. Kilka pochodów z lektykami przeszło bocznymi uliczkami i prawie przegapiłbym to wydarzenie, gdybym się uważnie nie rozglądał. Poświęciłem kilkanaście minut, aby przyjrzeć się kilku grupom ludzi w tradycyjnych ubraniach przemierzających uliczki. W informatorze, który dostałem rano, zwróciłem uwagę na nocne zdjęcie festiwalowe. Ciekawił mnie punkt kulminacyjny, ale niestety mój hostel był w innej części miasta.
Dojechałem do Ama-no-Hashidate. Niestety z poziomu morza nie przypominał mostu, a zwykły las. Zmęczony upałem, nie planowałem wspinać się na zbocze góry, choć była też możliwość wjazdu kolejką. Wjechałem na mierzeję, którą można przekroczyć pieszo lub jednośladem, choć droga została specjalnie pofalowana, aby pojazdy nie poruszały się zbyt szybko. Wolnym tempem, w cieniu sosen, dotarłem na drugi brzeg. Mając nadzieję zobaczyć atrakcję z góry, pojechałem do hostelu mieszczącego się na zboczu. Niestety widok przesłaniały drzewa. To tyle z mostu do nieba.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Obama

83.0105:08
Niebo było przepełnione chmurami, gdy ruszałem. Od czasu do czasu słońce przeciskało się między cieńszymi warstwami chmur. Było gorąco, ale lepsze to niż piekące słońce.
Miałem dwie drogi do wyboru – tęczową (jak została nazwana) biegnącą nad wybrzeżem oraz krajową. Wolałem zrobić jak najwięcej kilometrów przed deszczem, więc wybrałem lżejszą krajówkę, która była na pewno mniej malownicza.
Dojechałem do miasta Obama. Ciekawe, ile osób szukając powiązań byłego prezydenta z Japonią, trafiło na to miasto. Skusiłem się na jedną z atrakcji, którą znalazłem w przewodniku. Była nią uliczka Sancho-machi z historyczną zabudową. Takie małe Kyōto, jak określane są tego typu zabudowania. Zaskakująco byłem tam sam.
Już wyjeżdżałem z centrum Obamy, gdy nagle zaczęło padać. Schowałem się w tunelu, ale nie dość, że deszcz zaczął lać absurdalnie mocno, to pojawił się wiatr, który zmusił mnie do ucieczki prawie na środek tunelu, aby nie zmoknąć jeszcze mocniej.
Po kilkunastu minutach, gdy wydawało się, że było po wszystkim, ruszyłem dalej. Okazało się, że źle pojechałem, ale dzięki temu trafiłem na drogę w połowie pokrytą tunelami. W niektórych było nawet cieplej niż na zewnątrz, bo niestety znów zaczęło lać. Na ulicach pojawiły się jeziora i było po prostu okropnie.
Po nieco ponad godzinie deszcz prawie ustał. Znów mając dwie drogi do wyboru, pojechałem w głąb lądu. Trafiłem na drogę nr 1, która zaskakująco była prawie pusta. Lekki podjazd zamienił się w stromy kawałek góry, która okazała się odrobinę niższa niż myślałem. Zjechałem wzdłuż malowniczej doliny i dotarłem do wiejskiego domu, w którym mieścił się mój pensjonat.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Fukui, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Tam, gdzie narodzili się ninja

44.9402:46
Wczoraj miałem czas, żeby tylko przespacerować się po tych samych miejscach, co dzień wcześniej, więc nie wsiadałem na rower. Dzisiaj, już nie zapominając o niczym, ruszyłem dalej.
Drogę miałem prostą, więc jechałem zgodnie z planem. Gdy jednak wjechałem na wysokość ponad 200 m n.p.m., podczas gdy taką wysokość miałem osiągnąć 30 km później, zorientowałem się, że coś jest nie tak. Spojrzałem kilka razy na mapę i zauważyłem błąd – powinienem był pojechać dużo bardziej na północ przed ruszeniem w kierunku wschodnim. Zdarza się. Musiałem tylko lekko skorygować trasę. I tu zaczęły się schody, a właściwie pagórki, bo dodałem sobie kilka podjazdów, aby ostatecznie wrócić na zaplanowaną drogę. Gdybym tak zawrócił do centrum Nary, byłoby dużo lżej.
Jadąc wzdłuż rzeki, trafiłem do prefektury Kyōto i znalazłem przystanek drogowy Michi-no-Eki, na którym można zrobić zakupy lub zjeść. Zjadłem bento, czyli obiad w pudełku. Podgrzałem go w mikrofalówce o publicznym dostępie (są w każdym supermarkecie!), a potem pojechałem dalej, docierając do miasta Iga.
Już z daleka dostrzegłem zamek, do którego skierowałem się od razu. Nie wszedłem do środka, bo byłem na tylu zamkach, że wiedziałem, czego się spodziewać. Obok zamku znajdowało się muzeum ninja. Stamtąd dowiedziałem się, że Iga jest miejscem narodzin tych wojowników. Byłem przekonany, że ninja mają dłuższą historię.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Kyōto, Japonia / Mie, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Ruszam na zachód

78.1304:32
Przedwczoraj robiłem za fotografa, więc kilka zdjęć z tej okazji trafiło do mojej galerii, a wczoraj przez cały dzień padało i nie udało mi się wybrać w pożegnalną wycieczkę po Kyōto. Dzisiaj wyruszyłem na zachód, aby uciec przed zimą. Do kolekcji dorzucam jeszcze kilka zdjęć z wizyty (pociągiem) w Kyōto, gdy zatrzymałem się w Ōsace.
Dzień był pochmurny, ale ciepły. Po miesiącu jazdy na lekko musiałem znowu robić to samo i powoli uczyć się jazdy z ciężkim bagażem. Zaplanowałem trochę gór, aby nie pchać się ponownie do Kōbe. Jechało się całkiem lekko, choć po kilkudziesięciu kilometrach w oddali dojrzałem deszcz, który próbował mnie dopaść. Całe szczęście tylko chwilę pokropiło i nie musiałem nawet zakładać przeciwdeszczowych ubrań.
W mieście Sasayama kusił mnie zamek, ale rozmyśliłem się, gdy zobaczyłem cennik. Słońce pokazało się na koniec dnia, ale akurat w najpiękniejszym momencie, czyli złotej godzinie. Szkoda tylko, że tak mało miałem obiektów do fotografowania.
Dojechałem do domu gościnnego w mieście Tanba. Przywitała mnie właścicielka ze swoją córką. Zaskoczyło mnie to, że nastolatka mówiła bardzo dobrym angielskim. Porównując ze starszymi od niej Japończykami było to dość intrygujące. Czyżby program nauczania w japońskich szkołach się zmienił?

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hyōgo, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Ogrody Arashiyamy

8.1600:39
Po raz kolejny wybrałem się z Aki do Arashiyamy. Na liście miejsc do odwiedzenia było kilka z tamtejszych ogrodów. Poszliśmy do świątyń Jōjakkō-ji oraz Giō-ji. W pierwszej było dużo do zobaczenia, a druga bardziej kameralna, ale też piękna. Przespacerowaliśmy się jeszcze po historycznej ulicy Saga-Toriimoto, gdy zimno zmusiło nas do zrezygnowania z dalszego zwiedzania i trzeci ogród zostawiłem na inny raz.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Byōdō-in

49.1402:41
Dzisiaj chciałem dokończyć plan z wczoraj i ruszyłem do Uji, aby odwiedzić świątynię Byōdō-in. Było ciepłe, niedzielne popołudnie. Chcąc uniknąć ruchliwych ulic, pojechałem wzdłuż rzek. Nie bez problemów i... niespodzianek. Pierwszą były kwitnące drzewa wiśni. Jesienią. Kto to widział? Matka Natura ma trudny okres. Potem jeszcze pojawiło się kilka przeszkód w postaci murów i ślepych uliczek, i w końcu dotarłem do Uji.
Było późno, gdy znalazłem się pod świątynią. Widziałem kilkadziesiąt osób ustawionych w kolejce, ale w kasie dowiedziałem się, że to osobne wejście na nocny pokaz. Nie miałem zamiaru czekać półtorej godziny, więc kupiłem bilet i wszedłem. Nie opłacało się, bo wstęp do świątyni feniksa był dodatkowo płatny, a z zewnątrz jakoś ona nie powalała widokiem. W kompleksie znajdowało się też muzeum, ale szybko je obszedłem, zwłaszcza że było oblegane przez nieuważną młodzież szkolną.
Zrobiłem kilka ostatnich zdjęć wieczornych, ale podświetlenie świątyni i całego ogrodu miało nastąpić dopiero po wyjściu ostatniego odwiedzającego. Włączyli światła tylko przy wejściu, tak na zachętę. Zaraz za bramą zobaczyłem kilkaset osób ustawionych w kilometrowej długości kolejkę z wieloma zakrętami. Nawet do Wieliczki tylu chętnych nie ma, co tam.
Wybrałem się na spacer po mieście. Chciałem zjeść kilka popularnych w Uji specjałów. Na początek skusiłem się na manjū o smaku matcha, choć nie był na mojej liście. Odwiedziłem kilka sklepów z herbatą, a potem poszedłem odszukać restauracje polecone przez Aki. Niestety obie były nieczynne i zrezygnowany, wróciłem po rower. Akurat wpuszczali ludzi z kolejki, która wydłużyła się jeszcze bardziej. Ciężko było wydostać rower z parkingu pod świątynią. Wróciłem do mieszkania, zatrzymując się przy kilku oświetlonych chramach i świątyniach.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Pod Arashiyamą

38.5402:23
Szukając ciekawych miejsc do odwiedzenia, trafiłem na jedno pod Arashiyamą. Nie podejrzewałem, że zejdzie mi tam więcej czasu niż zaplanowałem, ale po kolei. Był piękny dzień, nawet ciepły. Ruszyłem na dobry początkek do Arashiyamy. Policjant poprosił mnie, abym poprowadził rower, ale gdy zsiadłem, dziesięciu rowerzystów właśnie wyjechało z tłumu. Szaleństwo, bo ludzi było okropnie dużo. Ulica została zamknięta dla aut, ustawiono specjalne barierki, a na jej końcu stało kilku policjantów, którzy pilnowali, aby piesi pozwolili autom przejechać przez skrzyżowanie.
Całe szczęście nie planowałem Arashiyamy na dzisiaj. Pojechałem na południe, trafiając na chram Matsunō-taisha. Myślałem, że to mój pierwszy cel, ale niespodzianka, bo jednak nie. Miałem jeszcze kawałek na południe. Zostawiłem rower w przypadkowym miejscu (prawie pod mostem) i ruszyłem pieszo na eksplorację terenu. Pierwsza była świątynia Suzumushi-dera, nazywana również świątynią świerszczy. Nie spodobała mi się kolejka, więc poszedłem dalej, bo i tak nie miałem tamtego miejsca na liście.
Mój pierwszy właściwy cel to Saihō-ji, znana również jako świątynia mchu. Obiekt dziedzictwa narodowego i frustracji. Tak, gdy doszedłem do bram, okazało się, że wymagają zaproszenia, które to można otrzymać poprzez wysłanie kartki pocztowej, a na to potrzeba około tygodnia. Szkoda, bo mech formuje piękne kształty i na pewno spodobałoby mi się w środku.
W ramach pocieszenia przeszedłem się wzdłuż rzeki, gdzie zrobiło się przeraźliwie zimno i nie zaszedłem daleko. Wracając, trafiłem na jeszcze jedną świątynię – Jizō-in. Znana jest też pod nazwą świątyni bambusa. Za dużo tych bambusów tam nie było, ale przynajmniej wszedłem do środka. Był to raczej szybki obchód, bo czas uciekał, a ja miałem jeszcze dwa miejsca na oku.
Ruszyłem w kierunku Uji. Chciałem zobaczyć jedną ze świątyń, którą latem ominąłem. W połowie drogi uświadomiłem sobie, że nie zdążę przed zachodem słońca. Nie wiem, gdzie uciekł mi cały czas, a chciałem odwiedzić aż 3 miejsca dzisiaj. Aby nie tracić wieczoru, zawróciłem i pojechałem na Gion. Ludzi było równie dużo, co w Arashiyamie. Zrobiłem więc mozolny spacer po turystycznych ulicach. Lubię klimat tamtego miejsca. Tłumy to tylko tło, a ich powolny ruch pozwala zostać dłużej i cieszyć się widokami i zapachami.
Na koniec pojechałem jeszcze do centrum w poszukiwaniu sklepu sportowego. Zima zbliża się powoli i z dnia na dzień robi się chłodniej, więc zaczynam się rozglądać za ciepłymi ubraniami, bo do moich maleńkich sakw zapakowałem bardzo mało rzeczy. Tak szczerze to pierwotnie nie planowałem spędzać jesieni w Kyōto, ale więcej o tym napiszę wkrótce.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Piękne Kyōto

33.4302:06
Chciałem zajrzeć dzisiaj w kilka miejsc i prawie mi się to udało, ale po kolei. Był ciepły, jesienny dzień, gdy ruszyłem na wschód. Od dawien dawna interesowała mnie świątynia Eikan-dō Zenrin-ji. Dzisiaj miałem czas, aby zajrzeć do jej środka.
Dojechałem na miejsce, przecisnąłem się przez tłumy ludzi na parking rowerowy, potem znowu przez te tłumy do kolejki do kas i po odstaniu swojego wszedłem na teren kompleksu. Nie wiedziałem od czego zacząć, tyle drzew uśmiechało się do mnie swoim blaskiem jesiennych kolorów. Jeśli była tam jakaś niepisana trasa spacerowa, to ja chyba szedłem w przeciwnym kierunku, bo zawsze mijała mnie duża liczba osób.
Nie mogłem za dużo czasu poświęcać jednemu miejscu. Po godzinnym zwiedzaniu ruszyłem w drogę do kolejnej świątyni, zaczepiając po drodze o biuro imigracyjne. Chciałem się dowiedzieć, czy mogę przedłużyć moją wizę, bo byłem za półmetkiem mojego pobytu i marzyło mi się zostać odrobinę dłużej. Niestety specyfika programu „Zwiedzaj i pracuj” nie pozwala na taką zmianę. Będę musiał znaleźć inny sposób, aby przedłużyć moją wizytę w Azji.
Odnalazłem Enkō-ji i przypomniałem sobie, że kiedyś tam zajrzałem, ale wtedy nie chciałem wydawać pieniędzy. Dzisiaj nie miałem wyboru, bo świątynia wyglądała pięknie na zdjęciach innych osób. W środku było trochę tłoczno, więc czekanie w kolejkach na zrobienie zdjęcia to standard, ale opłacało się, bo było przepięknie.
Ostatnim miejscem, które zaplanowałem na dzisiaj był Rurikō-in. Po pokonaniu wielu zakrętów i ślepych uliczek dojechałem na miejsce i osłupiałem. Kolejka na sto osób i przesuwała się w zabójczym tempie (takim, że czekałbym do następnego dnia). Darowałem sobie atrakcję i wróciłem do mieszkania. Turystyczna strona Kyōto nie jest piękna.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Północna Arashiyama

8.8000:47
Dzisiaj pojechałem z Aki do Arashiyamy. Przespacerowaliśmy się odrobinę wśród tłumów nad rzeką Katsura-gawa, pod popularnymi świątyniami, przez lasek bambusowy i dotarliśmy do świątyni Nison-in. Nie ma co tutaj opowiadać, to trzeba zobaczyć.
Spędziliśmy dużo czasu na spacerowaniu po ścieżkach usłanych jesiennymi liśćmi. W tym czasie niestety zrobiło się chłodno i późno, więc plan odwiedzenia kolejnych ogrodów i świątyń odłożyliśmy na inny raz.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery