Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowe

Dystans całkowity:42127.48 km (w terenie 9689.04 km; 23.00%)
Czas w ruchu:2248:58
Średnia prędkość:18.21 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:294582 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:120656 kcal
Liczba aktywności:512
Średnio na aktywność:82.28 km i 4h 32m
Więcej statystyk

Prawie na zamku w Puszczy Noteckiej

  97.00  05:18
Pogoda pozwoliła mi dzisiaj na dłuższą wyprawę, więc ruszyłem do mojej ulubionej puszczy. Skusiłem się, aby wyruszyć szlakiem rowerowym, który biegł prawie pod moim oknem. Nie zmienił się prawie nic, ale kompletnie zapomniałem ile na nim piachu. Najgorzej było na wzgórzu przy Morasku. To jednak nic w porównaniu z dalszą częścią wycieczki.
Do Obornik dostałem się po drodze krajowej. Ruch nie był specjalnie duży. W mieście zjadłem obiad i ruszyłem do Puszczy Noteckiej. Najpierw starymi asfaltami, aby wjechać na leśne bezdroża, bo nie wiem jak to można inaczej określić. Ciężko się tamtędy czasem jeździ, a wybrałem jedną z najgorszych dróg, którą jechałem już kilka razy i za każdym razem zapominam, jak to koła wchodzą w piach jak nóż w masło. Męczyłem się długo i niestety pojechałem tak nietrafnie, że musiałem przekroczyć rzekę, a z braku mostów na horyzoncie dotarłem do Stobnicy. O miejscowości jest ostatnio głośno za sprawą budowy hotelu w kształcie zamku. Jako że znajdowałem się w puszczy, to dookoła mogłem podziwiać same drzewa i nie udało mi się nawet dojrzeć placu budowy. Ciekawe ile czasu zajmie im skończenie dzieła. Byle nie skończyło się jak z zamkiem Łapalice.
Byłem wyczerpany po walce z piachem i kontynuowałem jazdę po drodze asfaltowej. Plan był taki, aby dojechać aż do Wronek, jednak zmęczenie zmusiło mnie do okrojenia wycieczki. Dotarłem tylko do Obrzycka, gdzie skręciłem na Szamotuły. Jak sięgając pamięcią, droga wojewódzka była zawsze w złym stanie, dlatego wybrałem się nieco naokoło. Szamotuły zaskoczyły mnie wyremontowaną drogą dla pieszych i rowerów. Kolejnym zaskoczeniem był nowy asfalt koło Jeziora Pamiątkowskiego. Dużo się zmieniło podczas mojej nieobecności. Do domu dojechałem o zmierzchu. Lato się kończy zdecydowanie za szybko.
Kategoria kraje / Polska, Puszcza Notecka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Nowa gmina

  74.20  04:22
Po wczorajszym dystansie nie miałem sił na wiele. Nie mogłem jednak odpuścić odwiedzenia nowych miejsc oraz zaliczenia kilku gmin. Nie robiłem tego od prawie dwóch lat. Okolice Poznania już mi się znudziły, więc może powinienem się przenieść gdzieś obok? Taki Toruń nie wygląda źle.
Trafiła mi się droga dla rowerów z Torunia do Unisława. Nie planowałem jechać tam od razu, bo było kilka gmin w okolicy, a nie miałem pod ręką dokładnych map, żeby przeplanować podróż. Nie było najgorzej. Droga biegła po starym nasypie kolejowym, więc było w miarę płasko. Spotkałem trochę niewidomych, ale dzwonek na nich wystarczał. Gdy już miałem skręcić w swoją stronę, okazała się ona zamknięta przez remont. Znalazłem polną drogę, dzięki której dostałem się do Złejwsi Wielkiej, aby zaraz potem dojechać do Unisława. Nie wjeżdżałem na końcówkę drogi dla rowerów z początku dnia, bo już nie była mi po drodze.
Ruszyłem do Bydgoszczy. Dużo dróg dla rowerów, choć nie zawsze dobrej jakości, zwłaszcza te o nawierzchni nieutwardzonej. Na krótkim odcinku, tuż przed Bydgoszczą, pojawił się problem – koniec drogi dla rowerów i zakaz wjazdu rowerem. Wyglądało to jak kiepski żart, bo nikt nie pomyślał nawet o najmniejszym znaku kierujących objazdem. Przedostałem się, jadąc przez osiedle.
Bydgoszcz wprawiła mnie w złość i poirytowanie. Najgorsza sieć dróg, na jaką kiedykolwiek trafiłem. Ile się napociłem, ile nastałem w osłupieniu, szukając dalszej drogi czy przejazdu. A jeszcze te przejścia i przejazdy rowerowe, na których trzeba było czekać kilka faz. Absurd. Jak ja się ucieszyłem, gdy trafiłem na drogę, przy której nie biegła żadna droga dla kaskaderów. Dostałem się do centrum, gdzie tempem spacerowym odświeżyłem sobie pamięć z poprzedniej wizyty. A potem pojechałem na dworzec, bo już nie miałem sił ani ochoty próbować wydostać się z tego podłego miasta.
Kategoria Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, pod namiotem, terenowe, z sakwami, po dawnej linii kolejowej, mikrowyprawa, rowery / Trek

Pierwszy namiot

  170.21  08:43
Wróciłem do Poznania. Niestety bez kolarzówki. Po znalezieniu nowego mieszkania i sprowadzeniu rzeczy przyszedł czas na odebranie mojego Treka, który przeleżał półtora roku w piwnicy u koleżanki. Stan ogólny: dobry. Jedynymi problemami były zaśniedziałe i zardzewiałe śrubki oraz unieruchomione przednia przerzutka i amortyzator w widelcu. Do tego stukanie, z którym próbuję uporać się od momentu kupna. Odczucia po zmianie roweru? Bardzo szeroka kierownica i ciężka, toporna jazda. Nie miałem za dużo czasu na rower, ale Aki, której do tej pory pokazywałem Polskę, wróciła do Japonii i mogłem w końcu wyruszyć w długą wyprawę.
Do końca nie wiedziałem, w którym kierunku pojechać. Myślałem o północy, ale ostatecznie zdecydowałem, że Toruń będzie wygodniejszy. Skolekcjonowanie całego ekwipunku na wyprawę zajęło mi trochę czasu, bo jeszcze nie zdążyłem się rozpakować od czasu wprowadzenia się.
Ruszyłem późno przed południem. Pomyślałem, że szlak przy jeziorze Malta byłby dobrą opcją, aby przypomnieć sobie miasto. Odświeżyłem sobie przy okazji pamięć na kilku drogach dla rowerów. Nic się nie zmieniły. Może jedynie pogorszyła się ich jakość.
Za miastem poleciałem trochę po starych wertepach, a potem dawną krajówką do Gniezna. Dalej, ładniejszymi i brzydszymi drogami, ominąłem Inowrocław.
Złapał mnie zmrok, bo rano za dużo czasu zajęło mi pakowanie. Mimo to wszystko szło zgodnie z planem, aż dojechałem do Puszczy Bydgoskiej. Zabrałem się do tego od złej strony, przez co trafiłem na nieutwardzone drogi leśne. Raptem kilka kilometrów, ale wspólnie ze zmrokiem mocno wykończyły mnie. Do tego temperatura spadła do 18 °C.
Dojechałem do Torunia. Dość późno, bo na kempingu zastałem tylko stróża. Całe szczęście dopiero szedł zamknąć bramę. Zameldowałem się, rozłożyłem namiot (pierwszy raz od ponad dwóch lat) i poszedłem do miasta coś zjeść, bo z tego pośpiechu nie zrobiłem żadnej przerwy.
Kategoria Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, pod namiotem, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, z sakwami, mikrowyprawa, rowery / Trek

Kto pierwszy na drugą stronę wyspy?

  127.66  06:45
Islandzka pogoda nie ustaje. Chmury kłębiły się na niebie, tworząc piękne scenerie. Wstałem wcześnie rano, bo czekała mnie bardzo długa droga do celu. Było chłodno i bardzo wietrznie. Liczyłem na wczorajszy wiatr z zachodu, ale się przeliczyłem, bo zaczęło wiać ze wschodu, czyli bardzo nie na rękę.
Wydostałem się z miasta, ale droga była słaba, więc pojechałem nieco dalej, aby dostać się na wały przeciwpowodziowe. Droga nie była w najlepszym stanie, ale przynajmniej miałem ją tylko dla siebie. Gdyby jeszcze ten wiatr się zmienił.
Chcąc skrócić sobie pokręconą drogę, ruszyłem na wzgórza. Wygodny asfalt się skończył i wjechałem na szuter. Rower szosowy dawał radę za wyjątkiem stromych górek. Las stawał się coraz bujniejszy, a w pewnym miejscu wjechałem w strefę... dla cykad. Słyszałem z daleka ich odgłosy, a gdy przekroczyłem tę granicę, ich dźwięki towarzyszyły mi nieprzerwanie jeszcze przez kilka godzin. Jednak najbardziej mnie przerażało to, że słyszałem tylko cykady. Była to przeraźliwa „cisza”, bo wtedy zorientowałem się, że mogę nie być sam. Nie chodziło o ludzi, a o niedźwiedzie. Nie spotkałem żywej duszy od wjazdu do lasu, więc byłem odrobinę przerażony.
W końcu natrafiłem na bramę w środku lasu. Otworzyłem ją i za zakrętem znalazłem drogę asfaltową. Za sobą zaś informację ostrzegającą o niedźwiedziach. Żaden mnie nie zjadł, więc – jak to mówią – głupi ma szczęście.
Droga wzdłuż wybrzeża na początku przypominała te z Islandii. Było po prostu przepięknie. Szkoda tylko, że wiało. No, ale udało mi się sprawnie dojechać do miasta. W sumie wjechałem do niego na 50 km przed znalezieniem się w centrum, ale to szczegół. Po drodze spotkałem pierwszych na Hokkaidō rowerzystów z sakwami. Byli to również pierwsi spotkani sakwiarze w Japonii przez kilka ostatnich miesięcy. Przejazd przez miasto był trudny. Nierówne chodniki, duży ruch na ulicach i światła zmieniające się za szybko. Chyba z godzinę mi zeszło na przejechaniu przez zabudowania do mojego hotelu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, setki i więcej, terenowe, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Minami-Ise

  116.36  06:44
Dzisiejsza trasa była odrobinę szalona, bo musiałem dostać się w kilka godzin do oddalonego o 100 km miasteczka. Oczywiście nie wszystko szło tak, jakbym sobie tego życzył.
Już od rana były problemy, bo znów miałem kapcia w przednim kole. Ale tylko dopompowałem powietrza i tyle ze mnie. Potem musiałem co 10 km powtarzać procedurę, ale to nic w porównaniu z resztą problemów. Długim tunelem przedostałem się do miasta Owase, skąd miałem dalej jechać wzdłuż wybrzeża. Niebo pokrywały deszczowe chmury i nawet przez kilkanaście minut popadało. Pojechałem jednak zgodnie z planem i skończyłem na ślepej drodze, która istniała tylko na mapie. Może gdybym rozumiał japoński, to wiedziałbym co mówią znaki drogowe. W każdym razie, musiałem się odrobinę zawrócić i na skrzyżowaniu pojechać drogą pod górę. Nic to jednak nie dało, bo na kolejnym skrzyżowaniu zrobiłem szybki spacer orientacyjny i docierałem tylko do kończących się dróg. Ostatecznie wybrałem drogę, która doprowadziła mnie z powrotem do miasta. Minąłem przy tym setki drzew z pomarańczami.
Chcąc skrócić sobie drogę, wybrałem jakiś stary asfalt, który miał być zakończony tunelem. Z początku było nieźle, ale już w momencie, gdy droga zmieniła nawierzchnię na żwirową powinienem był zawrócić. Mimo to uparcie jechałem pod górę, aż trafiłem na blokadę, a za blokadą... urwany most. Nijak nie mogłem się przedostać, więc cały wysiłek poszedł na marne. Musiałem zawrócić po raz kolejny i w końcu wjechać na drogę krajową, gdzie ruch samochodowy informował mnie, że tamtędy ta się pojechać. Miałbym niespodziankę, gdyby tunel okazał się zamknięty dla rowerów, ale na szczęście tak nie było.
Potem już nie miałem zbyt wielu przygód. Ot, kilka tuneli, w tym jeden z zakazem wjazdu rowerem, w innym tunelu wpadłem w poślizg, bo jechałem zbyt blisko lewej krawędzi. Zadziałał system antywypadkowy i odczepiła się przyczepka. W jeszcze innym tunelu było tak brudno, że całe nogi miałem czarne, nie wspominając o rowerze i sakwach. A po wyjechaniu z jeszcze innego tunelu przebiłem przednią oponę tak, że już nie działała metoda dopompowania co 10 km. Musiałem wymienić dętkę.
Dojechałem do mojego celu. Oczywiście spóźniony przez dzisiejsze problemy orientacyjne oraz techniczne. Pensjonat przeznaczony dla kobiet, ale właścicielka zrobiła wyjątek. Pewnie dlatego, że nie było gości – miałem po raz kolejny cały budynek tylko dla siebie. Takie proste życie wiedzie się na wsi.
Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, setki i więcej, kraje / Japonia, terenowe, z sakwami, za granicą, Japonia / Mie, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Pod Poznaniem, część 11

  87.11  04:44
Dawno nie jeździłem na rowerze, bo musiałem nieoczekiwanie wyjechać, ale wróciłem i skorzystałem z okienka pogodowego. Miało nie padać. Tylko ten wiatr.
Dzisiaj nie było nic ciekawego. Przejechałem się po Poznaniu w poszukiwaniu jakichś nowych dróg, ale bez skutku. Wpadłem na pomysł, aby z Rokietnicy do Pamiątkowa pojechać polną drogą. Rower wyglądał jeszcze gorzej niż po kąpielach solankowych tej zimy. Do Szamotuł pojechałem tą drogą o nowej nawierzchni i jeździ się tamtędy o wiele przyjemniej. Dalej przez Kazimierz trafiłem niechcący do Tarnowa Podgórnego. Zmęczony po walce z wiatrem, nie miałem ochoty na wygodny powrót do domu, chciałem się tam znaleźć szybko. Wybrałem drogę wzdłuż krajówki, ale w Poznaniu jeszcze pojechałem do marketu budowlanego po kartony. Wkrótce się przeprowadzam.
Kategoria Polska / wielkopolskie, terenowe, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 28

  24.76  01:31
Pogoda się popsuła. Gdy przyszły mrozy, to wszystko było w porządku, ale potem pojawił się śnieg, zaczęli sypać na potęgę solą (gdy patrzę jak koszmarnie wyglądają auta, to aż źle mi się robi na myśl o napędzie w rowerze), przyszły roztopy, a przez noc wszystko zamarzło, no i od popołudnia miał znów pojawić się śnieg. Nie mogłem więc wybrać się nigdzie. Pozostało kręcenie po okolicy.
Wybrałem zachodni klin zieleni, bo uważałem, że to będzie bezpieczne miejsce na przejażdżkę. Niestety już wyjście pod blok pokazało, jak straszna była pogoda. Ślisko wszędzie, więc trzeba było uważać. No, może nie tak ślisko, jak w parku. Tam to dopiero taniec na lodzie. Na szczęście ani razu się nie wywróciłem, ale jazda 10 km/h czy przejazd przez środek drogi pokryty lodem były na tyle nieprzyjemne, że gdy tylko wydostałem się z parku, skierowałem się prawie że prosto do domu.
Kategoria Polska / wielkopolskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Złoty Poznań

  35.24  02:08
Miało padać, więc nic nie planowałem, ale gdy za oknem słońce oświetlało złoto na drzewach, musiałem wyjść. Wziąłem aparat i ruszyłem w miasto.
Wsiadłem dzisiaj na Treka, bo gdyby jednak zaczęło padać, to nie byłoby mi go szkoda. Ciężki i powolny, ale za to połyka wszystkie poznańskie dziury zamiast się na nich rozbijać. Skierowałem się na początek do parku Czarneckiego, ponieważ to właśnie tam znajduje się najpiękniejsza w Poznaniu aleja. Przejechałem wczoraj przez ten park i nie mogłem oprzeć się ponownej wizycie z lepszym sprzętem do fotografowania. Nawet słońce dopisało. Potem oczywiście zajrzałem do Cytadeli, bo tam też zawsze można liczyć na ładne ujęcie. Pomyślałem również o pewnym budynku oplecionym jakąś rośliną, a że roślina zmieniła kolor na jesienny, to nie mogłem przegapić możliwości sfotografowania jej. Przypomniała mi się potem ściana sprzed dwóch dni, na której podobna roślina rozpuściła swoje pnącza, więc pojechałem na Ławicę. Nie chciało mi się jednak wyjeżdżać za miasto. Wjechałem do Lasku Marcelińskiego. Jesień również i tam użyła swoich farb, więc miałem chwilę radości, jeżdżąc w tę i we w tę. A nie mogłem też przegapić zachodniego klina zieleni, ale coś zieleń mocno się trzyma tam na drzewach, więc uciekłem szybko. Do domu wróciłem po drogach dla rowerów przy Witosa, o których nie miałem pojęcia.
Kategoria Polska / wielkopolskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Zielonka jesienią zielona

  47.49  02:34
Ostatnio jeżdżę tylko po mieście, więc tym razem wyrwałem się dalej, żeby nie zanudzić się na ulicach Poznania.
Poprawki do wytyczonych miesiąc temu dróg i pasów rowerowych w centrum Poznania wciąż trwają, ale mimo to wciąż się tam kręcę, aby obejrzeć i ponarzekać. Przejechałem się po Gdyńskiej, ale od pół roku nic nie ruszyli z drogą dla rowerów, więc pewnie będzie trzeba poczekać do wiosny, aż skończą wiadukt i łaskawie wezmą się za takie nic nie znaczące wykończenia.
Dojechałem do Zielonki, a tam jakoś tak zielono. Wciąż nie widać jesieni. Czekam zatem, aż jesień wyciągnie swoje farby. Trafiłem na ogłoszenie, w którym Policja oferuje 5 tys. zł za pomoc w złapaniu wandalów, którzy niszczą ambony myśliwskie. Ciekawe, czy to jacyś pseudo obrońcy zwierząt czy miejscowa patologia.
Ostatecznie nie dojechałem do serca puszczy i wydostałem się z niej. Ruszyłem inną drogą, żeby nie wracać się ponownie przez Koziegłowy. Znalazłem też odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, dlaczego jadąc ostatnim razem przez Wierzenicę, wylądowałem na starej krajówce. Właściciel kilku działek postanowił je ogrodzić (tylko po co, skoro nic na nich nie ma?) i zmienił się układ dróg, przez co przegapiłem właściwe skrzyżowanie.
To chyba tyle na dziś. W Poznaniu dzisiaj jakoś mało idiotów bez świateł, ale gdy już jakiś się trafi, to oczywiście czarny jak śmierć.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Wyprzedzić jesień

  131.59  06:35
Wydaje się, że niedawno kupowałem bilet na Islandię, a to już prawie 2 miesiące jak stamtąd wróciłem. Ale ten czas leci. Kilka dni temu zauważyłem, że w Poznaniu wiele drzew zrzuciło już liście. To na pewno toksyczne powietrze, dlatego musiałem się stamtąd wyrwać. Pojechałem do Puszczy Noteckiej.
Skwar był nieznośny już od początku podróży. Temperatura wynosiła 33–36 °C i nie było nawet odrobiny wiatru. Można było liczyć najwyżej na opory powietrza. Szukając jakiejś ciekawej drogi, wpadłem na pomysł dostać się najpierw do Kaźmierza, ale coś mi nie wyszło i dojechałem tam okrężną drogą przez Tarnowo Podgórne. Dalej do Szamotuł, skąd wymyśliłem, aby wyjechać inną drogą. Tak wpadłem na piaski, przez które się jakoś przedarłem. Myślałem, że wyjadę we Wronkach, a tu niespodzianka, bo dotarłem do Obrzycka. To nic, i tak moim planem była Puszcza Notecka.
Jazda przez las przynosiła dużą ulgę. Przynajmniej przez las liściasty. Na szczęście słońce powoli skłaniało się ku horyzontowi, więc już tak nie prażyło. Po wjechaniu na leśne drogi było z początku grząsko, ale potem znalazłem szutrową drogę, która biegła zygzakiem. Dalej znalazłem drogę asfaltową, którą dostałem się do Obornik. Było już po zmierzchu. Niestety nie udało mi się uchwycić żadnego ładnego zdjęcia przed zachodem, a wciąż tak mocno poluję na to, aby uchwycić coś cieszącego moje oko. Teraz będę miał coraz więcej czasu na to, bo zmrok przychodzi coraz szybciej. Dzisiaj zastał mnie po raz pierwszy od dawien dawna, bo już nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałem po ciemku. Na Islandii się nie liczy, bo tam zawsze było widno.
Miałem do wyboru powrót do Poznania po krajówce lub przez wioski. Chyba się zamyśliłem i ostatecznie pojechałem po drodze krajowej. Strasznie duży ruch, auto na aucie. Musiałem czekać kilka minut, aby móc się włączyć do ruchu (porąbane chodniki dla rowerów po przeciwnej stronie drogi). Dobrze, że jest tam ociupina pobocza, to byłem spokojniejszy o siebie. Jedynie kierowcy tirów wydawali się agresywniejsi niż zwykle, ale przecież się mieścili. W każdym razie, ruch się zmniejszył (kierowcy zachowywali większy odstęp) dopiero za węzłem z drogą ekspresową. Tak jakby zabrać co drugi pojazd w porównaniu do tego, co było wcześniej.
Kategoria po zmroku i nocne, Puszcza Notecka, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery