Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2019

Dystans całkowity:1302.92 km (w terenie 3.40 km; 0.26%)
Czas w ruchu:76:18
Średnia prędkość:16.08 km/h
Maksymalna prędkość:65.39 km/h
Suma podjazdów:7347 m
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:62.04 km i 3h 48m
Więcej statystyk

Od zamku do zamku

  82.60  04:40
Zatrzymałem się w hotelu położonym przy arkadach. Nie miał więc własnego parkingu, dlatego personel skierował mnie na najbliższy dostępny. Jakże się zdziwiłem, gdy rano zastałem parking prawie pusty i... zamknięty. Z tablicy informacyjnej zrozumiałem, że jest to parking dla klientów arkad, czyli jest czynny od 10 do 10. Czekały mnie dwie nieproduktywne godziny.
Odebrałem rower, na którym była karteczka z ostrzeżeniem o usunięciu dobytku w przypadku zbyt długiego okresu parkowania. Raczej standard, chociaż wydaje mi się, że na ruchliwych ulicach w Tōkyō sprzątają rowery bez upomnienia i wtedy trzeba dostać się do strzeżonego parkingu i zapłacić kaucję. Na szczęście jedynymi tarapatami do tej pory związanymi z rowerem były te dzisiejsze.
Ruszyłem na wschód. Było upalnie już od rana. Nie odmówiłem sobie przejażdżki obok zamku. Nie chciałem jednak wstępować do środka, bo byłem już na tylu, że mogłem się domyślać, co czeka zwiedzających. Wjechałem na główną drogę i trzymałem się jej aż do Himeji. Nic ciekawego po drodze poza dużą liczbą aut. Nawet trafiłem na korek tak długi, jak wiosną, gdy auta oczekują na wjazd na parking przy parku z kwitnącymi wiśniami. Tym razem jednak nie znalazłem przyczyny korku, bo po dotarciu na jego początek widziałem tylko kurz odjeżdżających aut.
W Himeji oczywiście pojechałem pod zamek, który uważany jest za najpiękniejszy w Japonii, ale zajrzałem tylko na chwilę. Byłem w jego wnętrzu i tyle mi wystarczyło. Nic się nie zmienił, pomijając wieżyczkę w remoncie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Hyōgo, Japonia / Okayama, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Okayama

  19.64  01:26
Zaplanowałem krótki dystans, bo miało lać cały dzień, a krucho z bazą noclegową w tym regionie, aby dostać się gdzieś dalej.
Zebrałem się późno. Deszcz przestał padać, więc zrobiłem krótki objazd po Kurashiki. Zaczęło ciapać, gdy opuszczałem centrum. Potem na zmianę lunęło, przeszło, pojawił się kapuśniak. Do tego wiało w twarz.
Dowlokłem się do Okayamy, gdzie mogłem zameldować się wcześniej w hostelu. Mając jeszcze dużo czasu przed pracą, wyszedłem na obiad do baru z sushi. Zdałem sobie sprawę, że nie jadłem sushi chyba od dwóch miesięcy.
Pogoda się poprawiła na tyle, że słońce zaczęło smażyć. Jeszcze wyjdzie, że z tej prognozy deszczu na najbliższy tydzień wyjdą nici i złapie mnie japońskie lato. Nawet nie chcę o tym myśleć.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Okayama, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Wracam do odwiedzonych miast

  65.29  04:32
Zostałem w Onomichi drugi dzień, aby odpocząć po szalonym weekendzie. Obawiałem się też burz nadawanych w prognozie, ale padało wyłącznie po nocach. Odwiedziłem dzięki temu wzgórze, na którym zatrzymałem się półtora roku temu. Dorzucam kilka zdjęć z wczoraj.
Ulice były mokre, gdy ruszałem, a po kilku chwilach nawet zaczęło kropić. Padało tylko przez godzinę, więc nie przemokłem, a w tak wysokiej temperaturze nawet nie chciałem niczego więcej na siebie zarzucać poza koszulką i spodenkami.
To był jakiś leniwy dzień. Chyba za krótko odpocząłem. Mam jednak nowe plany i chcę się ich trzymać. A dzień nie był ciekawy. Chciałem zatrzymać się w barze z sushi, ale wlokłem się tak bardzo, że zabrakło czasu. Kurashiki na szczęście zwiedziłem ostatnim razem, więc tutaj niczego nie straciłem. Wieczorem zaczęło porządnie lać. Mój biedny rower dzisiaj niestety nie otrzymał schronienia pod dachem.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Hiroshima, Japonia / Okayama, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Po drugiej stronie wysp

  41.94  02:30
Ruszyłem leniwie. Prognoza pogody na najbliższy tydzień nie napawa optymizmem. Byłem przygotowany na jazdę w deszczu. Pojechałem najpierw zjeść śniadanie w sklepie wielobranżowym (tzw. konbini), potem zwiedziłem jedyną dzisiaj stację drogową (tzw. Michi-no-Eki) i zacząłem podjazd do mostu na kolejną wyspę. Mosty są bowiem odcinkami autostrady, ale ich część została przystosowana dla ruchu pieszych, rowerów i skuterów. Trzeba się tylko dostać kilkadziesiąt metrów na górę.
W miasteczku moją uwagę przyciągnęła pagoda stojąca na wzgórzu, więc w oczekiwaniu na deszcz, zatrzymałem się pod świątynią i zrobiłem sobie krótką pieszą wycieczkę na wzniesienie. Potem przejechałem kolejny most i jeszcze jeden. Nadal nie padało, gdy docierałem do ostatniego. Po męczącym weekendzie miałem jednak dość wspinaczki, więc skorzystałem z promu, aby przedostać się na Honshū. Tam tylko dojechałem do hostelu i zakończyłem ten nieprzewidywalny dzień. Deszcz zaczął padać późną nocą, ale tak się to skumulowało, że aż dostałem ostrzeżenia przed silną ulewą.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Ehime, Japonia / Hiroshima, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Połowa Shimanami Kaidō

  130.78  07:37
Dzisiaj upał trzymał od samego poranka. Ruszyłem w górę rzeki. Nachylenie było niewielkie, więc jechało się nie najgorzej. Za to zjazd był stromy.
Matsuyamę, duże miasto stojące przede mną, ominąłem bocznymi, spokojnymi drogami. Wjechałem na przybrzeżną drogę, choć linia brzegowa nie była tak piękna, jak w innych częściach Japonii.
Na jednej ze stacji drogowych zauważyłem rowerową książeczkę kolekcjonerską. Kasjerka wyjaśniła, że wokół wyspy można zebrać pieczątki na stacjach drogowych i otrzymać nagrodę. Zupełnie jak moja koreańska przygoda. Tylko tutaj wyspa jest mniejsza. Ciekawy pomysł na kolejną podróż na Shikoku.
Dotarłem do Imabari, do wjazdu na szlak Shimanami Kaidō. Zastał mnie zmierzch, więc widoki były przepiękne. Niestety nie widziałem zachodu słońca, bo akurat przejeżdżałem przez wyspę. Zatrzymałem się w połowie szlaku w najbardziej przyjaznym rowerom hostelu jaki kiedykolwiek widziałem. Mają tu nawet pokoje z hakami do zawieszenia roweru.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Ehime, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Promem na Shikoku

  139.61  08:51
To był długi dzień. Zaczął się od pożegnania z gospodarzami domu gościnnego. Udałem się prosto do chramu Usa-jingū, który planowałem odwiedzić wczoraj, ale spędziłem wtedy za dużo czasu w górach i nie zdążyłem. Jest to spory obiekt, więc trzeba było się nachodzić i z braku czasu poszedłem tylko do głównego budynku.
Podjazd przez góry dzielące mnie od Beppu był lekki i przyjemny, bo nachylenie było niewielkie, a zachmurzone niebo przyniosło normalną temperaturę. Niestety to się zmieniło po drugiej stronie. Chmury przepadły i zaczęło być upalnie.
Planowałem zobaczyć 7 Piekieł Beppu, czym określane jest 7 gorących źródeł, które są bardziej do zwiedzania niż do kąpieli. Każde ma inny wygląd, a wstęp do wszystkich to osobna i spora opłata. Z tego powodu zrezygnowałem całkowicie z atrakcji.
W mieście Ōita upał zaczął doskwierać. Podczas postojów na światłach rower nagrzewał się tak bardzo, że aż parzył. Miasta wylane betonem ze znikomą roślinnością. Do tego słońce świecące pionowo, więc brak cienia ze strony budynków. Całe szczęście dalej pojawiły się nieliczne drzewa i choć dużej ochłody nie dawały, to można było pod nimi przeczekać na zielone. Dopiero przy obszarze przemysłowym znalazł się lasek ciągnący się przez kilka kilometrów. Tego w miastach brakuje dla ochłody – szerokie pasy zieleni z dużą liczbą drzew.
Jechałem na prom. Planowałem dostać się do niego i mieć sporo czasu na obiad i odpoczynek. Niestety coś nie wyszło, bo znalazłem się na miejscu na kilka minut przed rejsem. Całe szczęście procedura kupna biletu poszła sprawnie i – jako ostatni pasażer – znalazłem się na promie na Shikoku.
Miałem tyle planów związanych z Kyūshū, ale z powodu klęski żywiołowej na południu musiałem z nich zrezygnować. Teraz tylko chciałbym uciec od upałów, bo pora deszczowa wkrótce minie i dzisiejsze popołudniowe piekło będzie codziennością.
Po ponad godzinnym rejsie znalazłem się na wyspie. Miałem kawałek do celu, ale zapomniałem o sprawdzeniu drogi, a właściwie przekroju wysokości. Okazało się, że musiałem zrobić mnóstwo podjazdów. Wjechałem też do setki tunelów, zastał mnie zmrok, a na końcu podróży byłem wykończony. To był długi dzień.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Ehime, Japonia / Ōita, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Świątynia na środku góry

  63.89  03:27
Zostawiłem bagaż w domu gościnnym i ruszyłem w kierunku pobliskiej góry. Początek szedł lekko, potem zaczęły się schody, a właściwie stromy podjazd. Całe szczęście droga była otwarta dla ruchu rowerowego (w Japonii potrafią najciekawsze drogi przerobić na dostępne tylko dla aut). Wjechałem na górę, potem zjechałem i znowu wjechałem. A miało być prosto do celu.
Dotarłem na parking pod świątynią Futago-ji. Na schematycznej mapie okolicy została przedstawiona na środku góry, dawnego wulkanu. Przed wejściem stała budka, ale zamiast biletera była puszka na pieniądze. Na placu przed świątynią nic się nie wyróżniało spośród setek innych świątyń. Droga w górę zabrała mnie do kilku posągów, budynków i konstrukcji. Dopiero świątynia wbudowana w wykutą skałę nadała temu miejscu wyjątkowości. Była jeszcze droga na szczyt, ale już nie miałem czasu na dalsze zwiedzanie. Musiałem wracać. Aby nie wydłużać powrotu, pojechałem po własnym śladzie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Ōita, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Słodki yuzu

  43.73  02:18
Zatrzymałem się w nietypowym hotelu, bowiem został przekształcony na niego cały blok mieszkalny i każdy pokój hotelowy to było w rzeczywistości osobne mieszkanie. Jedno z mieszkań pełniło również rolę sali restauracyjnej, gdzie podano śniadanie. Bufet dla pięciu gości.
Ruszyłem wczesnym rankiem, bo wpadłem na pewien pomysł. Było pochmurno, zupełnie jak w czasie pory deszczowej sprzed dwóch lat. Jazda szła mi całkiem nieźle, do czasu gdy trafiłem na stację drogową. Może raczej powinienem powiedzieć: do raju. Znalazłem tam milion przeróżnych produktów o słodkim smaku yuzu. Nie mogłem się powstrzymać, aby czegoś nie kupić. Tym razem wypadło na marmoladę. Jadłem taką kilka razy i była przepyszna. Potem zatrzymały mnie jeszcze dwie stacje drogowe, aż dotarłem do domu gościnnego. Oczywiście spóźniony przez moją fascynację cytrusami.

Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukuoka, Japonia / Ōita, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Leżący Budda

  65.97  04:14
Rejs promem przebiegł pomyślnie. Japonia przywitała mnie deszczem, więc wczoraj przejechałem zaledwie kilka kilometrów z portu do hostelu. Zostawiłem tam swoje rzeczy i wyszedłem z parasolką załatwić kilka spraw. Niefortunnie poślizgnąłem się. Zdarłem łokieć i obiłem kolana. Rana na ręce paskudna, ale się zagoi. W sumie zdarłem skórę w miejscu, w którym miałem bliznę po poprzednim szlifie – wtedy jednak spadłem z roweru. Najbardziej mnie martwi lewe kolano, bo boli podczas chodzenia. Całe szczęście nie podczas jazdy.
Kiepski okres na wizytę w Japonii. Na południu wyspy Kyūshū ulewy spowodowały powodzie i osunięcia ziemi. Ponad milion osób dostało nakaz ewakuacji. Moje plany zahaczały o jeden z dotkniętych regionów, dlatego wolę nie ryzykować. Mimo wszystko nie chciałem jechać po raz kolejny tymi samymi drogami. Przestało padać, więc skierowałem się na wschód, gdzie spróbuję złapać prom na wyspę Shikoku. Myślałem, że objadę ją od południa, aby przejechać przez jedną z dwóch ostatnich prefektur, w których jeszcze nie byłem. Czyhające niebezpieczeństwo zmusza mnie do okrojenia podróży również po tej wyspie. Cóż, będę miał kolejny powód, aby wrócić do Japonii.
Pożegnałem się z osobami poznanymi w hostelu i powoli ruszyłem najkrótszą drogą. Brakowało mi Japonii przez ten miesiąc. Jechało się o wiele przyjemniej. Nawet upał nie przeszkadzał tak bardzo, jak w Korei, a było dzisiaj bardzo gorąco.
Miałem kilka gór do pokonania. Pierwszą musiałem przejechać wierzchołkiem przez zakaz wjazdu rowerem. Dzięki temu trafiłem do świątyni Nanzō-in. W sumie to z ciekawości zatrzymałem się obok schodów z buddyjskimi posągami, wszedłem na górę, a tam zaczepił mnie pracownik świątyni, wręczając mapę. Mieszając angielski z japońskim, powiedział mi o posągu. Mimo tabliczek informujących o charakterze świątynnym, że nie jest to miejsce turystyczne, a przychodzi się tam z modlitwą, poszedłem wskazaną drogą jeszcze wyżej. Zobaczyłem tam leżącego Buddę. Czułem się niezręcznie z myślą o charakterze miejsca, więc szybko je opuściłem.
Dalsza droga to nic specjalnego. Dojechałem do krajówki, przy której przez większą część biegły chodniki. Trafiłem też na dwa dłuższe tunele, które również pokonałem po wygodnych chodnikach (przypomnę tylko, że w Japonii jazda po chodniku jest akceptowalna, tak samo jak jazda rowerem pod prąd czy po złej stronie jezdni).
Napotkałem stację drogową, gdzie kierowcy mogą odpocząć, zjeść czy kupić lokalne produkty. Wyspa Kyūshū jest bogata w jeden, którego wyszukuję szczególnie – yuzu. Przepyszny cytrus, z którego wytwarzane są przeróżne produkty, począwszy od herbaty, na słodyczach kończąc. Dzisiaj znalazłem dżem oraz sos do sałatek o smaku yuzu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukuoka, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Koniec tej Korei

  29.59  02:06
Nareszcie podróż po Korei dobiega końca. Ostatnie kilometry, aby dostać się do portu i mogę stąd spływać.
Pojechałem najpierw do rzeki, aby wskoczyć na drogi dla rowerów. Nieźle się nagłowiłem. Mnóstwo schodów, murków, chaosu. Ciężko się jeździ po tym mieście. Długo jednak nie nacieszyłem się wolnością od aut, bo zaraz musiałem znowu włączyć się do ruchu. A jazda to koszmar, zwłaszcza że szukałem kilku sklepów, aby kupić parę pamiątek. Problem w tym, że sklepy znajdowały się po różnych stronach drogi, a gdy droga ma 10 pasów ruchu i zero przejść dla pieszych przez kilka kilometrów (zazwyczaj są przejścia podziemne, ale bez wind), wtedy odechciewa się jazdy. Dodatkowo było tak gorąco, że czułem jakieś osłabienie. Fatalne pożegnanie.
Zrobiłem zakupy, choć nie znalazłem wszystkiego, co planowałem. Najbardziej wybrakowane są tutaj pocztówki. Jedyne sklepy z nimi znalazłem w Seulu – i to na jednej jedynej ulicy, a rok temu spędziłem w stolicy aż tydzień, chodząc po straganach z różnościami i nie było ich nigdzie więcej. To już chyba na Tajwanie było lepiej.
Zjadłem ostatni posiłek, wydałem resztę lokalnej waluty i pojechałem do portu zameldować się na nocny rejs przez Cieśninę Koreańską.
Bilety na podróż do Korei kupowałem bez ułożonego planu. Dopiero na kilka dni przed rejsem dowiedziałem się o sieci szlaków rowerowych. Zdecydowałem, że zdobędę wszystkie, ale los miał inne plany i przejechałem 9 z 12 szlaków. Poszczęściło mi się z pogodą, bo pora deszczowa okazała się łagodna i padało zaledwie dwa dni (plus dwa łagodnie deszczowe dni przed monsunem).
Przejechałem po Korei ponad 2,5 tys. km. Jestem zaskoczony, bo ten czerwiec był moim najbardziej rowerowym miesiącem odkąd jeżdżę na rowerze.
Kategoria kraje / Korea Południowa, z sakwami, za granicą, wyprawy / Korea 2019, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery