Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

rowery / GT

Dystans całkowity:44006.31 km (w terenie 612.21 km; 1.39%)
Czas w ruchu:2068:25
Średnia prędkość:20.10 km/h
Maksymalna prędkość:66.05 km/h
Suma podjazdów:235967 m
Liczba aktywności:726
Średnio na aktywność:60.61 km i 3h 02m
Więcej statystyk

Kto pierwszy na drugą stronę wyspy?

  127.66  06:45
Islandzka pogoda nie ustaje. Chmury kłębiły się na niebie, tworząc piękne scenerie. Wstałem wcześnie rano, bo czekała mnie bardzo długa droga do celu. Było chłodno i bardzo wietrznie. Liczyłem na wczorajszy wiatr z zachodu, ale się przeliczyłem, bo zaczęło wiać ze wschodu, czyli bardzo nie na rękę.
Wydostałem się z miasta, ale droga była słaba, więc pojechałem nieco dalej, aby dostać się na wały przeciwpowodziowe. Droga nie była w najlepszym stanie, ale przynajmniej miałem ją tylko dla siebie. Gdyby jeszcze ten wiatr się zmienił.
Chcąc skrócić sobie pokręconą drogę, ruszyłem na wzgórza. Wygodny asfalt się skończył i wjechałem na szuter. Rower szosowy dawał radę za wyjątkiem stromych górek. Las stawał się coraz bujniejszy, a w pewnym miejscu wjechałem w strefę... dla cykad. Słyszałem z daleka ich odgłosy, a gdy przekroczyłem tę granicę, ich dźwięki towarzyszyły mi nieprzerwanie jeszcze przez kilka godzin. Jednak najbardziej mnie przerażało to, że słyszałem tylko cykady. Była to przeraźliwa „cisza”, bo wtedy zorientowałem się, że mogę nie być sam. Nie chodziło o ludzi, a o niedźwiedzie. Nie spotkałem żywej duszy od wjazdu do lasu, więc byłem odrobinę przerażony.
W końcu natrafiłem na bramę w środku lasu. Otworzyłem ją i za zakrętem znalazłem drogę asfaltową. Za sobą zaś informację ostrzegającą o niedźwiedziach. Żaden mnie nie zjadł, więc – jak to mówią – głupi ma szczęście.
Droga wzdłuż wybrzeża na początku przypominała te z Islandii. Było po prostu przepięknie. Szkoda tylko, że wiało. No, ale udało mi się sprawnie dojechać do miasta. W sumie wjechałem do niego na 50 km przed znalezieniem się w centrum, ale to szczegół. Po drodze spotkałem pierwszych na Hokkaidō rowerzystów z sakwami. Byli to również pierwsi spotkani sakwiarze w Japonii przez kilka ostatnich miesięcy. Przejazd przez miasto był trudny. Nierówne chodniki, duży ruch na ulicach i światła zmieniające się za szybko. Chyba z godzinę mi zeszło na przejechaniu przez zabudowania do mojego hotelu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, setki i więcej, terenowe, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

W Japonii jak na Islandii

  53.22  02:58
Dzień rozpoczął się słonecznie, choć wietrznie. Wokół można było dostrzec mnóstwo pięknych gór, zupełnie jak na Islandii. Przed startem zjadłem śniadanie podane przez właściciela noclegu. Nie ustępowało wczorajszej kolacji. Do pokonania miałem niewielki dystans, więc ruszyłem leniwie.
Wyjechałem z wioski rodem z Islandii. Trafiłem na mniej ruchliwą drogę, wokół której właściwie wszystkie krajobrazy przypominały mi o Islandii. Na rozwidleniu zjechałem na wały przeciwpowodziowe. Miałem równiutki asfalt tylko dla siebie. Szkoda, że drogi nie były połączone i musiałem przejechać po kilku szutrach.
Dla urozmaicenia krajobrazu zjechałem na wiejskie drogi. Asfalt był słaby, ale widoki już nie. Ziemniaki, zboże, kukurydza. Krajobraz zmieniał się z każdym skrzyżowaniem. Było prawie jak w Polsce.
W końcu dojechałem do Obihiro. Miałem bardzo dużo czasu przed zameldowaniem się, więc pokręciłem się po mieście, odnajdując dworzec centralny. Na mapie nie wypatrzyłem niczego interesującego, więc ruszyłem do największego parku, żeby spędzić tam czas wolny. Pokręciłem się po nim, trafiając na zoo. Tylko je objechałem, zauważając stado żubrów. A może to były bizony.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Na górze bez widoku

  84.08  04:31
Byłem na wielu górach, na których brakowało widoków. Dzisiaj trafiło na kolejną z nich. Wczoraj lało bez przerwy, więc przejechałem zaledwie parę kilometrów, aby zmienić hostel ze względu na brak miejsc. Byłem przygotowany również na deszcz dzisiaj, ale dzień zaczął się bezdeszczowo, a drogi zdążyły wyschnąć.
Początek podróży bez rewelacji, bo część dróg widziałem ostatnim razem. Chociaż podeszczowy krajobraz był nieco inny od tego sprzed deszczu. Podczas podjazdu na przełęcz zaczęło mżyć, ale na górze przestało. Zjechałem do Minami-Furano. Miasteczko wyglądało jak z Islandii wzięte. No, ciągnie mnie na Islandię. Z pewnością!
Jechałem dalej w górę. Minąłem miasteczko-widmo i dużo lasów. Zaczęło mżyć. Na górze przełęczy był parking z punktem widokowym. No i oczywiście przez mżawkę nie było nic widać, a z mapki poglądowej mogłem wyczytać, że na horyzoncie da się dostrzec nawet dwutysięczniki. Założyłem ubrania przeciwdeszczowe, bo czekał mnie dłuższy zjazd i ruszyłem na dół. Jeszcze temperatura spadła o kilka kresek, więc nie było za przyjemnie.
Próbując znaleźć drogę do celu, trafiłem na... polską wieś. Serio, klimat jak w Polsce. Mogłem porobić więcej zdjęć, ale z lekka się spieszyłem. Zatrzymałem się w kwaterze prywatnej. Kolacja, którą zaserwował właściciel smakowała niczym w luksusowej restauracji.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Droga dla ciężarówek

  88.38  04:52
Dzisiaj to mi się trafiło. Wstałem wcześnie rano i wielce się zdziwiłem. Była ósma, znajdowałem się w górach, a temperatura zupełnie jak poprzedniego dnia. Było po prostu ciepło. Dostałem śniadanie na drogę i ruszyłem. Miałem do pokonania dwie góry. No, może trzy, wliczając tę z wczoraj, ale to tylko rozgrzewka; szybko poszło.
Tak jak wczoraj, niebo było przepełnione ciężkimi chmurami. Dojechałem do głównej drogi prowadzącej na północ i okazało się, że prawie cały ruch stanowiły pojazdy ciężarowe. Jak nigdzie w Japonii, musiałem jechać w tak nietypowych warunkach. Całe szczęście pobocze było szerokie.
W sumie nie mam za wiele do opowiadania. Do pokonania założyłem sobie dłuższy dystans przez góry i szło mi całkiem nieźle. W miasteczku Shimukappu zatrzymałem się na stacji drogowej Michi-no-Eki, gdzie zjadłem obiad i obejrzałem szeroki wybór lokalnych produktów. Na drodze miałem jeszcze jedną górę. Właściciel noclegu, z którego wyruszyłem powiedział, że dzisiaj spotkam niedźwiedzia. Niestety, przejechałem przez przełęcz, zjechałem daleko w dół i dotarłem do miasta Furano, nie spotykając żadnego misia. Może innym razem. Tymczasem dotarłem do hostelu. Tak się cieszyłem, że uciekłem z Sendai przed deszczem, a deszcz przyszedł za mną. Będzie lało przez kilka dni.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Hokkaidō

  90.84  05:09
Po ponad 15 godzinach rejsu promem dopłynąłem do Tomakomai. Przywitała mnie przyjemna temperatura. W Sendai zaczął się sezon deszczowy, więc trafiłem idealnie, bo Hokkaidō jest pozbawione tego sezonu. Co więcej, klimat wyspy jest taki sam jak w Polsce!
Tak właściwie Hokkaidō nie było w moich planach, ale ponieważ mój pobyt w Azji przedłużył się, to nie mogłem sobie odmówić, aby zwiedzić drugą co do wielkości wyspę Japonii. Na miejsce dotarłem przed południem. Dopompowałem koło w przyczepce i ruszyłem wokół wyspy. Niestety nie jest ona licznie zamieszkana, toteż znalezienie dogodnej sieci noclegów nie jest łatwe. Niestety z powodu mojej pracy nie mogłem skorzystać z noclegów pod namiotem. W ten sposób, zamiast wokół wyspy po linii brzegowej, musiałem ruszyć w głąb lądu.
Spodobały mi się szerokie drogi. Stare i nierówne, ale wiele z nich miało pobocza zamiast nędznych chodników, więc jechało się zdecydowanie wygodniej niż w pozostałej części Japonii. Niestety wiał silny wiatr, więc odczuwalnie było zimno. Grube chmury i góry w oddali mocno przypominały mi o Islandii. Zaczynało mi się podobać na Hokkaidō.
Całe szczęście droga wzdłuż wybrzeża skończyła się i skończyło wiać. Droga w kierunku centrum wyspy zaczęła mi z kolei przypominać o wyspie Amami. Tyle wspomnień. Już nie mówiąc, że widziałem mnóstwo koni, niczym na Islandii.
Mimo braku wiatru, temperatura zaczęła spadać. Zacząłem obawiać się deszczu. Wjechałem na boczną drogę, ostatnią i wiodącą pod górę. Było pusto i wszystko wokół ucichło. Również kruki i cykady, które słyszałem wcześniej. Brak aut martwił mnie, bo na wyspie żyły niedźwiedzie i czytałem w niejednej historii o spotkaniach z tymi drapieżnikami.
Całe szczęście do celu dostałem się, spotykając wyłącznie jelenie, których w tych okolicach jest tak dużo, że są lokalnym przysmakiem. Zatrzymałem się w domu gościnnym, gdzie zostałem zaproszony na kolację w wyspiarskim stylu. Właściciel, który podróżował po świecie dużo, był bardzo rozgadany, więc spędziłem wieczór na rozmowie i delektowaniu się potrawami z grilla.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Maj 2018 (GT)

  83.01 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Japonia, rowery / GT

Japońskie specjały z telewizji

  140.14  07:02
To prawdopodobnie ostatnia wycieczka w tym miesiącu. W przyszłym tygodniu lecę z plecakiem na tydzień do Korei, a potem mam zaplanowaną ciekawą wyprawę po Japonii. Dzisiaj dzień był nieznośnie upalny, ale nie powstrzymało mnie to przed ruszeniem do miasteczka, które zostało przedstawione niedawno w reportażu w lokalnej telewizji.
Ruszyłem o 9 i w południe, po przebyciu 60 km, byłem na miejscu. Ruch był średni, więc pozwalałem sobie na jazdę po drogach zamiast po chodnikach. Mój pierwszy cel był niepozorny. Nieznajomość japońskiego z pewnością nie pomagała, ale był to jedyny budynek z parkingiem w okolicy, więc musiała to być właściwa restauracja. Menu też było po japońsku, choć przygotowali też plakat ze zdjęciami, więc pokazałem palcem i dostałem zestaw trzech makaronów soba. Niestety nie pomyślałem o tym, że było wiele rodzajów do wyboru i kucharz wybrał za mnie. Chciałem bowiem spróbować makaronu soba o smaku cytrynowym, a dostałem: tradycyjny, z ziarnami sezamu i trzeciego smaku nie rozgryzłem. Gdy płaciłem za obiad, właściciel podśmiechiwał się, że musiałem być głodny, bo zjadłem porcję dla dwóch osób. W telewizji reporter zamówił to samo danie!
Kolejny sklep znajdował się nieopodal. Wzdłuż ulicy stało wiele lokali usługowych i w jednym z nich mieścił się sklep z wyrobami cukierniczymi, a dokładnie z mochi, a jeszcze dokładniej z daifuku. Mochi jest ciastem ryżowym o ciekawej konsystencji (podobno nie każdy za tym przepada). Z kolei daifuku jest ciastkiem mochi z nadzieniem. Chyba najczęściej spotykana jest pasta (określana również jako dżem) anko wytwarzana z fasoli azuki. Miałem ochotę wypróbować pełen talerz z wszystkimi rodzajami, jak pokazali w telewizji, ale cena ok. 50 zł mnie zniechęciła. Wziąłem kilka różnych rodzajów, wliczając daifuku nadziewane truskawkami czy pastą zunda, która z kolei jest specjałem w Sendai. Wytwarzana z młodych ziaren soi, które można jeść również jako przekąskę zwaną edamame. Tak, Japończycy wiedzą dużo o jedzeniu, więc myślę, że wystarczy tych nazw.
Drogę powrotną oczywiście wybrałem inną dla urozmaicenia widoków. W miasteczku Ōsaki trafiłem na jakąś historyczną dzielnicę, ale pogubiłem się i odwiedziłem wyłącznie park stróżowany przez, jak mniemam, lokalną postać historyczną. Dalej, no cóż, nic ciekawego. Słońce rzuciło blask na góry, dzięki czemu miałem piękne widoki późnym popołudniem. Jakoś tak wyszło, że odwiedziłem Miyatoko po raz trzeci. I tyle, wróciłem do domu przed zmrokiem.
Kategoria kraje / Japonia, setki i więcej, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Historyczna wieś Miyatoko

  37.06  02:02
Dzisiaj znowu krótko. Znalazłem na mapie muzeum w Miyatoko, więc postanowiłem spróbować jeszcze raz zobaczyć tę wieś. Było pochmurno, ale ciepło i duszno. Czuć zbliżające się lato.
Na miejscu trochę zabłądziłem, bo choć miejsce na mapie było, to nie wiedziałem jak się do niego dojechać. W końcu znalazłem drogę koło szkoły, zostawiłem rower i... nikogo nie zastałem. Pierwszy budynek był otwarty, ale nikogo nie było w środku, więc nie wiedziałem jak zapłacić za bilet. Przed drugim budynkiem wisiało wielkie ogłoszenie, z którego zrozumiałem, że jest zamknięte. Wszedłem więc na ogólnodostępny szlak na wzgórze. Na szczycie, jak się domyślam, można było przeczytać (po japońsku) o zamku, który stał na sąsiednim wzgórzu. Tyle zwiedzania. Drogę powrotną obrałem przez miasto Tomiya. Chmury skomponowały kilka ładnych widoków.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Aoba Matsuri

  10.58  00:32
Rozpoczął się duży festiwal w Sendai. Z japońskiego: matsuri. W sumie chyba każde miasto ma swój festiwal, a byłem już na kilkunastu podczas mojego pobytu w Japonii. Aoba Matsuri trwa dwa dni i wczoraj nie chciało mi się nagrać trasy, ale zebrałem tyle zdjęć, że musiałem dodać jakiś wpis. Będzie więc mało tekstu, a dużo widoków.
Wczorajsza część festiwalu była wypełniona wyłącznie paradą taneczną. Kilkanaście grup konkurowało ze sobą, przechodząc po miejskim deptaku, tańcząc i śpiewając. Dzisiaj atrakcją była parada, która przeszła głównymi ulicami. Poza grupami z dnia poprzedniego pojawili się ludzie w przebraniach z dawnych epok, a także mobilne kapliczki i inne pojazdy ciągnięte przez kolejnych ludzi. Wszyscy uśmiechnięci, dobrze się bawili i dali przepiękny pokaz. Było co oglądać. Parada przeniosła się na kolejną ulicę, gdzie po widowisku nastało oficjalne zakończenie festiwalu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Miyatoko

  51.47  02:39
Lało przez kilka dni. Dzisiaj też coś miało popadać, więc przez niebo sunęły ciężkie chmury. Zaryzykowałem, dzięki czemu uchwyciłem kilka ładniejszych zdjęć.
Chciałem pojechać tylko kawałek na północ. Najpierw po drogach osiedlowych, potem po trochę bardziej zatłoczonych, aż dojechałem do miasteczka Taiwa. Tam zdecydowałem się na powrót drogą przez dolinę, w której trafiłem na znaki kierujące do historycznej wsi Miyatoko. Niestety przegapiłem któryś ze znaków, bo we wsi się znalazłem, ale nic szczególnego nie przyciągnęło mojego wzroku i nieświadomie przejechałem przez nią. Przynajmniej widoki były przepiękne.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery