Pierwsza od pięciu lat majówka w Polsce (kolejną była podróż przez
Czechy, Austrię i Słowację, a trzy następne spędziłem w
Japonii). I w sumie jest ona podobna do tej
sprzed pięciu lat, bo nie organizowałem niczego ciekawego. Tym razem przez pandemię i zakazy, ale również przez deszcze, które w końcu przyszły. Niestety albo stety jest ich niewiele, więc dla rowerzysty to przeszkoda, a dla obecnej sytuacji w przyrodzie to niedostatek.
Padało w południe, więc wyszedłem przed wieczorem. Kałuż prawie nie było, więc pojechałem na Dębiec, żeby pojeździć po parku Dębina. Pierwszy raz go eksplorowałem, bo zawsze jeździłem tylko dwiema drogami na krzyż (dosłownie, bo z północy na południe lub z zachodu na wschód). Spotkałem tam trochę ludzi, nie było błota, zobaczyłem kilka ładnych widoczków. Skończyłem objazd przed zmierzchem, dzięki czemu znów załapałem się na złotą godzinę przy owocującym mniszku lekarskim. Podoba mi się ta baśniowa kolorystyka.
W Japonii o tej porze roku kwitnie
glicynia, a w Polsce są to bzy. Tylko jakoś nie mam do nich szczęścia w Poznaniu, bo do tej pory zauważyłem tylko jedno drzewo.
Kilka dni temu trafiłem na informację, że magazyny „Rowertour” oraz „n.p.m.” z końcem ubiegłego roku przestały być wydawane. Kupowałem je parę lat temu, dopóki nie zaczęło brakować egzemplarzy w sklepach, nawet pojechałem na jedną ich
galę, potem wyjechałem do Japonii i najwidoczniej ogólne zainteresowanie magazynami spadło. W dzisiejszej powszechności dostępu do internetu, wciąż rozwijających się serwisach dla sportowców, ale także rosnącej konkurencji – to było koleją rzeczy. Oby Bikestats nie podzielił tego losu.