Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

na trzech kółkach

Dystans całkowity:12316.70 km (w terenie 14.33 km; 0.12%)
Czas w ruchu:694:01
Średnia prędkość:17.75 km/h
Maksymalna prędkość:60.43 km/h
Suma podjazdów:84734 m
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:73.75 km i 4h 09m
Więcej statystyk

Słoneczna Okinawa

  37.80  02:25
Dzisiaj pogoda przesadziła. Było wręcz upalnie. Termometr wskazywał ponad 23 °C, ale odczuwalnie było ok. 30 °C. Do tego świeciło słońce i było prawie bezwietrznie. Lato, a nie jakaś tam zima.
Ruszyłem dalej na północ. Miałem jeszcze krótszą drogę do kolejnego domu gościnnego niż poprzedniego dnia, więc zaplanowałem trochę sobie ten dystans wydłużyć. Dotarłem jednak do miasta Nago, gdzie dałem się skusić znakom prowadzącym do miejsca, gdzie w dawnych czasach znajdował się zamek. Trzeba było trochę pojechać pod górę, więc zacząłem jechać – mozolnie, ale przynajmniej na zboczach powietrze zrobiło się rześkie. Niestety, moje szczęście zrujnowały roboty drogowe i musiałem zawrócić. Nie poddałem się i ruszyłem pieszo po ścieżkach na mapie, i... wróciłem do punktu wyjścia. Ale! Zauważyłem na mapie (wszystko po japońsku lub okinawsku) jakieś ścieżki, które mnie zainteresowały. Tym zbiegiem okoliczności dostałem się na drugą stronę zamkniętej drogi i zawiodłem się. Cały czas byłem przekonany, że zobaczę jakieś ruiny zamku, a dopiero na końcu jakiejś drogi zdałem sobie sprawę z tego, że znajdowałem się w parku zamkowym, a nazwa była związana tylko z tym, że kiedyś stał tam zamek. Tego niestety zabrakło, więc cały trud poszukiwań poszedł na marne. Gdy wróciłem do roweru, czułem się wykończony od pokonania tylu schodów i stromych dróg.
Chciałem jeszcze przejechać przez wyspę Yagaji-jima, ale straciłem czas i energię w parku. Dojechałem mozolnie do domu gościnnego. Właściciela nie było, ale zostawił kartkę z instrukcją. Gdy wrócił, zaproponował, że zabierze mnie do supermarketu, bo nie spotkałem żadnego po drodze. Nie wspomniał jednak, że musi przy okazji oddać auto i załatwić kilka innych spraw. Rowerem obróciłbym w kilkanaście minut, a tak – wyszła ponad godzina.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Okinawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Ogrody Okinawy

  59.38  03:42
Wstałem wcześnie rano, aby pojechać do ogrodu, który wczoraj był zamknięty. Był ciepły i pogodny dzień.
Dostałem się do Shikina-en, historycznego ogrodu dynastii Ryūkyū. Ruszyłem po wyznaczonej trasie turystycznej, która prowadziła głównymi ścieżkami ogrodu. Można było zobaczyć wiele gatunków egzotycznych roślin, a bardziej ciekawscy turyści mogli spotkać jadowite węże (rozrywka raczej dla odważnych, bo nigdy nie wiadomo, gdzie ich szukać). Znalazło się też kilka zabudowań; o pustych wnętrzach, ale przejść się boso po pałacu to też ciekawe doświadczenie.
Zostało mi sporo czasu, więc pojechałem do jeszcze jednego ogrodu – Fukushū-en. Dużo inny niż japońskie ogrody. Wyglądał bardziej jak wyjęty z Chin i w sumie tak było, bo został zbudowany zgodnie z tradycjami regionu Fuzhou. Do tego było w nim pełno Chińskich turystów, więc robienie zdjęć szło powoli. Po obejściu całego ogrodu wróciłem do hostelu po swoje rzeczy i ruszyłem na północ.
Drogę do domu gościnnego miałem krótką, więc nic się nie działo. Minąłem bazę wojskową. Amerykańce tak hałasowali, że ciężko było wytrzymać. Nie wiem, jak mieszkańcy ich tolerują. Nie dziwię się, że wzrastają napięcia wobec wojska stacjonującego tam.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Okinawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Japoński wiatr

  53.89  03:27
Temperatura nadal trzyma się nisko. Właściciel hostelu powiedział, że jest bardzo zimno, chociaż za bardzo tego nie odczułem. Poczułem za to wiatr, który nieustannie wiał. Dzisiaj był o tyle problematyczny, że całą drogę dmuchał w twarz.
Ciekawostką na dzisiaj będzie Chiringa-shima. Wyspa znajduje się ok. 800 metrów od wybrzeża i jest o tyle ciekawa, że przez kilka godzin podczas odpływu można się na nią dostać pieszo po wydmie uformowanej przez prądy morskie. Ta atrakcja nie jest jednak dostępna zimą, bo są inne prądy. Tak że tylko popatrzyłem sobie na wyspę i pojechałem dalej.
Wiatr nie ustawał i zrobiło mi się zimno. Natrafiłem na stację drogową (Michi-no-Eki), gdzie poza lokalnymi produktami można zjeść coś w restauracji. Pojadłem, ogrzałem się i gdy wyszedłem, na niebie pojawiło się słońce. Odrobina ciepła towarzyszyła mi do końca podróży. Wąska droga wzdłuż wybrzeża nie była najlepszym miejscem dla rowerzysty, ale sam tego chciałem. Po górach nie miałem ochoty jechać. Dzisiaj zatrzymałem się w innym hostelu, bo w poprzednim zabrakło miejsc.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Kagoshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Pomiędzy wulkanami

  80.22  04:36
Temperatura wzrosła dzisiaj raptem o jedną kreskę. Z doniesień pogodowych dowiedziałem się, że śnieg zasypał wschód Japonii. Zabawne, bo gdy byłem na wschodzie 2 tygodnie temu to zasypało zachód. Ja to mam szczęście. Ale może nie powinienem zapeszać.
Miałem wiele planów na najbliższe dni. Mogłem pozostać w Kagoshimie, podzielić podróż na dwa lub trzy dni. Wybrałem opcję drugą i ruszyłem na południe. Trochę przez góry, aby móc urozmaicić sobie podróż i nie wracać nazajutrz po własnym śladzie. A co planuję, o tym za kilka dni.
Było wietrznie, w sumie kolejny już dzień. Pojechałem w góry takimi drogami, że nikt nie chciał tamtędy jeździć. Miałem całe dwa metry szerokości drogi dla siebie; ale nie jechałem środkiem, bo jednak było za dużo zakrętów, zza których mogło coś wyjechać. Góra nie była wymagająca, toteż szybko na nią wjechałem. Potem trochę zjazdów i podjazdów, które mogłem ominąć, gdybym przyłożył się do planowania. Ledwo za górami schował się wulkan Sakurajima, a na horyzoncie pojawił się kolejny – Kaimon-dake. Niższy niż pierwszy, ale dużo piękniejszy.
Dojechałem do hostelu prowadzonego przez ekscentrycznego Japończyka. Lista zasad obowiązujących w obiekcie była taka sama jak w każdym innym tego typu, ale właściciel zrobił z nich problem i przedstawił wszystkie strasznie drobiazgowo, przez co komentarze na jego profilu na Airbnb skupiają się właśnie na tych zasadach.
Szkoda, że miałem pracę do wykonania, bo dowiedziałem się, że w pobliżu znajduje się niezwykły onsen – suna-mushi, czyli woda zastąpiona piaskiem. Para wodna przenika między kryształkami piasku, docierając do skóry. Zapomniałem wspomnieć, że w trakcie kąpieli „kąpiący się” jest zakopywany w piasku. Z pewnością ciekawe doświadczenie.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Kagoshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Sakurajima

  53.12  03:03
Kapeć okazał się poważniejszy niż myślałem. Były to łącznie 4 dziury, a właściwie 2 „snejki”. Łatanie nie poszło mi najokazalej, bo jedna łatka się odkleiła w trakcie naprawy. Za krótko odczekałem przed przyklejeniem jej i dopiero za drugim razem się udało. Miałem jeszcze wrażenie, że powietrze uciekało po założeniu koła, ale całe szczęście były to tylko zwidy.
Trafiłem na las bambusowy. Podobno wietrzna pogoda jest najlepsza, aby w takim lesie się znaleźć. Według mnie jest to najgorsza pora, bo odgłos jest jakby cały las chciał się na mnie zawalić. Nic przyjemnego.
W pewnym momencie zauważyłem coś w powietrzu. Na początku pomyślałem, że to pyłek z drzew, ale potem przyszło mi do głowy, że w pobliżu jest Sakurajima, jeden z aktywnych wulkanów. Dopiero gdy zatrzymałem się, aby pobrać próbkę, zrozumiałem, że to śnieg. Cóż, było zimno. Potem dowiedziałem się, że w reszcie kraju sypnęło porządnie.
Dojechałem do zatoki, skąd wzdłuż wybrzeża dostałem się do Kagoshimy. Całą drogę miałem widok na wspomniany już wulkan. Pojawiło się też więcej palm. Dzisiaj zatrzymałem się w hostelu.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Kagoshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kapeć u celu

  59.84  03:14
Z powodu deszczu zrobiłem sobie dzień wolnego i zwiedziłem miasto Hitoyoshi. Dzisiaj miałem się tylko dostać bardziej na południe. Nie mam za dużo do opisywania, bo droga nie była wymagająca. Wciąż czułem obolałe mięśnie po górach sprzed dwóch dni.
Było wietrznie i chłodno. Chyba gonił mnie deszcz, bo spadło kilka kropel, a w oddali było widać szary horyzont. Nic mnie na szczęście nie dopadło... poza kapciem. Raptem 2 kilometry przed celem straciłem powietrze w tylnym kole. Pompowanie nic nie pomagało, ale nie miałem siły na zabawę. Dopchałem rower do mojego miejsca noclegowego. Zajęło mi to pół godziny, ale pewnie tyle samo spędziłbym na łataniu dziury.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Kumamoto, Japonia / Kagoshima, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kawa pod górą

  111.62  07:06
Pożegnałem się z Ai i Osamu dzień wcześniej ze względu na niekorzystną prognozę pogody. Chciałem najpierw przedostać się przez góry, a potem to już co los przyniesie.
Dzień zaczął się tak samo jak wczoraj i tak samo założyłem zbyt ciepłe ubrania. Początek podróży był w miarę prosty. Podjazd zaczął się po kilku kilometrach. Droga o zmiennej szerokości przeprowadziła mnie przez tunel i sprowadziła na dół. Znalazłem się niżej niż w punkcie startowym, a przede mną stał tysięcznik. Już wiedziałem, że to nie był mój dzień.
Byłem głodny, bo od śniadania minęło trochę czasu. Objazd po wsi Shība nie przyniósł rezultatów. Poszedłem zobaczyć miejscowy chram i przy (prawdopodobnie) muzeum zostałem zaczepiony przez panią. Jakoś się dogadaliśmy, że jestem głodny i szukam restauracji, więc zaproponowała mi makaron soba. Przy okazji koleżanki z pobliskich sklepików z pamiątkami przyszły dowiedzieć się skąd jestem i dokąd jadę. Dostałem nawet mapę wsi, chociaż nie było mi dane niczego zwiedzać. Na pewno ciekawie byłoby zamieszkać na takiej wsi, gdzie każdy każdego zna.
Ruszając w dalszą drogę, dostałem jeszcze kilka słodyczy na czarną godzinę. Ledwo zacząłem podjazd, a znowu mnie zatrzymali. Tym razem Japończyk w średnim wieku był ciekawy mojego roweru. Zaproponował mi kawę w warsztacie kilkaset metrów w dół. Zostawiłem rower, żeby nie robić podjazdu jeszcze raz i skorzystałem z zaproszenia, wsiadając do jego pickupa. Okazało się, że on również był rowerzystą i przygotowywał się do maratonu. Powiedział, że na szczyt można dostać się w kilkadziesiąt minut, choć przy moim tempie ten czas wydłużał się sporo. Pokazał mi swój karbonowy sprzęt, mapę z drogą, którą obrałem, pogadaliśmy, wypiliśmy kawę i odwiózł mnie do mojego roweru. Wróciłem do mozolnej wspinaczki.
Na szczyt dotarłem o zmierzchu. Było tak ciężko, że często się zatrzymywałem. To był jednak początek, bo na zjeździe hamulce aż syczały. Nie mogłem się rozpędzać ze względu na krętą drogę i skały spadające ze stoku. Na dole panowały ciemności i w ogóle było tak cicho, brakowało ruchu na całym odcinku od Shīby. Czasem się bałem, że coś wyskoczy na drogę.
Rozgrzałem się pod automatem z napojami. Jak dobrze, że one są wszędzie. No, prawie wszędzie, bo dopiero w terenie zamieszkałym znalazłem pierwszy z nich. Potem zaczęła się kolejna droga w górę. Tym razem inna, bo nachylenie zmieniało się często. Czasem stawałem przed ścianą, którą mogłem pokonać tylko pchając rower. Drugi szczyt nie osiągnął tysiąca metrów, ale i tak dał mi w kość.
Pozostało zjechać z gór, co oczywiście nie było proste z powodu dziesiątek zakrętów i zmroku, a droga była w bardzo złym stanie. Stoczyłem się powoli i w pierwszych światłach dostrzegłem, że było 5 °C. Na szczycie odczuwalna była zdecydowanie poniżej zera.
Cała ta walka z górami zajęła mi tyle czasu, że zacząłem się obawiać o mój nocleg. Zameldowanie kończyło się o godz. 22, a ja wciąż miałem wiele kilometrów do miasta. Dałem z siebie wszystko pomimo zmęczenia. Na miejsce dotarłem na kwadrans przed 22 i nie zastałem nikogo. Pisanie wiadomości do obsługi hostelu nie przyniosło rezultatu, więc wypełniłem formularz rejestracyjny i wybrałem łóżko w pokoju. Tej nocy byłem jedynym gościem.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, po zmroku i nocne, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Kumamoto, Japonia / Miyazaki, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Wigilia w deszczu

  61.69  04:41
Nie planowałem zatrzymywać się w Kumamoto, ale ze względu na dzienny dystans musiałem podzielić wyprawę na dwa dni, dzięki czemu poznałem Davida. Zostałem też zaproszony przez poznanych niedawno Couchsurferów. Mieszkali w górach, więc czekało mnie trochę wspinaczki.
Przed wyruszeniem odwiedziłem centrum miasta, bo chciałem zobaczyć zamek. Zniszczenia po zeszłorocznym trzęsieniu ziemi były ogromne. Duża część murów czekała na odbudowę, a sam zamek był niedostępny. Przykry widok.
Odrywając się od przykrości, miałem piękne widoki przed sobą. Zamglone doliny układały szczyty gór w zachwycające warstwy. Te cuda jednak nie trwały wiecznie, bo gdy w końcu dotarłem do gór, wszystko zniknęło za drzewami. Dodatkowo po kilku kilometrach zaczęło padać. Nie przestawało aż do zmierzchu. Do bilansu problemów trzeba jeszcze doliczyć drogę zamkniętą na skutek osunięcia się ziemi. Całe szczęście losowo wybrana alternatywa doprowadziła mnie do cywilizacji, choć przy okazji wydłużyła moją podróż. Udało mi się wyciągnąć kilka razy aparat, aby złapać jeszcze kilka zniewalających widoków.
Jechałem mozolnie, byłem przemoczony. W pewnym momencie podjechał do mnie pickup. Zmartwiony deszczem i późną porą Osamu zaproponował, że mnie podrzuci. Tak dostałem się do domu jego i Ai, pary Japończyków, którzy mnie zaprosili.
Po raz pierwszy w życiu spędziłem wigilię w innym stylu – poza domem i chrześcijańskimi tradycjami. Zaserwowana kolacja była jednak wyjątkowa, bo spróbowałem specjału prefektury – basashi, czyli surowego mięsa konia. Trochę jak wieprzowina. Cóż więcej mogę powiedzieć? Polecam spróbować.
Kategoria za granicą, z sakwami, po zmroku i nocne, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Kumamoto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kumamoto

  76.40  04:25
Dzisiaj było pochmurno i wilgotno prawie przez cały dzień. Kierowałem się do Kumamoto, gdzie planowałem spędzić ponad tydzień z powodu wysokiego sezonu i wzrostu cen.
Znowu nie mam o czym pisać, bo jechałem mozolnie. Znowu brakowało mi energii. Dostanie się do Kumamoto zajęło mi 6 godzin zamiast zakładanych czterech. Planowałem zwiedzić miasto, ale nastał zmrok, gdy dojechałem na miejsce. Zatrzymałem się w Starbucksie, gdzie byłem umówiony z Davidem, Couchsurferem z Włoch. Pojechaliśmy do akademika, w którym mieszkał. Moja wizyta była wbrew zasadom, ale – jak mówił – w weekendy nikt nie pilnował. Przegadaliśmy kawał wieczoru, zostałem poczęstowany makaronem w stylu włoskim i przeplanowałem swój najbliższy tydzień.
Kategoria za granicą, z sakwami, po zmroku i nocne, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Fukuoka, Japonia / Kumamoto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Japońska Saga

  66.87  03:57
Przed wyruszeniem w dalszą drogę chciałem rozejrzeć się po miasteczku. Trochę się pogubiłem i z miejsc zaznaczonych na mapie nie odnalazłem niczego. Zrobiło się chłodno, więc pojechałem przed siebie.
Przez moment miałem wokół siebie góry, ale potem zaczęła się monotonna jazda po talerzu z widokami na pola uprawne. Poczułem się trochę jak w Polsce. Odskokiem od tego był pierwszy od ostatniej wymiany opon kapeć. Tym razem winnym okazał się kawałek plastiku.
Tak jadąc przed siebie, postanowiłem odwiedzić centrum miasta Saga. Z ciekawości, bo związku z sagami raczej nie ma. W centrum nie znalazłem niczego ciekawego, ale jadąc za znakami turystycznymi, trafiłem na chram Saga-jinja, po którym się chwilę przespacerowałem. Potem jeszcze znalazłem zamek, ale nie mogłem dostrzec cennika, więc nawet nie schodziłem z roweru, żeby się pofatygować do środka.
Ostatnią prostą pokonałem w świetle zachodzącego słońca. Dojechałem do mieszkania znalezionego przez Airbnb, zostawiłem rzeczy i odwiedziłem jeszcze pobliski Michi-no-Eki, żeby kupić coś do jedzenia. Sam nocleg był słaby, bo za ogrzewanie właściciel życzył sobie dodatkowej opłaty, chociaż dowiedziałem się o tym dopiero po przyjeździe. Nie było również dodatkowego koca, który dostawałem zawsze w noclegach z ogrzewaniem wliczonym w cenę. Poszedłem więc spać ubrany tak jak stałem.

Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Fukuoka, Japonia / Saga, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery